Postać Janusza Piekałkiewicza, polskiego historyka, który zdobył zasłużoną renomę w Niemczech, przedstawił Wam już Maciek w recenzji pierwszej jego – Piekałkiewicza, ma się rozumieć – książki na naszych elektronicznych łamach. Kolejne dwie trafiły do mnie, a opisuję je razem nie tylko ze względu na podobieństwo tytułów. Te książki są do siebie naprawdę bliźniaczo podobne, tak na zewnątrz, jak i wewnątrz.

„Ju 52/3m w II wojnie światowej” i „Fieseler Fi 156 Stroch w II wojnie światowej” są czymś pośrednim między typowym albumem a typową monografią, skutecznie łącząc główne zalety, ale i główne wady obu typów publikacji. Z tych drugich największą bodaj jest w tym wypadku nietypowy format, albumowy właśnie, mniej więcej 21 na 25 centymetrów, co ułatwia publikację dużych zdjęć, ale zarazem narzuca nietypowy układ tekstu i sprawia, że książka jest ogólnie nieporęczna. Jest to jednak właściwie jedyna wada, a czy jest poważna, czy też nie, zależy od osobistych preferencji i wymagań Czytelnika. Tym bardziej, że z albumowości wynikają i zalety: przede wszystkim wyśmienity, kredowy papier przykryty estetyczną, jednorodnie granatową okładką, jedynie z tytułem i nazwiskiem autora wytłoczonymi na grzbiecie. Motywy graficzne występują tylko na obwolucie.

Do samych zdjęć nie mogę zgłosić najmniejszych nawet zastrzeżeń. Książki podzielone są na rozdziały, a po każdym następuje właśnie zbiór fotografii, niepowiązany niestety tematycznie czy to z poprzedzającym czy następnym rozdziałem. Czytelnik znajdzie na zdjęciach głównego bohatera, odpowiednio Storcha lub Ciotkę Ju, w każdej właściwie sytuacji – są samoloty w locie i na ziemi, nowe (a nawet nie do końca jeszcze zmontowane) i zniszczone, mające na pokładzie zwykłych żołnierzy lub czołowych generałów i marszałków, zdjęcia z daleka i z bliska. Książki Piekałkiewicza z pewnością okażą się łakomym kąskiem dla modelarzy, którzy znajdą tam mnóstwo zbliżeń na różnorodne detale, a może nawet inspirację dla jakiejś dioramy. Ale zdjęcia, jak już wspomniałem, to tylko połowa każdej z książek.

Obie książki mają po niecałe dwieście stron i – na oko, nie liczyłem – połowę każdej z nich stanowi goły tekst. Są to poprawne, choć nie nazbyt obszerne monografie obu maszyn, obejmujące (wbrew tytułowi) także okres przed- i powojenny. Różnią się o tyle, że książka o Ju 52 napisana jest tonem daleko bardziej rzeczowym, podczas gdy w monografii Strocha dużo większą rolę odgrywają ciekawostki i anegdoty, co wynika zapewne z przeznaczenia obu maszyn; filigranowy „Bocian” miał po prostu dużo więcej okazji, by doświadczyć przeróżnych przygód. Z tego też powodu „Fi 156 w II wojnie światowej” czyta się szybciej i przyjemniej, mimo że układ treści jest jakby trochę zaburzony: ani czysto chronologiczny, ani czysto geograficzny, ani czysto tematyczny. Treść obu pozycji jest dodatkowo wzbogacona licznymi wspomnieniami pilotów, także z przeciwnej strony barykady, co nie tylko uatrakcyjnia treść, ale przede wszystkim podnosi jej wiarygodność. Na koniec autor serwuje tabelki z danymi technicznymi (tego nie może zabraknąć w żadnej szanującej się monografii), różnorakie rysunki poglądowe i zdjęcia silników.

W czytaniu nie przeszkadzają też wpadki językowe, gdyż na dobrą sprawę ich nie ma. Niektórym może się wydawać irytująca odmiana „Fieselerem Strochem”, „Fieselera Storcha”, ale przecież nie jest to błąd, a jedynie zgrzyt wynikający z tego, że tak się po polsku nie mówi („PZL-a Iskrę”?). Pojawia się jedynie trochę problemów z interpunkcją, a amerykański bombowiec B-17 stał się zaś z jakiegoś powodu „latająca twierdzą”, podczas gdy „od zawsze” przyjęło się mówić nań „Latająca Forteca”. Jak więc widać, są to tylko szczegóły.

Ogólne wrażenie jest więc pozytywne. Kupujący te książki z pewnością nie będą zawiedzeni, gdyż Piekałkiewicz wykonał naprawdę solidną pracę. Nie są to ani wybitne albumy, ani wybitne monografie, ale doprawdy trudno mi sobie wyobrazić lepsze połączenie. Pasjonaci i modelarze nie tylko powinni, ale wręcz muszą rozważyć zdobycie tych pozycji.