Wydawnictwo W.A.B., prezentując książki z serii „Nowy Kanon”, pozwala zapoznać się z Autorami, których dorobek trwale zapisał się w historii współczesnej literatury, a obecnie może trochę zapomnianymi. „Zakochany jeniec” prezentowany jest polskiemu Czytelnikowi po raz pierwszy, choć jego premiera była trzydzieści lat temu. Głośny francuski pisarz Jean Genet poruszał w książkach tematy bardzo niewygodne – bohaterami jego prozy były środowiska emigranckiej biedoty, czarnoskóra ludność Ameryki czy homoseksualiści. Tym razem Autor przenosi Czytelnika pomiędzy palestyńskich uchodźców, pozwalając zajrzeć za kulisy jednej z najgłośniejszych rebelii XX wieku.
W treści książki wyodrębnić można trzy warstwy. Główną osią „Zakochanego jeńca” są przeżycia i obserwacje Autora z pobytu w obozach dla uchodźców w Jordanii. Genet, po nieudanej próbie samobójczej, wyjechał pod koniec lat 60. na Daleki Wschód. Trzyletni pobyt wśród Palestyńczyków mocno odbił się na Autorze. Genet robił liczne notatki. Wielu przywódców bardzo liczyło na jego publikację, widząc w Genecie sprzymierzeńca, który być może poruszy opinię publiczną w Europie. Francuz opisuje również amerykański ruch Czarnych Panter, których głównym celem była walka z przejawami dyskryminacji czarnej ludności Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie książka jest swego rodzaju rozliczeniem się Geneta z burzliwego życia. Autor snuje liczne rozważania na temat swoich podróży, obserwacji i przeżyć. Przed Czytelnikiem rysuje się obraz Geneta jako wiecznego buntownika, wciąż w opozycji do świata. Czy utożsamiał się z postulatami Czarnych Panter lub Palestyńczyków? Czy raczej pociągał go sam bunt? Jak należy rozumieć Autora, obywatela świata, gardzącego ojczyzną, wśród ludzi tak bardzo pragnących posiadać to, czego Genet tak nienawidzi?
Nie jest to książka łatwa w odbiorze. Czy Europejczyk może zrozumieć Palestyńczyka, Jordańczyka, lub Syryjczyka? A jeśli tak, to w jakim stopniu? Nasze cywilizacje dzieli ogromna przepaść wynikająca z całkowicie odmiennej kultury i wartości, jakie ze sobą niesie. Sam Autor, który przecież niemało czasu spędził wśród Palestyńczyków, nieraz trafia na mur niezrozumienia. Wynikające z tego pomyłki i niedopowiedzenia często są dla niego kolejną okazją do refleksji na temat odmienności naszych kultur. Palestyńczycy, dostrzegając w Genecie sprzymierzeńca, a może nawet przyjaciela, widzieli w nim jednocześnie tylko obserwatora. Dobitnie kwituje to jeden z przywódców: „Siedziałeś na widowni i wszedłeś za kulisy, po to przyjechałeś tu z Paryża. Ale nigdy nie będziesz aktorem” (s. 210). Ponadto również Genet niejako utrudnia odbiór jego prozy. „Zakochany jeniec” umyka jakimkolwiek próbom klasyfikacji. Nie jest to ani powieść, ani reportaż, ani nawet pamiętnik Autora. Luźno rozmieszczone w czasie i przestrzeni zlepki wspomnień, gęsto przetykane rozważaniami Geneta na temat współczesnego świata, sprawiają, że należy się szczególnie uważnie w książkę wczytać, aby niczego nie uronić. Żonglerka datami, nazwiskami przywódców i nazwami kolejnych wiosek potrafi zrobić niezły mętlik w głowie.
Na koniec, zamiast paru zdań podsumowania, pozwolę sobie zacytować Jasera Arafata, którego słowa chyba najlepiej oddają ideę książki i potrzebę, z jakiej się narodziła: „ Europa, cały świat o nas mówi, fotografują nas, dzięki temu pozwalają nam istnieć, ale jeżeli reporterzy, radia, telewizje przestaną przyjeżdżać, jeśli gazety przestaną o nas mówić, Europa i świat pomyślą: to koniec palestyńskiej rewolucji” (s. 302).