„Wojny wikingów” to kolejny – po przygodach pułkownika Sharpe’a, trylogii arturiańskiej i trylogii Świętego Graala – cykl powieści autorstwa angielskiego pisarza Bernarda Cornwella. Nakładem Instytutu Wydawniczego Erica ukazała się pierwsza część pięcioksięgu pod tytułem „Ostatnie Królestwo”. Czytelnicy na zachód od Odry mieli już okazję zapoznać się ze wszystkimi tomami przygód Uhtreda, earldormana Bebbanburga, osadzonych w epoce wikińskich najazdów na Anglię.
Nortumbria, lata 60. IX wieku. Główny bohater, syn jednego z wielmożów, w wieku dziesięciu lat jest świadkiem śmierci ojca z rąk najeźdźców z Północy i zostaje porwany przez jednego z wikińskich wodzów, Ragnara Nieustraszonego. Zamiast zostać sprzedanym w niewolę, wychowuje się w rodzinie Duńczyka, który z czasem zaczyna traktować Uhtreda jak kolejnego syna. Chłopiec szybko wsiąka w środowisko Wikingów i zaczyna uważać się za jednego z nich. Trudno mu się też dziwić. Brodaci jegomoście z toporami nie każą mu uczyć się czytać czy klęczeć przez połowę dnia na zimnej posadzce kościoła. Zamiast tego Uhtred poznaje tajniki walki wręcz i żeglowania. W wyniku zbiegu kilku okoliczności trafia na dwór króla Alfreda, władcy Wesseksu – ostatniego niezależnego anglosaskiego królestwa – dążącego do wyparcia Duńczyków z wyspy i zjednoczenia całej Anglii. Tutaj przypomni swoje prawdziwe pochodzenie i odtąd jego celem stanie się odzyskanie ojcowizny – to jego mała prywatna wojna, bo – jak głosi motto powieści – przeznaczenie jest wszystkim. Jednak duńskie wychowanie i nawiązane u najeźdźców kontakty dadzą o sobie znać jeszcze wiele razy…
Narratorem powieści jest sam Uhtred. Nie wiemy, w którym momencie życia snuje opowieść, ale możemy przypuszczać, że jest możnym panem. Skąd ten wniosek? Otóż Uhtred nie skąpi grosza na opłacenie bardów, którzy mają sławić pieśniami jego bohaterskie czyny. Trudno nie lubić głównego bohatera. Owszem, nie jest to kryształowa postać – na sumieniu ma między innymi napaści na klasztory wraz z duńskimi kolegami – ale w czasach głodu, niepokojów i wiecznej walki o władzę, gdzie także osoby duchowne mają sporo za uszami, ze świecą szukać bohaterów bez skazy. Mimo wszystko chce się z Uhtredem stanąć ramię w ramię w murze tarcz, przypić do niego kuflem piwa czy też wieczorem, przy ognisku, posłuchać nordyckich legend.
Postacie przewijające się przez karty powieści Cornwella – zarówno fikcyjne, jak i historyczne – cechują się swego rodzaju dualizmem osobowościowym. Nie ma postaci jednoznacznie negatywnych (z kilkoma wyjątkami) czy wyłącznie dobrych. Weźmy takiego Ragnara Nieustraszonego – okrutny wojownik wyrzynający w pień bezbronne wioski, a jednocześnie wspaniały ojciec i gospodarz, wódz, za którym podkomendni skoczyliby w ogień. Świetnie odmalowane sceny batalistyczne, dbałość o szczegóły historyczne, wciągająca akcja – te cechy określają prozę Bernarda Cornwella. Jest coś w szczególnego w piórze angielskiego autora, jakiś bliżej niezidentyfikowany czynnik „x”, który sprawia, że nie możemy się oderwać od lektury, że przewracamy kolejną stronę mimo iż czekają na nas inne obowiązki. Czerpanie przyjemności z czytania ułatwia dobrze wykonana praca Instytutu Wydawniczego Erica. Powieść posiada zakładkę nawiązującą graficznie do okładki, znajdziemy w niej również mapkę IX-wiecznej Anglii oraz spis nazw geograficznych występujących w książce. Literówek nie zauważyłem, choć wciąż się zastanawiam, dlaczego w opisie fabuły na okładce głównym bohaterem jest Uther, a nie Uhtred…