Rozdział 15
Impas w Retimnie i Heraklionie
21–26 maja

Gdyby wydarzenia w Maleme następowały według wzoru z Retimna i Heraklionu, Niemcy przegraliby bitwę o Kretę. W Retimnie, gdzie Campbell i Sandover zademonstrowali bezdyskusyjną zaletę szybkiego kontrataku, 2. Pułk Spadochronowy nie miał możliwości, żeby się zorganizować. Na domiar złego ani grupa Kroha zabarykadowana w wytwórni oliwy w Stawromenos, ani grupa Wiedemanna okopana wokół Periwolii nie miały radiostacji. Próby zrzucenia im jednej i następnie dostarczenia drugiej przez lekki samolot Fieseler Storch nie powiodły się. Brakowało im również żywności. Nie dość ostrożna koza, która pokazała się blisko wytwórni oliwy, szybko została zarżnięta i ugotowana w skrzynkach na amunicję z dodatkiem wody morskiej na pospiesznie zaaranżowanym ognisku.
Australijczycy spędzili większość dnia 21 maja, sprzątając i reorganizując się po udanym porannym kontrataku na Wzgórze A. 4. Pułk Grecki atakował wytwórnię oliwy od południa, podczas gdy 5. Pułk Grecki oraz 2./11. Batalion Sandovera nacierały na grupę Wiedemanna w Periwolii.
Sandover nie tylko wykorzystał niemieckie rozkazy operacyjne, które przetłumaczył w obecności pułkownika Sturma; jego żołnierze zdobyli również instrukcje łączności ziemia-powietrze oraz dużą liczbę flag i tablic koniecznych do sygnalizacji. Jego kompanie mogły zatem umieszczać flagi ze swastyką oraz odpowiednie taśmy, aby skierować naloty niemieckich bombowców i myśliwców na ich własne wojska, a także domagać się zaopatrzenia w postaci zrzutów spadochronowych. Spadochroniarze bez żadnej możliwości kontaktowania się przez radio z Grecją kontynentalną oraz ograniczeni do wypisywania wiadomości na piasku niewiele mogli zrobić, żeby temu przeszkodzić.
Wytwórnia oliwy ze swoimi grubymi murami okazała się bardziej wytrzymałą twierdzą niż Campbell na początku sobie wyobrażał. Uzgodniony z 2./1. Batalionem i 4. Pułkiem Greckim atak 22 maja nie powiódł się z powodu językowego nieporozumienia w sprawie jego planu.
Tej nocy 2./11. Batalion Sandovera rozpoczął atak na Periwolię, posuwając się wzdłuż wybrzeża skokami. Ale nieszczęsne nieporozumienie, które doprowadziło poprzednio do starcia między oddziałami greckimi i australijskimi, skłoniło dowódcę do zatrzymania swoich kompanii tuż przed celem. Grecy skręcili na południe i wspólnie z kreteńskimi partyzantami, z udziałem silnie uzbrojonego mnicha, nękali­ skrzydło Wiedemanna.
Faktyczny impas trwał przez kilka dni zarówno w Periwolii, jak i w Stawromenos aż do czasu, kiedy 25 maja żołnierze Campbella nagle zdobyli wytwórnię oliwy po ostrzelaniu jej pozostałymi im pociskami do dział polowych. W środku znaleźli jednak tylko rannych Niemców. Major Kroh oraz wszyscy żołnierze zdolni do maszerowania uciekli.
Tymczasem żołnierze Sandovera wdali się w krwawe walki podczas ataków na Periwolię. Zdobyli kilka oddalonych domów, ale następnie Niemcy ostrzelali ich z lekkiej broni przeciwpancernej. Dwie matildy zniszczone w poprzednich walkach w pobliżu lotniska zostały naprawione i z zaimprowizowanymi załogami ruszyły z powrotem do Periwolii na jeszcze jeden nocny atak, lecz szybko zostały unieszkodliwione. Sandover doszedł do wniosku, że bez ciężkiej broni wszelkie dalsze natarcia prowadziłyby tylko do ofiar w ludziach. W każdym razie wojska w Retimnie wypełniły z nawiązką swoje rozkazy, aby uniemożliwić wrogowi zdobycie lotniska i portu.

W Heraklionie wielu spadochroniarzy pułkownika Bräuera było w godnym pożałowania stanie. Doskwierające im podczas pierwszej nocy pragnienie doprowadziło do dyzenterii, którą powodowało picie wody stojącej z rowów irygacyjnych. Niektórzy rozpaczliwie poszukujący płynów żuli liście winorośli. Wielu straciło życie, kiedy w trakcie poszukiwania wody zastrzelili ich kreteńscy partyzanci, którzy następnie uzbrajali się w ich broń. W ciągu pierwszych czterdziestu ośmiu godzin najgorszy los spotkał tych spośród niemieckich żołnierzy, którzy leżeli ranni tam, gdzie poupadali, odwodnieni i zdani na łaskę uzbrojonych Kreteńczyków, lub też w niektórych przypadkach brytyjskich żołnierzy i oficerów.
Jednak dla Brytyjczyków i Australijczyków po początkowej masakrze zabijanie zrobiło się mniej bezosobowe. Anonimowe niebezpieczne­ sylwetki zstępujące z nieba zaczęły przybierać ludzką postać. Siedemnastolatek jęczący z bólu ze strzaskaną nogą nie był już napowietrznym żołnierzem oddziału szturmowego, lecz dojrzałym przedwcześnie dzieckiem, nawet jeśli musiał przybyć tutaj, żeby zabijać. Kiedy kazano żołnierzom usuwać ze zwłok wszystkie dokumenty, włącznie ze wzruszającymi fotografiami ukochanych i rodziny, odczuwali dziwną bliskość z wrogiem, który znalazł się daleko od domu na obcym polu bit­wy. Z natury swojego zawodu żołnierze są zdolni do przechodzenia od brutalności do uczuciowości.
Pomiędzy przeciwnymi sobie stronami ustanowiona została milcząca zgoda, że podczas względnego spokoju w nocy będzie można rozprowadzać racje żywnościowe, wodę i amunicję, chować zabitych i ewakuować rannych. Ale dla Kreteńczyków nie było to pole walki na obcym terytorium: była to ich ojczyzna zaatakowana bez żadnego usprawiedliwienia. Nie mieli zrozumienia ani dla współczucia, ani dla kapitulacji.
Kiedy major Walther otrzymał rozkazy od pułkownika Bräuera, żeby pozbierać żołnierzy i maszerować od strony wschodniej, aby przyjść z odsieczą żołnierzom Blüchera otoczonym przez Black Watch na wzgórzu na południe od lotniska, odkrył, że jeden z jego plutonów, oddział porucznika Lindenberga, został całkowicie unicestwiony przez kreteńskich cywilów. Twierdził, że w sumie kreteńscy partyzanci w okolicy Gurnes, gdzie jego batalion wylądował, zabili około dwustu żołnierzy.

Pluton porucznika księcia Wolfganga von Blüchera rozpoczął swoją walkę do upadłego 21 maja. Dramat ten stał się bogatym źródłem mitu. Dla reszty batalionu Walthera przyjście z pomocą kolegom otoczonym przez Black Watch było czymś więcej niż tylko punktem honoru. Ale szkocka piechota dobrze się okopała, dysponując nieograniczonym polem ostrzału.
W niewielkich zagłębieniach tego skalistego terenu na południe od lotniska pluton Blüchera starał się wydrążyć okopy przy pomocy hełmów, a także gołymi rękami, aby schronić się przed ogniem karabinów maszynowych Vickers, przypadkowymi pociskami moździerzy, a nawet rzadkimi pociskami z boforsów strzelających ze swoich obłożonych workami z piaskiem stanowisk tuż przy końcu pasa startowego. Blücher i wielu jego żołnierzy zostało rannych. Temu plutonowi, bardzo prędko zmniejszonemu do mniej niż połowy jego pierwotnej siły bojowej, zabrakło opatrunków polowych i zaczął doskwierać niedobór amunicji.
W tym momencie, jak podaje opowieść, ukazał się galopujący w ich kierunku koń ze skrzynkami amunicji przytroczonymi do siodła. Ten widok wzbudził w szkockich szeregach najpierw zdziwienie, a następnie wywołał strzelaninę. Jeździec i koń zostali trafieni dopiero, kiedy dotarli do oblężonego plutonu.
Kiedy pospiesznie rozdawano amunicję, porucznik zaczął się dopytywać, co się dzieje z jeźdźcem. Dowiedział się, że był nim jego dziewiętnastoletni brat Leberecht i że nie żyje. Następnego ranka Wolfgang, najstarszy z trzech braci, został zabity tak samo jak pozostali żołnierze z jego plutonu. Najmłodszy brat Hans-Joachim również został zabity, ale jego ciała nigdy nie odnaleziono .
W Knossos, osiem kilometrów na południe od Heraklionu, Manolaki Akumianakis, który był głównym asystentem sir Arthura Evansa przy wykopaliskach minojskich, przysiągł walczyć ze spadochroniarzami, kiedy dowiedział się, że jego najstarszy syn Miki zginął, służąc w Dywizji Kreteńskiej w Epirze. Wysłał żonę i pozostałe dzieci, żeby zostali z krewnymi w górach. Otrzymawszy wiadomość od Johna Pendlebury’ego, że grzbiet góry naprzeciw Knossos miał żywotne znaczenie, Manolaki Akumianakis poprowadził tam grupę greckich żołnierzy i Kreteńczyków. Z moździerzy została ostrzelana willa Ariadna zamieniona na brytyjski szpital wojskowy, ale uszkodzenia zarówno tego domu, jak i miejsca wykopalisk w Knossos były niewielkie.
Manolaki był pierwszym żołnierzem zabitym w ataku na spadochroniarzy: znajdował się akurat około dwustu metrów przed greckimi­ żołnierzami, których tutaj przyprowadził. Otóż jego syn Miki żył: wiadomość o jego śmierci była fałszywa. Miki Akumianakis niedługo potem wrócił na Kretę i zbudował odpowiedni grób dla swojego ojca wbrew niemieckiemu zarządzeniu zakazującemu grzebania cywilów zabitych z bronią w ręku. Później podczas okupacji przejął sieć wywiadowczą aliantów w Heraklionie i przez ostatnie trzy lata wojny działał jako główny brytyjski agent w tym rejonie.
Jack Hamson, również działający według rozkazów Pendlebury’ego i nieświadomy jego losu, w dalszym ciągu pilnował niewielkiego płaskowyżu Nida na wschodnim skraju góry Idy, aby nie lądowały na nim szybowce wroga lub transportowce. Jego stu kreteńskich ochotników coraz bardziej niepokoiło się, słysząc odgłosy odległych walk w Heraklionie. Chcieli zejść w dół, żeby dołączyć do bitwy, ale Hamson czuł się zobowiązany egzekwować uprawnienia uzyskane od Pendlebury’ego, aby zmusić ich do pozostania na stanowiskach na wypadek, gdyby Niemcy usiłowali wylądować tutaj w późniejszym okresie bitwy. Spragniony informacji, jak i jedzenia Hamson sam udał się w dół po zaopatrzenie. W nocy 24 maja spotkał się z Szatanem i Krusonasem i dowiedział się o śmierci Pendlebury’ego. Po powrocie na płaskowyż Nida mniej niż kiedykolwiek był pewny, że Niemcy tutaj wylądują, ale wciąż czuł się zobowiązany trwać na tym stanowisku ze względu na pamięć o Pendleburym.

Batalion majora Schulza po wycofaniu się z obrębu murów Heraklionu pozostawał w ukryciu na południu i zachodzie od miejskich zabudowań. 25 maja jego żołnierze byli świadkami najcięższego jak dotąd bombardowania miasta. Zniszczenia były okropne.
Schulz i jego żołnierze otrzymali drogą radiową rozkaz z Aten, żeby udać się tej nocy drogą okrężną w kierunku południowo-wschodnim i dołączyć do pułkownika Bräuera. Żołnierze Schulza maszerowali w małych grupkach, aby nikt ich nie zauważył, ale takie przemieszczanie się partiami w głąb wyspy narażało ich na ataki. Kilka grup partyzantów należących do nieformalnej sieci Pendlebury’ego, a głównie oddziały Petrakajeorjisa, Banduwasa i Szatana, zadały im poważne straty. Kreteńczycy byli znacznie lepsi w nocnych walkach od Brytyjczyków czy też Niemców.
Brytyjczycy i Australijczycy w Heraklionie również obserwowali nalot. Ich uczucia oscylowały między współczuciem dla mieszkańców oraz ulgą, że sami bezpiecznie rozproszyli się w okopach. Nauczyli się od swoich kolegów w Retimnie, jak wprowadzać w błąd pilotów samolotów transportowych i bombowców. Na swoich stanowiskach rozkładali zdobyte flagi ze swastyką, przestawali strzelać i kiedy Niemcy wypuszczali zielone rakiety, oni robili to samo. W kilku przypadkach dzięki zdobytym znakom rozpoznawczym samoloty zsyłały im kontenery z bronią, amunicją, racjami żywnościowymi oraz zaopatrzeniem medycznym. Zestawy narzędzi chirurgicznych były zrzucane na spadochronach – z prawdziwie niemieckim praktycznym zmysłem – w kontenerach w kształcie trumien, żeby je można było dodatkowo wykorzystać. Dwoma nadzwyczajnymi przykładami tej militarnej manny z nieba była para motocykli z koszami, jednego zrzuconego dla kompanii majora sir Keitha Dicka-Cunynghama z grupy Black Watch i drugiego dla australijskiego batalionu stojącego akurat na warcie. Australijczycy czuli się tak dobrze zaopatrzeni w niemiecką broń, że mogli przekazać znaczne jej ilości mającym mniej szczęścia oddziałom greckim.