Obsesja na punkcie polskich partyzantów
Apel Hitlera do najwyższych dowódców Wehrmachtu z 22 sierpnia 1939 roku, by ci w trakcie zbliżającej się wojny przeciwko Polsce zdobyli się na „jak największą surowość” (zob. s. 74–76), bynajmniej nie natrafił na mur milczenia i sprzeciwu, jak to starali się wmówić przyszłym pokoleniom w swoich wspomnieniach niektórzy generałowie Wehrmachtu po 1945 roku. Hitler jako najwyższy dowódca Wehrmachtu wymógł na swojej generalicji, że ta będzie bezwzględnie postępować względem Polaków. Również żołnierze Wehrmachtu byli szczegółowo instruowani przez swoich przełożonych, jak mają się zachowywać wobec mieszkańców okupowanego kraju. 26 sierpnia oficer wywiadu 208. Dywizji Piechoty odpowiedzialny za rozpoznanie wroga zanotował następujące słowa: „Stosownie do swego podstępnego charakteru słowiańskiego Polacy będą próbowali wyrządzić wrogowi szkodę poprzez […] akty sabotażu. Wojnie partyzanckiej będą w wielu [przypadkach] przewodzili duchowni, którzy znani są ze swej fanatycznej nienawiści do Niemców. […] Działalności buntowniczej należy się spodziewać także w szerszych kręgach ludności. Ludność należy traktować surowo […], w razie konieczności należy interweniować z bezwzględnością”. Także dowódca 7. Dywizji Piechoty uważał, że polska ludność jest „usposobiona fanatycznie, podburzona przeciwko Niemcom i zdolna do sabotażu oraz napadów; należy liczyć się z różnymi działaniami podjazdowymi”. Podejrzani wydali mu się zwłaszcza „pozostający na tyłach niemieckiej armii żołnierze polscy w cywilu […], a także katoliccy duchowni, inteligenciki i ćwierćinteligenci”. W naczelnym dowództwie 8. Armii odnotowano 24 sierpnia, że nie należy ufać Polakom i Żydom zamieszkującym na okupowanych terytoriach. Należy ich wszystkich postrzegać jako wrogów i traktować w odpowiedni sposób. Takie zalecenia były zgodne z opinią zaprezentowaną dwa miesiące wcześniej w dokumencie Merkblatt über Eigenarten der polnischen Kriegsführung („Instrukcja dotycząca polskiego sposobu prowadzenia wojny”) przez naczelne dowództwo niemieckiej armii, iż Polacy są „fanatycznie podburzeni” i gotowi do podjęcia aktów sabotażu. „Uprzejme traktowanie wkrótce zostanie zinterpretowane jako słabość. Przywódcą narodowej nagonki jest – ogólnie rzecz biorąc – katolickie duchowieństwo […]. Liczni Żydzi postrzegają Niemców jako swych osobistych wrogów, dla pieniędzy są zdolni do wszystkiego”. W pewnym sensie ze względów profilaktycznych naczelne dowództwo armii zarządziło aresztowanie na okupowanych terenach wszystkich mężczyzn zdolnych do służby wojskowej od lat 17 do 45.
W zaleceniach wydawanych na wszystkich szczeblach hierarchii wojska niemieckiego w przededniu wybuchu II wojny światowej przejawiała się niebezpieczna mieszanka ideologiczna, złożona ze starych uprzedzeń względem Słowian i Żydów, z dodatkiem słusznej porcji resentymentu w stosunku do państwa, z którym toczono zacięte walki graniczne tuż po klęsce wojennej w 1918 roku. Poza tym w okresie międzywojennym w niemieckich kręgach wojskowych krążył slogan mówiący o Polsce jako o „państwie sezonowym”, bez żadnych racji istnienia. Podczas wojny z Polską te uprzedzenia względem jej mieszkańców fatalnie wpłynęły na zachowanie walczących w tym kraju oddziałów wojska niemieckiego.
W sierpniu położona w odległości około 30 kilometrów od granicy z III Rzeszą Częstochowa, licząca wówczas 138 000 mieszkańców, przygotowywała się na ewentualność wybuchu wojny. Już w czasie I wojny światowej Częstochowa była miastem frontowym. Gdy wskutek rosnącej dynamiki wojny propagandowej w lecie 1939 roku coraz wyraźniej zarysowywał się konflikt militarny między Rzecząpospolitą a Rzeszą, z miasta ewakuowano na wschód kobiety i dzieci. Przystąpiono do prac związanych z przygotowaniem okopów przeciwlotniczych, a osobom pozostającym w mieście rozdawano maski przeciwgazowe. Jednak nikt jeszcze nie przypuszczał, jak straszne oblicze ukaże „wojna totalna” już w pierwszych dniach.
We wczesnych godzinach porannych 1 września 1939 roku niemieckie oddziały lądowe przekroczyły granicę z Polską na północy i na południu. Polski plan obrony, nieuwzględniający ataku Związku Sowieckiego na wschodzie, przewidywał obronę centralnej Polski do czasu spodziewanej interwencji militarnej Brytyjczyków i Francuzów na zachodniej granicy III Rzeszy. Jednakże samo wypowiedzenie wojny przez aliantów, które nastąpiło 3 września, nie mogło już pohamować impetu niemieckiej ofensywy. W obliczu przewagi wojsk niemieckich odpowiadające za obronę Częstochowy jednostki 7. Dywizji Piechoty wycofały się z miasta już 2 września. Wraz z polskimi oddziałami miasto opuściła także większa część męskiej populacji, która udała się na wschód. Tymczasem ludzie pozostający na miejscu z niepokojem wyczekiwali momentu wkroczenia wojsk niemieckich.
Niemieccy żołnierze 42. Pułku Piechoty mający zgodnie z planem zająć miasto 3 września pokonali pieszo w ciągu pierwszych trzech dni wojny dobre sto kilometrów w drodze z Opola do Częstochowy. Brali udział w forsownych marszach – „z odsłoniętym sprzętem, w straszliwym upale; trzeba by to przeżyć na własnej skórze” – taki komentarz zamieścił wtedy jeden z żołnierzy pułku w swoim prywatnym dzienniku wojennym. 2 września w IV Korpusie Armijnym zwracano uwagę w kontekście planowanego zajęcia Częstochowy, że trzeba uwzględnić zwłaszcza fakt, iż miasto wraz z przedmieściami jest […] w gruncie rzeczy miastem robotniczym”. Dlatego też w Częstochowie „należy stworzyć szczególny ośrodek władzy”.
Po południu tego samego dnia 2. batalion 42. Pułku Piechoty doniósł z położonego nieopodal Częstochowy Dźbowa, iż w owej miejscowości „najprawdopodobniej jest pełno partyzantów”. Po początkowym okresie spokoju, gdy saperzy przystąpili już do rozbrajania terenu, miało dojść do strzelaniny, wkraczające zaś kompanie poniosły straty wskutek eksplozji polskich min talerzowych. We wczesnych godzinach porannych 3 września dowódcy batalionów odbyli naradę dotyczącą ataku na Częstochowę. Poczyniono wówczas następujące ustalenia: „podział najbardziej wysuniętych jednostek jak w przypadku niepokojów wewnętrznych, saperzy wyposażeni w miotacze ognia”. Niespełna trzy godziny później decyzja ta fatalnie zaważyła na losach miejscowości Ostrowa: „8.00 […] saperzy zostali ostrzelani z domów, nie udało się jednak zlokalizować strzelających. W trakcie przeszukiwania u pięciu cywili w kieszeniach znaleziono amunicję. Natychmiast ich rozstrzelano. Gdy ponownie doszło do strzelaniny, część miejscowości na wschód od rzeki spalono”.
Błędne wyobrażenie, że na terenach okupowanych niemieccy żołnierze wszędzie są narażeni na ataki wrogo do nich nastawionej ludności cywilnej, było fatalnym następstwem instrukcji wydawanych jeszcze przed agresją na Polskę. Obawy te, w połączeniu z uprzedzeniami względem Słowian i Żydów kołatającymi się w głowach młodych żołnierzy frontowych, wywołały obserwowaną w pierwszych dniach września 1939 roku u wszystkich jednostek Wehrmachtu obsesję na punkcie polskich partyzantów. Rzeczywistą przyczyną niekontrolowanej strzelaniny były nerwowe strzały padające głównie nocą lub podczas odpoczynku.
Niezaprawiony w boju oddział za przyczynę tego friendly fire zawsze uznawał działania miejscowej ludności cywilnej. W rzeczywistości jednak Wehrmacht walczył wtedy nie z jakimś realnym wrogiem, lecz z chimerą. Późnym latem 1939 roku ruch partyzancki, w który zaangażowana byłaby polska ludność cywilna, jeszcze nie powstał. Na istniejące jedynie w fantazji niemieckich żołnierzy działania partyzantów odpowiedziano rozstrzeliwaniami tysięcy polskich i żydowskich cywilów.
Wczesnym przedpołudniem 3 września do opuszczonej przez oddziały Wojska Polskiego Częstochowy wkroczyły pierwsze jednostki niemieckiego 42. Pułku Piechoty, nie natrafiając na żaden liczący się opór miejscowej ludności. Zgodnie z wpisem w dzienniku działań bojowych sztab pułku dotarł do centrum miasta o godzinie 12, nie doznając po drodze najmniejszego uszczerbku, i rozlokował się w ratuszu. „12.30 […] Żołnierze oddziału są w wyśmienitym nastroju. Mimo trudów i znojów ostatnich dni […] cieszą się ze swojego «zwycięstwa». […] Ludność cywilna jest spokojna” – czytamy we wspomnianym dzienniku. Także w ciągu dnia pozostała w Częstochowie ludność cywilna nie przysparzała Niemcom żadnych problemów. 1. batalion 42. Pułku Piechoty rozlokował się w mieście, podczas gdy pozostałe jednostki ruszyły około 18.30 dalej na wschód. Wieczorem następnego dnia do sztabu pułku, którego kwatera znajdowała się wówczas około 20 kilometrów na wschód od Częstochowy, dotarły jednak niepokojące raporty z miasta. Według tych doniesień, 4 września około południa miało dojść jednocześnie do dwóch ataków ogniowych ze strony polskich partyzantów na niemiecki oddział. Czyżby mieszkańcy – którzy początkowo pokojowo podchodzili do intruzów – zdecydowali się jednak na przeprowadzenie skoncentrowanej akcji i rzeczywiście uderzyli w kilku miejscach?
Takie wrażenie mogli przynajmniej odnieść stacjonujący w Częstochowie żołnierze Wehrmachtu. W latach osiemdziesiątych wypytywano byłych członków 42. Pułku Piechoty przede wszystkim o rzekomy atak na stacjonującą w budynku Szkoły Handlowej 2. kompanię. Ci twierdzili zgodnie, iż około południa 4 września, gdy rozlokowani na szkolnym dziedzińcu żołnierze kompanii odłożyli broń i czekali na wydanie posiłku, rozpoczęła się dzika strzelanina. Według zeznań złożonych przez większość naocznych świadków kompania została ostrzelana z budynków położonych naprzeciwko szkoły. Co znamienne, żaden spośród składających zeznania świadków nie był w stanie opisać domniemanych sprawców. „W całym tym zamieszaniu nie można było stwierdzić, czy napastnikami byli żołnierze, partyzanci czy cywile” – powiedział jeden ze świadków Alfred H., który w swej opinii bynajmniej nie był odosobniony. Wśród żołnierzy wybuchła panika. „Aby się osłonić, pobiegliśmy po naszą broń, i pamiętam, jakby to było dziś, że szef kompanii porucznik G. krzyczał do nas: «strzelajcie, strzelajcie, strzelajcie!»” – tak wspomina te wydarzenia Johann D. Inny żołnierz, Hans L., zeznał do protokołu: „Nasza kompania była całkowicie zaskoczona nagłym atakiem. W rezultacie na początku wywiązało się straszne zamieszanie”.
Gdy po raz pierwszy przerwano ostrzał, jednostki 1. batalionu niezwłocznie przystąpiły do rewizji mieszkań. Po wojnie nikt z zaangażowanych w akcję przeszukiwania okolicznych domów nie mógł – na podstawie własnego doświadczenia – donieść o odkryciu broni w którymś z rewidowanych mieszkań. Jak mówią zgodnie świadkowie, przeszukiwania przebiegały bezowocnie: „W tych domach nie natrafiliśmy jednak na żadne podejrzane osoby. Nie znaleźliśmy też żadnej broni. W mieszkaniach były kobiety i dzieci, a także kilku bardzo starych mężczyzn, których zostawiliśmy w spokoju”. Znamienne jest natomiast podsumowanie przeprowadzone przez Hansa M.: „4 września 1939 roku nie widziałem w Częstochowie żadnych partyzantów. Moja jednostka również nie przyłapała żadnych partyzantów. Ja i moi towarzysze widzieliśmy tylko naszych własnych zabitych”.