Przyjazd
20 maja 1941 roku o piątej po południu ciemnozielony wojskowy ambulans oznaczony wyraźnym czerwonym krzyżem na białym okrągłym tle jechał wiejskimi drogami hrabstwa Surrey. Dwie godziny wcześniej pojazd wyjechał za bramę z opuszczaną kratą londyńskiej twierdzy Tower i skierował się na południe, podążając przez miasto, które przed dziesięcioma dniami padło ofiarą najcięższego nocnego bombardowania tej wojny. Właśnie tamtego wieczoru, kiedy jedna fala niemieckich bombowców za drugą zrzucała ładunki nad stolicą, sześćset pięćdziesiąt kilometrów dalej na północ samotny messerschmitt przeleciał nad Szkocją w ramach misji, która miała zadziwić pogrążony w wojnie świat.
Wcześniej tamtego dnia grupa zwiadowców wytyczyła najszybszą trasę dla ambulansu, toteż drogi, którymi się poruszał były przejezdne. Jednak przez przednią szybę wciąż widać było dowody niszczycielskiej siły tysięcy ton kruszących materiałów wybuchowych, gdy pojazd mijał domy obrócone w sterty gruzu i ulice zmienione w pola zasłane cegłami.
Za kierownicą siedział żołnierz Gwardii Szkockiej, a na miejscu dla pasażera jego kolega z tej samej formacji. Drogę torował im nierzucający się w oczy samochód, w którym jechała eskorta złożona z trzech żołnierzy Gwardii Coldstream. Thompsony dyskretnie ukryli pod pledami, a oprócz tego każdy z nich był uzbrojony w pistolet.
W tylnej części ambulansu jechało, kołysząc się nieznacznie na boki, dwóch mężczyzn w wojskowych mundurach. Jeden z nich miał na sobie piaskową bluzę lekarza Korpusu Medycznego Królewskich Sił Zbrojnych, jego towarzysz natomiast nosił ubiór całkowicie odmiennej barwy, kroju i pochodzenia. Wyróżniał się dzięki wyglansowanym, wysokim czarnym butom, granatowym bufiastym bryczesom, niebieskiej koszuli, ciasno zawiązanemu niebieskiemu krawatowi i dopasowanej marynarce, której błyszczące, wypolerowane guziki zdobił charakterystyczny orzeł Luftwaffe.
Przygotowania do przejazdu ambulansu rozpoczęły się kilka dni wcześniej. W piątek 16 maja 1941 roku o 15.30 w edynburskim obozie szkoleniowym Donaldsona major Malcolm Scott otrzymał telefon z lakonicznym poleceniem przekazania obowiązków nowo mianowanemu dowódcy, który przyjeżdżał następnego dnia. Potem, w niedzielę o dwunastej w południe, miał się zameldować u pułkownika Normana Coatesa w Hoban House w Londynie. Major Scott spędził sobotę, instruując swojego następcę i oczekując nerwowo, aż rewident księgowy zatwierdzi obozowe rachunki. Potem wsiadł do nocnego pociągu do Londynu, który odjeżdżał o dziesiątej wieczór z dworca Waverley.
Nie był jedyną osobą, która została nagle przerzucona do nowych obowiązków. W tę samą słoneczną sobotę pułkownik Swinton, dowódca batalionu szkoleniowego Gwardii Szkockiej spędzał miło czas jako widz honorowy podczas pułkowego dnia sportu w bazie swojej jednostki w Pirbright. Zjawił się tam „w wielkiej tajemnicy po uroczystym lunchu” szef sztabu „i pośrodku boiska do krykieta odbyła się narada”. Swinton miał wybrać ludzi do oddziału zabezpieczającego teren posiadłości Mytchett Place przed niespodziewanym atakiem nieprzyjaciela. Do działania należało przystąpić natychmiast. Następnego ranka w biurze pułkownika Coatesa Scott dostał tymczasowy awans i nowe rozkazy. Nosiły oznaczenie: „Rozkaz operacyjny nr 1. Ściśle tajne”, i zawierały następujące instrukcje:
Major A.M. Scott:
Oto pańskie rozkazy:
1. W niedzielę 18 maja b.r. o 12.00 uda się pan do Obozu Z, aby objąć dowodzenie.
2. Obóz ten ma szczególny charakter, dlatego będzie chroniony przez kontyngent Gwardii Szkockiej i Gwardii Coldstream z Pirbright.
3. W Z będzie pan odpowiedzialny za nadzór nad jeńcem oraz za bezpieczeństwo obozu. Będzie pan także odpowiadał za zdrowie i wygodę jeńca. Należy mu zapewnić jedzenie, książki, materiały piśmiennicze i wypoczynek. Nie może mieć dostępu do gazet ani radia.
4. Nie może utrzymywać jakichkolwiek kontaktów ze światem zewnętrznym.
5. Nie wolno mu przyjmować żadnych gości z wyjątkiem zaleconych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, którzy przedstawią przepustkę wojskową A.F.A.17 podpisaną przez sir Alexandra Cadogana, stałego podsekretarza stanu w MSZ, oraz noszącą po lewej stronie pieczęć DDPW (Deputy Director, Prisoners of War – zastępca dyrektora ds. jeńców wojennych) i pieczęć MSZ po prawej stronie. Niezależnie od tego, kim będzie odwiedzający, nie wolno go wpuścić na teren pańskiego obozu, o ile nie przedstawi takiego upoważnienia.
6. Jeniec nie będzie miał prawa wysyłać z pańskiego obozu jakichkolwiek listów, o ile nie zostaną uprzednio przedłożone DPW (Director of Prisoners of War – dyrektor ds. jeńców wojennych w Ministerstwie Wojny).
7. Cała korespondencja adresowana do jeńca, przychodząca do pańskiego obozu będzie w pierwszej kolejności przedkładana DPW.
8. Do obozu przydziela się mały samochód w celu utrzymywania łączności.
9. Przyznaje się panu tymczasowy stopień podpułkownika na czas pełnienia funkcji komendanta Obozu Z, ale należy jasno rozumieć, że kiedy ta specjalna służba dobiegnie końca, powróci pan do wcześniejszego stopnia.
10. Od czasu do czasu będą panu wydawane na piśmie dalsze rozkazy określające pańskie uprawnienia.
Podpisano: N. Coates (DDPW)
Scott przeczytał swoje nowe rozkazy i zauważył, że – w myśl pierwszego – jest już spóźniony, wobec tego pojechał do obozu samochodem razem z pułkownikiem Coatesem.