Christian Ingrao, francuski historyk, młody dyrektor paryskiego Institut d’Histoire du Temps Présent, zajmujący się na co dzień historią nazizmu, napisał monografię jednego z najbrutalniejszych oddziałów wojskowych spod znaku swastyki – zwanego oddziałem Dirlewangera – który brał udział w walkach na wschodzie. Jest to dość nietypowa monografia, która na pierwszym miejscu stawia zagadnienia z pogranicza antropologii i psychologicznego podejścia do kwestii związanych z… kłusownictwem. Otóż jednostka specjalna Oskara Dirlewangera składała się na początku, latem 1940 roku, w zdecydowanej większości, z kłusowników, którzy mieli do wyboru odsiadkę w więzieniach/obozach koncentracyjnych lub służbę na wschodniej granicy Generalnego Gubernatorstwa. Ich głównym zadaniem była walka z partyzantami. I tak w ciągu lat 1940–1945 „kłusownicy” Dirlewangera, a później także byli więźniowie polityczni obozów koncentracyjnych czy kryminaliści krwawo zaznaczali swoją obecność na Białorusi, w powstańczej Warszawie, na Słowacji w trakcie powstania i na Węgrzech.

Jeżeli ktoś myślał, że Ingaro napisał typową monografię jednostki, w której na pierwszym planie będzie szlak bojowy, stany osobowe, uzbrojenie, wyliczanie oddziałów partyzanckich, z którymi przyszło się bić „kłusownikom”, będzie trochę zdziwiony, gdyż jak napisałem we wstępie, cały nacisk poszedł w kierunku antropologicznego podejścia do tematu. Tego, co czuje myśliwy, jak postrzega zwierzynę – pardon, jak postrzega ludzi, na których poluje – czym dla myśliwego są trofea i tym podobne sprawy. Christian Ingrao opisuje także Dirlewangerowców jako pasterzy, którzy w początkowym stadium istnienia jednostki mieli opiekować się, niczym stadem bydła, Żydami, tak aby trzymali się swojej zagrody, czytaj: gett.

Z wielkim pietyzmem autor przedstawia sposoby polowania, jakimi kierowali się „czarni myśliwi” w trakcie walk na Białorusi. Metoda Pirsch, czyli inaczej: metoda polowania z podchodu, według prawdziwych myśliwych jedna z najpiękniejszych metod polowania na dziką zwierzynę, nie miała w ogóle miejsca w czasie działań antypartyzanckich na Białorusi, gdzie typową metodą polowania na ludzi było polowanie z nagonką, która przeważnie kończyła się masowymi mordami ludności cywilnej. Nie było w tym żadnego etosu łowczych, tropienia zwierzyny, oceniania, z kim przyjdzie się zmierzyć oko w oko, tylko masowa rzeź.

Wydawnictwo Czarne oddaje do rąk Czytelnika wyjątkową pozycję na rynku książek drugowojennych. Jest to monografia inna niż wszystkie, jakie dotychczas było mi dane przeczytać. Inność nie oznacza, że jest to książka kategorycznie zła czy rewelacyjna, jest po prostu inna. Autor zdecydował się na opis decyzji ludzi z jednostki Dirlewangera pod kątem antropologicznym w powiązaniu z naturą kłusowników i myśliwych. Na 304 stronach możemy przeczytać, kim był twórca tej nietypowej jednostki SS, Oskar Dirlewanger, jaki szlak bojowy przeszła, z naciskiem na metody łowcze i psychologię człowieka. Owszem, znajdziemy parę błędów, ale gdzie ich nie ma? Pewnie wynikają z błędnego tłumaczenia z francuskiego na język polski, bo jak można wytłumaczyć zdanie o szukaniu przez Dirlenwangerowców polskich leśników? Pewnie chodziło o polskich partyzantów. Niemniej, jest to pozycja dobra. Wiem, że miłośnikom typowych monografii nie przypadnie do gustu. Sam podszedłem do tej książki z mieszanymi uczuciami, ale warto przeczytać coś innego niż zwykle.