W 1992 roku graczy zachwyciła pierwsza gra akcji luźno traktująca o drugiej wojnie światowej. Rzecz ta stała się dzięki produktowi legendarnego developera id Software. Wolfenstein 3d nie dosyć, że zapoczątkował nowy gatunek (dla niektórych fpp, dla innych fps), to po latach dał natchnienie innym developerom do tworzenia wojennych gier akcji. Popularny Wolfenstein opowiadał historię agenta Blaskowicza, którym przez całą część gry sterował gracz. Ponury klimat drugiej wojny światowej i tajemniczy zamek- tak prezentowała się gra chłopaków z id. Za sprawą bohatera gry, z pochodzenia Polaka, gracz mógł zabić w pewnym momencie gry nawet samego władcę III Rzeszy, Adolfa Hitlera, co później wywołało spore oburzenie w świecie gier PC.

Po wielkim sukcesie gry, przez wiele lat nie doczekaliśmy się następcy Wolfensteina. Praktycznie nie ukazywały się fps-y dotyczące II WŚ. Próbowali nawet nasi rodacy. Jednak wydany w 1999 roku Mortyr okazał się kiepską i źle zaprojektowaną produkcją. FPS- y osiągnęły szczyt popularności. Nawet najwięksi przeciwnicy gier kojarzą takie nazwy jak Quake, Doom, Duke Nukem 3d, czy Half-Life. Jednak powyższe gry polegały na walce z monstrami lub ufoludkami z kosmosu. Graczom brakowało czegoś realistycznego, produkcji która by miała to coś, co miał Wolfenstein 3d. I tak zmotywowany Raven, kuzyn id, wydał w 2001 roku Return to Castle Wolfenstein.
Gra odniosła wielki sukces, jednak i tutaj pojawiło się zdecydowanie za dużo fikcji. Mam na myśli przeciwników, czyli różnorakie zombiaki i inne wybryki natury. W starym Wolfie mieliśmy jeden poziom z zombie, w RTCW potwory są na porządku dziennym. Gra szybciej przypominała Half-Life’a niż grę opartą na przykład na filmie Most na rzece Kwai. I dopiero w 2002 roku fani gier komputerowych zostali zauroczeni prawdziwą drugą wojną światową. Stało się to za sprawą Medal of Honor: Allied Assault. Gra ta powstała na podstawie filmu Szeregowiec Ryan (inspirowana była też pewnie Komapnią Braci) i pozwalała nam przeżyć między innymi inwazję na plaży Omaha, aleję snajperów, i tym podobne. Tak naprawdę dopiero wtedy nastała moda na tworzenie wojennych fpsów. Medal of Honor Allied Assault wprowadził na rynek nowy pod-gatunek. Graczom spodobała się w końcu produkcja nieco różniąca się od np. Dooma. A plażę Omaha warto zapamiętać, bo to zdaniem wielu graczy jeden z najlepszych momentów w historii gier akcji!

Potem na głęboką wodę rzucono kolejne dodatki do Medal of Honor, kolejno Spearhed i Breakhtroug, sukcesy święciła czeska seria gier Hidden&Dangerous, amerykańska The Great Escape i inne produkje zabarwione fabularnie wątkiem drugiej wojny światowej. Studio 2015 zrezygnowało z usług Electronic Arts i zaczęło tworzyć Men of Valor: Vietnam dla Vivendi Universal. EA nie zostawiła serii Medal of Honor i już w 2004 roku gracze zagrają w Pacific Assault. A w 2003 roku do rynku wojennych shotterów dołączyło Activision/Infinity Ward. I nastała epoka Call of Duty!

Call of Duty symbolem geniuszu

Pierwsza część Call of Duty pokazała jak powinien wyglądać fps o II Wojnie Światowej. Medal of Honor to mięczak przy grze autorstwa Infinity Ward. Tym razem zamiast plaży Omaha mieliśmy desant w Normandii, emocjonujący Stalingrad, Berlin. Przejrzysty interfejs, niezła grafika (omdlenia pozostaną na zawsze w mej pamięci!), klimat. Po prostu czujesz, że jesteś na froncie, walczysz o życie i możesz zginąć.
Gracz otrzymał do dyspozycji pokaźny arsenał, zasiadał również za sterami czołgu. Niektórych drażniła wszechobecna liniowość oraz długość gry (około 10 godzin gry na najniższym poziomie trudności). Ja osobiście uważam Call of Duty (i dodatek United offensive) za swego faworyta. Ot, po prostu to najlepsza seria gier komputerowych! Tak jak Xbox ma Halo, PlayStation ma Gran Turismo, Metal Gear Solid, czy Tekkena, tak PeCet ma celujące strategie, zaiście dobre fps-y i Call of Duty! Dobra, już starczy tej prywaty i przejdźmy do finału, czyli do recenzji Call of Duty 2.

W końcu nadszedł ten moment

Od (późno) wiosennych targów E3 2005 w Los Angeles do graczy powolutku, powolutku przenikały pierwsze informacje o nowym Call of Duty. W końcu w grudniu sequel najlepszego shottera trafia na sklepowe półki. W nowej odsłonie Call of Duty dane nam będzie kolejno wcielić się w skórę trzech róźnorodnych postaci i przeżyć również trzy kampanie (rosyjską, angielską, amerykańską). Pierwsza kampania, rosyjska, ukazuje nam misje w starym-dobrym Stalingradzie i w okolicach Moskwy. oczywiście grę zaczynamy od treningu, który tym razem przedstawiono perfekcyjnie!

Czuć po prostu ten klimat, gdy dowódca każe nam rzucać ziemniakami do danych punktów (trening rzucania granatem, w tym przypadku granat to ziemniak). A już po treningu zostajemy wrzuceni w wir walki. Następnie przeniesiemy się do obleganego przez faszystów Stalingradu. Zaiście dobra jest misja z naprawą kabli. Aż czuć ten strach, że zza rogu wyskoczy grupka szwabów i pozbawi cię życia. Oprócz tego musimy wysadzić niemiecką siedzibę. Warto wspomnieć o misji, w której idziemy bohaterem przez nadziemny rurociąg, a zewsząd strzelają do nas faszyści.

Witamy na Saharze

Z mroźnej Rosji przenosimy się do gorącej Afryki. Tym razem dane nam będzie wcielić się w angielskiego szeregowca, Davisa. Tym razem do gustu przypaść wam powinna misja w El Alamein i misja w Libii, gdy prowadzimy czołg i pozbywamy się kolejnych niemieckich pojazdów. Fenomenalnie wygląda efekt, gdy rzucimy granatem dymnym. Cały ekran jest zamglony, a my i wrogowie dosłownie nic nie widzimy! W Call of Duty 2 pojawiła się pewna nowość. Gdy zostajemy trafieni na raz dosyć dużą ilością amunicji, na ekranie pojawia się komunikat, że bohater jest ranny, a my musimy chwilkę ochłonąć, bo inaczej umrzemy.

W jednej z misji bronimy małej wioski i musimy wskazać położenie niemieckich czołgów. Bardzo dobrze wyglądają tłumy faszystów pędzące z daleka, by nas unicestwić. Może pod względem liczby jednostek wyświetlanych na ekranie Call of Duty 2 nie dorównał jeszcze filmowemu Lords of the Rings, jest jednak nieźle.
W Afryce mamy przyjemność zamordować tysiące Niemców w Egipcie, Tunezji i Libii. Przyznam, że misje w Tunezji są dosyć monotonne, ale wśród nich wyróźnia się misja, podczas której prowadzimy ostrzał z pojazdu, który prowadzi legendarny Kapitan Price znanym fanowm fpsów z pierwszej odsłony Call of Duty.

Amerykanie do kitu?

Ostatnia kampania przedstawia nam losy amerykańskiego żołnierza, Taylora. Pierwsza misja przedstawia nam inwazję Aliantów w okolicach plaży Omaha. Tym razem jednak panowie z Infinity Ward nie zachwycili. Zdecydowanie lepiej wygląda ta misja w Medal of Honor Allied Assault. Całość zmusza nas do chwilami nudnej strzelaniny ze szwabami. Rozgrywka jest zbyt monotonna, mało urozmaicona i kampania amerykańska nie przekonała mnie tym razem.
W ogóle w całym Call of Duty 2 widać brak nowych pomysłów. Gra żeruje na popularności poprzednich część i robi to nadzwyczajnie dobrze! COD 2 powala na kolana wysoką grywalnością, od tej gry nie można się oderwać! Co moment pojawia się autentyczna myśl „jeszcze tylko jedna misja i wyłączam kompa…”. Nie spodobało mi się to, że gra przypomina zbyt produkcję konsolową. Brak opcji save/load w jakimś stopniu sprawia, że czar magii pierwszego Call of Duty prysł. A wszystko przez Xboxa 360, bo z myślą na tę platformę (i na blaszaka, rzecz jasna) było tworzone COD 2. Dodam, że ostatnia kampania pod względem rozmachu przypominała przeciętne Brothers in Arms.

Jak zawsze genialnie!

Jak już wspomniałem, szata graficzna prezentuje się nadzwyczaj okazale. Twórcy podrasowali engine Call of Duty. Należy pochwalić audio, szczerze przyznam, że bez dźwięku nie da się grać! A więc ostrzegam, by podczas gry w Call of Duty 2 nie wyłączać głośników!
Pomimo tylu zalet, COD 2 nie pokonał pierwowzoru. Sequel jest zbyt konsolowy, często zmusza nas do nudnej (kilkuminutowej) wymiany ognia z wrogami. Gdzie podziały się misje w stylu Call of Duty/United Offensive? Brakuje mi właśnie takiej samotnej, nieco szpiegowskiej misji, bez tłumów aliantów i szwabów. Uważam, że już niedługo (jesień 2006?) pojawi się pierwszy dodatek do COD 2. No i przydała by się nowa część Medal of Honor. Bo na razie jesteśmy zasypywani kolejnymi częściami kiczowatego Brothers in Arms. No to dobra, chyba was przekonałem by uruchomić kontynnuację najlepszej gry komputerowej. Jednak tym razem dziesiątki nie dam. Z niecierpliwością czekam na jakiś dodatek lub na trzecią odsłonę Call of Duty. A póki co, grajcie we wszystkie gry ze stajni Infinity Ward. O!

[ocena]9+[/ocena]