Historia CoD-a nie sięga daleko wstecz. Pojawił się mniej więcej rok temu i od razu zatrząsł światem „wojennych” FPS-ów. Było to naprawdę imponujące przybycie. Większość zafascynowanych grą MoH porzuciła plażę Omaha na rzecz pól bitewnych Call of Duty. Co się stało, że tak szybko zapomnieli o tym, czym kiedyś był dla nich MoH? Wcześniej był wszystkim, ale nagle pojawiło się coś, co było lepsze niż to, co widzieli dotychczas.
Plażę Omaha zastąpił im Stalingrad wykonany z podobnym rozmachem. Już wiedzieli, że CoD pozostanie ich królem. I tak się stało – Call of Duty rządził przez ostatni rok niepodzielnie, choć trzeba przyznać, że siedząc na tronie, czuje oddech konkurencji na plecach (chociażby „syna” byłego króla – Pacific Assault, oraz świetnie zapowiadające się Brothers in Arms). Programiści z Gray Matter Studios długo kazali nam czekać na oficjalne rozszerzenie CoDa. Wreszcie, gdy je otrzymujemy, mija okrągły roczek od premiery podstawki…
Zjednoczeni atakują…
Call of Duty: United Offensive, bo tak nazywa się owy dodatek, daje nam dużo, choć nie tyle, ile chcieliby gracze. To jednak, jak sądzę, pozostaje zadaniem CoD 2. Od razu podkreślam, że UO jest tylko dodatkiem. Ci, którzy spodziewali się wielu nowości, nieco się zawiodą. Engine gry został nieco zmodyfikowany względem poprzednika, znacznie poprawiono efekty eksplozji, ale o tym dalej. Co oprócz tego daje nam UO? Otóż trzy nowe kampanie. Tak jak w podstawce: amerykańską (szeregowy Riley z 506 pułku piechoty spadochronowej), angielską (lotnik Doyle, wcielony później do S.A.S) i rosyjską (szeregowy Yuri, z czasem dowódca czołgu). Dostajemy możliwość wzięcia udziału w wielkich bitwach drugiej wojny światowej.
Przetaczamy się przez oblężone Bastonge, walczymy w powietrzu nad Holandią, wcielamy się w komandosa brytyjskiej jednostki specjalnej S.A.S, stajemy się słabo uzbrojonym oraz odpowiednio propagandowo „przygotowanym” piechurem Armii Czerwonej, a czasami udaje nam się awansować na dowódcę czołgu. Wiemy już wszystko o ofensywie zjednoczonych, a więc…
Odprawa! Baczność!
Dowództwo Zjednoczonych Sił na kontynencie europejskim wyznaczyło nowe cele. Naszymi zadaniami będą obrona okrążonego Bastonge, walki o zdobycie ważnego skrzyżowania, atak na silnie bronione miasteczko Foy (jeśli ktoś oglądał Kompanię Braci, to wie, czego może się spodziewać po walkach w tej mieścinie), atak na Noville i obrona tamtejszego zamku. Jako Anglik, także pod dowództwem SHAEF, przyjdzie nam walczyć w przestworzach, widząc pod sobą Holandię, a później wspomagać holenderską partyzantkę w wysadzeniu mostu (odkryję rąbka tajemnicy: to my własnoręcznie go wysadzamy, ale niestety na sygnał… dawany przez angielskiego porucznika i jeśli dodamy zbyt wiele własnej inwencji twórczej, to z misją będzie kiepsko…
Wcielimy się w żołnierza elitarnej jednostki komandosów S.A.S, atakując baterię dział ukrytą w forcie (programiści oparli się chyba na filmie „Działa Nawarony”, który pokazywał podobne przedsięwzięcie), podczas operacji lądowania wojsk alianckich na Sycylii (operacja „Husky”). Rosyjskie dowództwo STAWKA posyła nas na front w czasie bitwy pod Kurskiem, gdzie wcielamy się w jednego z wielu – zwykłego piechura Yuriego, czyli chłopaka od najgorszych zadań („…Yuri, snajper na wieży, zabij go…”, „…Yuri, zniszcz Ferdynandy ładunkiem wybuchowym z bliska…”, i tak dalej i tak dalej…). Powojujemy sobie również w T-34/85, choć takowych wtedy jeszcze na Łuku Kurskim nie było, a także jako łącznik artyleryjski, a później zwykły piechur, powalczymy w gęsto zabudowanym i zaludnionym Charkowie. Na koniec przyjdzie zmierzyć nam się ze Sztukasami z nieba, czołgami oraz transporterami z ziemi, oraz snajperami z dachu, broniąc się na Charkowskiej stacji kolejowej.
Na ramię broń!
Arsenalik podręczny? Autorzy oddali nam do dyspozycji jak zawsze sporą ilość pukawek. Nie będę wymieniał typów broni, z którymi spotkaliśmy się w CoD. Eksterminacja Niemców staje się przyjemniejsza za sprawą nowalijek, które zafundowali nam w tym temacie programiści. Są to amerykańska M8 Bazooka, angielski Sten z tłumikiem, rosyjski Tokarev SVT 40, a także niemiecki Geweher 43 oraz miotacz płomieni (niestety niezbyt skuteczny). Inną działką są przenośne lekkie karabiny maszynowe: niemiecki MG-34, amerykański M1919A6.30 cal, oraz radziecki Degtaryev DP28. Trzeba uznać to za krok do przodu. Często brakowało nam w walce zarówno singleplayer, jak i multiplayer wsparcia ogniowego większego, niż można uzyskać używając np.: Thompsona czy nawet BAR-a, a teraz mamy takie wsparcie na swoich plecach i używamy go, kiedy chcemy. Ach, jak miło postawić amerykańskiego M1919 i eksterminować Niemców…
Na innej półce znajdziemy broń wsparcia, której niestety nie możemy przetransportować. Dano nam do obsługi karabiny maszynowe na dżipie, niemieckie armaty przeciwpancerne 88 mm, działko na okręcie straży przybrzeżnej, no i oczywiście dwa rodzaje karabinów maszynowych w poczciwej damie B-17. Mamy tam do dyspozycji dwa podwójnie sprzężone karabiny maszynowe: na tyle oraz w górnej wieżyczce, a także dwa karabiny maszynowe po bokach. Całkiem sporo tego…
Do szturmu gotów!
Nasi kompani z drużyny zachowują się odpowiednio do warunków, strzelają, kryją się za osłonami, tylko ruscy jak głupi gnają do przodu, ale takie u nich AI. Trzeba jednak przyznać, że inteligencja naszych kompanów (mimo że nie są absolwentami West Point ani Oxfordu, jest dość dobra i walka z nimi to może nie szczyt chwały, ale zawsze jakieś tam wyzwanie).
Poruczniku, macie atakować!
Klimat, klimat, i jeszcze klimat – to coś, czego braku nie można zarzucić Call of Duty: United Offensive.
Słyszymy krzyki, jęki, nawoływania, prośby o osłonę ogniową, itd. Często nasze zadania podniosą nam poziom adrenaliny we krwi, a i czasami zdarza się, że kulimy się za klawiaturą, gdy nad głową pewien brutalny Niemiec zagęścił atmosferę ołowiem z MG-42. Nieczęsto zdarzają się tak fenomenalne gry, od których nie można się oderwać.
Tak jest i z CoD: UO. Przejście podstawki zajęło mi 12 godzin wyrwanych z życiorysu, ale nie dlatego, że musiałem, lecz dlatego, że chciałem go przejść, gdyż oderwanie się od tak znakomitej gry byłoby niewybaczalnym grzechem. Tak samo stało się z CoD:UO. Podkreślam to po to, by wskazać, jak bardzo klimat wciąga w rozgrywkę. Wiele FPSów wojennych przedstawia wojnę wypaczoną. W MoH byliśmy jednoosobowym komandem, co nie wszystkim się podobało. CoD pokazuje wojnę zbliżoną do rzeczywistości, z towarzyszami u boku, dowódcą za plecami i bronią w ręku. A więc gdy każą, atakujmy…
Pierwsza drużyna na lewo, druga na…
W UO misje możemy podzielić na trzy grupy: na linii frontu, za linią frontu i specjalne. W tych na linii frontu dzieje się wokół nas naprawdę dużo różnych rzeczy. Przetaczają się czołgi, strzelają samoloty, wali się na nas kupa szwabów, ale pamiętajmy, że na wojnie nigdy nie jesteśmy sami. Gdy mamy problem, nasz kompan z chęcią wyskoczy na kolby 😉 ze znienawidzonym Niemiaszkiem. Częste walki w miastach, jakie zaserwowali nam programiści, to ukłon w stronę maniaków małej taktyki. Można sobie wszystko powoli zaplanować. Podbiegamy do okna – granat – padamy – wybuch – strzelamy z Thompsona (szkoda, że nie można używać ustnej perswazji… ) i sprawa załatwiona. W miejscu tym ktoś mógłby zarzucić liniowość rozgrywki. W UO walki w mieście rozgrywają się bardzo szybko, a więc charakterystyka walk zmienia się z zabudową, np. gdy docieramy do małego placyku trzeba zastosować inną taktykę. W walkach za linią wroga wyróżnia się misja na Sycylii.
Dostajemy tam porządnych kompanów, którzy chętnie walą ołowiem, gdzie popadnie. A że tak zapytam, czy któryś z programistów zauważył, że nasi „towarzysze” nie odnoszą ran, albo że mają nieskończoną ilość amunicji, khem? Apogeum wyczynów UO miał być przelot B-17, ale czy tak naprawdę wszystkich zadowolił? Dla mnie był on etapem bardziej wyglądającym na arcade niż na wojenny FPS z realistycznymi ambicjami. Siedziałem sobie z tyłu samolotu i naparzałem, ile wlezie. Marszałek Goering doznał wtedy chyba olśnienia i skierował wszystkie myśliwce, jakie miał na froncie zachodnim do obrony Holandii? Meserszmitów było od groma i trochę, a już na pewno za dużo! Na koniec dowiedziałem się, że strąciłem około 40 Mesershmitów Bf 109. No cóż, gdyby każdy B-17 miał takiego tylnego strzelca to po kilkunastu wyprawach nad Holandię Niemcy lataliby sterowcami, bo Luftwaffe by nie istniała!
Wsparcie techniczne nadchodzi…
Na początku spraw technicznych trzeba zaznaczyć, że dodatek nie działa samodzielnie, a więc niestety potrzebujemy podstawki. Dodatkowo zostanie ona upatchowana do wersji 1.41. Jak już wcześniej wspomniałem, engine gry został nieco poprawiony w stosunku do podstawki. Lepiej wyglądają wybuchy oraz pożary.
W CoD: UO grałem na Athlonie 2200+, Radonie 9200 64 MB i 512 MB RAM. Muszę przyznać, że na 1024*768 w wysokoch detalach wszystko działało płynnie. Grafika w CoD:UO nie zaskakuje, lecz nadal stoi na wysokim poziomie. Lokacje wykonane są szczegółowo, choć zmorą jest nadal brak wolności. Jeśli nie będę podążał za szeregowym, który mnie prowadzi, to zawsze zabije mnie zabłąkany pociski lub wejdę na ograniczające planszę miny!
Sanitariusz! Pozbierać trupy…
W każdej grze znajdą się „trupy”, których można się uczepić. W Call-u jest kilka rzeczy, które czasami irytują. Jednym z nich jest brak wolności, lecz do tego wojenne FPSy nas przyzwyczaiły. Dziwić może też fakt pewnych nieścisłości historycznych, ale to chyba można przeboleć. Nie możemy w końcu oczekiwać od Cod: UO tego, czego oczekujemy od CoD 2. Trzeba przyznać, że nawet jeśli błędy występują, to nie są w stanie popsuć klimatu rozgrywki.
Martins, gdzie raport do jasnej cholery!
Podsumowując, otrzymujemy do ręki produkt bardzo dopracowany jak na dodatek, nie posiadający wielu wad, za naprawdę nieduże pieniądze (w momencie premiery kosztował 59 zł). Szczerze polecam zakup oraz grę w CoD: UO, ponieważ przynajmniej w tej chwili jest to najlepsza gra wojenna. Można jej wybaczyć drobne błędy i zatopić się w dodatku na kilkanaście godzin. Polecam, naprawdę warto…
[ocena]9[/ocena]