Zdobywcy Eben-Emael i Krety, obrońcy Monte Cassino, doborowa piechota rzucana na najcięższe odcinki frontu. Choć stosunkowo nieliczni, niemieccy spadochroniarze odegrali ważną rolę w czasie drugiej wojny światowej, a ich mit jest żywy do dzisiaj. Amerykański pułkownik oddziałów spadochronowych w stanie spoczynku Gilberto Villahermosa postanowił przypomnieć o jednym z nich – Rudolfie Witzigu, który jako młody oficer zaplanował i dowodził atakiem na fort Eben-Emael. Do rąk polskich Czytelników książka trafiła dzięki poznańskiemu wydawnictwu Rebis, które włączyło ją do serii Byliśmy Żołnierzami prezentującej militarne biografie i wspomnienia.
Książka jest kompletną biografią urodzonego w 1916 roku Witziga, który w wieku dziewiętnastu lat na ochotnika wstąpił do Wehrmachtu jako kandydat na oficera. Chociaż był to rok, w którym Hitler ogłosił przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej, a jego pozycja i popularność w kraju stale rosła, Witzig nigdy – mimo odebrania wysokiego odznaczenia od samego Führera – nie zapisał się do partii nazistowskiej. Nie uchroniło go to przed powojennymi oskarżeniami o zbrodnie wojenne wystosowanymi przez Francuzów i wydaniem zaocznego wyroku śmierci za rzekome zamordowanie partyzantów. Republika Federalna Niemiec nie zdecydowała się jednak na przekazanie Witziga Francji.
Zdobycie belgijskiej twierdzy stanowi pierwsze, ale jednocześnie największe dokonanie Witziga, który w czasie desantu na Kretę został ranny i szybko wyłączony z walki, a następnie służył na froncie wschodnim, w Afryce Północnej i na froncie zachodnim, gdzie zakończył wojnę. Po Krecie znajdował się jednak – podobnie jak całe niemieckie siły zbrojne – w większości w defensywie, a zdolności desantowe Fallschirmjägerów nie zostały już nigdy wykorzystane.
Losy Rudolfa Witziga, choć opisane na tyle szczegółowo, na ile pozwalały bogate źródła archiwalne – w tym osobisty dziennik udostępniony przez syna Autorowi – stanowią jednak punkt wyjścia do opowieści o niemieckich oddziałach powietrznodesantowych w ogóle. Nie ma tu opisu wszystkich akcji i każdej jednostki, jedynie tych, w których służył głowy bohater, ale Autor nie ograniczał się do opisania losów tego pojedynczego, konkretnego żołnierza – przedstawił je na tle działań całych kompanii, batalionów czy dywizji, więc nazwiska Witziga możemy nie spotkać przez wiele stron z rzędu. Jest tak szczególnie w rozdziałach opisujących walkę na froncie zachodnim w Holandii, w ostatnim okresie wojny, gdy Rudolf Witzig stwierdził, że przewaga aliantów jest tak wielka, iż „to już nie jest wojna” i zaprzestał prowadzenia dziennika. Wtedy Autor musiał korzystać ze źródeł dotyczących całych jednostek, więc swojemu bohaterowi poświęcił niewiele miejsca.
Dużą zaletą książki są te fragmenty, w których Villahermosa opisuje metody szkolenia niemieckich spadochroniarzy oraz ich wyposażenie i taktykę. Szczególnie w kontekście ostatniego rozdziału o powojennej służbie Witziga w jednostce saperskiej Bundeswehry, gdzie dosłużył się stopnia pułkownika, aż został usunięty ze stanowiska po wypadku, w którym doszło do śmierci trzech żołnierzy. Z goryczą porównywał ówczesne metody szkoleniowe do przedwojennych, gdzie dopuszczano albo wręcz zakładano niewielki odsetek zabitych w trakcie realistycznego szkolenia. Ogólnie Witzig był nieco rozgoryczony nowym niemieckim wojskiem, które wyrzekło się dawnych tradycji i nie chciało przyznawać się do Wehrmachtu. A mimo to jego syn również zaciągnął się do wojska i został pułkownikiem.
„Spadochroniarz Hitlera” Gilberta Villahermosy to książka bardzo ciekawa, chociaż nazwanie jej jedynie biografią Witziga byłoby uproszczeniem, bo znajdziemy w niej wiele więcej (chociaż moim zdaniem nie zawsze było to konieczne). Przedstawia niemieckich spadochroniarzy z innej strony – w mniejszej skali, bliżej żołnierzy – niż ogólne prace na ten temat czy biografie generała Kurta Studenta. Jednocześnie mimo widocznego szacunku dla Fallschirmjägerów Autor nie uchyla się od poruszenia kontrowersyjnych kwestii, jak instrukcje postępowania z partyzantami, które przyczyniły się do postrzegania formacji jako nazistowskich fanatyków przodujących w popełnianiu zbrodni wojennych. Treść uzupełniona jest mapami i licznymi zdjęciami pochodzącymi ze zbiorów rodzinnych. Podsumowując: książce należy się wysoka ocena zarówno za treść, jak i za sposób wydania. Powinna spotkać się z uwagą każdego zainteresowanego chociaż częścią poruszanych w niej tematów.