Równo rok temu prezentowaliśmy pierwszą część książki angielskiego historyka Franka McDonougha. Końcowa ocena była pozytywna, dlatego też z pewną obawą podchodziłem do lektury kontynuacji, zastanawiając się, czy druga odsłona autorskiego przedstawienia losów wodza III Rzeszy w latach 1940–1945 utrzyma wysoki poziom i będzie co najmniej równie świetna. Wątpliwości okazały się bezzasadne, ponieważ mamy do czynienia z tym samym pomysłem na książkę, czy wręcz z… tą samą książką, tyle że rozbitą na dwa tomy, jakby przygotowanie liczącej znacznie ponad tysiąc stron pozycji stanowiło zbyt duże wyzwanie dla wydawcy. I nie jest to wcale z mojej strony żadna pretensja, ale swego rodzaju narzucenie kontekstu poniższego tekstu, który porównaniem obu tomów nie jest, bo i być nie mógł.

Ponownie mamy do czynienia z wykorzystanym w pierwszej części patentem na chronologiczne przedstawienie wydarzeń prowadzących Adolfa Hitlera ze szczytu władzy do samobójczej śmierci i pochowania spalonego przez najbliższych współpracowników ciała, wraz ze świeżo poślubioną małżonką i dwoma psami, w ogrodzie ostrzeliwanego budynku, z którego chciał rządzić światem. Każdy rozdział to jeden rok, więc łatwo policzyć, że jest ich sześć plus epilog poświęcony zagadnieniu, w jaki sposób cień Hitlera w nowożytnej polityce Niemiec wciąż dawał o sobie znać jeszcze wiele lat po zakończeniu wojny. Wydawnictwu Rebis ponowne należą się słowa uznania za miłe dla zmysłu wzroku przygotowanie publikacji, a redakcji merytorycznej i tłumaczowi za wychwytywanie i prostowanie czasami nadmiernych skrótów myślowych Autora oraz zwykłych, choć nielicznych błędów. Niektóre umknęły jednak uwadze, bo, przykładowo, trudno powiedzieć o Marku Edelmanie, że był żydowskim… historykiem.

McDonough ponownie szerokim gestem korzysta ze źródeł z epoki, sięga po notki prasowe, pamiętniki i wspomnienia bezpośrednich uczestników opisywanych wydarzeń, aby płynnie i przejrzyście przedstawić militarny przebieg wojny i jej punkty zwrotne, oraz relacje „zwykłych” Niemców, których niespodziewanie wciągnął wir historii rozpętany przez niemieckich nazistów (i pozostałych możnych ówczesnego świata). Jest to zabieg niezbędny, aby najlepiej pokazać huśtawkę emocji, jakich doświadczył kraj nad Renem i Łabą w latach 1940–1945: od euforii wywołanej serią zwycięskich kampanii wojennych po postępujące załamanie społeczeństwa wywołane między innymi alianckimi bombardowaniami miast czy też grozą narastającą wraz ze zbliżaniem się wojsk sowieckich. Nie brakuje w tych wspomnieniach pysznych, czy wręcz karykaturalnych, obrazów, jak fragment opisu Berlina – w przeddzień bitwy o miasto z Armią Czerwoną – pióra belgijskiego nazisty Leona Degrelle’a: „Hotel Adlon nadal działał, mimo bomb, mimo pocisków, które spadały teraz już na ulice. We wspaniale oświetlonej restauracji kelnerzy w smokingach, kierownicy Sali w nienagannych strojach nadal serwowali, dostojnie i niewzruszenie, fioletowe plastry kalarepy”.

Autor stoi na słusznym stanowisku, że odpowiedzialny za zbrodnie wojenne Niemiec i ich katastrofalną klęskę jest oczywiście przede wszystkim Hitler, wraz z poplecznikami, ale kolektywna wina musi spocząć też na tych milionach Niemców i Austriaków, które „podobnie jak generałowie, żołnierze, marynarze i lotnicy, wspierały jego politykę zagraniczną, wiwatowały na cześć jego triumfów militarnych i przymykały oko na prześladowania Żydów”. Nie może tego zmienić działalność antyhitlerowskiego ruchu oporu, bardzo skromnego, jak organizacja „Biała Róża” czy opozycja w kręgach wojskowych, których aktywność wzrosła po dotkliwej porażce pod Stalingradem.

Niemców oszołomiły ich szybkie i spektakularne zwycięstwa nad sąsiednimi krajami w trzech pierwszych latach wojny, choć wiemy już przecież z kilometrów książek, że były one wynikiem nie tylko przewagi militarnej Trzeciej Rzeszy, ale również katastrofalnych błędów taktycznych zaatakowanych państw i zwykłego szczęścia. Nic więc dziwnego, że po wojnie denazyfikacja szła wyjątkowo opornie, a temat ludobójstwa Żydów oraz zbrodni popełnianych na ludności zaatakowanych państw w RFN i NRD praktycznie nie istniał. Co emblematyczne, dopiero w latach 70. w szkołach zachodnich Niemiec rozpoczęto nauczanie o Trzeciej Rzeszy i Holokauście.

Frank McDonough – Czas Hitlera. Tom II. Klęska 1940-1945. Przekład: Tomasz Fiedorek. Rebis, 2021. Stron: 752. ISBN: 978-83-8188-359-7.

Według Autora Hitler rozpoczął wojnę za wcześnie. Błędem w jej pierwszej fazie było pozwolenie na ewakuację sił brytyjskich z Francji wiosną 1940 roku oraz brak sukcesu w powietrznej wojnie o Wielką Brytanię. Wciąż potężna na morzach Brytania, wspierana przez zamorskie kolonie i bogate Stany Zjednoczone, które wkrótce same – ku zaskoczeniu Hitlera – przystąpiły do wojny, nie dała się pokonać, a aliancki sojusz ze Związkiem Radzieckim doprowadził w maju 1945 roku do finału znanego nam z podręczników. Zamiast skupić się na dążeniu do rzucenia na kolana Anglików, Hitler postanowił rozpocząć walkę na dwa fronty i rzucił wyzwanie wojny rasowej na wyniszczenie ze Stalinem. Jak słusznie zauważa Autor, była to dla niego ta „właściwa” wojna, o której wspominał w „Mein Kampf”. Walki z mocno wspieranym przez zachodnich aliantów ZSRR też nie mógł wygrać. Może byłoby inaczej, gdyby państwa Osi dysponowały wspólną strategią. Zamiast niej decyzje o kolejnych krokach militarnych każdy z uczestników sojuszu podejmował samodzielnie, kulała wymiana informacji zdobytych przez wywiady i dzielenie się nowinkami technicznymi w dziedzinie uzbrojenia. To potężny kontrast w porównaniu do współpracy pomiędzy aliantami.

Osób, które kupiły pierwszy tom „Czasu Hitlera”, chyba nie ma co przekonywać, że koniecznie muszą zaopatrzyć się także w drugi. To oczywista oczywistość. Pozostałych, którzy zastanawiają się nad zainwestowaniem w twórczość McDonougha, mogę zapewnić, że nie będą to źle wydane pieniądze. Nie spodziewajcie się jednak monografii Trzeciej Rzeszy i drobiazgowych opisów sytuacji na frontach drugiej wojny światowej. Propozycja angielskiego historyka to próba syntezy kilkunastu lat rządów Hitlera, ale nie przez pryzmat jego osobowości, bo jak słusznie zauważa Autor, Führer „był co prawda ważnym uczestnikiem rozwijających się wydarzeń historycznych, jednak w ostatecznym rozrachunku nie był w stanie tych wydarzeń kontrolować”.