Polski tytuł filmu „Margin call” wybrano nieprzypadkowo. Chciwość to jeden z siedmiu grzechów głównych. Chciwość powoduje, że własny interes stawiamy ponad całymi społecznościami, narodami i poczuciem sprawiedliwości. Tak więc na pierwszy rzut oka film o chciwości ludzkiej moglibyśmy uznać za moralitet, którego przesłaniem jest bezużyteczność, a nawet szkodliwość świata finansów dla zwykłych ludzi.

„Chciwość” odsłania głęboko ukryte wnętrze wielkiej korporacji. Korporacji istniejącej dzięki zaangażowaniu wielu ludzi. Ludzie ci są jednak tylko trybikami w potężnej machinie pieniądza. Trybik uznany za bezużyteczny potrafi być szybko zastąpiony przez nowy. W jednej chwili głęboko zaangażowany w pracę człowiek staje się dla korporacji intruzem. A intruzów korporacja potrafi się pozbyć szybko – kilka lub kilkanaście lat pracy sprowadza się do spakowania rzeczy w karton i opuszczenia biura w towarzystwie ochroniarza. Korporacja, mimo że dba o materialne zabezpieczenie zwalnianego pracownika, potrafi go upokorzyć na pożegnanie, a wczorajsi współpracownicy, wyrażając żal z rozstania, po cichu cieszą się, że to nie oni odchodzą.

Czynnik ludzki liczy się jednak w chwili, gdy byt korporacji jest zagrożony. Wtedy, zgodnie z hasłem „Wszystkie ręce na pokład!”, potrzebni są wszyscy, nawet ci wyrzuceni. Ich wiedza też jest bowiem zagrożeniem dla korporacji. Nie, korporacja nie pozbawia ich życia, wystarczy pokusa w postaci apetycznej marchewki i straszak w postaci kija. Zabieg kija i marchewki skuteczny jest też przy typowaniu kozła ofiarnego. I jak się okazuje, każdego można kupić, nawet tych, którzy w realizacji planu zminimalizowania strat kosztem całego rynku wyrażają obiekcje natury moralnej. Czy jednak te obiekcje są prawdziwe? Czy nie odsłania się mechanizm zadbania o samego siebie, bezwzględnej walki o przetrwanie właściwy już ludziom pierwotnym? Człowiek w garniturze w sytuacji zagrożenia jest ciągle człowiekiem pierwotnym, tyle że zamiast pięściaka i maczugi ma telefon komórkowy i laptop. Odrzucenie moralnych obiekcji w chwili, gdy ważą się jego własne losy, jest zatem zrozumiałe. Jeśli powie „tak”, będzie mógł liczyć na resztki z „wielkiego tortu”. W przypadku odmowy pozbawi się tej szansy.

Widzimy więc, jak „białe kołnierzyki” przystępują do beznadziejnej walki o zminimalizowanie strat, z jednej strony wiedząc, że mogą liczyć na spore wynagrodzenie za wysiłek, z drugiej – że utracą pracę. Rozumieją, że korporacja musi przetrwać kryzys, oni zaś w czasie kryzysu będą jedynie balastem. Na tej sytuacji korzystają jedynie właściciele korporacji i ci, którzy ich zdaniem mogą być przydatni do zarobienia na kryzysie.

Taki jest więc film „Chciwość”. Jeśli dodamy do tego gwiazdorską obsadę: Jeremy’ego Ironsa, Kevina Spaceya czy Demi Moore, otrzymamy naprawdę dobry film. W recenzji „New Yorkera” film ten nazwano najlepszym filmem o Wall Street, jaki kiedykolwiek powstał. Nie można się z tym zgodzić. Jest to film po prostu inny. Film, po którym być może stwierdzimy, że zamiast pracować w takiej korporacji, chyba już lepiej hodować pszczoły…