Po przeczytaniu książki Władimira Bieszanowa „Czerwony Blitzkrieg” mam mieszane uczucia. Wydaje się celem autora było przedstawienie polityki Stalina wobec państw Europy Środkowo – Wschodniej w okresie 1939 – 1941. Siłą rzeczy jest to także relacja na temat stosunków sowiecko – niemieckich. Już sam tytuł książki wydaje się mieszać w głowie Czytelnikowi, gdyż wojnę błyskawiczną w wykonaniu RKKA (Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona) zastosowaną wobec Polski, Litwy, Łotwy, Besarabii i Estonii można raczej określić mianem niezbyt udanego „wmaszerowania”, oczywiście poza niektórymi krwawymi walkami na polskich Kresach w 1939 roku. Inaczej było także w Finlandii, toczącej regularną wojnę ze Związkiem Sowieckim, gdzie przebieg walk był biegunowym przeciwieństwem doktrynalnych założeń Blitzkriegu, ale akurat ten konflikt znajduje się na marginesie zainteresowań autora.
W pracy Bieszanowa otrzymujemy z jednej strony rzetelną analizę motywów i skrytych planów Stalina, zbieżną w większości z ustaleniami najnowszej historiografii. Autor celnie wychwycił podstawowy cel Stalina, jakim było wywołanie wojennego pożaru na zachodzie Europy, a następnie po wyczerpaniu się sił wszystkich zaangażowanych stron konfliktu (oczywiście poza arbitrem – Związkiem Sowieckim), wkroczenie „świeżej” i potężnej RKKA druzgocącej armie osłabionych „burżuazyjnych krwiopijców” oraz wyzwalającej spod ich panowania uciemiężony proletariat całej Europy (a w perspektywie świata). Koncepcje te są w dużym stopniu zbieżne z tezami pojawiającymi się na w wielu pracach Wiktora Suworowa.
Z drugiej strony w książce, szczególnie w jej pierwszej części, roi się od błędów i nieścisłości, wołających o pomstę do nieba. Z uwagi na ich liczbę, pozwoliłem sobie na enumeratywne skatalogowanie najważniejszych zauważonych pomyłek.
1. Na stronie 14 autor podaje jakoby „Polska zalecała się do Berlina”, gdy w rzeczywistości osią polskiej polityki w okresie międzywojennym (a zwłaszcza po roku 1926) była koncepcja równego dystansu zarówno w stosunku do Berlina, jak i Moskwy.
2. Niewiele dalej, na stronie 15, Władimir Bieszanow wyraża pogląd, jakoby władze Polski pod koniec lat wyraziły zgodę na wspólną z Niemcami akcję zbrojną wymierzoną we Związek Sowiecki, co stoi w jaskrawej sprzeczności z faktami.
3. Na stronie 24 pojawia się najprawdopodobniej literówka, gdyż według autora polskie elity po 1918 roku dążyły do odbudowy Polski w granicach z roku 1792 (chodzi zapewne o rok 1772, czyli stan sprzed rozbiorów), gdy tymczasem taki postulat nie był formułowany przez żadne liczące się ugrupowanie polityczne.
4. Według autora Polacy po 1919 roku chcieli zająć jak najwięcej ziem na wschodzie, a „rząd Piłsudskiego stawiał sobie za cel utworzenie polskiego
5. Józef Piłsudski byłby pewnie zaskoczony, gdyby dowiedział się, że jego intencją polityczną w czasie wojny domowej w Rosji było zwycięstwo bolszewików! Taki pogląd znajdziemy na stronie 26 „Czerwonego Blitzkriegu”. Sądzę, że autor zbyt pochopnie wyciągnął wnioski z faktycznego odrzucenia przez Piłsudskiego oferty sojuszu z „białymi”, co wcale nie musiało za sobą pociągać automatycznego poparcia bolszewików, jedynie było wyborem (post fatum okazało się że nietrafionym) zagrożenia które zdawało się najmniej groźne dla Polski. Bolszewicy, w odróżnieniu od „białych”, byli pozbawieni wsparcia materialnego i politycznego państw Ententy, ponadto pozostawali początkowo w nieformalnym sojuszu z osłabionymi Niemcami, czyli wielkim przegranym Wojny Światowej. W świetle takiego rozumowania stroną potencjalnie silniejszą w rosyjskiej wojnie domowej wydawali się być „biali”, zatem Piłsudski postanowił nie udzielać im wsparcia w konflikcie z bolszewikami, szczególnie że nie udało mu się uzyskać żadnych wiążących deklaracji z ich strony odnośnie polskich granic na wschodzie. Nawet akceptacja polskiej państwowości była ze strony białych tylko warunkowa.
6. Autor „Czerwonego Blitzkriegu” artykułuje generalizującą opinię na temat polskiej narodowościowej w okresie międzywojennym, której podstawowy wątek to teza, że była to polityka asymilacyjna. Jest to pogląd dalece uproszczony, gdyż w polskiej polityce narodowościowej ścierały się różne tendencje, a tylko jedna z nich była otwarcie asymilacyjna (Narodowej Demokracji).
7. Nie znajduje oparcia w faktach wyrażony na stronie 31 pogląd Władimira Bieszanowa, jakoby w latach 1938 – 1939: „polski rząd wolał przyjaźń z nazistami” od współpracy z „miłującym pokój” Związkiem Sowieckim. Pisałem o tym już wyżej w punkcie 1.
8. Nie udało mi się także znaleźć żadnych informacji na temat polskiego „Korpusu Inwazyjnego”, o którym autor pisze na stronie 35, ale wydaje się prawdopodobne, że w sytuacji gdy Francja i Wielka Brytania wypełniły by wobec Polski swe sojusznicze zobowiązania w 1939 roku Wojsko Polskie wkroczyło by na tereny Niemiec.
9. Dziwne informacje autora na temat „szaleńczych ataków Wielkopolskiej Brygady Kawalerii na terenie Niemiec” (s. 36 i 37) nie mają potwierdzenia w literaturze przedmiotu i rzeczywistości. Co więcej, była to jedna z najlepiej dowodzonych jednostek Wojska Polskiego w całej Wojnie Polskiej 1939 roku (dowódcą brygady był w 1939 roku generał brygady Roman Abraham).
10. Z dużą dozą ostrożnością należy też traktować informacje i peany wyrażane przez białoruskiego historyka na cześć niemieckiego wywiadu wojskowego (Abwehry) w konflikcie polsko – niemieckim w 1939 roku (s. 39), gdyż tenże wspaniały i fachowy wywiad nie wykrył najsilniejszej polskiej armii – „Poznań”, jak również nie udało mu się ujawnić jej przemieszczenia i koncentracji do kontruderzenia nad Bzurą.
11. Irytację i niedowierzanie wywołuje twierdzenie autora o tym, jakoby „warszawianie [powinno być warszawiacy] rozerwali czołgi gołymi rękami” (s. 43). W ten sposób zostaje opisany nieudany szturm Warszawy podjęty z marszu przez niemiecką 4 Dywizję Pancerną (dowodzoną przez gen. Reinharda), będący skutkiem wojskowej efektywności polskiej obrony.
12. Nie sposób nie wytknąć w pracy drobnych pomyłek, jak ta ze strony 44, gdzie generał broni Kazimierz Sosnkowski „zdegradowany” został do stopnia generał brygady.
13. Umiejętności i talent literacki powinny cechować w mniejszym lub większym stopniu każdego historyka (casus Normana Davisa), ale sądzę że autora „Czerwonego Blitzkriegu” poniosła wyobraźnia, bo na stronie 161 pojawia się taki oto passus: „odradzająca się Polska z jej marzeniem rozpostarcia skrzydeł białego orła od morza do morza”. Autor w powyższy sposób charakteryzuje ambicje terytorialne z trudem budowanego państwa polskiego, skleconego naprędce z ziem trzech zaborów, w którym o przywództwo rywalizowało kilka ośrodków władzy. Nie można nie wspomnieć o fakcie szokującym, czyli ogromnej sile Wehrmachtu pod koniec 1918 roku, którego liczebność na ziemiach polskich była kilkakrotnie większa niż dopiero organizujących się wojsk polskich. Ponadto zasięg terytorialny na którym uznawano władzę Piłsudskiego w 1918 i na początku 1919 roku nie był wiele większy od kadłubowego Księstwa Warszawskiego.
14.Autor na tej samej 161 stronie nie ustrzegł się kolejnego lapsusu, gdy pisze o legionach Piłsudskiego w 1919 roku, co jest oczywistą pomyłką, gdyż każdy uczeń polskiej szkoły średniej wie o tym, że było to już Wojsko Polskie.
15. Kolejną „ciekawostkę” znajdziemy na kolejnej 162 stronie, gdzie pojawiają się „totalitarne reżymy” w Estonii, Łotwie i Litwie. Trudno powiedzieć czy jest to błąd tłumacza, czy wyraz poglądów samego autora. W tym ostatnim wypadku oznaczałoby to, że pogląd Bieszanowa w sposób jaskrawy odbiega od ogólnie przyjętych w politologii typologii. Zwykle przyjmuje się, że panowały tam reżymy autorytarne, podobnie jak w Polsce po roku 1926.
Niektóre fragmenty „Czerwonego Blitzkriegu” sprawiają wrażanie jakby zostały żywcem przepisane z opracowań propagandowych okresu stalinowskiego. Co jest tym dziwniejsze, że sąsiadują z wymienionymi już dojrzałymi i celnymi analizami celów polityki sowieckiej.
W tej beczce dziegciu jest również i łyżka miodu. Autor trafnie ocenia pakt Hitler – Stalin, likwidujący barierę państw między Niemcami a Rosją Sowiecką (s. 21), co stanowiło warunek sine qua non dla otwarcia drogi do ekspansji dla któregoś (lub obydwu) z agresywnych dyktatorów. Władimir Bieszanow celnie cytuje też przywódców sowieckich, których intencje były wyrażane wprost w czasie posiedzeń w wąskim gronie, a sprowadzały się do dążenia do opanowania (rozszerzenia Sowietów) pozostałych 5/6 powierzchni kuli ziemskiej (s. 21).
W ostatnim rozdziale autor zamieszcza ciekawe wspomnienia gen. S. Kriwoszeina ze spotkania z gen. H. Guderianem w Brześciu we wrześniu 1939 roku, jednak bez jakiegokolwiek omówienia i próby krytycznej analizy oraz porównania obu generalskich relacji.
Przechodząc do podsumowania, nie mogę polecić lektury „Czerwonego Blitzkriegu” każdemu Czytelnikowi, zwłaszcza temu nie obeznanemu wystarczająco z niuansami i zawiłościami historii II Wojny Światowej. W książce nie znajdziemy niestety żadnego aparatu naukowego, a co za tym idzie nie dowiemy się skąd autor czerpie często bardzo ciekawe cytaty. Podobnie jest z bibliografią, której również nie umieszczono w polskim wydaniu. Nie ma także indeksu osobowego ani rzeczowego, co utrudnia lekturę. Na plus należy zapisać ciekawą stronę ilustracyjną, wzbogacającą istotnie opracowanie. Niestety w pracy znajdziemy sporo literówek oraz błędnych tłumaczeń czy pomyłek tłumacza. W sumie Władimir Bieszanow na 300 stronach przedstawia interesujący okres historii Europy i świata, ale jego opis nie jest na tyle rzetelny i prawidłowo udokumentowany, aby można było polecić tę lekturę Czytelnikowi.
„Czerwony Blitzkrieg”
ss. 304
Wydawnictwo „Inicjał”
Warszawa 2008
ISBN 9798-83-926205-25