19 grudnia 1946
Od wczoraj na dworze dziesięć stopni mrozu. Wszędzie brak koksu w wyniku panujących trudności w zaopatrzeniu. W celach temperatura już tylko około zera. Zamiast rękawiczek naciągam na dłonie skarpetki; nawet pisanie jest w ten sposób możliwe.
Odstępy między zapiskami stają się coraz dłuższe. Prawie czternaście dni od ostatniej notatki. Zmuszam się do pisania, żeby nie pogrążyć się w apatii. Obawa przed więzieniem w Spandau. Minęło już wprawdzie pięć dni od terminu, w którym mieliśmy zostać przeniesieni, a jednak wciąż jeszcze tu jesteśmy. Pesymistyczne nastroje. Boję się również, że nie będę już mógł pisać. Bo w międzyczasie zdałem sobie sprawę, jak ważna jest pisemna forma dysputy z samym sobą. To, co zapisane, uzyskuje zupełnie inną miarodajność. W ostatnich dniach porobiłem notatki o kilku uwagach Hitlera. Przychodzą mi już teraz bez wielkiego trudu; od czasu procesu moje myśli stają się z każdą chwilą coraz bardziej swobodne.
To zdumiewające, co przy tym wydobywam na światło dzienne, a jeszcze bardziej zdumiewające jest to, że tyle wypowiedzi Hitlera tak bez śladu przemknęło mi mimo uszu. Jeszcze niedawno myślałem, że Hitler w mojej obecności powściągał się raczej przed okazywaniem nienawiści do Żydów. Mówił jednak więcej, niż sądziłem w swoich stanach wyparcia. To niepokojąca myśl, że nawet zdecydowana wola szczerości tak bardzo zależy od sytuacji.
(…)
10 lutego 1947
Litewscy wartownicy nadal dość niedbale przestrzegają surowych instrukcji dotyczących naszego nadzoru. Ciągle pozwalają mi chodzić z wiadrem i miotłą do skrzydła dla świadków. Rozmawiałem tam dziś po południu z kilkoma generałami, z których jeden przekazał mi pozdrowienia od Guderiana. Podobno setki wysokich rangą wojskowych są przetrzymywane w tak zwanym obozie generalskim niedaleko Norymbergi. Duża część z nich pracuje z polecenia Amerykanów nad zagadnieniami z zakresu historii wojennej. Na podstawie niektórych takich rozmów odnoszę wrażenie, że narasta tendencja do traktowania Hitlera jako dyktatora gryzącego dywan i nawet z najbłahszych powodów wpadającego w niekontrolowany szał. Uważam to jednak za fałszywe i niebezpieczne. Jeśli w wizerunku Hitlera zabraknie ludzkich rysów, jeśli nie uwzględni się jego siły przekonywania, ujmujących cech, a nawet austriackiego czaru, jaki potrafił roztaczać, nie odda się temu zjawisku sprawiedliwości. Przecież właśnie generałowie przez dziesięciolecie nie ustępowali po prostu przed rozszalała siłą, lecz podążali za dominującą osobowością, której argumenty często potrafiły przekonywać.
Niektórzy starają się również, jak słyszę, wykazać, że nieudany blitzkrieg przeciwko Rosji był skutkiem błędów Hitlera jako naczelnego wodza. U podłoża wszystkich tych teorii leży przekonanie, że Niemcy miały materiałową, techniczną i operacyjną przewagę, którą wyłącznie Hitler zaprzepaścił. To również nieprawda. Przyznaję jednak, że długo się co do tego myliłem, ale dzisiaj nie powinno być w tej kwestii właściwie żadnych wątpliwości.
W norymberskim skrzydle dla świadków znajdują się, jak słyszę, również sekretarki Hitlera. Nie miałem jednak jeszcze okazji z żadną z nich rozmawiać.
(…)
20 kwietnia 1947
Amerykański porucznik właśnie zwrócił mi uwagę na to, że Hitler miałby dzisiaj urodziny.
Ileż urodzin spędziłem z Hitlerem w berlińskiej Kancelarii Rzeszy, z delegacjami składającymi mu hołd, ze wspaniałymi paradami. W 1943 roku, pomimo groźnej sytuacji strategicznej, wycofał się na Obersalzberg i przed południem przyjmował gratulacje jedynie od najbliższego otoczenia. Potem, z bukietami kwiatów w rękach i odświętnie ubrane, podeszły do niego dzieci Bormanna i moje, by wyrecytować swoje wierszyki. Podczas gdy Hitler, który myślami błądził zupełnie gdzie indziej, głaskał dzieci po główkach, my staliśmy obok, pełni tej zakłopotanej dumy, jaką okazują rodzice w podobnych sytuacjach. Następnie Heinrich Hoffmann wykonał obowiązkowe zdjęcie, które czasami było również publikowane w gazetach.
Poza tą małą scenką z gratulacjami dzień przebiegał jak każdy inny dzień pracy Hitlera.
Krótko przedtem, pomimo niepomyślnej sytuacji ogólnej, rozpoczęto na rozkaz Hitlera natarcie na Noworosyjsk w celu otwarcia drogi na Tyflis. Właśnie owego 20 kwietnia do działań przystąpiła nowa dywizja mająca przełamać mocną nieprzyjacielską pozycję. Poniosła ciężkie straty. Zdjęcia rozpoznania wojskowego, które przedstawiono Hitlerowi, powinny były go przekonać o tym, że teren nie nadaje się do przełamania. Hitler jednak obstawał przy kontynuowaniu operacji. Ucinając wszelkie roztrząsania, zwrócił się do mnie z rozkazem zbudowania mostu kolejowego przez Cieśninę Kerczeńską, który miał zapewnić zaopatrzenie dla kolejnych akcji w kierunku Bliskiego Wschodu. Już kilka miesięcy później, pod koniec sierpnia, projekt budowy mostu musiał zostać porzucony. Przyczółek na Kubaniu okazał się niemożliwy do utrzymania.
Po wydaniu tego rozkazu Hitler poprosił Otto Saura i mnie na rozmowę w swoim prywatnym gabinecie na piętrze. Usiadł przy stole i pokazał nam własnoręcznie narysowane plany sześcioosobowego bunkra, który miał być wyposażony w karabiny maszynowe, działo przeciwpancerne i miotacze ognia: „Zbudujemy tysiące egzemplarzy tego modelu w standardowym wykonaniu i uzbroimy nimi dodatkowo Wał Atlantycki. Później wykorzystamy go także na naszej ostatecznej granicy wschodniej w głębi Rosji”. Hitler chyba zauważył, jak zdumiało nas to, że zajmuje się rysunkami, które każde biuro konstrukcyjne mogłoby lepiej wykonać, bo powiedział nagle: „Widzicie panowie, muszę wszystko robić sam. Nikt nie wpadł na ten pomysł! Mam wokół siebie udekorowanych wysokimi odznaczeniami generałów, fachowców, ekspertów od uzbrojenia, ale wszystko jest na mojej głowie! Od rzeczy najmniejszych po największe! Mam już pięćdziesiąt cztery lata i widzicie panowie, w jakim jestem stanie. A będę musiał jeszcze poprowadzić wielki konflikt ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli tylko dane mi zostanie dość czasu, nie będzie dla mnie niczego piękniejszego niż również w tym rozstrzygającym boju stać na czele mego narodu”. Wdał się w dłuższe wywody o roli jednostki w historii. Zawsze najważniejsza była wola jednostki: Peryklesa, Aleksandra, Cezara, Augusta, a potem księcia Eugeniusza, Fryderyka, Napoleona. Wszyscy jego bohaterowie pochodzili z dwóch okresów historycznych: starożytności oraz osiemnastego i dziewiętnastego wieku. Jedyny wyjątek stanowił Karol Wielki, którego cesarstwo określał czasem jako wstępny etap do swoich planów władania nad Europą. Nie przypominam sobie, by przez wszystkie te lata kiedykolwiek wspomniał z podziwem czy choćby tylko szacunkiem członków dynastii salickiej czy któregoś z wielkich cesarzy z rodu Hohenstaufów. Władcy renesansowi, wielcy królowie Francji, tacy jak Franciszek I, Henryk IV czy Ludwik XIV, po prostu dla niego nie istnieli. Błędem byłoby jednak twierdzić, że historia go nie obchodziła, bo siebie i swoją rolę postrzegał wyłącznie w kategoriach historycznych. Ale jego stosunek do historii był czysto romantyczny i zorientowany na pojęcie bohatera; potrafił niemal w jednym zdaniu wymienić Napoleona i Old Shatterhanda.
Po zakończeniu swego monologu Hitler nacisnął guzik dzwonka i kazał przyjść Bormannowi: chce dziś wieczorem sprawić sobie szczególną radość i posłuchać na aparaturze Bormanna Wesołej wdówki. Na pytanie swego sekretarza, czy życzy sobie wysłuchać nagrania z Johannesem Heestersem i innymi członkami zespołu Gärtnerplatz-Theater, czy też wykonania berlińskiego, które Lehár osobiście dla niego poprowadził, Hitler zaczął snuć wspomnienia i czynić porównania, aż na koniec orzekł, że wykonanie monachijskie było jednak, jak to dosłownie sformułował, „o dziesięć procent lepsze”. Tak zakończyły się te urodziny Hitlera w salonie Berghofu.
(…)
15 lutego 1948
Latem 1936 roku Wilhelm Brückner, osobisty adiutant Hitlera, przekazał mi jego życzenie, bym następnego dnia przybył na Prinzregentenstraße w Monachium. Mieszkanie Hitlera było mieszkaniem człowieka o przeciętnych dochodach, na przykład nauczyciela gimnazjum, kierownika oddziału kasy depozytowej albo drobnego przedsiębiorcy. Urządzenie było drobnomieszczańskie. Bogato rzeźbione, masywne dębowe meble gabinetowe, książki w oszklonych szafach, haftowane poduszki z sentymentalnymi napisami albo mocnymi hasłami a Wagnera, a na ścianach wisiały idylliczne malowidła szkoły monachijskiej w pozłacanych ramach. Nic nie zdradzało, że właściciel tego mieszkania od trzech lat jest kanclerzem Rzeszy Niemieckiej. Pachniało olejem do smażenia i kwaśnymi odpadkami. Hitler miał zwyczaj gimnastykować się rano w sypialni przy otwartym oknie. Jak mi kiedyś powiedział, od dawna zmuszał się do codziennych ćwiczeń z ekspanderem. Widząc moje zdumienie, pokazał mi nawet obrazek reklamowy z czasopisma „Jugend”, demonstrujący, jak można w ten sposób osiągnąć muskularne bicepsy. Dodał, że ekspander jest dla niego tak ważny w niemałej mierze dlatego, że podczas przemarszów SA i SS musi godzinami trzymać wyciągnięte ramię, nie dopuszczając do jego drżenia, a tym bardziej nie opuszczając go. Dzięki wieloletniemu treningowi nie dorówna mu w tym dzisiaj szybko żaden z jego unterführerów.(…)