Wydawnictwo Rebis, kontynuując zapoczątkowaną przez siebie regułę wydawania książek Wiktora Suworowa, tym razem zaserwowało czytelnikom chyba najbardziej znane jego dzieło – „Akwarium”. Jest to już kolejne, polskie wydanie tej książki, na podstawie której powstał nawet serial telewizyjny z Januszem Gajosem w jednej z głównych ról.
Dla porządku przypomnę tylko naszym Czytelnikom, że „Akwarium” opowiada o karierze samego Suworowa, który ze stanowiska dowódcy kompanii czołgów został przeniesiony do GRU – wywiadu wojskowego Armii Czerwonej. Samo GRU to jedna z najbardziej tajemniczych organizacji wywiadowczych na świecie i o ile o KGB słyszał chyba każdy, to o GRU wcale niekoniecznie. A wiedzieć trzeba, że ma ono na koncie wiele wywiadowczych sukcesów, jak choćby wykradzenie planów amerykańskiej bomby atomowej – tak, tak to właśnie GRU prowadziło tę sprawę. Wiemy o tej organizacji tak mało, ponieważ bardzo dokładnie strzegła ona swoich tajemnic; praktycznie nie było innej możliwości opuszczenia jej szeregów jak poprzez zesłanie do jakieś podrzędnej jednostki na Syberii – co było wariantem dla nieudaczników, którzy oblali egzaminy lub popełnili jakieś błędy – lub poprzez symboliczny komin – co było wariantem dla tych, którzy za dużo o samej organizacji gadali, lub, co gorsza, ją zdradzili. W najlepszym razie kończyli jako wykładowcy w szkole dla szpiegów, ale szacunku to oni nie mieli, bo wszyscy dobrze wiedzieli, że żeby trafić na to stanowisko, trzeba było wykazać się w służbie czynnej jakąś niekompetencją.
Suworow – a właściwie Władimir Bogdanowicz Rezun – jest jednym z bardzo nielicznych, którym udało się przeżyć zdradzenie GRU i przejście na stronę wywiadu brytyjskiego. Do dzisiaj ciąży na nim wyrok kary śmierci, który nie został uchylony nawet po upadku ZSRR. A po niedawnym przykładzie Litwinienki wiemy, jak skutecznie takie wyroki potrafią być egzekwowane.
Wracając do książki – dowiemy się z niej, jak wygląda nabór, organizacja i szkolenie, jakie musza przejść wszyscy kandydaci do służby w GRU. Sam Suworow, zanim trafił na placówkę zagraniczną, odbył szkolenie w Specnazie, a także studia w Akademii Dyplomatycznej w Moskwie. Szkolenie jest opisane z wieloma szokującymi szczegółami – jak na przykład wykorzystanie więźniów do szkolenia walki wręcz – choć pewnie nigdy nie dowiemy się ile z tego było prawdą, a ile jeszcze innych rzeczy nie ujrzało światła dziennego. Nie jest to jednak książka dokumentalna o GRU i trzeba o tym przez cały czas pamiętać.
Autor opowiada też o swojej pracy na placówce zagranicznej w Wiedniu. Wykonywał tam najróżniejsze zadania, z których jednak żadne nie przypominało tego, czym karmią widzów filmy typu Jamesa Bonda. Większość z nich polegała na ubezpieczaniu innych, ważniejszych od niego agentów, co często polegało na jeżdżeniu nieraz tysiącami kilometrów po sporym kawałku Europy. Wraz z awansem dostawał coraz to ważniejsze zadania do wykonania, aż do zwerbowania agentów spośród Amerykanów przebywających w Europie na wakacjach czy targach.
W końcu, czytelnik będzie miał okazję zapoznać się z dramatyczną ucieczką na zachód przy pomocy brytyjskiej ambasady, do której zresztą Suworow zgłosił się sam, nie chcą dalej służyć sowieckiemu systemowi. Jednak same motywy, jakimi się kierował, pozostają nie do końca odkryte. Zresztą przez cały czas wykazuje on wyższość armii i wywiadu radzieckiego, a także lepszego przygotowania do ewentualnej wojny od państw zachodnich. Fakt pozostaje faktem, że udało mu się zbiec na zachód właściwie w ostatniej chwili, gdyż tej samej nocy, której uciekł on ze swojego wiedeńskiego mieszkania, przyszli do niego jego koledzy, którzy mieli za zadanie odtransportować go najpierw do ambasady, a następnie ewakuować do Moskwy, gdzie różnie mogła się skończyć błyskotliwa szpiegowska kariera.
Tyle o samej treści. Nie wiem, czy i tak za dużo nie powiedziałem, ale mam nadzieję, że nie i że zachęciłem tych, którzy jeszcze nie mieli z tym tytułem styczności, a ci, którzy już tą książkę kiedyś czytali i tak znają ją zapewne bardzo dobrze i im nie trzeba tej pozycji specjalnie polecać.
Podsumowując, wystarczy chyba powiedzieć, że właściwie „Akwarium” należy do światowej klasyki literatury, jeśli chodzi o tematykę szpiegowsko-wywiadowczą.
Mając to za sobą, przejdźmy do kwestii technicznych związanych z tym konkretnym wydaniem książki Suworowa. Została ona wydana w twardej okładce w barwach typowych dla innych tytułów tego samego autora ukazujących się nakładem wydawnictwa Rebis. Mam tu na myśli „Cień zwycięstwa” oraz „Cofam wypowiedziane słowa”. Dzięki takiemu zabiegowi będą się wspólnie ładnie prezentowały w domowej biblioteczce. Nawiązując ładnym wyglądem i dobrą jakością papieru do poprzedniczek, odstaje jednak od nich dwoma technicznymi błędami.
Po pierwsze: w części rozdziałów strony nie pokrywają się z podanymi w spisie treści. Przykładowo rozdział dziewiąty w spisie treści umieszczony jest na stronie 204, a tymczasem naprawdę zaczyna się już na stronie 200. Tak samo jest w przypadku kilku innych rozdziałów, acz nie wszystkich.
Po drugie: w samym spisie treści zamiast rozdziału dziewiątego mamy dziewiętnasty. Nadmieńmy, że cała książka ma tych rozdziałów piętnaście. Komuś się dopisała jedynka na początku, a ktoś inny jej przy korekcie nie zauważył.
Nie są to oczywiście błędy wielkie czy jakoś pogarszające jakość czytania – bo ilu z czytelników porównuje strony ze spisu treści z rzeczywistymi? Ja nie, a na oba te błędy trafiłem przypadkowo, kiedy chciałem sprawdzić ile jeszcze stron do końca danego rozdziału mi zostało, bo musiałem się wkrótce udać do innych zajęć.
Niemniej jednak są to błędy na tyle proste, że takie – można już chyba to stwierdzić – renomowane wydawnictwo jak Rebis powinno ich uniknąć.
„Akwarium” Rebisu mogę z całym przekonaniem polecić wszystkim miłośnikom literatury, gdyż jest to książka wyborna, a przy tym wydana na wysokim poziomie, którego nie pomniejszają dwie małe wpadki.