David Louis Edelman zrobił licencjat na wydziale pisania kreatywnego, i już jako licencjonowany pisarz kreatywny wykreował powieść SF „Infoszok”, która jest w istocie banalnym dramatem korporacyjnym umieszczonym w startrekowskich dekoracjach, a epicki rozmach wziął godny Tolkiena, solidna cegła zadrukowana „Infoszokiem” jest bowiem zaledwie pierwszym tomem trylogii.
W swojej powieści kreatywnie wygenerował świat przyszłości, w którym, po burzach „rewolucji autonomicznej”, kiedy to wyemancypowana sztuczna inteligencja usiłowała wygubić rodzaj ludzki, nastała era nanobioinżynierii, a główną gałęzią gospodarki jest sektor programowania medycznych, kosmetycznych i tak dalej bionanobotów. Nic przeto zaskakującego, że jako bohatera pierwszoplanowego znajdujemy Natcha, młodego, chciwego i obsesyjnie prącego do zawodowego sukcesu programistę i jednocześnie przedsiębiorcę z tej lukratywnej branży. Dynamiczny Natch zakłada feudokorp, czyli firmę której jest suwerenem. Jego ekipa składa się z kilku osób, ona dźwiga na barkach środek ciężkości segmentu obyczajowego opowieści. Ich oczami poznajemy edelmanowe universum.
Kluczowy dla konstruowanego powieściowego świata pomysł bionanobotów jest w SF-ce eksploatowany już od lat 80. (na przykład Stanisław Lem, „Wizja lokalna”, 1982), a daleko Edelmanowi do ekspresywności wizji cywilizacji eksplodującej ku przyszłości, którą można znaleźć choćby u Charlesa Strossa w „Accelerando” . Edelman po prostu opisał współczesną sobie neoliberalną Amerykę, postacie zaś i scenografie pomalował fluorescencyjnymi farbkami których jaskrawość ma nam zasygnalizować, że oto patrzymy w daleką przyszłość. Źródłem największego lęku ludzi tamtego czasu jest widmo przeciążenia sieci przepływu danych (tytułowy infoszok), największą nadzieją zaś wdrożenie technologii realności alternatywnych, lecz właśnie ono może wspomniany zator spowodować.
Trudno znaleźć w książce Edelmana, poza gadżeciarnią (na przykład programiści posługują się różdżkami do montowania algorytmów w trójwymiarowej przestrzeni), jakieś oryginalne elementy konstruowanej wizji przyszłości, opowieść nie porywa i nie uwodzi wyobraźni. Owszem, ma to dzieło ślady licencjonowanego pisarskiego profesjonalizmu, jednak nie znajdujemy w nim ani dojrzałej refleksji nad naturą gwałtownie przyspieszającego technologicznego progresu naszej cywilizacji, ani interesujących zabiegów formalnych które dostarczyłyby Czytelnikowi, z braku intelektualnej, satysfakcji estetycznej. Ta książka to czytadło do wagonu sypialnego w pociągu dalekobieżnym.