Muszę przyznać, iż mam już serdecznie dość wydawanych w naszym kraju w iście przemysłowym tempie powieści anglosaskich pisarzy o tajemnicach Świętego Graala, Marii Magdaleny, templariuszy czy masonów. Te „popłuczyny” sukcesu Dana Browna irytują rażącym niedbalstwem o szczegóły i tło historyczne. Gdy sięgałem po „Córki Graala” autorstwa popularnej na zachodzie pisarski Elizabeth Chadwick, musiałem przełamać niechęć do fikcji literackiej. Jako recenzent starałem się przesunąć punkt ciężkości z faktografii na fabułę. Głównie dzięki temu zabiegowi i poczuciu recenzenckiej sumienności doczytałem do końca.
Fabuła przenosi Czytelnika do krainy w południowej Francji zwanej Langwedocją, gdzie w XIII wieku trwały niepokoje związane z herezją katarów, uznawanych przez Kościół katolicki za wrogą sektę. Prostota i głęboka wiara katarów zjednuje temu ruchowi wielu zwolenników wśród wszystkich klas społecznych, ich sukces jest odpowiedzią na zepsucie trawiące lokalne struktury Kościoła. Dlatego też papież Innocenty III wypowiada im otwartą wojną, wzywając wiernych do krucjaty przeciwko bluźniercom.
W tych pełnych niebezpieczeństw czasach przychodzi żyć i nauczać niezwykłym kobietom – potomkiniom samej Marii Magdaleny, które żyjąc wśród plebsu, głoszą miłość, czym zjednują sobie szacunek wśród lokalnych społeczności. Kobiety z tego rodu mają również niezwykły dar uzdrawiania chorych, którym nigdy nie odmawiają pomocy. Ich ponadnaturalne zdolności i tajemnica pochodzenia zsyłają na nie nienawiść Kościoła, który za wszelką cenę chce się ich pozbyć. Córki z linii Marii Magdaleny mają jeden podstawowy cel – przekazać swoją wiedzę i umiejętności własnej potomkini. Powieść nie zawiera jednego, głównego bohatera, co moim zdaniem wyszło jej na dobre. Losy głównych postaci w książce są jednak tak niezwykle mocno ze sobą powiązane, iż to one jako jedność mogą stanowić fundament całej akcji.
Nie ma co się oszukiwać, określenie „powieść historyczna” to duża przesada. Nietrudno zauważyć, iż realia historyczne nie są mocną stroną autorki. Chociaż zamieszcza wykorzystane pozycje historiograficzne, nie udaje się jej odtworzyć klimatu wieków średnich. Nie brak niedociągnięć merytorycznych związanych z militariami, kulturą dworską, relacjami społecznymi. Próżno też szukać bardziej wyszukanego słownictwa charakterystycznego dla średniowiecza. Dziwi mnie również brak szerszego przedstawienia losów katarów, ich zwyczajów i obrzędów. Nie brakuje za to mistyki.
Chociaż nie można odmówić pisarce zgrabnej akcji, to nie sposób już po pierwszych stronach utrzymać koncentrację, co potęguje panująca w fabule sztuczność zachowań. Dodatkowo wszechobecna erotyka, przedkładana nad opisy relacji społeczno-religijnych, powoduje, iż zaczynami traktować „Córki Graala” jak mało ambitne romansidło. Następnym mankamentem jest ukazanie duchownych. Wszystko sprowadza się do tego, że stan ten jest całkowicie przeżarty nienawiścią, złem i co ciekawe, głupotą. Aż dziw bierze, skąd wzięła się potęga Kościoła i jak mogli zwyciężyć dobrych i mądrych katarów. Na to pytanie próżno szukać odpowiedzi.
Ze strony technicznej nie można mieć większych uwag do wydawcy. Jeśli chodzi o powieści z tego segmentu, pozycja Wydawnictwa Aurum mieści się w klasie standard. Miękka oprawa, średniej jakości papier, dostrzegalne uchybienia korekty. Szara rzeczywistość wydawnicza.
Osobiście traktuję „Córki Graala” jako kolejny produkt literackiej popkultury. Wątpię, aby powieść stała się bestsellerem, niemniej jako lektura na długie, jesienne wieczory zapewne się sprawdzi. Zapewniam, że szybciej o niniejszej pozycji zapomnicie niż zdążycie przeczytać. Ot, kolejne czytadełko.
Tytuł oryginalny: Children of Destiny / Daughters of the Grail
Rok wydania oryginału: 1993
Liczba stron: 424
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-61867-01-2