Historia jest mistrzynią ironii. Do tego ironii brutalnej i okrutnej. Jakże bowiem inaczej, jeśli nie okrutną ironią, nazwać sytuację Żydów walczących w Wehrmachcie czy nawet SS, podczas gdy aparat państwowy hitlerowskiej III Rzeszy systematycznie mordował ich pobratymców? Niemniej jednak ofiarami tej ironii padali ludzie z krwi i kości, którzy musieli się w tej sytuacji zmagać z konfliktem tragicznym na miarę najlepszych sztuk teatru antycznego. O tych właśnie ludziach opowiada Bryan Mark Rigg.
Z pewnością wielu polskich Czytelników kojarzy jego nazwisko. Rigg zajął się tym problemem już dość dawno temu – mniej więcej w połowie lat dziewięćdziesiątych – a omawiana tutaj książka jest drugą jego pracą na ten temat przełożoną na język polski. Ta pierwsza to oczywiście „Żydowscy żołnierze Hitlera”, a zbieżność tytułów bynajmniej nie jest przypadkowa. W pewnym sensie „Losy żydowskich żołnierzy Hitlera” to drugi tom tamtej książki, chociaż nikt formalnie tak tego nie określa. Najlepszym zresztą dowodem niech będzie to, że na polskim rynku wypuściły je różne wydawnictwa.
Niemniej jednak, każdy, kto chociaż z grubsza zapozna się z obiema, z pewnością przyzna mi rację. Te zjawiska, o których w „Żydowskich żołnierzach…” Rigg pisze szczegółowo, ale zasadniczo z zewnątrz, w „Losach…” oglądamy z bardzo bliska, bo poprzez wspomnienia samych żołnierzy. Żołnierzy – podkreślmy koniecznie – wcale nie zawsze żydowskich. Judaizm precyzyjnie bowiem określa, kto jest czy też ma prawo używać wobec siebie przymiotnika „żydowski”. Niejeden taki „żydowski żołnierz” był chrześcijaninem (z reguły protestantem), potomkiem rodziny o długich tradycjach wojskowych, a żydowskie korzenie miało tylko jedno z jego rodziców. O fizycznym dowodzie w postaci obrzezania w przypadku sporego odsetkach tych ludzi nie ma nawet co mówić. A jednak…
Niemcy epoki nazistowskiej owładnięte były, jak wiadomo, ideą „czystości krwi”. I to właśnie „krew” – czytaj: pochodzenie – decydowała, kto jest, a kto nie jest Żydem. Wystarczyło mieć jednego dziadka Żyda, a już w myśl ówczesnego prawa było się mischlingiem, mieszańcem, ergo: niepełnowartościowym obywatelem. Czy poprzez służbę wojskową można było się „upełnowartościowić”? Ach, żeby to było takie proste. Sytuacja Żydów i „Żydów” w Wehrmachcie była diablo niepewna. Zasadniczo nie groziła im wywózka do obozu, ale nie mieli żadnej gwarancji choćby dla siebie, a już tym bardziej dla rodzin. Niemniej jednak, większość z nich nie widziała innej drogi, tym bardziej, że do służby wojskowej pchała wielu z nich rodzinna tradycja i patriotyczne wychowanie.
Trudno w kilku akapitach podsumować, co powodowało tymi ludźmi. Kogo to ciekawi, po prostu musi sięgnąć po „Losy…”. Nie sposób nie pochwalić pracy wykonanej przez Rigga. Dotarł bowiem do kilkudziesięciu weteranów II wojny światowej i wyciągnął z nich wspomnienia, którymi niektórzy wcale nie chcieli się dzielić. Być może było mu łatwiej o tyle, że sam jest byłym żołnierzem i Żydem z pochodzenia. Pisze jednak także o ludziach dawno już zmarłych, takich jak pół-Żyd Erhard Milch, feldmarszałek Luftwaffe. Wielu z tych, z którymi rozmawiał, spotkało się po wojnie z ostracyzmem ze strony ziomków („Lepiej było zginąć niż walczyć za Hitlera!), nie potrafili też pogodzić się z własnym sumieniem.
I o tym właśnie są „Losy żydowskich żołnierzy Hitlera”. Dopiero tutaj widzimy naprawdę ludzki aspekt tego, co Rigg opisał w tomie pierwszym. Można by co prawda traktować „Losy…” jako, z angielska mówiąc, dodatek stand-alone – czyli samodzielny – do poprzedniej książki, jednakże kto chce uzyskać możliwie najpełniejszy obraz zjawiska mischlingów w Wehrmachcie, a nie chce z jakiegoś powodu kupować obu, powinien zdecydować się na „Żydowskich żołnierzy Hitlera”, tam bowiem uzyska obraz całościowy. Tu jednak, dla odmiany, spojrzy nań oczami ludzi z krwi i kości, pozna ich historię, rozterki, doświadczenia wojenne i starania o ocalenie skóry tak przed żołnierzami innych państw, jak i przed funkcjonariuszami ojczyzny.
Opisywaną tutaj książkę polecam jednak wszystkim zainteresowanym czy to tematyką żydowską, czy historią III Rzeszy. W pięknej oprawie dostajemy przykrą, zmuszającą do refleksji treść. Wspomnienia żołnierzy frontowych stanowią także cenny materiał źródłowy w zakresie doświadczeń wojennych w perspektywy zwykłego wojaka.