Postać ostatniego króla Rzeczypospolitej Stanisława Augusta Poniatowskiego po dziś dzień wzbudza wiele emocji wśród historyków, a jego rządy są trudne do jednoznacznej oceny. Z pewnością stąpa po cienkim lodzie ten, kto widzi jedynie błędy władcy, jak i ten, kto go tylko chwali. Wydaje się że Stanisław August Poniatowski ma obecnie tyle samo zwolenników, jak i przeciwników, a na temat zaprzepaszczonych przez niego szans na odbudowę potęgi państwa i na temat dobrego, które zdziałał dla kraju, powiedziono już chyba wszystko. Zwolennicy i obrońcy króla wymieniają jego zasługi na polu mecenatu sztuki i kultury, doprowadzenie do uchwalenia Konstytucji czy utworzenie Komisji Edukacji Narodowej (choć i tu zdania są podzielone). Cóż, zasługi może i piękne, ale nie da się nie zauważyć, że trudno budować silne państwo na podstawie sprowadzania wziętych architektów czy urządzania Obiadów Czwartkowych. W czasach ostatniego króla Polski potrzeba nam było władcy silnego, realnie patrzącego na przyszłość narodu. Wielu historyków zarzuca Poniatowskiemu bycie królem-marionetką w rękach imperatorowej Katarzyny, a w konsekwencji wpychanie państwa coraz głębiej w ramiona Rosji (choćby przyłączenie się do Targowicy). Oczywiście nam, współczesnym, łatwo oceniać niektóre zachowania króla, znając ich konsekwencje. Czasy Stanisława Augusta Poniatowskiego z pewnością były okresem ogromnej próby nie tylko dla samego króla, ale całego narodu.

Poniatowski był słynny z jeszcze jednej cechy. Był strasznym kobieciarzem. To właśnie o tym obliczu ostatniego króla traktuje nowa książka Iwony Kienzler „Mąż wszystkich żon”. Lubił otaczać się towarzystwem pań i znany był z umiejętności prawienia komplementów. Choć nigdy się nie ożenił (podobno z jedną ze swych kochanek, Elżbietą Grabowską, zawarł małżeństwo morganatyczne, ale nie jest to informacja w pełni potwierdzona), miał kilka metres i mnóstwo kochanek. Sam tytuł pochodzi od opinii, jaką Stanisław August miał wśród współczesnych. Jego najbardziej spektakularnym podbojem był z całą pewnością romans z carycą Katarzyną II. Poniatowski był w niej szaleńczo zakochany i wiele sobie (a także dla kraju) obiecywał po tym związku. Imperatorowa była jednak pragmatyczna i twardo realizowała swoje własne cele, nie oglądając się na takie drobnostki jak uczucia, o czym miał się przekonać król. Obok Katarzyny figurują jeszcze takie nazwiska jak Elżbieta Izabela Lubomirska, Izabela z Flemmingów Czartoryska, Elżbieta Sapieżyna czy wspomniana już wcześniej Elżbieta Grabowska.

Na książkę składa się osiem rozdziałów. Pierwszy dotyczy wczesnej młodości przyszłego króla, a kolejne opisują poszczególne kochanki Poniatowskiego. Trzeba tu zaznaczyć, że książka Iwony Kienzler nie jest biografią ostatniego króla Polski. Autorka skupia się raczej na historiach kobiet, które mu towarzyszyły. Każdy z rozdziałów, poświęcony jednej kobiecie, przedstawią pokrótce historię jej życia ze szczególnym uwzględnieniem romansu ze Stanisławem Augustem. To kobiety są osią tej książki, król pojawia się trochę obok. Według mnie jest to ciekawe rozwiązanie. Czytelnik może dowiedzieć się dzięki temu, jak dochodziło do schadzek z królem i jak romans wpływał na życie kobiet, ale przede wszystkim na ich rodziny (trzeba pamiętać, że większość była zamężna). Oczywiście Czytelnik ma okazję zajrzeć również za kulisy wielkiej polityki. Kochanki króla wszak często związane były z wielkimi rodami, które w ten niezbyt chwalebny sposób próbowały załatwić swoje prywatne interesy. Ostatni rozdział przedstawia losy nieślubnych dzieci monarchy.

Czytając pracę Iwony Kienzler, trudno nie spostrzec, że Autorka momentami stara się wybielić postać króla. Czasem odnosiłem wrażenie, że brak tutaj dystansu, jakim powinien cechować się Autor takich opracowań. Bez trudu daje się to zauważyć we wstępie. Z drugiej strony Autorka krytycznie podchodzi do tradycji wolności szlacheckiej (s. 47: „w Polsce nadal panowały «złotowolnościowe» przywileje szlacheckie, będące źródłem słabości naszego kraju”), zapominając, że nasz kraj był chyba jednym krajem europejskim cieszącym się tak ogromną wolnością osobistą. Sprowadzanie myśli politycznej I Rzeczypospolitej jedynie do źródła jej słabości jest moim zdaniem zbyt dużym uproszczeniem.

Książka Iwony Kienzler jest pozycją bardzo ciekawą i godną uwagi. Ukazuje świat salonów warszawskich schyłku naszego państwa od ciekawej, mniej znanej Czytelnikom, strony. Można nie zgadzać się z Autorką w niektórych kwestiach, ale z całą pewnością warto sięgnąć po jej najnowszą książkę.