Opis bitwy stoczonej w roku 1346 pod Crecy autorstwa Pana Macieja Nowaka-Kreyera stanowi część serii wydawniczej „Bitwy – Kampanie – Wojny”, która za cel postawiła sobie przybliżenie Czytelnikom wybranych potyczek militarnych z historii ludzkości. W jej ramach ukazały się już m. in. „Wojna Burska 1899-1902; Kursk 1943; Falaise 1944; Afganistan 2002”. Na pierwszy rzut oka widać, że brak tutaj jednoznacznych kryteriów doboru wydarzeń historycznych na potrzeby tej serii, z drugiej jednak strony pozbawione sensu jest doszukiwanie się takich reguł – każda seria wydawnicza rządzi się własnymi prawami. Co do tej konkretnej, przeczytawszy niniejszą pozycję, mam przeczucie, że oferuje ona co najmniej przyzwoity poziom.

Bitwa pod Crecy-en-Ponthieu stoczona 26 sierpnia 1346 stanowiła na pewno ważny, ale nie przełomowy punkt Wojny Stuletniej. Rozpoczęty ledwie 10 lat wcześniej konflikt, miał w końcu przed sobą jeszcze wiele dziesięcioleci zmagań, przerywanych okazjonalnymi zawieszeniami broni (nie mniej bitwa ta mogła stać się takim punktem, gdyby tylko strona francuska osiągnęła założony cel). Kampanię roku 1346 rozpoczęło oblężenie zamku Aiguillon (Gaskonia) przez siły Jana księcia Normandii, syna króla Francji Filipa VI. Zamek ów, jak i cała ówczesna Gaskonia była dominium angielskim, toteż na odsiecz oblężonym ruszył król Anglii, Edward III. Jego siły ekspedycyjne wylądowały 18 lipca w okolicach Cherbourga. Celem Edwarda nie był bezpośredni atak na siły księcia Normandii, ale poprzez konkretne własne posunięcia militarne odciągnięcie wojsk francuskich od oblężenia Aiguillon. Plan ten powiódł się, Jan wycofał się z Gaskonii, jednakże dla Edwarda sytuacja zaczęła przyjmować niebezpieczny obrót. W tym samym bowiem czasie Filip VI zgromadził pod Paryżem nową armię, na czele której zamierzał ruszyć przeciwko angielskiemu władcy. Wobec takiego rozwoju sytuacji, dla Anglików kluczowe stało się przekroczenie Sekwany i znalezienie się na jej prawym brzegu, tak by nie zostać odciętym od sojuszniczej Flandrii – ponieważ Francuzi zniszczyli większość przepraw w dolnym biegu rzeki, angielskiej armii udało się to dopiero w okolicach… Paryża. Następnie Edward III skierował się właśnie w stronę Flandrii, w podobnie dramatycznych okolicznościach przekraczając rzekę Sommę. Mając zapewnioną drogę odwrotu, zdecydował się przyjąć bitwę, do której doszło 26 sierpnia w pobliżu wiosek Crecy i Wadicourt.

Starcie okazało się być sukcesem taktycznym Edwarda III (szczególnie wobec strategicznej ułomności jego wyprawy do Francji), który górował nad liczebniejszą i teoretycznie silniejszą armią francuską. Zająwszy dogodne pozycje na wzgórzu, ustawiwszy w zwarte szyki swoich żołnierzy i w końcu świetnie wykorzystując słynnych potem łuczników angielskich (dokładniej: zorganizowanych i wyposażonych na wzór walijski), oddał inicjatywę ataku Francuzom. Filip VI wpierw rozkazał ostrzelać pozycje angielskie genueńskim kusznikom, jednakże manewr ten nie przyniósł spodziewanych efektów, a sami genueńczycy zostali zmasakrowani ostrzałem łuczników. Znużona jazda francuska, wyjątkowo samowolna i niekarna, ruszyła w tym samym czasie do natarcia. Siłą rzeczy w pierwszej kolejności stratowała wycofujących się kuszników. Natarcie na pozycje Anglików nie mogło się udać – ciężka kawaleria atakowała bezładnie, bez szyku, pod górę, w dodatku mając pod końskimi kopytami śliską trawę (chwilę przed bitwą, przez okolice przetoczyła się krótka, ale intensywna burza). Brnąc do przodu pod ostrzałem łuczników, konni ponosili ogromne straty. Do linii angielskich wojsk dotarli nieliczni z nich. Co więcej, rycerze, którym się to udało w myśl rycerskiego etosu wdawali się w indywidualne pojedynki z przeciwnikiem, ignorując faktyczną sytuację na polu bitwy. A ta z każdą chwilą przyjmowała coraz gorsze oblicze dla Francuzów, zamieniając się w końcu w totalną klęskę obozu Filipa VI (uznawszy ostatecznie swoją porażkę, salwował się ucieczką do pobliskiego zamku w La Boye, w towarzystwie raptem 5 rycerzy). Anglicy nie do końca świadomi sukcesu, zostali na pozycjach przez całą najbliższą noc. Dnia następnego, część sił rozbiła spóźnione francuskie posiłki z Normandii, pieczętując dramat żołnierzy króla Francji.
Bezpośrednim, choć nieco odwleczonym w czasie, następstwem wygranej bitwy było zajęcie przez Edwarda III nadmorskiego Calais (był to już rok 1347), z którego wypędzony wszystkich dotychczasowych mieszkańców i osadzono tam angielskich osadników. Po tym zdarzeniu, przy pomocy papieskich mediatorów zawarto rozejm, który trwał do 1354 roku.
Ksiązka opisująca te zmagania jest naprawdę dobrze skonstruowana.

Autor nie rzuca nas od razu na pola pod Crecy, lecz metodycznie wprowadza w wówczas panującą sytuację, prezentuje genezę Wojny Stuletniej, poświęca sporo uwagi niuansom powiązań rodzinnych, jakie zachodziły pomiędzy władcami feudalnymi, opisuje także taktykę kawalerii, ówczesne zbroje i bronie, definiuje żołnierzy najemnych i zaciężnych, przedstawia historię artylerii, itp. Jest też miejsce na biografie dwóch głównych bohaterów tych wydarzeń: Filipa VI De Valais (Walezjusza) oraz Edwarda III Plantageneta, przedruki średniowiecznych rycin, barwne ilustracje formacji wojskowych oraz mapy sytuacyjne. Wszystko to doskonale wpływa na atrakcyjność przekazu, urozmaica go i pozwala uniknąć monotonnej narracji.

Książką tą można polecić wszystkim Czytelnikom szukającym wiedzy zarówno o ówczesnej sztuce militarnej (w szerokim znaczeniu), jak i również chcącym poznać losy tej właśnie bitwy. Jest to na pewno ciekawy przerywnik pomiędzy monumentalnymi, encyklopedycznymi opracowaniami, które wszyscy oczywiście uwielbiamy, lub też w sytuacji, gdy na dłuższą lekturę zwyczajnie brakuje nam czasu.

 

Tytuł:

Crecy 1346

Autor:

Maciej Nowak-Kreyer

Nakładem:

Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2003