Jakiś czas temu pisałem o całkiem ciekawym projekcie spółki Mayfly pod nazwą „360 stopni. Człowiek na Krawędzi”. Dzisiaj chciałbym opisać kolejny pakiet, książka plus film DVD, wydany w ramach tego przedsięwzięcia.

Książka Dave’a Grossmana „O zabijaniu” to, jak opisuje ją wydawca, „pierwsze wydanie polskie (…) obowiązkowej lektury dla studentów Akademii West Point, traktuje o zachowaniu żołnierzy w obliczu zagrożenia na polu bitwy zarówno w historii ostatnich, jak i zamierzchłych konfliktów zbrojnych. Grossman, opierając się na zaskakujących badaniach S.L.A. Marshalla, zastanawia się, dlaczego jedynie 15–20% żołnierzy aż do wojny wietnamskiej używało broni przeciwko nieprzyjaciołom. Przełomem – zdaniem autora – było odpowiednie warunkowanie, tak by użycie broni nie wiązało się z wrodzoną człowiekowi traumą. Czytelnicy serii «360 stopni» znajdą w nominowanej do Nagrody Pulitzera książce podpułkownika marines odpowiedzi na pytania o kontrolę stresu, współpracę w ramach grupy, wreszcie przygotowanie do zadania, w której stawką może być ludzkie życie”. Opis niewątpliwie zachęca do lektury, tych oczywiście, których interesują podobne tematy.

Przechodząc do samego filmu. Obraz Nicka Broomfielda to fabularyzowany dokument opisujący wydarzenia autentyczne, nawiązujące do tragedii w irackim mieście Haditha, kiedy to amerykańscy marines w odwecie za śmierć kolegi poległego w wybuchu miny-pułapki, zabijają w akcji odwetowej 24 irackich cywilów, w tym wiele kobiet i dzieci.

Co można napisać o samym filmie? Jest moim zdaniem niezwykle przejmujący, każe się zastanowić nad sensem wielu spraw. Nie tylko nad celowością amerykańskiej interwencji w Iraku, polityką USA po zakończeniu walk, ale także nad stanem psychicznym żołnierzy biorących udział w walce, sposobem radzenia sobie ze stresem czy odpowiedzialnością dowódców za zachowanie i czyny podwładnych, w tym przypadku szeregowych żołnierzy.

Film zaczyna się od wyznań marines na temat, „po co w ogóle tu [w Iraku] jesteśmy”. Odpowiedzi niektórych brzmią dość egzotycznie. Ktoś może powiedzieć, że żołnierz nie ma zastanawiać się, po co został wysłany na pole bitwy, ale walczyć i wykonywać rozkazy. Może i faktycznie, ale w takim wypadku, czy możemy i czy powinniśmy wymagać od żołnierzy ludzkich i humanitarnych zachowań, jednocześnie traktując ich jak bezmyślne maszyny do wykonywania rozkazów. To kwestia dyskusyjna.

Sam film składa się niejako z dwóch części. Pierwsza pokazuje Irak i jego mieszkańców jako ludzi normalnych, mających zwykłe problemy, żyjących według swoich zwyczajów. Z drugiej strony tego prawie sielskiego obrazu mamy agresywnych marines, ćwiczących przed akcją w rytm głośniej i agresywnej muzyki. Po drugiej stronie barykady widzimy przygotowujących się do ataku na amerykański konwój irackich partyzantów. Nie są to terroryści z Al Kaidy, ale byli członkowie irackiego establishmentu, w tym przypadku armii irackiej. I w tej scenie widać wyraźnie błędy, jakie popełniła amerykańska administracja, odsuwając, a właściwie spychając na całkowity margines życia społecznego byłych członków rządzącej partii Baas. Znawcy tematu doskonale zdawali sobie sprawę, że rządząca Irakiem przez dziesięciolecia sunnicka mniejszość, nagle odsunięta od władzy i wiążących się z nią przywilejami, zbuntuje się i stanie do walki partyzanckiej z amerykańskim okupantem. Nie oznacza to wcale, że zgadzali się z fundamentalistycznymi hasłami terrorystów z Al Kaidy, ale jak to się mówi: „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”.

W drugiej części widzimy już „czyszczenie” irackiej dzielnicy z „wrogiego elementu” po zamachu na amerykański konwój. Owo „czyszczenie” odbywa się w prosty i niezwykle skuteczny sposób. Strzały w zamknięte drzwi, wyważanie ich kopniakiem, wrzucanie do środka kilku granatów, a na koniec posłanie do środka kilku serii z M-16. Odkrycie, że w „oczyszczonym” już pomieszczeniu zamiast uzbrojonych terrorystów przebywała kilkuosobowa rodzina z dziećmi nie robiło na żołnierzach wrażenia. I tak dopóty liczba ofiar nie dobiła do 24.

Trudno cokolwiek napisać na temat całej tej sytuacji. Jak ją nazwać, napiętnować żołnierzy, nazwać ich mordercami cywilów? Potępiać czy usprawiedliwiać? A jeśli już oskarżać, to czy tylko żołnierzy, czy także ich dowódców? Osobiście nie wiem, jak ta sprawa się zakończyła i czy znalazła finał w sądzie wojskowym. Moim zdaniem jedyne, co sensownie zabrzmi w takiej sytuacji, to niezwykle banalne stwierdzenie, że wojna to straszna rzecz, na której giną nie tylko ludzie, w sensie fizycznego unicestwienia, ale także giną ludzkie dusze i umysły.

Ale odejdźmy od psychologicznych i moralnych rozważań na temat wojny i wróćmy do opisu filmu. Razi moim zdaniem napis na okładce DVD: „amerykańskie Nangar Khel”. Uważam to wręcz za spore nadużycie. Finał sprawy polskich żołnierzy mamy jeszcze przed sobą a sugerowanie, że mogli zachować się podobnie jak marines w irackiej Hadicie jest niedopuszczalne i krzywdzące dla oskarżonych. Zdaję sobie sprawę, że reklama rządzi się swoimi prawami i należy przyciągnąć potencjalnego widza, ale umieszczając na tylnej okładce zdanie „rekomendacja Ministerstwa Obrony Narodowej”, zwłaszcza w połączeniu ze wcześniejszą informacją o „amerykańskim Nangar Khel”, sugeruje, że nasz resort obrony już wydał wyrok na swoich żołnierzy. Mam nadzieję, że to zwykłe niedopatrzenie ze strony wydawcy.

Na płycie DVD znajduje się, oprócz filmu, także relacja ze spotkania z żołnierzami i krytykami filmowymi po premierowym seansie, które odbyło się w studiu radiowej „Trójki”. Film wydany jest w dwóch wersjach językowych, angielskiej i z polskim lektorem. Sugeruję jednak oglądać ten film w wersji oryginalnej, z polskimi napisami, gdyż głos lektora i oryginalny nachodzą na siebie i trudno cokolwiek zrozumieć. Mam nadzieję, że to nie wina mojego sprzętu.

Podsumowując. „Bitwa o Irak” to naprawdę poruszający film. Niewątpliwie wart zobaczenia. Ocenę opisanych wydarzeń zostawiam widzom. Książki Dave’a Grossmana nie czytałem, ale sądzę, że doskonale wpisuje się w temat zachowania żołnierza na polu walki, w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, którą z kolei przedstawia film Nicka Broomfielda. Z pewnością w wolnej chwili zapoznam się z tą lekturą. Poza nietrafionymi hasłami na okładce, które w zamyśle wydawcy mają przyciągać, i kiepskim dźwiękiem w wersji z lektorem, wydawnictwo to godne jest zakupu, zwłaszcza w pakiecie z książką.