Pod patronatem naszego serwisu ukazał się drugi tom słynnej „Burzy nad Atlantykiem” Andrzeja Perepeczki, opisującej działania na Oceanie Atlantyckim i morzach przyległych podczas drugiej wojny światowej. Ponieważ od czasu opublikowania pierwszej edycji minęło już piętnaście lat, uaktualnienia i uzupełnienia tekstu podjął się przyjaciel Perepeczki, Wawrzyniec Markowski.
Zobacz książkę na stronie wydawnictwa
Na czele francuskiej floty wojennej w 1940 r. stał admirał Jean François Darlan, będący od 16 czerwca ministrem marynarki w rządzie marszałka Petaina.
Jean François Darlan urodził się w 1881 r. W wieku 18 lat wstąpił do oficerskiej szkoły marynarki wojennej. Lata I wojny światowej spędził jako oficer artylerii w piechocie morskiej, w 1918 r. został dowódcą rzecznej floty na Renie, a dwa lata później — szefem sztabu francuskich sił morskich na Dalekim Wschodzie. Po pięciu latach powrócił do metropolii i został, w wieku 44 lat, mianowany dyrektorem gabinetu ministra marynarki.
W 1926 r. Darlan zostaje komandorem, trzy lata później kontradmirałem, a po dalszych trzech — wiceadmirałem. Przez cały ten czas pełnił rozmaite funkcje, zarówno w dziedzinie administracji morskiej, jak i dowodził okrętami czy zespołami okrętów. Swą błyskawiczną karierę Darlan zawdzięczał głównie poparciu, jakiego udzielał mu minister marynarki w rządzie francuskim, Georges Leygues, on jednak — niezwykle ambitny i zarozumiały — uwierzył we własne wybitne zdolności.
Dnia 1 stycznia 1937 r. wiceadmirał Darlan został szefem sztabu francuskiej marynarki wojennej, dwa lata później zaś jej naczelnym dowódcą, awansując jednocześnie do stopnia admirała. Ten ostatni awans był szczególnym wyróżnieniem Darlana, we francuskiej marynarce wojennej bowiem pełnego stopnia admiralskiego nie nadano nikomu od czasów drugiego cesarstwa.
Wybuch wojny z Niemcami, jej przebieg, a następnie zarysowująca się coraz wyraźniej klęska Francji stworzyły przed ambitnym do przesady admirałem szczególne pole do działania. Niechętny polityce Wielkiej Brytanii, która czyniła wszystko w okresie międzywojennym, aby ograniczyć znaczenie Francji na morzu, Darlan w wytworzonej sytuacji militarnej i politycznej widział swoją życiową szansę, szansę, jakiej nigdy jeszcze dotychczas nie miał.
Wobec całkowitej i druzgoczącej klęski poniesionej przez francuską armię lądową, we Francji pozostała jedna tylko zwarta siła. Była nią prawie nietknięta marynarka wojenna, którą jej dowódca — jak to ocenił publicznie generał de Gaulle — traktował jako swoje lenno, swoją prywatną własność. Mając tak silne atuty w ręku, admirał François Darlan postanowił prowadzić własną grę polityczną. […]
Po opublikowaniu warunków zawieszenia broni i rozejmu między Francją z jednej strony a Niemcami i Włochami z drugiej, okazało się, że w sprawie floty francuskiej udało się rzeczywiście Darlanowi uzyskać dość korzystne warunki. Zgodnie z artykułem 8 układu francusko-niemieckiego jednostki Marine Nationale miały zebrać się i zostać częściowo rozbrojone w portach, w których jednostki te stacjonowały przed wojną i że rozbrojenie ma odbywać się pod kontrolą specjalnie wyznaczonych mieszanych komisji niemiecko-włoskich. Dodatkowo strona niemiecka uroczyście zapewniała, że nie ma zamiaru wykorzystywania floty francuskiej do własnych celów wojskowych.
Warunki sformułowane w artykule 8 umowy zaniepokoiły Anglików w najwyższym stopniu. Premier Churchill wraz z całym rządem wiedział dokładnie, co są warte choćby najbardziej uroczyste zapewnienia władz hitlerowskich. Jednak wykonanie przez Francuzów warunków umowy zmuszało znaczną część ich floty do powrotu do portów zajętych obecnie przez Niemców, takich jak Brest czy Saint-Nazaire. Weszłyby one tam dosłownie „w paszczę wilka” i byłyby zdane na łaskę i niełaskę zwycięzcy.
Na takie ryzyko rząd brytyjski nie mógł sobie w żadnym wypadku pozwolić. Wysłano listy i noty do ambasadora Francji w Wielkiej Brytanii i do ministra Darlana, w których robiono ostre wyrzuty, przypominając, że Wielka Brytania zgodziła się na francuską kapitulację tylko pod warunkiem przejścia floty francuskiej do portów brytyjskich. Oczywiście, takie rozwiązanie nie leżało teraz — w świetle nowych koncepcji politycznych i perspektyw osobistej kariery — w interesach admirała Darlana i na listy i noty odpowiedział on tylko ogólnikowo, że wydał rozkaz zatopienia floty w wypadku chęci zawładnięcia nią przez Niemców.
Niezależnie od dróg dyplomatycznych Churchill z typową dla siebie energią — mimo podeszłego wieku — zabrał się do przygotowywania środków, które by najlepiej zabezpieczyły Wielką Brytanię w tej sytuacji i uwolniły ją od groźby, jaką stwarzała w tej chwili flota francuska podległa Darlanowi i proniemieckiemu rządowi Petaina w Vichy.
Plan brytyjskiego premiera był drastyczny i pozbawiony jakichkolwiek sentymentów, dostosowany do okoliczności. Churchill był zawsze w praktyce wyznawcą teorii, że cel uświęca wszelkie środki. Ustalił on, że należy podjąć próbę oderwania floty francuskiej od rządu Petaina drogą perswazji lub ultimatum, a gdyby te nie odniosły skutku, brytyjskie okręty miały sięgnąć po bardziej przekonujące argumenty, łącznie z użyciem siły, i uzyskać albo przejście pod groźbą dział na stronę brytyjską, albo… unieszkodliwić flotę francuską na tyle skutecznie, by nie mogła nikomu służyć, ani nikomu zagrażać.
Takie były geneza i rodowód operacji „Catapult”, o której nawet cyniczny zazwyczaj i pozbawiony skrupułów w politycznej działalności Churchill uważał za stosowne napisać w swych pamiętnikach: „Była to decyzja ohydna, najbardziej nieludzka i najtrudniejsza ze wszystkich, jakie kiedykolwiek musiałem powziąć”. […]
Gdy możliwości ugodowego zneutralizowania francuskiej floty zostały wyczerpane, rząd Wielkiej Brytanii rozpoczął przygotowywanie w największej tajemnicy kolejnego kroku operacji „Catapult”. W dniu 27 czerwca odpowiednie tajne rozkazy i instrukcje otrzymali admirałowie dowodzący bazami w Portsmouth i Plymouth, gdzie znajdowało się sporo francuskich jednostek wojennych.
Parę dni przedtem w Aleksandrii francuski admirał René-Émile Godfroy, dowódca zespołu X, otrzymał od brytyjskiego admirała Andrewa Cunninghama prośbę-polecenie, aby okręty zespołu X nie opuszczały na razie portu. Polecenie to poparte zostało odmową dostarczenia na okręty francuskie koniecznych do wyjścia na morze zapasów paliwa, żywności i wody. Tym samym admirał Godfroy nie mógł wykonać rozkazu admirała Darlana nakazującego wyjście z tego portu przy najbliższej okazji.
Następnym krokiem miało być wręczenie francuskim dowódcom zespołów odpowiednio sformułowanych ultimatów, a gdyby i to nie pomogło, Churchill zdecydowany był użyć siły. […]
Dzień 3 lipca 1940 r. zapowiadał się pogodnie. Noc była ciepła i bezchmurna. W obu brytyjskich portach — w Portsmouth i Plymouth — panowały cisza i spokój. Okręty francuskie stały przy nabrzeżach lub zacumowane na beczkach głęboko wewnątrz basenów. Załogi pogrążone były we śnie, a przy trapach stały normalne posterunki osobie złożone z pojedynczych marynarzy.
O godzinie 03.45 pod wszystkie francuskie okręty przycumowane przy nabrzeżach podjechały samochody, z których wysiedli oficerowie brytyjskiej marynarki wojennej. Do jednostek stojących na beczkach podpłynęły motorówki. I z nich wysiedli oficerowie. Każdy z nich niósł dużą zalakowaną kopertę…
Koperty te dostarczono natychmiast budzonym gwałtownie dowódcom okrętów, którzy zaspani i półprzytomni czytali ze zdumieniem i rosnącym przerażeniem wręczone pismo, skonstruowane lakonicznie i jednoznacznie:
„Plymouth 2 lipca 1940 roku
Tak długo, dopóki trwa wojna między Anglią i Niemcami oraz Włochami, jest absolutnie konieczne uczynienie wszelkich kroków, aby jednostki francuskiej marynarki wojennej znajdujące się w portach brytyjskich nie dostały się w ręce nieprzyjaciela. Mając powyższe na względzie, rząd brytyjski zdecydował — z głębokim żalem — że wszystkie okręty francuskie stacjonujące na wodach brytyjskich mają zostać zaaresztowane.
Podpisano: M.E. Dunbar-Nasmith
Admirał — dowódca bazy”.
Oczywiście, każdy z dowódców francuskich protestował stanowczo przeciw decyzji admiralicji, jednakże protesty te nie zdały się na wiele wobec żołnierzy z brytyjskiej piechoty morskiej, którzy niemal równocześnie z wręczeniem kopert zajmowali okręty, budzili i rozbrajali francuskich marynarzy i odwozili załogi samochodami na dworzec kolejowy, a następnie do obozów pod Liverpoolem.
Admirał Dunbar-Nasmith wraz z szefem swego sztabu udał się osobiście na pokład pancernika „Paris”, rozkazał obudzić admirała Cayola, któremu natychmiast, ubranemu jedynie w piżamę, odczytał swoje pismo i rozkaz admiralicji brytyjskiej, a następnie protestującego internował i wraz z całą załogą usunął z okrętu.
Nie wszystkie jednak okręty francuskie w Plymouth zostały opanowane bez oporu. Podczas zajmowania okrętu podwodnego „Sorcouf ” doszło do strzelaniny, podczas której zginęli: ze strony brytyjskiej komandor Denis Vaughan Sprague (dowódca okrętu podwodnego HMS „Thames”), porucznik Patrick Maule Kerr Griffiths (z okrętu podwodnego HMS „Rorqual”) oraz sierżant piechoty morskiej Albert Webb (z pancernika „Revenge”); ze strony francuskiej zaś oficer-mechanik okrętu podwodnego Yves Marie Daniel. Ranny został jeden z brytyjskich marynarzy. Z kolei na niszczycielu „Mistral” zdołano w ostatniej chwili otworzyć zawory denne, wskutek czego okręt został częściowo zatopiony.
W Portsmouth, gdzie dowódcą był admirał sir William James, zajęcie francuskich okrętów odbyło się bez żadnych ofiar i bez rozlewu krwi. Dzięki błyskawicznemu obsadzeniu radiostacji na wszystkich okrętach francuskich, żadna wiadomość o porannych wydarzeniach nie wydostała się na zewnątrz. Zakończył się pierwszy rozdział operacji „Catapult”. […]
Poza przejęciem francuskich jednostek w Portsmouth i Plymouth, głównym celem brytyjskiej działalności stał się najsilniejszy zespół francuskich okrętów wojennych, stacjonujący w bazie Mers el Kébir nie opodal Oranu. Znajdował się tam na przełomie czerwca i lipca 1940 r. zespół admirała Marcela Gensoula w składzie: dwa nowe okręty liniowe — flagowy „Dunkerque” i „Strasbourg”, dwa starsze „Provence” i „Bretagne”, sześć dużych niszczycieli i okręt-baza wodnosamolotów „Commandant Teste”. […]
Dnia 3 lipca 1940 r. u wejścia do portu Mers el Kébir, nieopodal Oranu, pojawił się brytyjski niszczyciel HMS „Foxhound”. Na jego pokładzie znajdował się komandor Cedric Swinton Holland, dowódca lotniskowca „Ark Royal”. Wiózł dwie zalakowane koperty, które miał oddać francuskiemu dowódcy sił morskich stacjonujących w Mers el Kébir i pobliskim Oranie, admirałowi Gensoulowi. „Foxhound”, niezatrzymywany przez nikogo, ale też i nie witany przez nikogo, zatrzymał się w kanale między budowanym dopiero nowym falochronem a siecią zagrodową.
„Mam osobistą, niezwykle pilną wiadomość do admirała” — nadano sygnał świetlny z niszczyciela.
Admirał Marcel Gensoul, znajdujący się na pokładzie swego okrętu flagowego, pancerniku „Dunkerque” dopiero po dłuższej chwili i nie bez oporów zdecydował się na wysłanie na okręt brytyjski po odbiór wiadomości swego adiutanta, porucznika Bernarda Dufay’a.
Na pokładzie niszczyciela porucznik Dufay dowiedział się ze zdumieniem i przerażeniem, że komandor Holland ma do przekazania kopertę z dwoma listami. Jeden z nich, jak poinformował porucznika komandor, jest osobistym pismem wiceadmirała Somerville’a do dowódcy francuskiego, drugi zaś to bezwzględne ultimatum rządu brytyjskiego.
Admirał Gensoul w asyście swych najbliższych współpracowników: szefa sztabu komandora Danbe, który jednocześnie był jego zastępcą, oraz komandora porucznika Clatin odczytał oba listy.
„Aide-memoire przesłane do rąk admirała Gensoula od wiceadmirała Somerville’a.
Rząd Jego Królewskiej Mości polecił mi przekazać panu następujące wiadomości…”
Tu następowała dość długa ocena sytuacji zaistniałej w obliczu kapitulacji Francji i stanowiska rządu Vichy. Dalej — wyliczenie powodów, które skłoniły rząd Jego Królewskiej Mości do podjęcia niniejszej decyzji. Wreszcie najważniejsze — warunki ultimatum stawianego dowódcy zespołu francuskiego w Mers el Kébir.
Admirał Gensoul znalazł się w nader trudnej i skomplikowanej sytuacji tym bardziej, że decyzję musiał podejmować samodzielnie, szybko i pod groźbą. Zdawał sobie bowiem dokładnie sprawę, że niszczyciel brytyjski nie przybył samotnie, a obecność Hollanda świadczyła o obecności lotniskowca „Ark Royal”, którego komandor był dowódcą. Wiedział też, że wiceadmirał Somerville jest dowódcą silnego zespołu bazującego w Gibraltarze. Poza tym nietrudno było się domyśleć, że stawianie przez admiralicję brytyjską tak kategorycznych i drastycznych żądań musi być po prostu argumentem siły.
Ostatecznie, po krótkiej i nerwowej naradzie przygotowano odpowiedź admirała Gensoula na brytyjskie ultimatum. Brzmiała ona:
„1. Gwarancje, jakie zostały dane admirałowi sir Dudley’owi Northowi obowiązują w dalszym ciągu. W żadnym wypadku okręty francuskie nie mogą dostać się nieuszkodzone w ręce niemieckie lub włoskie. Nie może to się stać w żadnym czasie, w żadnym miejscu, żadnym sposobem i bez oczekiwania na jakiekolwiek dalsze rozkazy ze strony francuskiej admiralicji.
2. Na bezprzykładne i jednoznaczne co do treści i formy ultimatum doręczone admirałowi Gensoulowi francuskie okręty odpowiedzą siłą”. […]
Była godzina 16.56 czasu lokalnego, a 17.56 brytyjskiego czasu letniego, gdy rozległy się pierwsze strzały okrętów Royal Navy, płynących w szyku torowym kursem 70 z prędkością 20 węzłów w odległości niecałych 8 mil od Mers el Kébir.
Admirał Gensoul natychmiast wydał rozkaz wszystkim swoim okrętom otwarcia ognia do nieprzyjaciela i wyjścia okrętów na morze. Pierwszy miał ruszyć „Strasbourg”, a za nim kolejno „Dunkerque” i inne okręty w szyku torowym. Niszczyciele otrzymały rozkaz niezależnego wyjścia z portu torem wodnym prowadzącym bliżej brzegu.
Pierwszy otworzył ogień pancernik „Provence”, stojący między „Strasbourgiem” i „Dunkerque”. Chcąc skierować swe działa w stronę brytyjskich okrętów, artylerzyści z „Provence” musieli strzelać między masztami stojącego obok „Dunkerque”.
O 17.00 admirał Gensoul kazał nadać telegram do Vichy: „Jestem w walce z zespołem brytyjskim”. […]
Pierwszy ruszył ze swego miejsca postoju francuski „Mogador”. Stosunkowo niewielkiemu niszczycielowi łatwo było podnieść kotwicę i ruszyć z miejsca, szczególnie, że wszystkie lekkie okręty stały zwrócone dziobami w stronę wyjścia z portu.
„Mogadorem” dowodził komandor porucznik Maerten. Za nim w niewielkiej odległości mknął niszczyciel „Volta” pod komandorem podporucznikiem Jacquinetem. Dalej zygzakowały już na dużej prędkości niszczyciele: „Le Terrible” — najszybsza jednostka tej klasy na świecie, „Tigre” i „Lynx”. Ostatni z niszczycieli, „Kersaint”, miał niestety uszkodzoną turbinę i pozostał w porcie.
Gdy „Mogador” znajdował się w połowie drogi do wyjścia z portu, pancernik „Bretagne” otrzymał bezpośrednie trafienie w rufę pociskiem 381 mm między czwartą a piątą wieżą artyleryjską. Po chwili okręt otrzymał drugie trafienie. Szalejącego pożaru nie udało się ugasić, a olbrzymi wybuch, wywołany najprawdopodobniej dotarciem pożaru do komór amunicyjnych, przełamał pancernik. „Bretagne” przechylił się gwałtownie na prawą burtę i zatonął już o godzinie 17.09, zaledwie w trzynaście minut po otwarciu ognia przez okręty zespołu H. Na okręcie tym ze 1130 osobowej załogi zginęło aż 37 oficerów i 940 podoficerów i marynarzy.
W tym samym czasie przed mknącym już z dużą prędkością „Mogadorem” pojawił się powolny holownik, ciągnący na dodatek barkę na holu. Aby uniknąć nieuchronnego zderzenia, komandor Maerten zwolnił bieg niszczyciela. To samo musiał zrobić komandor Jacquinet na „Volcie”.
Nagle w płynący teraz bardzo wolno „Mogador” trafił ciężki pocisk kalibru 381 mm. Potworny wybuch zdemolował cały niszczyciel i urwał część rufową okrętu, który zdryfował na mieliznę. Do płonącego „Mogadora” podszedł holownik „La Puissante” i począł gasić pożar swoim działkiem wodnym.
Okrutny bilans śmiertelnych ofiar brytyjskiego ataku powiększył się o 42 oficerów i marynarzy „Mogadora”. […]
Od momentu, gdy padł pierwszy strzał armatni, minęło zaledwie 13 minut. Tylko tyle, a już trzy najsilniejsze okręty Marine Nationale stały się wrakami. Na plaży dopalał się też wrak „Mogadora”. Jedynie „Strasbourg” z czterema niszczycielami znikał w oddali.
Z morza nadeszła odpowiedź:
„Wywiesić umówiony sygnał!”.
Chodziło o białą kwadratową flagę. Po jej wywieszeniu na maszcie „Dunkerque” zamilkły działa obu stron.
W kilka minut później wiceadmirał Gensoul wysłał do admiralicji francuskiej telegram: „Proszę admirała angielskiego o przerwanie ognia”.
Somerville po przerwaniu ognia na Mers el Kébir zdecydował się zająć uciekinierami. O godzinie 17.45 przeciwko „Strasbourgowi” ruszyły do ataku samoloty z „Ark Royal”, a następnie jeszcze dwukrotnie o 18.43 i 18.49. Wszystkie te ataki okazały się jednak bezskuteczne, a dwa uszkodzone podczas nalotu samoloty torpedowe Swordfish musiały wodować. Ich załogi uratował niszczyciel „Wrestler”.
O godzinie 19.25 zespół okrętów brytyjskich ostro skręcił ku zachodowi i oddalił się w kierunku Gibraltaru. Wiceadmirał Somerville nie chciał narażać swych okrętów na ataki francuskich okrętów podwodnych, które wyszły z portu w Oranie przeciw zespołowi H, a dodatkowo wydaje się, że miał aż nadto „sukcesów” w bratobójczej walce i nie chciał do rozlanej krwi niedawnych sprzymierzeńców Wielkiej Brytanii dodawać nowych ofiar.