Kiedy dowiedziałem się od Redakcji, że jest możliwość przeczytania i zrecenzowania książki, która opisuje najstraszliwszy konflikt w dziejach ludzkości – czyli drugą wojnę światową – pomyślałem, że spróbuję. W końcu przez ostatnie dwadzieścia pięć lat nic innego nie robię, tylko zgłębiam wiedzę na ten temat. Oczywiście do dziś dalej jest o tym mnóstwo informacji i zagadnień, o których nie mam pojęcia, ale byłem przekonany, że dam radę.

Przez kilka kolejnych dni wyczekiwałem na sympatyczną panią z poczty w Gdyni i w końcu dostałem opasłe, tysiącstronicowe tomisko. Zabrałem się do lektury. No właśnie, tysiąc stron… Jak można opisać całą drugą wojnę światową na zaledwie tysiącu stronach? Powiązać różne wydarzenia, bitwy, znane postacie w jedną całość w tak małej objętości? W sumie można – i Antony’emu Beevorowi to się udało.

Jego wizja drugowojennego konfliktu jest zbieżna z moją oceną: że konflikt ten nie rozpoczął się dokładnie jednego dnia, ale na przestrzeni lat tlił się, aby wybuchnąć z nieprawdopodobną mocą w drugiej połowie 1939 roku. Piszę tak ogólnie, bo dla każdej nacji data wybuchu drugiej wojny światowej jest inna. Dla Polaków będzie to 1 września 1939 roku, dla Anglika – 3 września, dla Fina – 30 listopada, dla Rosjanina – 22 czerwca 1941, dla Amerykanina 7 grudnia 1941, a dla Chińczyka będzie to wręcz incydent mukdeński z 18 września 1931 roku.

Antony Beevor skonstruował swoje dzieło chronologicznie, prezentuje w nim na przemian losy zwykłych ludzi, dowódców, marszałków i polityków. Stara się na kartach „Drugiej wojny światowej” powiązać wiele wątków w jedną zgrabną całość, oprócz suchych danych, liczb, numerów armii czy dat umiejętnie wplata listy, notatki i wspomnienia uczestników tamtych wydarzeń. Jest to moim zdaniem bardzo dobra forma opowiadania historii. I rzeczywiście na tysiącu stronach można dostać zgrabną pigułkę tego, czym była druga wojna światowa. Nie ma ani krzty sarkazmu, gdy piszę w jednym zdaniu „tysiąc stron” i „pigułka”. Mam na myśli to, że jeżeli ktokolwiek będzie chciał przeczytać więcej na dany, konkretny temat z zakresu wspomnianego konfliktu, odnajdzie w kraju lub za granicą kilka czy kilkanaście szczegółowych pozycji. „Druga wojna światowa” Beevora jest wyłącznie dla tych, którzy coś tam słyszeli, coś tam widzieli, a chcą poznać ogólnie historię końca lat trzydziestych i pierwszej połowy lat czterdziestych dwudziestego wieku.

Po przeczytaniu zastanowiło mnie z jednej strony pobieżne potraktowanie niektórych tematów, a z drugiej – zbytnia szczegółowość w przedstawieniu innych. Co do szczegółowości – mam na myśli przede wszystkim opisy bitew o Kretę, Stalingrad, Normandię i Berlin. Jest to poniekąd zrozumiałe, gdyż Beevor napisał opasłe pozycje na te tematy i zapewne część akapitów po prostu przekleił. Nawet jednym zdaniem nie opisał natomiast bitwy nad Bzurą, choć zamieszczona jest informacja o złapaniu przez Brytyjczyków dwunastu prostytutek na usługach armii włoskiej w Tobruku. Nic prawie nie ma o roli i postawie Kościoła katolickiego wobec zagłady Żydów. Antypodami dla Beevora są zmagania wojsk włoskich we wschodniej Afryce czy polityka państw Ameryki Południowej oraz ich ustosunkowanie się do wypowiedzenia wojny Trzeciej Rzeszy. W całej książce jest tylko wzmianka o możliwości przeciągnięcia Turcji do Osi. Nic też nie ma o Kurcie Knispelu, Johannesie Bölterze, Ernście Barkmannie czy Ottonie Cariusie, jest za to Michael Wittman. Nie mam nic do Wittmana i podziwiam jego kunszt, ale Carius czy Knispel odnieśli więcej sukcesów w czasie wojny. Widać, że po tym, co Wittman zrobił z Brytyjczykami pod Villers-Bocage, stał się symbolem niemieckiego czołgisty. Nie ma także wzmianek o planach zawarcia pokoju przez Himlera przed 1945 rokiem i działaniu Waltera Schelienberga w jego imieniu. Podobnie nie ma danych o sowieckich propozycjach pokoju i sondowaniu Trzeciej Rzeszy w tej sprawie (lata 1941–1942). W sumie był to tylko margines wojny, a większość dokumentów jest nadal utajniona, ale można było o tym wspomnieć.

Przez całą książkę dość często przewijają się różne choroby i problemy cywilów oraz żołnierzy żyjących lub walczących w skrajnie trudnych warunkach. Ponadto Beevor kładzie nacisk na brutalność wojny i nie zapomina o setkach tysięcy – jeśli nie milionach – kobiet z Europy i Azji zgwałconych w czasie drugiej wojny światowej.

Od czasu do czasu pojawiają się błędy merytoryczne, głównie związane z zagładą Żydów, i błędy redakcyjne. Jednym z najśmieszniejszych jest opis nalotu japońskiego z 19 lutego 1942 roku na Port Darwin – w ataku jeden (sic!) samolot japoński miał zatopić dziesięć okrętów i statków, zabić około trzystu ludzi i zniszczyć ponad dwadzieścia samolotów. W rzeczywistości maszyn japońskich było ponad dwieście czterdzieści (to zapewne błąd tłumacza). Kolejnym przykładem jest opis ataku atomowego na Nagasaki: z treści wynika, że to miasto było celem, a przecież pierwotnym celem ataku miała być Kokura, która zresztą była też zastępczym celem w czasie ataku na Hiroszimę, a nie ma o tym ani słowa. Opisując wydarzenia na froncie wschodnim, Beevor ciągle wspomina o czołgach T-34 i IS-2, tak jakby Armia Czerwona nie używała innego sprzętu (ale to uwaga od miłośnika broni pancernej). Ponadto większość opisów zniszczeń poczynionych przez wojska Osi na wschodzie pochodzi od tylko jednego człowieka: Wasilija Grosmana. Czyżby nie było innych świadków tamtych wydarzeń? Z „Drugiej wojny światowej” dowiemy się również, że pancerniki typu Yamato miały główne uzbrojenie składające się z dział kalibru 450 milimetrów, podczas gdy w rzeczywistości były to działa 460 milimetrów (40 cm/45 Typ 94), ale jest to tylko drobne przeoczenie.

Ale żeby nie było, iż wyłącznie się czepiam – wydaje mi się, że sprawa polska na kartach tej książki jest wyjątkowo, jak na publikację angielskojęzyczną, dobrze opisana. Można wręcz rzec, że wzorowo. Są tu agresja sowiecka we wrześniu 1939 roku, mordy na oficerach polskich w ZSRR, bogaty opis osiągnięć polskich pilotów w czasie bitwy o Anglię (cała jedna strona!), walki w Afryce Północnej, śmierć Sikorskiego, działania AK, sprawa polska w trakcie spotkań Wielkiej Trójki, odkrycie grobów katyńskich, okupacja sowiecka po 1944 roku, opis walk powstańczych w Warszawie, proces szesnastu. Jednym słowem: dużo.

Wydaje mi się, że jest to idealna książka dla osoby, która chciałaby zacząć zgłębiać szerokie zagadnienie, jakim jest druga wojna światowa, a wcześniej nie miała zbytnio do czynienia z tym tematem. Niewykluczone jednak, że przesadzam, gdyż sam siedzę w nim od wielu lat, więc prawie nic nowego nie wyczytałem na kartach dzieła Beevora. Może z wyjątkiem brytyjskiego planu o kryptonimie „Unthinkable”. Moja ocena „Drugiej wojny światowej” Beevora jest bardzo pozytywna. Szeroka wiedza w jednym miejscu, mnóstwo danych, wkładki ze zdjęciami, liczne mapy w tekście, twarda okładka, śliczna obwoluta. Podszedłem do tej książki lekko sceptycznie, ale treść i język pana Beevora mile mnie zaskoczyły. Jest to także zasługa polskiego tłumaczenia. Drogie wydawnictwo Znak, oby tak dalej.