Czy na kartach jednej nieco ponadtrzystustronicowej książki można opowiedzieć historię batalii morskich na świecie od pierwszej wojny światowej do czasów obecnych? Sprostać temu próbował Robert Jackson w książce „Kampanie morskie od I wojny światowej do dzisiaj” wydanej w Polsce staraniem Oficyny Wydawniczej Alma-Press.
Autor krok po kroku prowadzi nas od czasów pierwszego wyścigu zbrojeń morskich poprzez największy konflikt w dziejach świata po współczesne nam konflikty, które przynajmniej częściowo prowadzone są na morzu. Jackson próbuje pokazać, jak przebiegała ewolucja strategii i taktyki, przybliża Czytelnikowi wykorzystanie poszczególnych klas okrętów oraz opisuje, jak ważna jest współpraca flot – nawodnej i podwodnej – z lotnictwem. Następujące po sobie rozdziały ukazują ewolucję uzbrojenia stosowanego na morzach, od drednotów w czasie pierwszej wojny światowej po uzbrojone do granic możliwości pancerniki w czasie kolejnego światowego konfliktu, który z kolei na piedestał wynosi taktykę działań opartych na wykorzystaniu lotniskowców.
„Kampanie morskie od I wojny światowej do dzisiaj” podzielono na jedenaście tematycznych rozdziałów, poświęconych między innymi wyścigowi zbrojeń z lat 1900–1913, pierwszej wojnie światowej na Morzu Północnym i Atlantyku oraz rozbudowie flot w latach 1919–1939. Znaczną część książki zajmuje opis teatrów działań morskich podczas drugiej wojny światowej. Mamy do czynienia z bitwą o Atlantyk, zmaganiami marynarek wojennych na Morzu Śródziemnym, a także wisienką na torcie – operacjami morskimi na Pacyfiku. Autor podaje klasy i typy okrętów, stosunki sił walczących stron, a także tło polityczne zmagań. Dostajemy również opisy kilku istotnych, a wręcz przełomowych momentów każdej kampanii. Mowa tutaj chociażby o „zatopieniu” Admirala Grafa Spee, polowaniu na Bismarcka, ataku na Pearl Harbor i „żabich skokach” na Pacyfiku, zatopieniu najpotężniejszego pancernika drugiej wojny światowej Yamato, wojnie brytyjsko-argentyńskiej o Falklandy i związanym z tym zatopieniu krążownika ARA General Belgrano, a także wojnie w Zatoce Perskiej. W wielu jednak miejscach ważne aspekty operacji morskich jedynie zasygnalizowano, w szczególności zniszczenie francuskiej floty w porcie Mers el-Kébir i temat brytyjskiego ultimatum. Jest to podyktowane charakterem publikacji.
Poświecenie szczególnej uwagi kampaniom morskim drugiej wojny światowej wymusza skąpe traktowanie innych konfliktów, szczególnie tych po 1945 roku. Opis operacji morskich od wojny w Korei poprzez Wietnam i Falklandy po pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej zajmuje jedyne czterdzieści stron. Jeżeli dodamy, że między kampaniami opisano w telegraficznym skrócie proces rozwoju sił morskich dwóch supermocarstw, a tekst przeplatany jest fotografiami dużych rozmiarów, zaczyna to wyglądać kiepsko. Ponadto tytuł – „Kampanie morskie od I wojny światowej do dzisiaj” – wprowadza w błąd, gdyż książka wydana w 2016 roku nie powinna kończyć się na „Pustynnej Burzy”.
Autor podaje mnóstwo danych, nie tylko związanych z charakterystyką techniczną okrętów. Wyszczególnia dokładne liczby okrętów biorących udział w walkach, liczby wystrzelonych pocisków, w tym tych, które osiągały cele, liczby samolotów, które wspomagały okręty w bitwach, a niejednokrotnie decydowały o ich wyniku. Opisując szczególnie bitwę o Atlantyk, poświęca dużo miejsca na liczbę zatopionych statków i ich tonaż, a także straty ludzkie, zarówno po stronie cywilnej, jak i marynarek wojennych.
Do niewątpliwych plusów tej publikacji należy solidne wydanie, do czego książki z tej serii oficyny Alma–Press zdążyły już nas przyzwyczaić. Duże znaczenie dla Czytelnika będzie mieć również opatrzenie tekstu zdjęciami (niejednokrotnie zajmującymi całą stronę), których jest ponad 260. Ponadto w tekst wpleciono piętnaście map przedstawiających ruchy wojsk. Czytelnik może również zapoznać się z podstawową specyfikacją techniczną najważniejszych trzydziestu jednostek, które brały udział w opisywanych operacjach morskich. Podsumowując szatę graficzną książki, chciałoby się powiedzieć: chapeau bas. I tutaj nie ustrzeżono się jednak błędu, który jednak ma naturę techniczną. Na stronie 285 znajduje się mapa, która przedstawia atak wojsk północnokoreańskich na sąsiadów z południa. Wszystkie miejscowości są poprzesuwane, zaś gwoździem programu są Góry Wschodniokoreańskie „zatopione” w Morzu Japońskim.
Przejdźmy do kwestii, które przyprawiły mnie co najmniej o rozczarowanie i wściekłość. Tylko szacunek do tradycyjnej książki, strach przed tym, co powiedzą sąsiedzi, i ogólnie pojęta ogłada powstrzymały mnie przed wyrzuceniem tej książki przez okno. Stwierdzić, że czyta się ją w dużej jej części źle, to jak nie powiedzieć nic. Początek nie przynosi jeszcze kataklizmu, ale pojawiają się już niebezpieczne symptomy. Błędy w kalibrach dział amerykańskich drednotów, drobne niedociągnięcia stylistyczne, które trochę utrudniają czytanie – to jest jeszcze jeszcze do zaakceptowania. Za przykład niech posłuży krótki fragment: „1. Eskadra Krążowników Liniowych admirała Beatty’ego i 2. Eskadra Krążowników Liniowych admirała Warrendera już wcześniej wyszły w morze, żeby przechwycić okręty wroga zauważone podczas podejścia do wybrzeża przez brytyjskie niszczyciele” (s. 26). Pojawiają się również literówki: „pól miniowych” (s. 35), „Schenllboote” (s. 117), „decyzje alaiantów” (s. 262). Ponadto na stronie 165 w tekście podana jest prawidłowa data zatopienia pancernika Barham (25 listopada 1941 roku), zaś podpis pod zdjęciem wskazuje rok 1942. Na stronie 297 dowiadujemy się, że „trzy lotniskowce przeprowadziły 83 naloty”.
Zaskakują także niektóre decyzje terminologiczne – osobliwe lub wręcz błędne. Na stronie 305 pojawia się „1. Escuadrilla Szturmowa Marynarki Wojennej”. W ramce na stronie 313 mamy „rakiety manewrujące General Dynamics BGM-109 Tomahawk”, a dwie strony wcześniej spotykamy się z „rakietami manewrującymi […] SS-N-19 Shipwreck” rozwijającymi prędkość „1,6 Macha”.
To jednak „przyjemniejsze” błędy, które nie powodują wzrostu ciśnienia. Sytuacja ulega pogorszeniu, gdy około strony 50 pojawiają się uciążliwe przypisy osoby odpowiedzialnej za – jak to ujęto – redakcję, uzupełnienia i aktualizację. Pomysł ten w zamyśle być może szczytny, w praktyce oznacza dla Czytelnika kłopoty. O ile na samym początku książki przypisów nie ma wcale, o tyle pod koniec są prawdziwą zmorą. Zadziwia nie tylko ich forma, gdyż umieszczone są w nawiasie kwadratowym, ale również szczegółowość. Andrzej Zasieczny stara się polskiemu Czytelnikowi uszczegółowić niektóre informacje, dopowiadając wiele kwestii. Zbyt wiele. Przez druty kolczaste postawione przez redaktora trudno przebrnąć, nieraz stanowią kilka dobrych linijek tekstu, na przykład na stronie 212.
Apogeum wielkiej strategii przypisów następuje w rozdziale ostatnim, zatytułowanym „Zimna wojna 1945 – czasy obecne”. Największe kłopoty Czytelnika zaczynają się w podrozdziale „Nowe okręty”, a szczególnie w części dotyczącej radzieckiej marynarki wojennej. Wygląda to tak:
W 1965 roku do [13 krążowników proj. 68bis typu Swierdłow i 4 krążowników rakietowych proj. 68 typu Groznyj, w kodzie NATO – A.Z.] Kynda dołączył pierwszy krążownik rakietowy nowego typu [proj. 1134, pierwszy Admirał Zozulja zwodowany w 1965 r., wszedł do służby w 1967 r., zbudowano 4 jednostki tego typu, w kodzie NATO – A.Z.] Kresta I, uzbrojony w kierowane rakiety przeciwokrętowe [P-5 Piatjorka, w kodzie NATO – A.Z.] SS-N-3 Shaddock i przeciwlotnicze [M-1 Wołna, w kodzie NATO – [A.Z.] SA-N-1 Goa. Krążownik miał hangar i lądowisko dla śmigłowca, który służył do naprowadzania rakiet P-5 o zasięgu ponad 482 km [co znacznie przekraczało zasięg okrętowych systemów radarowych – A.Z.]. W 1968 roku zwodowano pierwszy krążownik [proj. 1134A, pierwszy Kronsztadt wszedł do służby w 1969 r.; zbudowano 10 jednostek tego typu; w kodzie NATO – A.Z.]. Kresta II uzbrojony w dwie poczwórne wyrzutnie rakiet [do zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) RPK-3, w kodzie NATO SS-N-14 Silex – A.Z.] i dwóch podwójnych wyrzutni [B-92 systemu 460 M-11 Sztorm z rakietami plot. W-611, w kodzie NATO – A.Z.] SN-A-3 Goblet. [Okręt miał także dwie podwójne wyrzutnie ZIF-122 systemu 4K-33 Osa-M2 z rakietami plot. 9M-33M, w kodzie NATO SA-N-4B Gecko – A.Z.] Kolejny duży radziecki okręt ZOP [krążownik rakietowy proj. 1134B, w kodzie NATO Kara; w latach 1971–1979 do służby weszło 7 jednostek, pierwszą – Nikołajew – zwodowano w 1989 r. i przyjęto do służby 31.12.1971 r. – A.Z.] miał wyporność 10 000 t [wg innych źródeł wyporność standardowa 8200 t, pełna 9700 t – A.Z.].
I tak to się ciągnie akapit za akapitem. Owszem, ten dodatkowy „[” naprawdę się tam znajduje. A Goblet, rzecz jasna, miał oznaczenie SA-N-3.
Mimo wad publikacja zasługuje na zainteresowanie ze strony Czytelnika ze względu na solidność wydania. Podobnie jak inne książki z tej serii, które ukazały się nakładem oficyny Alma–Press, również „Kampanie morskie od I wojny światowej do dzisiaj” wydano w twardej oprawie, na kredowym papierze i z dużą liczbą ilustracji. Całość należy rozpatrywać z innej strony. Autor podejmuje się opisu zmagań na morzach i ocenach (i w ich głębinach) na przestrzeni blisko stu lat. I robi to na nieco ponad 300 stronach. Naturalną konsekwencją jest poświęcenie niektórym konfliktom lub poszczególnym ważnym bitwom zbyt małej ilości miejsca. Podejmuje jednak najważniejsze problemy kampanii morskich i zbrojeń marynarek wojennych mocarstw w różnych okresach historii świata. Czytelnik, który chciałby zagłębić się w szczegóły morskich teatrów działań wojennych czy historii zbrojeń, nie znajdzie tutaj wielu interesujących doznań. Publikację należy skierować do początkujących, którzy dopiero szukają uporządkowanej chronologii działań morskich.