Śmierć Aleksandra Litwinienki była bodajże jedną z najbardziej medialnych oraz poruszających opinię publiczną zabójstw o wyraźnym podtekście politycznym w historii. Ten były oficer rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, według niektórych zdrajca, według innych jedyny człowiek, któremu naprawdę zależało na tym, aby jednoznaczna reforma FSB ukróciła jej bezprawne działania represyjne, przez prawie miesiąc zmagał się ze skutkami działania wprowadzonego do jego organizmu, jako trucizny, radioaktywnego polonu 210. Lekarze do samego końca próbowali utrzymać go przy życiu, ale dawka trucizny podana przez zabójców była kilkakrotnie większa od śmiertelnej. Ostatecznie jego prawie miesięczna walka o życie zakończyła się porażką. Rozwiązania sprawy tajemniczego otrucia Litwinienki podjął się brytyjski dziennikarz i prezenter Martin Sixsmith, który za główny cel postawił sobie znalezienia winnych jego śmierci oraz znalezienia motywów, jakie kierowały potencjalnymi egzekutorami.
Wielu czytelników sięgając po tę książkę obawiało się kolejnej propagandowej opowieści z pogranicza przypuszczeń i domysłów, świadomie oczerniającej Kreml i Władimira Putina, wydanej i finansowanej pod patronatem Borysa Bieriezowskiego. Wszyscy, którzy tak myśleli już po przeczytaniu kilkunastu stron mam nadzieję zmienili swoje zdanie. Stało się tak, ponieważ autor książki postarał się w niej o immunitet bezstronnego narratora. Taktyka jest tym bardziej słuszna, jeśli chodzi o tak kontrowersyjny temat, który autor miał zamiar drążyć. Informacje, które Martin Sixsmith nam przekazuje łączone są z zadziwiającą precyzją i logiką, co powoduje, że „Akta Litwinienki” czyta się nadzwyczaj dobrze.
„Akta Litwinienki” to racjonalny przegląd faktów, poszlak, wydarzeń i sytuacji, które doprowadziły do śmierci jej głównego bohatera. Martin Sixsmith, aby rzetelnie i wiarygodnie przeprowadzić własne śledztwo, zapoznał się z tysiącami ton dokumentów zgromadzonych przez Scotland Yard oraz przeprowadził setki rozmów. Co najważniejsze, nie wysłuchał tylko jednej, „zachodniej” strony. W poszukiwaniu odpowiedzi na kluczowe pytania udał sie do Moskwy, gdzie również przeprowadził kilkanaście wywiadów – rozmawiał z ludźmi, którzy znali Litwinienkę, tymi, którzy z nim pracowali, a co najważniejsze również z tymi, którzy mogli być potencjalnymi zleceniodawcami lub wykonawcami wyroku śmierci. Sixsmith prowadzi czytelnika tropem, jaki zostawił radioaktywny polon, opierając się na policyjnych aktach i rozmowach z ludźmi, którzy otaczali Litwinienkę. Z każdą kolejną przeczytaną stroną czytelnik coraz bardziej zaczyna rozumieć, co mogło kierować mordercami i jakie mogły być przyczyny morderstwa. Kluczowe jest to, że autor nie poddał się nurtowi, że zemsty dokonały „długie ręce” Moskwy. Podaje kilka innych hipotetycznych wydarzeń, które mogłyby sprowokować zabójstwo Litwinienki, i co najbardziej zaskakujące znajduje rzetelne fakty na odrzucenie owych hipotez.
Podsumowując, „Akta Litwinienki” to pozornie zbiór prostych opisów wydarzeń, płaska i bezbarwna relacja z prowadzonego śledztwa. Na szczęście tylko pozornie. Gigantyczna układanka faktów i wydarzeń, którą dzięki swej zaciekłości i konsekwencji Martin Sixsmith ułożył w logiczny ciąg, stanowi odpowiedni fundament do poparcia tez dotyczących tego, kto jest odpowiedzialny za śmierć Aleksandra Litwinienki, i jakie były motywy tego morderstwa. Może nie każdy z czytelników podpisze się pod ostatecznymi „wynikami śledztwa”, jakie przeprowadził autor, lecz ja osobiście mogę zrobić to oburącz. Zostałem ostatecznie przekonany, retoryka działań, którą pokazał mi Sixsmith jest wiarygodna i prawdziwa, a zagadka śmierci Litwinienki może nie została w 100% rozwiązana, bo nigdy w takim stopniu jej się nie uda rozwiązać, ale stopień jej jasności jest dla mnie obecnie więcej niż zadowalający. Teraz pora sprawdzić, drogi czytelniku, czy i Ciebie Martin Sixsmith przekona do swojej teorii powodów śmierci byłego agenta FSB?