Kwestia niemieckiej pomocy dla Włodzimierza Lenina w przejęciu władzy w Rosji, nie ograniczającej się bynajmniej do przepuszczenia przez granice wyruszającego ze Szwajcarii zaplombowanego pociągu z rosyjskimi rewolucjonistami, jest raczej dobrze znana. Jednak problem ten nie był jak dotąd potraktowany tak całościowo, jak czyni to wydana przez Bellonę książka niemieckiej historyczki Elisabeth Heresch. Autorka w swojej pracy badawczej zajmuje się głównie okresem rządów ostatniego Romanowa, stąd jej inne publikacje – niewydane jeszcze w naszym kraju – poświęcone są między innymi zamordowaniu Mikołaja II i jego rodziny oraz postaciom Rasputina, carycy Aleksandry i następcy tronu Aleksego.
Pierwszoplanową postacią książki, wbrew temu. co sugeruje podtytuł („Jak Niemcy finansowały Lenina”), nie jest „ojciec” rewolucji październikowej, ale Aleksander Helphand-Parvus, a właściwie Izrael Łazariewicz Gelfand. Kim był żyjący w latach 1867–1924 jegomość, któremu polskie encyklopedie poświęcają zaledwie kilka zdań i którego nazwiska próżno szukać w podręcznikach historii? Przede wszystkim człowiekiem pełnym sprzeczności. Radykalnym socjalistą i znakomitym biznesmenem, który wzbogacił się zwłaszcza na handlu bronią. Rosyjskim Żydem zakochanym w kulturze niemieckiej. Rewolucjonistą, który aby zniszczyć jedno cesarstwo, sprzymierza się z drugim. Ideowcem, który głosi konieczność przeprowadzenia radykalnych przemian społecznych i… wolny handel światowy. Jego ambicja i chęć doprowadzenia do upadku władzy rosyjskich carów była odwrotnie proporcjonalna do pseudonimu, którym posługiwał się przez połowę życia – parvus z łaciny znaczy „mały”. Księgowy rewolucji – bo tak nazwano później Helphanda – był pojętnym uczniem Machiavellego. „Cel uświęca środki” – tę maksymę mógłby kazać wygrawerować na swoim nagrobku.
Już jako nastolatek, powiązany ze środowiskiem odeskich socjalistów, postanowił, że obali carat i… zostanie bogaczem. Po nieudanej rewolucji z lat 1905–1907 kolejna okazja nadarzyła się z wybuchem I wojny światowej. Liczył na to, że w realizacji młodzieńczego marzenia pomogą mu porażki wojsk carskich na froncie i niemieckie marki. Zaprezentowany przez Helphanda plan destabilizacji Rosji – w książce zamieszczony w osobnym załączniku – spotkał się z przychylnością najwyższych kręgów niemieckiej władzy, która nie zawahała się wydać na kampanie prasowe, akcje wywrotowe (w tym o charakterze narodowowyzwoleńczym na Ukrainie i Finlandii) i wywołanie zamieszek w największych miastach Rosji nawet do 50 milionów marek. Oczywiście nic za darmo. Nowy rosyjski rząd miał zawrzeć separatystyczny pokój z Niemcami, które odtąd mogłyby się skupić na zachodnim teatrze wojny. Parvus musiał umiejętnie lawirować i uważać, aby Mikołaj II nie zawarł przedwczesnego pokoju z kuzynem Willym lub aby Niemcy nie pokonali całkowicie Rosjan i nie zajęli Piotrogrodu. Obie możliwości zniweczyłyby plan wywołania rewolucji, który dla Berlina stałby się już po prostu zbędny. W rosyjską anarchię szczodrze inwestowali także Anglicy, którzy tradycyjnie obawiali się zajęcia, w przypadku sukcesów armii carskiej, cieśnin czarnomorskich.
Jak dobrze wiemy z historii, Niemcom udało się skutecznie dopomóc w wybuchu rewolucji, najpierw lutowej, a potem październikowej, ale wyszli na tym jak Zabłocki na mydle. Podczas rozmów pokojowych w Brześciu to bolszewicy tak naprawdę dyktowali warunki, a sam Lenin po kilku miesiącach cieszył się, że za niemieckie pieniądze, które dostał na umacnianie swojej władzy, przeniósł żagiew rewolucji do samych Niemiec. Już dwa dni po upadku Cesarstwa Niemieckiego Sowieci wycofali się z postanowień pokoju brzeskiego. A jak skończył Parvus? Owszem, umarł w dostatku, ale o jego zasługach zapomnieli zarówno dawni koledzy spod znaku czerwonej gwiazdy, jak i niemieccy partnerzy w „interesach”. Obie strony nie miały już powodów, aby kontynuować dawną znajomość. Dla bolszewików i Lenina przyznawanie się do kontaktów z „niemieckim szpiegiem” było co najmniej nie na miejscu…
Elisabeth Heresch w klarownym wywodzie przedstawia proces, który doprowadził do realizacji planu Parvusa. Fragmentami książkę czyta się niemal jak powieść szpiegowską. Ciekawie zarysowano także pełne ideowych sporów emigranckie środowisko rosyjskich socjalistów. Pozycja została wydana poprawnie, choć niektórych może razić trochę zbyt duża czcionka i brak zdjęć – kilkanaście kopii dokumentów to w dobie kultury obrazkowej stanowczo za mało. Zauważyłem też jedną, ale nieznaczną wpadkę edytorską, gdy normalny tekst wydrukowano czcionką stosowaną przy cytatach. Książka z pewnością zadowoli tych pasjonatów historii, którzy lubią odkrywać drugie dno wydarzeń, które zmieniły świat.