Wspomnień na temat działań wojennych po stronie radzieckiej jest sporo, ale są to głównie wspomnienia marszałków i generałów Armii Czerwonej, pełne pompatycznego stylu i zakłamania. Książka, którą przychodzi mi recenzować, wydana przez Rebis, jest zapisem wspomnień zwykłego radzieckiego żołnierza, który wiele lat po wojnie zaczął spisywać swoją wojenną przygodę.
Autor, Boris Gorbaczewski, jest moskiewskim Żydem, który w pół roku po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zaciągnął się na ochotnika do szkoły dla oficerów w Tiumeniu. Mimo że minęło ponad pół roku od wybuchu wojny i dwa lata od rozpoczęcia konfliktu z Finlandią, kursantów nie uczono taktyki ani sposobów walki z wrogiem, tylko przestarzałych regulaminów i myśli przewodnich towarzysza Stalina. W koszarach Gorbaczewski spotkał się z chamstwem i prostactwem kursantów, z otępieniem umysłowym i krótkowzrocznością nauczycieli, a także z kobietą – bibliotekarką, która za wszelką cenę chciała odwieść młodego chłopaka od pójścia na front.
Po zakończeniu kursu, przyspieszonego z powodu trwającej wojny, Gorbaczewski z głową pełną regulaminowych formułek i bezsensownych frazesów pojechał na zapomniany front. Specjalnie piszę zapomniany, bo jak można inaczej pisać o froncie pod Rżewem, gdzie w bezsensownych atakach na niemieckie pozycje, w ciągu kilkunastu miesięcy walk zginęło być może nawet dwa miliony sowieckich żołnierzy? W wyniku różnych zbiegów okoliczności Gorbaczewski, który po nauce w Tiumeniu był moździerzystą, dostał się na froncie do jednostki przeciwpancernej, by po pewnym czasie stać się zwykłym żołnierzem piechoty, którego czas przeżycia w czasie walki był liczony, przy dużej dozie szczęścia, w dniach.
Już po pierwszym ataku pod Rżewem większość kursantów została wybita, a nasz bohater ranny. Po udanej rekonwalescencji Gorbaczewskiego mianowano dowódcą plutonu, a po pewnym czasie – kompanii. Jako szefowi kompanii udało się Gorbaczewskiemu opracować prosty i genialny plan zapobiegania dezercjom, przez co został oddelegowany do innej kompanii, w której miał zaprowadzić porządek. Pech chciał, że w nowej jednostce w dniu przybycia Gorbaczewskiego dochodzi do dezercji dwóch ludzi i tylko zbieg okoliczności pozwolił mu uniknąć skrócenia o głowę. W toku walk Gorbaczewski został oficerem politycznym, którego zadaniem było podtrzymywanie na duchu pozostałych żołnierzy oraz tłumaczenie im przewodniej roli Stalina i partii w toczącej się wojnie.
Gorbaczewski jako uważny obserwator przekazuje nam prawdziwe oblicze Armii Czerwonej, z niekompetentnym dowództwem, wszechogarniającym chamstwem, pijaństwem, brakiem wykształcenia wśród oficerów, dla których przeczytanie choćby jednej książki było niewyobrażalnym trudem intelektualnym, niezliczonymi ofiarami idiotycznych rozkazów, rozpoznaniem w boju i brakiem ludzkich odruchów wśród większości kadry oficerskiej. Z opisów Gorbaczewskiego wynika, że wyłącznie dzięki prostemu żołnierzowi Armii Czerwonej, który widząc hitlerowskie bestialstwo, z żądzą zemsty na ustach parł do przodu, bijąc Niemców, osiągnięto Berlin.
Jest to smutna książka. W trakcie lektury Czytelnik zacznie zastanawiać się, co sam zrobiłby na miejscu Gorbaczewskiego, jak można byłoby uniknąć niepotrzebnych ofiar, których tyle poległo na froncie wschodnim z powodu idiotycznych rozkazów. Jest to książka godna polecenia dla wszystkich interesujących się historią prostych żołnierzy biorących udział w drugiej wojny światowej. Polecam tę książkę z całego serca, bo dzięki lekkiemu pióru Gorbaczewskiego czyta się ją świetnie. W tym miejscu nie można nie wspomnieć o świetnej pracy dwójki tłumaczy, którzy zrobili kawał dobrej roboty.