O rotmistrzu Witoldzie Pileckim powstało już bardzo dużo książek: niektóre z nich jeszcze w czasach Związku Sowieckiego, naszpikowane wygodną dla Kremla propagandą, inne – wolnej Polsce. Do lat sześćdziesiątych losy polskiego patrioty reżim komunistyczny starał się ukrywać i nie ukazała się w tym czasie żadna publikacja. Stracony czas z pewnością już nadrobiono. Publikacja Jacka Fairweathera jest jednak na tym tle wyjątkowa, między innymi dlatego, że napisana przez obcokrajowca.
Autor nie zagłębia się w szczegóły życia Pileckiego przed drugą wojną światową i niemal od razu rzuca Czytelnika w wir głównych wydarzeń. Po krótkim wstępie związanym ze szlakiem bojowym w kampanii wrześniowej Fairweather przechodzi do sedna: bohaterskiej decyzji Pileckiego, a raczej gotowości wypełnienia rozkazu płynącego od dowódcy Związku Walki Zbrojnej (pułkownika Stefana Roweckiego „Grota”). Żołnierski rozkaz polegał na tym, aby dać się złapać okupantowi i trafić za druty ogrodzenia KL Auschwitz.
We wrześniu 1940 roku Pilecki przekroczył bramę obozu i otrzymał numer 4859, zamieniwszy mundur polskiego oficera na obozowy pasiak. Fairweather nie unika jednak kwestii kulis, dlaczego właśnie Pileckiego wyznaczono do wypełnienia tej misji. Czynnikiem sprawczym była osoba Jana Włodarkiewicza „Darwicza”, który zasugerował Roweckiemu, że tylko Pilecki jest gwarantem właściwego wypełniania postawionych zadań. Tak naprawdę mogły za tym stać pobudki osobiste, w tym rywalizacja o przywództwo w Tajnej Armii Polskiej.
Pilecki trafił w sam środek piekła, do obozu, który staje się machiną śmierci dla różnych nacji, w tym Polaków, Żydów, a także żołnierzy sowieckich. Do obozu dostaje się z jasno określoną misją stworzenia w nim ruchu oporu i, co ważniejsze, przedstawienia światu świadomego i celowego wyniszczania ludności żydowskiej. Celem było przetrwanie, ale Pilecki budził też nadzieję i wolę walki. Jego raporty o skali zbrodni przeciwko ludzkości popełnianych przez nazistowskich sadystów i pseudolekarzy – będące dramatycznym wołaniem o pomoc z samego środka piekła na ziemi – wydostały się za druty obozu ale pomimo ich przerażającej treści ratunek nie nadszedł.
Pilecki musiał walczyć nie tylko z przeciwnościami obozowymi. Jego misja natrafiła również na przeszkody poza murami. Zmuszają one do postawienia pytania, czy misja rotmistrza miała szansę powodzenia? Okazuje się jednak, iż bodaj najważniejszym osiągnięciem było obudzenie w ludziach początkowo skazanych na rzeź woli walki. Liczono nawet, że może dojść do powstania, które uzyska zewnętrzną pomoc od organizacji konspiracyjnych. Duży udział w przebudzeniu ludzi w pasiakach miała sieć konspiracyjna rotmistrza Pileckiego.
„Ochotnika” napisał Brytyjczyk, reporter wojenny, który towarzyszył żołnierzom w Afganistanie, Kuwejcie czy Iraku. Jako że powstała w języku angielskim, o samobójczej misji, realizowanej w imię wyższych (nie partykularnych) interesów, może dowiedzieć się niemal cały świat. Jest o czym opowiadać, gdyż mroczne Auschwitz do dziś skrywa jeszcze wiele tajemnic. Autor opisał nie tylko zbrodniczy proceder, metodyczne zabijanie ludzi w komorach gazowych, rozstrzeliwanie i uśmiercanie wskutek zabiegów pseudomedycznych. Jest to również przygnębiająca opowieść o wyniszczających ludzi chorobach, w tym tyfusie, z którym zmagał się główny bohater tej książki.
Książka – podzielona na cztery główne części – jest bogato ilustrowana, czarno-białe zdjęcia zaczerpnięte z różnych źródeł, w tym archiwum rodziny Pileckich, prezentują sceny z życia rotmistrza, sylwetki osób, u których boku żył, walczył w wojnie obronnej i działał w konspiracji po porażce. Razem z mapami, rysunkami i innymi grafikami z pewnością należycie uzupełniają treść. Nie mniej ważnym aspektem jest opowiedzenie dość ciężkiej historii w bardzo przystępny sposób. Książka z powodzeniem mogłaby trafić do szkół, gdzie młodzi ludzie mieliby szansę zapoznać się z osobą rotmistrza. Bezinteresowność Pileckiego i jego umiłowanie Ojczyzny niejednemu wskazałoby właściwą drogę.
Z pewnością „Ochotnik” wnosi wiele do kanonu książek o rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Polskiemu żołnierzowi, dla którego komuniści przeznaczyli kulę w potylicę, należy się pamięć i rozgłos. Należy pamiętać, że Pilecki z piekła obozu w Auschwitz trafił w kolejną ciemną otchłań: w łapy sowieckich zbrodniarzy. Tak naprawdę pamięć o nim zaczęto kultywować dopiero po rozpadzie Związku Radzieckiego i powstaniu III Rzeczpospolitej. Bohatera czasów wojny uśmiercono i nie pozwolono na jego pogrzeb. Do tej pory nie udało się ustalić miejsca, w którym spoczywają jego zwłoki.