Pijana wojna = wojna z ludzką twarzą? Teza ryzykowna, ale raczej prawdziwa, bo jak pisze Autor: „[n]ie każdy żołnierz był bohaterem, nie każdy zabijał wrogów i nie każdy odniósł rany. Ale każdy pił”. „Pijana wojna” wpisuje się w trendy współczesnej historiografii. Piszemy i czytamy więcej o życiu zwykłych ludzi, patrzymy na procesy historyczne z perspektywy przeciętnego człowieka. Bo ileż można czytać o decyzjach polityków i sztabowców…
A więc atrakcyjny temat. Czego więcej potrzebuje dobra książka historyczna? Z pewnością interesującego przedstawienia – potrafię sobie wyobrazić, że nawet charakterystyką budynków gospodarczych w XVI-wiecznym folwarku pod Pcimiem może przy odpowiednim talencie zaciekawić czytelników. Obie te cechy łączy z pewnością książka Kamila Janickiego.
Janicki znalazł dla siebie niszę i świetnie ją zagospodarował. Podjął trud przeszukania pod kątem wątków alkoholowych kilkuset relacji z okresu II wojny światowej. Docenił także potencjał Internetu, a raczej jego użytkowników – na stronie redakcyjnej znajdujemy podziękowania dla użytkowników popularnego forum DWS.org.pl.
Książka składa się z obszernego wstępu i sześciu rozdziałów („Alkohol. Coś zupełnie normalnego?”; „Wojna zmienia ludzi… i kulturę picia”; „Pijaństwo i alkoholizm. Gdzie kończyła się akceptacja?”; „Skrajności w życiu żołnierza… na podwójnym gazie”; „Pijany jak…? Alkohol w opisie sojuszników i wrogów”; „Inne zastosowania alkoholu. Uniwersalna waluta, lekarstwo, materiał zbrojeniowy”). Zawiera indeks nazwisk, geograficzny i – uwaga – indeks napojów alkoholowych! Książka bez zarzutu ze strony wydawniczej. Czytelna czcionka, liczne fotografie. Autor ogranicza się do żołnierskich wspomnień z europejskiego i afrykańskiego teatru działań wojennych. Świadomie pominął relacje Włochów, Francuzów i obywateli Związku Radzieckiego. Wspomnienia tych ostatnich – jak pisze – zasługują bowiem na osobną, inaczej pomyślaną książkę.
Czyta się przyjemnie, bo książka napisana jest ciekawym, przystępnym i na ogół poprawnym językiem (z wyjątkiem garstki potknięć gramatycznych). Parę innych zgrzytów to zapewne efekt nieuwagi w tłumaczeniu. I tak na przykład na stronie 123. pada słowo „kombatant”, ale w odniesieniu do okresu, kiedy osoba ta była członkiem wojska. Słownik języka polskiego definiuje to słowo w następujący sposób: „były żołnierz regularnych formacji wojskowych, oddziałów partyzanckich lub uczestnik ruchu oporu; weteran”1. Autor użył go w angielskim, zupełnie innym sensie: „ktoś, kto bierze udział lub gotowy jest do podjęcia walki”2. Wielokrotnie (ss. 91, 94, 144, 147, 218) w przetłumaczonych wspomnieniach czytamy o menażkach (i ich opróżnianiu), gdy z kontekstu dość jasno wynika, że chodziło o manierki. Jeśli to błąd, to całkiem poważny – wszak to książka o piciu! Na stronie 218, we fragmencie wspomnień niemieckiego żołnierza, pojawia się miejscowość Pardbubitz, a przecież istnieje polski, jakże swojsko brzmiący odpowiednik – Pardubice.
Osoby, które tak jak ja lubią zerknąć do przypisów, mają utrudnione zadanie – umieszczono je bowiem na końcu książki. Odszukanie konkretnych informacji utrudnia to, że przypisy numerowane są od nowa w każdym rozdziale.
Autor nie ogranicza się do przytoczenia relacji i prostego komentarza. Stawia wiele głębokich pytań, próbuje wyciągać wnioski i uogólnienia. Mimo zauważonych niedociągnięć książkę oceniam pozytywnie i serdecznie polecam wszystkim Czytelnikom serwisu Konflikty.pl.
Przypisy
1. http://www.sjp.pl/kombatant [Dostęp 3.07.2012] Wytłuszczenie moje.
2. http://www.merriam-webster.com/dictionary/combatant [Dostęp 3.07.2012] Tłumaczenie moje. Słowo „kombatant” pada jeszcze na stronach 112. i 126., z tym że nie można wykluczyć, iż Autor z zamysłem określa pamiętnikarzy i ich kolegów kombatantami (bo wspomnienia powstawały po wojnie).