Opisanie w jednej książce historii drugiej wojny światowej jest jednym z największych wyzwań, przed którymi może stanąć autor piszący książki historyczne. Tworzenie syntez bardzo obszernych tematów zawsze jest obarczone ryzykiem, że wśród odbiorców znajdzie się liczne grono wytykających nadmierne, ich zdaniem, uproszczenia lub pominięcia określonych wątków. Mimo takiego ryzyka od czasu do czasu znajdują się autorzy chętni podjąć wyzwanie. Jednym z nich jest brytyjski historyk i dziennikarz Andrew Roberts, który napisał „Wicher wojny”.
Książka wydana przez Znak liczy 779 stron, trzy kilkustronicowe wkładki ze zdjęciami i dwadzieścia dwie mapy. Tekst właściwy ma 694 strony, resztę wypełniają przypisy, indeks i bibliografia. Ta ostatnia jest bardzo rozbudowana i liczy kilkaset pozycji, głównie monografii. W przypadku archiwaliów rzuca się w oczy brak wykorzystania źródeł innych niż anglosaskie. Podobnie w książkach również dominują te napisane przez autorów brytyjskich i amerykańskich, co znajduje później odbicie w treści. Warto zauważyć, że książkę wydano w oryginale już w 2009 roku, a więc siłą rzeczy w źródłach nie znajdziemy najnowszych publikacji. Mimo zastrzeżeń bibliografia jest wystarczająca do stworzenia syntezy drugiej wojny światowej.
„Wicher wojny” podzielony jest na trzy części: „Napaść”, „Przesilenie” i „Klęska”, które dalej dzielą się na rozdziały o objętości około dwudziestu do czterdziestu stron. W tych ramach Autor opisał wszystkie najważniejsze, jego zdaniem, aspekty drugiej wojny światowej. Koncentrował się oczywiście na polach bitew i sztabach walczących stron, ale w wielu miejscach napotkamy fragmenty odnoszące się na przykład od życia codziennego. Ponadto w książce znalazło się miejsce dla całego rozdziału poświęconego Zagładzie Żydów. Oczywiście jest to jeden z kluczowych aspektów tej wojny, jednak podtytuł książki „Militarna historia drugiej wojny światowej” sugeruje skoncentrowanie się ściśle na stronie wojskowej. Gdyby usunąć lub ograniczyć do niezbędnego minimum wątki niezwiązane bezpośrednio z aspektem wojskowym być może autorowi udałoby się kilka bitew czy operacji opisać nieco dokładniej.
Pod tym względem książka jest bardzo nierówna. Przykładowo rozdział pierwszy „Cztery najazdy”, opowiadający o niemieckich inwazjach na Polskę, Danię i Norwegię oraz wojnie zimowej, liczy trzydzieści cztery strony, z których na kampanię polską poświęcono dziesięć. Natomiast rozdział poświęcony tylko bitwie o Wielką Brytanię liczy trzydzieści pięć stron. O ile w tym pierwszym Autor co do zasady nie schodzi z narracją niżej niż poziom korpusu, czasem dywizji, o tyle w przypadku zmagań nad Wyspami Brytyjskimi znalazł miejsce i na zagłębienie się w opisy techniczne poszczególnych samolotów, i na opisanie piosenek czy filmów z okresu Blitzu.

Andrew Roberts – Wicher wojny. Militarna historia II wojny światowej. Przekład: Władysław Jeżewski, Grzegorz Woźniak. Znak, 2025. Stron: 768. ISBN: 9788324090389.
Wynika to oczywiście z pochodzenia Autora i koncentrowaniu się na kwestiach anglosaskich, czy też wielkich mocarstw, bo podobnie jest w kilku innych miejscach książki. Przykładowo w czasie opisywania kampanii francuskiej i ewakuacji aliantów nie znalazło się ani jedno zdanie na temat udziału Polaków.
Chociaż Autor starał się nie zagłębiać w szczegóły, tam, gdzie to zrobił, nie uniknął potknięć. Na przykład wspomina, że Amerykanie przekazali Wielkiej Brytanii pięćdziesiąt niszczycieli, ale już zapomina dodać, że nie był to bezinteresowny gest pomocy, lecz transakcja w zamian za bazy. Gdzie indziej stwierdza, że alianckie bombowce atakujące Niemcy mogły przenosić 10 ton bomb, podczas gdy było to znacznie mniej. Na stronie 229 powtarza mit o „doskonałych” T-34. Na stronie 378 pisze, że dowódcą Zespołu Operacyjnego 34 (Task Force 34) był generał George Patton, podczas gdy był to zespół okrętów przewożących wojska lądowe pod dowództwem Pattona, ale samym zespołem dowodził kontradmirał Henry Hewitt. Dalej na stronie 650 wiceadmirał John McCain został określony mianem „znakomitego dowódcy wojsk lotniczych”.
O ile te wymienione wyżej są błędami typowo merytorycznymi, o tyle drugą grupę można nazwać interpretacyjnymi. Na przykład na stronie 207 Autor pisze, że Niemcy popełniły błąd, nie zapewniwszy sobie współdziałania Japonii przeciwko ZSRR. Ale nie bierze pod uwagę, że po doświadczenia z Chałchyn-goł i przez zaangażowanie dużej liczby żołnierzy w Chinach Japonia nie chciała i nie miała możliwości zaatakować ZSRR. Kilka stron dalej pisze, że ZSRR w 1941 roku dysponował jednymi z najgorszych sił zbrojnych w Europie i Stalin zupełnie nie myślał o ataku na zachód. Dzisiaj dyskusja toczy się już raczej wokół zagadnienia, kiedy dokładnie Stalin chciał zaatakować, a nie czy. Na stronie 605 Autor powtarza również mit o produkcji w Gdańsku mydła ze zwłok więźniów obozów koncentracyjnych.
Na stronie 611 Roberts pisze:
Gdyby Hitler rozpoczął wojnę znacznie później, w 1943 lub 1944 roku, i gdyby fabryki czołgów i samolotów były lepiej chronione i bardziej rozproszone, a odrzutowe myśliwce Me‑262 broniły ich przed atakami alianckich bombowców, Wehrmacht miałby znacznie większe szanse na zwycięstwo.
Prostując to zdanie, można by napisać całą osobną książkę. Autor w ogóle nie bierze pod uwagę, że nie tylko Niemcy, ale alianci również zanotowaliby w tym czasie postęp techniczny i rozwijali swoje moce produkcyjne. Byliby przygotowani do wojny znacznie lepiej niż w 1939 roku. Me 262 nie był samolotem niepokonanym, wręcz przeciwnie, silniki były bardzo zawodne i miały krótki resurs. A rozproszenie fabryk, które dało tak dobre efekty, nie było planowane od początku, ale właśnie wymuszone nalotami, więc gdyby nalotów do 1944 roku nie było, przemysł również nie zostałby rozproszony i lepiej chroniony. To tylko kilka argumentów, ale jest wiele innych.
Na stronie 654 czytamy, że „Cesarska Marynarka Wojenna otrzymała nieomal śmiertelny cios”, bo zatopiony został pancernik Yamato. W tym czasie japońska marynarka de facto już nie istniała, a Yamato nie miał realnej wartości bojowej z powodu braku paliwa. Nie bez powodu został wysłany w misję w jedną stronę. Na tym etapie wojny dla Amerykanów był to tylko jeszcze jeden okręt do zatopienia, a nie śmiertelne zagrożenie. Wreszcie dyskusyjne może być stanowcze stwierdzenie, że głównym zwycięzcą drugiej wojny światowej był ZSRR.
Trzeba się również odnieść do kwestii tłumaczenia. Na stronie 263, gdzie Autor pisze o teoriach spiskowych krążących wokół nalotu na Pearl Harbor, trafiamy na taki cytat:
„Na czym miałby polegać zysk z takiego spisku? – pyta retorycznie biograf Roosevelta Conrad Black. – Bez względu na to, czy w porcie akurat cumowały okręty, czy nie, atak japoński na Pearl Harbor stanowił przecież wystarczający casus belli”.
I na pozór wszystko jest w porządku. Ale wystarczy spojrzeć do oryginału, aby to wrażenie się posypało. Przede wszystkim nie ma tam żadnego pytania. Oryginał (tłumaczony tu w miarę dosłownie) wygląda tak:
„Niczego by się nie zyskało, pozwalając na zniszczenie tych wielkich okrętów w miejscu, gdzie cumowały, kiedy mogły zostać ostrzeżone i wyprowadzone w morze,” stwierdza biograf Roosevelta Conrad Black. „Nieskuteczny japoński atak byłby równie dobrym casus belli”.
Oczywiście nie w tym rzecz, iż tłumacz ma przekładać niewolniczo słowo po słowie. Przeciwnie: wskazane jest, aby umiał ugniatać strukturę zdań do pożądanej przez siebie postaci. Ale w pewnym momencie tłumacz musi powściągnąć fantazję, zwłaszcza kiedy ta fantazja każe mu wkładać pytania (retoryczne!) w usta już nawet nie tłumaczonego autora, ale innego, cytowanego. A wisienką na tym absurdalnym torcie jest to, że cytat nie pochodzi z Conrada Blacka. Jego źródłem jest książka Roya Jenkinsa. I umieszczony tam przypis odsyła poprawnie do Jenkinsa. W biografii FDR napisanej przez Blacka nie ma niczego choćby podobnego do tego cytatu. Jest to bardzo nieprzyjemna pułapka nieumyślnie zastawiona na tłumacza, ale faktem pozostaje, że tłumacz powinien zauważyć tę niespójność i powinna ona zostać opatrzona dodatkowym przypisem.
Ten fragment recenzji miał się skupiać na problemach z przekładem, ale zbiegiem okoliczności udało się w tym miejscu wykryć dodatkowy problem, będący winą już wyłącznie Autora. Bezpośrednio przed cytowanym fragmentem Jenkins pisze tak (zaraz się wyjaśni, dlaczego cytat w oryginale):
This is manifest nonsense. The idea that he, the most navy-loving of all presidents of the United States, would have left eight battleships at their moorings in order to be destroyed or greatly damaged by the Japanese is absurd. Furthermore, he would have needed compliance in the plot from Stimson and Knox, as well as from General George Marshall and Admiral Harold Stark.
U Robertsa fragment ten jest zasadniczo identyczny, jeśli tylko usuniemy z niego twórcze przekształcenia i dodatki na zasadzie „żeby pani od historii się nie połapała”. Nie jest to plagiat, ale jak w rzekomo wybitnym dziele historycznym zabiegi takie są nie na miejscu.
This is nonsense […], FDR loved the US Navy, had been its under-secretary during the Great War, and any such conspiracy would have needed the co-operation of, at the very least, the War Secretary Henry L. Stimson, Navy Secretary Frank Knox, Army Chief of Staff George C. Marshall and Navy Chief of Staff Admiral Harold Stark, all of them honourable and patriotic men.
Wracając do jakości przekładu, przyjrzyjmy się absurdalnemu zdaniu: „Ten sam żołnierz mógł walczyć jako piechur, artylerzysta czy nawet czołgista”. Autor pisze: „some troops could even…”. Różnica jest nieznaczna, ale istotna – Roberts wyraźnie zaznacza, że chodzi jedynie o niektórych żołnierzy (co nie zmienia faktu, że to bzdura), tymczasem w przekładzie stwierdzenie to nabiera cech ogólności. Kiedy Autor pisze, że ataki polskiej kawalerii szablami na niemieckie czołgi „did not in fact happen at all”, polski przekład oznajmia, że „to absolutny fałsz”. Kiedy pisze o Norwegii, że:
the Norwegian Nazi Vidkun Quisling was appointed minister-president and was permitted to run the most autonomous of all the Reich’s puppet governments, because the Germans knew they could trust him ideologically
z polskiego przekładu dowiadujemy się, że
władzę objął miejscowy nazista Vidkun Quisling, tworząc najbardziej autonomiczny ze wszystkich marionetkowych rządów, jakie powstały na okupowanych przez Rzeszę terenach.
Znów – niby to samo, ale jednak różnica jest ogromna. „Być mianowanym” to nie to samo co „objąć władzę”, a „stworzyć” to nie to samo co „dostać pozwolenie na stworzenie”. Gdzie w oryginale mamy „A6M2 Zero-Sen fighters (Zeros)”, w przekładzie trafiamy na „A6M2 Sen (Zero)”. Tu akurat tłumacze próbowali poprawiać po autorze, ale akurat niepotrzebnie – i poprawili tak, że zrobiło się jeszcze gorzej. Jeśli już zmieniać „Zero-sen”, to na „Rei-sen”, nie „Sen”.
Z kolei „Air Chief Marshal Sir Hugh Dowding” to nie „marszałek Hugh Dowding”, ale „generał sir Hugh Dowding”. Oczywiście można tłumaczyć stopnie wojskowe w sposób bardziej dosłowny, tak aby ściślej oddać osobliwości kulturowe danego kraju. Generałowie Cahalu mogą wobec tego być „mistrzami”, „arcymistrzami” i „zastępcami mistrzów” – na zdrowie. Ale w takiej sytuacji „air chief marshal” musiałby być „głównym marszałkiem lotnictwa” (powietrznym!?), a nie po prostu „marszałkiem”.
Jak widać trochę błędów się w tej obszernej książce znalazło. Jeśli jednak spojrzeć na szerszy plan i zadać pytanie, czy wszystkie one w zasadniczy sposób skrzywiają historię opowiadaną przez Autora – nie. Żaden z nich, ani nawet wszystkie razem, nie powoduje, że można o tej książce powiedzieć, że zakłamuje bądź przekłamuje historię drugiej wojny światowej. Można za to powiedzieć, że ją zbytnio upraszcza, a w paru miejscach gubi się w szczegółach. W zasadzie można było to przewidzieć od samego początku. Nie da się opowiedzieć historii całej drugiej wojny światowej w jednej książce, nie popadając w uogólnienia czy skróty myślowe, które w oczach czytelników mających pojęcie o temacie okażą się poważnymi błędami. Dlatego też tacy czytelnicy nie mają po co sięgać po ten tytuł. Natomiast jeśli jest się w temacie zupełnym laikiem, „Wicher wojny” dostarczy w miarę pełnego i poprawnego obrazu – na określonym stopniu ogólności – największego konfliktu w dziejach ludzkości.