Mimo że wojny w Iraku i Afganistanie powoli dobiegają końca – przynajmniej tak chciałby to widzieć Zachód, który wycofuje stamtąd wojska – temat stale jest popularny i ciągle ukazują się nowe tytuły poruszające te zagadnienia. Nie ma się z resztą czemu dziwić – skoro nadal powstają i jeszcze długo powstawać będą nowe książki o II wojnie światowej, co dopiero mówić o konfliktach, które jeszcze trwają. Wśród wszystkich wojsk chyba największym zainteresowaniem cieszą się oddziały specjalne. Dzieje się tak ze względu na otaczający je nimb tajemniczości, a z drugiej strony propagowany obraz herosów, którzy w pojedynkę lub w niewielkich oddziałach zadają przeciwnikowi wielkie straty. W tym też należy upatrywać przyczyny wysypu książek dotyczących GROM-u, SAS-u, Delta Force czy szczególnie Navy SEALs – zwłaszcza po tym, gdy ci ostatni zabili Osamę bin Ladena. Właśnie do tego ostatniego oddziału należał Chris Kyle, który w wydanej przez Znak książce „Cel snajpera” spisał swoje wspomnienia.
„Cel snajpera” napisany jest według utartego schematu, który dostrzeżemy w innych książkach autorstwa byłych żołnierzy oddziałów specjalnych jak choćby u Erica Haneya, Richarda Marcinko, Howarda Wasdina czy Marcusa Luttrella, który z resztą jest kolegą Chrisa Kyle’a. W każdej z nich wszystko jest jak we wzorcowej autobiografii. Najpierw mamy opis skromnego, ale raczej szczęśliwego dzieciństwa, przeważnie z dala od wielkich amerykańskich miast. To raczej ludzie prerii czy gór, gdzie zamiast gier komputerowych i najnowszych elektronicznych gadżetów są zwierzęta, polowania, wyprawy z ojcem na biwaki, surowe wychowanie i ciężka, solidna praca. To w połączeniu z obowiązkowym patriotycznym wychowaniem skutkuje zaciągnięciem się do jednego z rodzajów sił zbrojnych USA, gdzie po okresie zwyczajnej służby przychodzi ochota do wstąpienie do oddziałów specjalnych.
Tu Kyle jest pewnym wyjątkiem, ponieważ karierę wojskową rozpoczął od razu od BUD/S, z pominięciem służby w tradycyjnej marynarce. Dalej następuje rekrutacja i mordercze szkolenie. Kyle poświęca temu elementowi stosunkowo najmniej miejsca, wychodząc ze słusznego założenia, że hell week i pozostałe etapy szkolenia BUD/S dostatecznie szeroko opisano w innych książkach, a poza tym żadne słowa nie są w stanie opisać jego trudności. Za to więcej miejsca poświęca na szkolenie specjalistyczne z zakresu snajperstwa i techniczne opisy różnych modeli broni. Można więc powiedzieć, że dobrze się to uzupełnia z opowieścią Howarda Wasdina, który również był snajperem, tyle że w SEAL Team 6. Kyle trafił do SEAL Team 3, gdzie stał się najskuteczniejszym snajperem w historii amerykańskiego wojska, ze 160 zaliczonymi trafieniami. Być może nie robi to wrażenia, jeśli porówna się ten wyczyn ze strzelcami z czasów II wojny światowej, gdy Wasilij Zajcew uzyskał 242 trafienia, Ludmiła Pawliczenko – 309, a Simo Häyhä – rekordowe 705 (505 lub 543 według innych źródeł), ale pamiętajmy, że czasy są inne, wojna jest mniejsza, nie mówiąc o możliwych przekłamaniach w tamtych wynikach spowodowanych względami propagandowymi.
Jednak tym, co najbardziej przyciąga Czytelników do tego rodzaju książek, są wspomnienia z samego pobytu w strefie działań wojennych. W tym przypadku było to kilka tur w Iraku. Chociaż Kyle był snajperem, wykonywał szerokie spektrum zadań, które nie zawsze wiązały się z użyciem broni. Z początku był nawigatorem, czyli osobą odpowiedzialną za wytypowanie odpowiedniej trasy i doprowadzenie oddziału szturmowego do odpowiedniego obiektu, a następnie zabezpieczenie drogi odwrotu. W tych misjach Autor najczęściej współpracował z polskim GROM-em, któremu w książce poświęcił dużo miejsca, wyrażając się o nim w samych superlatywach. Był też zwykłym operatorem – tak zwanym szturmanem – czy zwiadowcą. Po prostu był zawsze tam, gdzie armia uznawała, że najlepiej wykorzysta jego umiejętności, a sytuacja zmieniała się dynamicznie. Autor pisze, że wojnę lubił i przy zabijaniu kolejnych wrogów nie miał moralnych dylematów, cieszył się tylko, że likwiduje kolejnych wrogów USA. Służba składała się z okresów nudy i szybkiego tempa walk, godzin obserwacji i ocierania się o śmierć. Wszystko to znajdziemy w tej napisanej bardzo dobrym językiem książce.
Cechą wyróżniającą ją spośród innych jest udział żony Kyle’a, która opisuje los żony SEAL-sa. Nie jest to życie lekkie i wiele małżeństw kończy się rozwodami. Im się udało, ale nie brakowało kryzysów i dramatycznych momentów, w których Autor musiał wybierać, czy ważniejsza jest dla niego rodzina, czy służba, bo w ciągu życia priorytety mu się zmieniały. Dzięki temu widzimy, że dla żołnierza niebezpieczeństwo na wojnie czai się nie tylko na froncie, ale również w domu, bo przez tak długą rozłąkę ludzie oddalają się od siebie i zmieniają. Bardzo.
„Cel snajpera” przeczytałem praktycznie jednym tchem. Jest to kolejna bardzo dobra książka o żołnierzach sił specjalnych. Każda jest do siebie podobna, ale jednocześnie każda czymś się wyróżnia, razem dając coraz pełniejszy obraz tajemniczego świata najlepszych żołnierzy na świecie. Jest zdecydowanie warta polecenia nie tylko ze względu na polskie wątki. Ciekaw jestem, czy i kiedy doczekamy się podobnej publikacji któregoś z żołnierzy GROM-u, z pewnością byłby to bestseller. A w oczekiwaniu sięgnijcie po „Cel snajpera”.