Można być wojującym militarystą lub miłującym pokój pacyfistą, ale każdy chyba przyzna, że nic tak nie stymuluje postępu technicznego jak wojna. Przede wszystkim dlatego, że w takiej sytuacji jedynie państwa mogą sobie finansowo pozwolić na kosztowny rozwój i badania, a co ważniejsze, ponieważ naukowcy oraz inżynierowie nie pracują jedynie dla chęci zysku, ale w obronie swojego państwa, a w konsekwencji być może i życia. Historia dostarcza aż nadto przykładów potwierdzających tę tezę, wystarczy wspomnieć o powstaniu czołgu i okrętu podwodnego, rozwoju lotnictwa, lotach kosmicznych, komputerach czy Internecie. Wszystko to ma rodowód w technice wojskowej, która z czasem w całości lub części przeszła do cywila. Wiele podobnych przykładów dostarcza również druga wojna światowa, a Brian Johnson uznał, że część z nich zasługuje na bliższe przedstawienie Czytelnikom.

Tym, którzy być może kojarzą skądś ten tytuł, należy się informacja, że jest to już drugie wydanie książki, zarówno po angielsku, jak i po polsku. Pierwsze ukazało się na Zachodzie w 1978, a w Polsce w 1997 roku, obecne – w Wielkiej Brytanii w 2004 roku, a teraz, dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka, możemy zapoznać się z nim w naszym kraju.

W czasie drugiej wojny światowej skok technologiczny wykonany przez wszystkie strony konfliktu był tak wielki, że nie sposób opisać go w całości nawet w bardzo grubej książce, szczególnie jeśli miałaby dogłębnie opisywać każdą nowinkę. Dlatego też Autor zdecydował się na ograniczenie liczby tematów do sześciu: radiowego naprowadzania samolotów, radaru, broni odwetowych, zwalczania okrętów podwodnych, Enigmy i tego, co określił wojennymi niepowodzeniami, chociaż nie wiem, czy samolot odrzutowy można nazwać niepowodzeniem. Chyba po prostu wszedł do produkcji zbyt późno, by wpłynąć na wynik walk. Nie da się nie zauważyć, że wszystkie te kwestie koncentrują się na Trzeciej Rzeszy i Wielkiej Brytanii, a to dlatego, że książka powstała na podstawie serialu dokumentalnego produkcji BBC „The Secret War”. Dlatego nie znajdziemy tam historii choćby projektu Manhattan czy innych odkryć amerykańskich, radzieckich lub japońskich.

Z drugiej strony trzeba Autorowi oddać, że takie ograniczenie pozwoliło mu zająć się każdym zagadnieniem dokładnie i rzetelnie. Chociaż książka była pisana zaledwie trzydzieści lat po wojnie, jest bezstronna i zarówno należnie docenienia naukowców niemieckich, jak i – gdy jest to uzasadnione – wytyka błędy brytyjskim. Najbardziej ciekawiła mnie postawa Autora wobec polskich matematyków zajmujących się rozszyfrowywaniem Enigmy, bo jak wiemy, nawet współcześnie w pracach Brytyjczyków bywa z tym różnie. Muszę przyznać, że się nie zawiodłem. Co więcej, również w temacie V1 i V2 podkreślono rolę polskiego ruchu oporu, który miał duży wkład w dostarczenie Brytyjczykom części pocisków.

Z natury rzeczy znajdziemy tu wiele zagadnień technicznych, lecz niech nikt się nie martwi – Autor opisał je przystępnym językiem, tak że nikt nie powinien mieć problemu z ich zrozumieniem. Poza opisem technicznej strony działania danego wynalazku przy okazji dowiadujemy się o zakulisowych rozgrywkach, starciach naukowców i całej ludzkiej otoczce prowadzącej do stworzenia tego czy innego rozwiązania. Oczywiście dotyczy to głównie strony brytyjskiej, ponieważ w jej przypadku Autor miał bezpośredni dostęp do wielu żyjących jeszcze wtedy bezpośrednich uczestników zdarzeń. Dzięki temu mamy do czynienia nie z suchą książką techniczną, ale opowieścią pełną anegdot o czasach i ludziach pracujących na rzecz machiny wojennej.

Autor nie ustrzegł się jednak kilku błędów. Leżącą nad Bugiem polską wieś Sarnaki umieścił ponad sto kilometrów na północny zachód od Warszawy. Na jednej stronie pisze o „samolocie Hawker Tempest, najszybszym wówczas myśliwcu RAF, który mógł stawić czoło V1”, a gdy odwrócimy stronę, widzimy: „Tylko spitfire’y były na tyle szybkie, by dogonić V1”. Przy okazji zwróćcie uwagę, że Tempest pisany jest od wielkiej litery, a Spitfire od małej. W całej książce znajdziemy podobne przykłady nazw sprzętu pisanego raz tak, raz tak bez żadnej reguły. Podejrzewam jednak, że to już wina polskiego wydawcy, a nie Autora, a nawet jeśli tego drugiego, należało to poprawić, podobnie jak poprawiono i uzupełniono przypisami inne jego błędy. Duża pochwała należy się pułkownikowi Apoloniuszowi Siekańskiemu odpowiadającemu za konsultację merytoryczną. Szkoda tylko, że w korekcie prześlizgnęły mu się łodzie podwodne… Ogólnie jednak wydawnictwo Zysk i S-ka należy pochwalić. „Wojna mózgów” została wydana w twardej okładce, w ładnej formie, a treść uzupełniło wiele fotografii, schematów i diagramów. Jeśli nie policzymy wcześniej wymienionych, uniknięto także wpadek redakcyjnych i korektorskich.

Mimo że Autor potraktował temat wybiórczo, „Sekrety…” zasługują na zainteresowanie nie tylko Czytelników pasjonujących się historią drugiej wojny światowej czy techniki, ale szerszego kręgu, bo wiele opisanych w tej książce spraw jest dzisiaj wykorzystywanych w dziedzinach cywilnych, w naszym codziennym życiu. Warto dowiedzieć się, jak działają i z czego biorą swój początek.