Bydgoska „krwawa niedziela”
Najbardziej kontrowersyjny rozdział historii wojny polsko-niemieckiej w 1939 roku dotyczy wydarzeń, które miały miejsce 3 września w Bydgoszczy. Po I wojnie światowej Bydgoszcz znalazła się w granicach państwa polskiego. W ciągu następnych dwóch dziesięcioleci panujące w mieście stosunki ludnościowe uległy całkowitemu odwróceniu. O ile bowiem w 1919 roku Niemcy stanowili tu 80 procent całej populacji, o tyle w 1939 roku już tylko 6,4 procent mieszkańców, a więc nieco poniżej 10 000 osób przynależało do lokalnej mniejszości niemieckiej. Mimo to Bydgoszcz pozostawała ważnym niemieckim ośrodkiem kulturowym i politycznym. To właśnie tutaj mieściły się siedziby wielu organizacji mniejszościowych. Tutejsi Niemcy, którzy w 1937 roku posiadali 20 procent wszystkich nieruchomości w mieście, wciąż odgrywali w nim znaczącą rolę. Jeszcze w latach trzydziestych obie lokalne społeczności utrzymywały ze sobą z reguły dobre stosunki. Jednak wraz z rosnącym niebezpieczeństwem wybuchu wojny napięcia w relacjach polsko-niemieckich stopniowo narastały również w Bydgoszczy. W momencie wybuchu wojny aresztowano setki przedstawicieli lokalnej mniejszości niemieckiej podejrzewanych o konszachty z wrogiem, a następnie – 2 września – zmuszono aresztantów do marszu w głąb kraju. Niemieckie samoloty, które ukazały się wkrótce nad miastem, zasiały trwogę wśród ludności. Tego samego dnia wieczorem oddziały niemieckiej armii zbliżyły się na odległość 15 kilometrów do jego granic.
W przededniu wybuchu wojny do obrony polskiego Pomorza sformowano Armię „Pomorze” pod rozkazami generała Władysława Bortnowskiego. Formacja ta obejmowała sześć dywizji piechoty i brygadę kawalerii. Po stoczeniu pierwszych bitew na obszarze pogranicznym część Armii „Pomorze” została 3 września okrążona w Borach Tucholskich i doszczętnie rozgromiona. Bydgoszcz stała się wąskim gardłem, przez które przedostawali się uchodźcy oraz żołnierze rozproszonych oddziałów Wojska Polskiego.
Rankiem 3 września, około godziny 10, w wielu miejscach na terenie miasta słychać było strzały, które wywołały panikę wśród maszerujących kolumn. Podenerwowani i zmordowani forsownym marszem żołnierze, wspierani przez polskich mieszkańców, wtargnęli do domów należących do członków mniejszości niemieckiej, mordując bydgoskich Niemców. 4 września liczba niemieckich ofiar cywilnych wyniosła około 300 osób. Wśród pomordowanych znajdowali się także starcy, kobiety i dzieci. Do dalszych masakr doszło w pobliżu miasta.
Dotychczas nie udało się ustalić, kto pierwszy oddał strzały rankiem 3 września. W powojennej historiografii polskiej przyjmowano jednomyślnie, że sprawców należy szukać w szeregach mniejszości niemieckiej. Ten scenariusz wydarzeń zakwestionowali jednak niemieccy historycy. Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych odmienne stanowisko zajął w tej kwestii Günter Schubert, uznając akty sabotażu ze strony przedstawicieli mniejszości niemieckiej za całkiem prawdopodobne. Natomiast polski historyk Włodzimierz Jastrzębski, który w czasach Polski Ludowej przez dziesięciolecia współtworzył legendę o „piątej kolumnie” rekrutującej się spośród członków mniejszości niemieckiej, zmienił zdanie na początku drugiego tysiąclecia, nie dopatrując się odtąd udziału niemieckich partyzantów w wydarzeniach bydgoskich.
W 2008 roku Instytut Pamięci Narodowej opublikował Białą Księgę, w której ponownie zebrano wszystkie poszlaki przemawiające za tezą o niemieckiej dywersji w Bydgoszczy. Wielką wagę przywiązano zwłaszcza do raportów Wojska Polskiego oraz do zeznań żołnierzy, z których jednoznacznie wynika, że w omawianym czasie widziano w tym mieście niemieckich insurgentów. Należy jednak powątpiewać w prawdziwość owych doniesień. Wystarczy je porównać z fałszywymi relacjami o polskich insurgentach, które w tym samym czasie trafiały do wyższych urzędów Wehrmachtu, a których autorami byli żołnierze stacjonujących w Polsce oddziałów niemieckiej armii (zob. s. 173–207). W obu przypadkach nerwowa atmosfera i osłabienie przyczyniały się do pobudzenia wyobraźni żołnierzy. Ostatecznie nie można z całą pewnością wykazać, że 3 września 1939 roku Niemcy jako pierwsi strzelali w Bydgoszczy do oddziałów Wojska Polskiego, prowokując tym samym wydarzenia określane mianem bydgoskiej „krwawej niedzieli”. Nawet autorzy najświeższych publikacji poświęconych temu zagadnieniu przyznają, że na podstawie przedstawionych przez nich poszlak nie można z całą pewnością potwierdzić tej tezy. Nie można także wykluczyć, że odpowiedzialność za masakrę w Bydgoszczy spoczywa na niemieckich dywersantach.
Skoro przejrzano już wszystkie dostępne w odpowiednich archiwach dokumenty, zarówno poświadczające, jak i dementujące doniesienia o działalności niemieckich partyzantów w Bydgoszczy, właściwie należałoby zamknąć akta owej sprawy. Obecnie także strona polska przyznaje, że ofiarami masakry w dniach 3 i 4 września 1939 roku padły w przeważającej mierze osoby nieuczestniczące bezpośrednio w konflikcie zbrojnym. Osiągnięcie porozumienia w tej kwestii mogłoby stanowić dobrą podstawę do znalezienia wspólnej formy uczczenia pamięci ofiar bydgoskiej „krwawej niedzieli”. Nie można przy tym zapomnieć o ofiarach przemocy grup operacyjnych niemieckiej Policji Bezpieczeństwa i Selbstschutzu. Tym ostatnim wydarzenia z 3 września 1939 roku dostarczyły dogodnego pretekstu do przeprowadzenia w ciągu kolejnych tygodni masowych rozstrzeliwań w Bydgoszczy i okolicach (zob. s. 162–172), w ramach odwetu na ludności polskiej.