Napisanie recenzji „Szpicy” okazało się dla mnie niespodziewanym wyzwaniem. Łatwo jest zrecenzować książkę dobrą, a złą jeszcze łatwiej. „Szpica” nie zalicza się jednak do żadnej z powyższych kategorii. Jak więc ją przedstawić w obiektywny i przejrzysty sposób?
Podstawą niniejszej recenzji jest wyłącznie udostępniony mi egzemplarz książki wydanej przez Rebis. Nie mam dostępu do oryginału, więc nie mam możliwości dokonania porównania słów autora z tłumaczeniem. Wszelkie poniższe uwagi (z wyjątkiem kwestii podtytułu) odnoszą się więc do tekstu tłumaczenia, bez wskazywania jednak osoby odpowiedzialnej za tę czy ową niezręczność.
„Szpica” liczy 440 stron, wliczając w to bibliografię, wstęp etc. W pracy znajdują się także liczne ilustracje, zamieszczane na nienumerowanych kredowych kartach. Całość, jeśli chodzi o jakość wydania, wygląda bardzo solidnie i porządnie. Książka jest w stanie przeżyć niejedną podróż i nadal zachować zwartość. Zawartość zaś ani nie zaskakuje, ani też nie specjalnie nie odrzuca. Makos zawarł w niej opowieść o służbie i życiu kilku weteranów (przede wszystkim Amerykanów) oraz historię powojennego spotkania bohaterów tamtych tragicznych wydarzeń. Głównym punktem ciężkości narracji „Szpicy” jest pojawienie się czołgów M26E3 Pershing na froncie zachodnim, a przede wszystkim losy pierwszej w 3. Dywizji Pancernej załogi, która otrzymała ów wóz, najbardziej znanej z (uwiecznionego na taśmie) zniszczenia Pantery w Kolonii.
Niestety, w recenzowanej pracy jest kilka elementów, które mogą razić każdą osobę mającą pewien zasób wiedzy na temat owych wydarzeń. Pierwszy znajduje się już na okładce polskiego wydania. Jak łatwo sprawdzić, oryginalny tytuł brzmiał: „Spearhead. An American Tank Gunner, His Enemy, and a Collision of Lives in World War II”, co bardzo swobodnie można przełożyć na „Szpica. Amerykański celowniczy, jego wróg i zderzenie żywotów podczas II wojny światowej”. Nie ma tu ani słowa o „niezwykłym pojedynku pancernym w sercu III Rzeszy”, obecnym na okładce książki udostępnionej polskim Czytelnikom. Motywem dokonania zmiany były zapewne względy marketingowe, człowiek o lekko złośliwym usposobieniu mógłby jednak zauważyć, iż pojedynki pancerne w minionej wojnie światowej zdarzały się jednak dość często, prawie że rutynowo. Czy w owym starciu w Kolonii było coś niezwykłego? W moim osobistym przekonaniu – nie.

Adam Makos – Szpica. Od Wału Zachodniego do Zagłębia Ruhry. Amerykański czołgista i niezwykły pojedynek pancerny w sercu III Rzeszy. Przekład: Tomasz Fiedorek. Rebis, 2021. Stron: 440. ISBN: 978-83-818-8136-4.
Zagłębiając się w narrację, bardzo szybko napotkamy kolejny problem. Makos, chcąc zarysować swe postacie najgłębiej, jak się da, w nadziei na wytworzenie uczuciowej więzi między Czytelnikiem a opisywanymi pancerniakami, dosyć często „ucieka” z pola bitwy po to, aby zaserwować nam jakiś element z przeszłości bohaterów lub opisać przeżycia rodziny tego czy owego pancerniaka. Nie szczędzi nam także rozbudowanych opisów przeżyć wewnętrznych portretowanych bohaterów. Z jednej strony zwiększa to naszą wiedzę o protagonistach, lecz z drugiej znakomicie spowalnia narrację, tak jakby Makos do końca nie mógł się zdecydować, co tak naprawdę pisze. Książkę sensacyjną? Biografię? Powieść? W rezultacie otrzymujemy książkę przypominającą niektóre amerykańskie seriale, gdzie okresy wartkiej akcji przerywane są ckliwymi retrospekcjami. Nie każdemu pasuje takie rozwiązanie.
Na osobną wzmiankę zasługują pewne drobne kwestie związane z techniczną stroną walki w czołgu. Makos unika ich, jak tylko może, najprawdopodobniej z powodu niewielkiego zainteresowania samymi maszynami i skoncentrowania się na ich załogach. Czytelnika może jednak razić notoryczne mylenie naboi z pociskami, które z kolei bywają określane jako „głowica bojowa”. Purysta zwróci również uwagę na to, iż pociski 20-milimetrowe są jednak mniejsze od piłek golfowych, czy też na „pancerfausty”, opisane tu jako „zabójcze połączenie bazooki i granatnika nasadkowego”. Niestety, mimo upływu czasu Autorzy zbyt często traktują techniczną stronę opisywanych przez siebie wydarzeń „per noga”.
Podsumowując, moja ocena „Szpicy” jest dwojaka, bo i taka musi być. Dla osoby zainteresowanej historią amerykańskiej broni pancernej to pozycja obowiązkowa, choć jak zawsze polecałbym w miarę możliwości kupno oryginału, nie tłumaczenia. Jeśli jednak komuś ta tematyka nie leży na sercu lub też po prostu nie interesują go prace dotyczące drugiej wojny światowej, może spokojnie ominąć tę książkę.