Mówi się, że historię piszą zwycięzcy. Często jest to prawdą, szczególnie, jeśli chodzi o duże, przekrojowe opracowania danej wojny, gdzie przyjmuje się zazwyczaj interpretację wydarzeń zgodna z wolą wygranych i gdzie pokonani występują jako ci źli, agresorzy. Takie jednak podejście jest nieco jednostronne i nie daje pełnego wyobrażenia o tym, co się działo. Wszystkie wydarzenia interpretuje się bowiem ze swojej pozycji, nie mając dostępu do dokumentów drugiej strony. Zresztą nie tylko do dokumentów, ale w ogóle do informacji, które pozwoliłyby przy ocenianiu zachowań drugiej strony przedstawić cały ciąg przyczynowo-skutkowy. Na szczęście tak się złożyło, że ostatnią wojnę wygrali ci, dla których jedną z najważniejszych wartości była demokracja i będąca jej częścią wolność słowa. Pokonanych nikt więc nie kneblował, dzięki czemu mamy dzisiaj możliwość czytać ich wspomnienia i pamiętniki pokazujące wojnę od drugiej – mniej znanej – strony.
Takim przypadkiem jest właśnie książka „Dowódca niszczyciela”, która jest autobiografią jednego z najlepszych – o ile nie najlepszego – japońskich dowódców okrętów tej klasy w czasie II wojny światowej. Niezwykłe przygody, jakie w czasie wojny przeżył komandor Hara, są nie tylko interesujące ze względu na pokazanie wojny na morzu od strony Japończyków, ale – dzięki współpracy Freda Saito, dziennikarza, i Rogera Pineau, komandora US Navy i asystenta Samuela E. Morisona w pracach nad oficjalną historią US Navy w czasie wojny na Pacyfiku – są także rzetelnym źródłem informacji, a co być może najważniejsze: wciągającą lekturą.
Komandor Tameichi Hara był jednym z najbardziej znanych japońskich dowódców okrętów. Poza ostatnim rejsem zawsze dowodził niszczycielami, a jego jednostki otrzymywały najwyższe wyróżnienia we flocie, jeden z nich otrzymał zaś miano niezniszczalnego. Hara wywodził się z dawnej kasty samurajów i przez całą służbę kierował się wpojonym mu przez dziadka honorowym kodeksem wojowników. Wywodził się z biednej rodziny, która z wielkim wysiłkiem złożyła się na jego naukę w szkole dla przyszłych oficerów marynarki wojennej w Eta Imie. Po jej ukończeniu dowodził miedzy innymi niszczycielami Amatsukaze i Shigeru, a jego ostatnim zadaniem była samobójcza misja odparcia – wraz z pancernikiem Yamato i grupą innych okrętów – amerykańskiego desantu na Okinawie. Poza dowodzeniem na morzu kierował szkołą dla załóg ścigaczy torpedowych, a także był autorem podręcznika dla floty, który zrewolucjonizował japońskie podejście do użycia broni torpedowej. Po uratowaniu z zatopionego okrętu powrócił na wyspy macierzyste i zajął się przygotowywaniem ludności do wojny partyzanckiej przeciw USA. Po wojnie pracował w przedsiębiorstwie transportowym. Postać doprawdy niezwykła.
Nie jest to pełna biografia. Choć została napisana w 1958 roku, autor zdecydował się zapoznać czytelników ze swoim życiem jedynie od dziecka do zatopienia na krążowniku Yahagi w czasie wypełniania misji osłony Yamato. Było to w kwietniu 1945 roku, a wojna trwała przecież kilka miesięcy dłużej. O tym, co robił dalej, dowiadujemy się jedynie z krótkiego wstępu. Trochę szkoda, ponieważ przez to nie możemy poznać, co autor myślał o doniosłych wydarzeniach, które nastąpiły w tym czasie: ostatecznym pokonaniu niemieckiego sojusznika Japonii, użyciu bomby atomowej, wypowiedzeniu wojny przez ZSRR i wreszcie kapitulacji, a potem okupacji i zaprowadzeniu nowego ładu w Japonii przez aliantów. A na podstawie tego, co w książce się znalazło, sądzę, że byłaby to fascynująca lektura.
Hara nie waha się rozprawić z kilkoma mitami, jakie powstały w czasie wojny na temat japońskiej marynarki. Nie ma dla niego rzeczy świętych, krytykuje brutalne metody szkolenia w szkole marynarki, koncepcje strategiczne, sam pomysł wojny z USA, a nawet najwyższych japońskich dowódców, w tym samego Yamamoto, który uważany jest za wybitnego dowódcę marynarki, jednak nie przez autora. Odkrywa stosunki, jakie panowały w japońskiej flocie – coś, z czym polski czytelnik do tej pory nie miał okazji się zapoznać. Narysowany przez niego obraz japońskiej floty daleki jest od powszechnych wyobrażeń. Jej początkowe sukcesy spowodowane była raczej błędami aliantów i ich nieprzygotowaniem do wojny niż potęga japońskiej floty, która od samego początku działań miała polecenie oszczędzania amunicji! Wydawać by się mogło, że wyspiarska charakterystyka tego kraju a także teren prowadzonych działań – morza i oceany – sprawiały, że to flota była głównym rodzajem sił zbrojnych. Tymczasem była całkowicie podporządkowana generałom armii, którzy zlecali jej zadania kompletnie sprzeczne z tym, co flota powinna robić, Była to też jedna z przyczyn porażki Japonii. I choć z powodu różnic potencjałów obu przeciwników USA prędzej czy później i tak wygrałyby wojnę, to wiele wydarzeń mogło potoczyć się inaczej.
Największą cześć książki zajmują oczywiście wspomnienia poświęcone służbie na morzu. Są napisane niezwykle barwnie, bez oszczędzania przykrych dla samego autora szczegółów. Mamy więc okazję poznać nie tylko odlany w brązie pomnik wspaniałego dowódcy niszczyciela, ale także obraz zwykłego człowieka z jego wszystkimi wadami z zaletami.
Dzięki współpracy ze strony wymienionych już wyżej osób wspomnienia Hary czyta się bardzo dobrze, jak powieść wojenną. Styl jest barwny i żywy. Akcja, którą napisało samo życie, jest wartka, dynamiczna, a opisy wielkich bitew morskich, których nie było na innych teatrach działań tej wojny, nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od czytania.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Finna, w Serii z Kotwiczką. Niestety podobnie jak inne książki tego wydawnictwa, choć została wydana bardzo ładnie, w twardej okładce, na ładnym papierze to w środku spotkamy sporo błędów redaktorskich. Natkniemy się na sporo literówek czy nawet takich rzeczy jak zmiana rozmiaru czcionki, nawet w obrębie jednej strony, a także kilka razy na to, że nowy akapit rozpoczyna się od środka zdania. Wiem, że być może jest to sobie trudno wyobrazić, kiedy się o tym czyta, ale naprawdę tak jest. Nie przeszkadza to bardzo w czytaniu, ale takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
„Dowódca niszczyciela” na świecie zaliczany jest do klasyki literatury wojennomorskiej. Po przeczytaniu w pełni rozumiem, dlaczego. Fascynujące wspomnienia, niespotykany w dostępnych w Polsce książkach temat i wciągająca narracja to największe zalety tej książki. Dla zainteresowanych tematem – pozycja obowiązkowa!