Dwie poprzednie części Age of Empires zapisały się złotymi zgłoskami w historii komputerowych gier strategicznych. Niegdyś wielbione przez miliony graczy i uznawane za najlepsze RTS-y, za niedościgły wzór dla całej rzeszy naśladowców. Czy Age of Empires III powtórzy sukces swych poprzedniczek? Śmiem w to wątpić.
Najnowszej produkcji Ensemble Studios wypatrywałem z wywieszonym jęzorem i ślinotokiem, którego nie powstydziłby się niejeden bernardyn. Wmawiałem sobie, że nareszcie nadchodzi gra strategiczna, która powali konkurencję, przemieli ją na pył tak, jak to było przed laty, kiedy pojawiały się poprzednie części AoE. Jeśli mnie pamięć nie myli (a nie myli, bo bystry ze mnie chłopak i zajrzałem do załogowej encyklopedii gier), to druga część Ery Imperiów została wydana sześć lat temu. Od tego czasu w komputerowym świecie miała miejsce niejedna rewolucja technologiczna i – nie jest to odkrywcze twierdzenie – teraz grę można zrobić ładniejszą, efektowniejszą, z większą ilością jednostek itp., etc.
Producent umiejętnie stopniował zainteresowanie graczy trzecią częścią AoE, między innymi przez udostępnianie nowych screenów, na których gra wyglądała – nie bójmy się tego powiedzieć – fenomenalnie. Świetna i dopracowana w każdym szczególe grafika oraz fantastycznie rozwalające się budynki po salwie artyleryjskiej – bosko! Niestety, rzeczywistość okazała się bardziej brutalna, co dobitnie udowodniła mocno skrytykowana demonstracyjna wersja gry. Przepiękna oprawa prysła jak mydlana bańka, ale po kolei.
Ciekawostką Age of Empires 3 są morskie sarenki
Po zainstalowaniu gry i obejrzeniu krótkiego, nieciekawego intra rozpocząłem przegląd dostępnych trybów rozgrywki. Oczywiście standardzik – mamy kampanię podzieloną na trzy akty, tryb potyczki oraz opcję gry wieloosobowej. Przygodę z AoE III tradycyjnie rozpocząłem od zabawy w kampanii. Jak na dzisiejsze realia nie jest wcale taka krótka – aby przejść 24 misje trzeba poświęcić sporo czasu, minimum kilkanaście godzin, co w porównaniu chociażby z Warhammer 40K: DoW nie jest złym wynikiem.
Same misje są dość zróżnicowane i w miarę ciekawe. Raz trzeba wybudować osadę od nowa i zniszczyć wroga, innym razem przedostać się przez Andy uciekając przed pościgiem i burzą śnieżną; kiedy indziej musimy obronić amerykański fort przed nacierającymi Meksykanami. W większości misji i tak wszystko sprowadza się do zebrania surowców i stworzenia odpowiednio silnej armii, ale taki jest urok klasycznych strategii w czasie rzeczywistym. Niestety, AoE III nie jest grą pokroju Earth 2160 czy Empire Earth 2. Nowinek trudno się w niej doszukać, chyba że za takową weźmiemy rozwój metropolii skopiowany z SM Civilization, ale o tym później.
Trzeba przyznać, że miasta wyglądają przeuroczo
Wróćmy jeszcze do kampanii i opowiadanej w niej historii rodziny Blacków. Akcję AoE III osadzono w czasach postępującej kolonizacji obu Ameryk, czyli mniej więcej w okresie zamykającym się w ramach od XVI do XIX wieku. Przygodę rozpoczynamy jako Morgan Black, dzielny rycerz Zakonu Maltańskiego, który broni swej rodzinnej Malty przed najazdami Turków. Wkrótce po odparciu przeciwnika, wyruszamy do Nowego Świata, aby tam ścigać dowódcę zbiegłych niedobitków. Po przybyciu na Karaiby fabuła zaczyna się mocno gmatwać. Okazuje się, że nasz przełożony jest zdrajcą pracującym dla jakiejś tajemnej organizacji o nazwie Krąg, której celem jest odnalezienie Źródła Młodości. Sprzymierzamy się z Turkami i bronimy honoru Joannitów usiłując pokrzyżować plany swojemu byłemu dowódcy. Tak przedstawia się fabuła aktu pierwszego. W dwóch następnych akcja także kręci się wokół Źródła Młodości, które zapewnia ponoć nieśmiertelność. Z tym wyjątkiem, że dowodzimy wnukiem dzielnego Joannity – Johnem (akt drugi) oraz jego prapraprawnuczką Amelią (akt trzeci). W między czasie zdążymy stoczyć niejedną potyczkę z Francuzami, Brytyjczykami, Hiszpanami, a nawet Rosjanami (o kimś zapomniałem?). Istna wojna światowa. Autorzy gry na siłę chcieli upchnąć w kampanii jak najwięcej nacji dostępnych w grze (a wszystkich jest osiem), więc trudno się dziwić, że doszło do takich absurdów jak walka Joannitów z Turkami na Karaibach czy wojna amerykańsko-rosyjska w Ameryce Północnej, z tuptającymi bizonami w tle.
Kampania, mimo że bardzo grywalna, przedstawia historię naiwną, banalną i mogącą zainteresować tylko mało wymagającego gracza. Age of Empires III daleko jest do takich strategicznych tuzów, jak Warcraft 3 czy Warhammer 40k.
„Moje miasto, moje miasto, moje miasto złą sławą owiane…”
Wspomniałem wcześniej, że zawiodłem się na oprawie graficznej. Na screenach udostępnianych przez producenta oszałamiała pięknem, a w samej grze już tak rewelacyjnie nie wygląda. Nie to, żebym narzekał, bo mimo wszystko Age of Empires III wygląda bardzo ładnie, ale spodziewałem się czegoś lepszego. Cieszą oko zwierzaki błąkające się po mapie, pływające w stawach ptaszyska i gibające się na wietrze drzewa oraz fenomenalnie wyglądająca woda. W grze zaimplementowano świetny system fizyczny Havok (znany z licznych gier akcji), dzięki któremu budynek, który przyjmie na siebie salwę z dział, wypluwa w powietrze mnóstwo połamanych desek, a muszkieter trafiony kulą armatnią poleci hen daleko w pole. Kapitalnie wyglądają wybuchające budowle. Nie najgorzej jest z oprawą dźwiękową i muzyką, która towarzyszy nam podczas gry. To wszystko może urzec, chociaż osobiście uważam, że pod względem audiowizualnym, najnowszy produkt Ensemble Studios ustępuje piątej odsłonie Settlersów.
Poborowy Mietek! Wyrównać do szeregu!
Mocną stroną gry jest rozbudowa własnej osady.
Tak jak w jej poprzednich dwóch częściach, tak i teraz kolonię możemy rozwijać poprzez awansowanie do następnych Er (tj. Era kolonizacyjna, Era przemysłowa). Przejście do kolejnej epoki pozwala nam na nowe upgrade’y jednostek, budynków i dostęp do nowszych technologii. Wartym wspomnienia rozwiązaniem są zbierane punkty doświadczenia, które możemy wykorzystać na przysyłaną ze stolicy pomoc militarną i gospodarczą. Oto twórcy programu dali nam możliwość przełączania się podczas gry do miasta-stolicy i tam składania zamówień. Jeśli brakuje nam surowców, możemy o nie poprosić i zostaną nam one dostarczone prosto pod drzwi ratusza. Aby ponawiać zamówienia, trzeba uzbierać odpowiednią ilość punktów doświadczenia. Po zakończeniu każdej z misji, stolicę można unowocześnić. Dzięki temu podczas właściwej gry będziemy mogli skorzystać z jakiejś wyjątkowej karty, która da nam możliwość np. wybudowania fortu wojennego. Schemat rozgrywki jest dość prosty i niezmienny od lat: tworzymy mnóstwo osadników, którzy zbierają jedzenie, drewno i wydobywają złoto.
Następnie za zdobyte surowce stawiamy budynki i rozwijamy armię, którą wysyłamy na wroga. Wydaję mi się, że ciut większy nacisk położony na militarną sferę rozgrywki, przy nie zaniedbanej sferze gospodarczej, wyszedł grze na dobre. Szkoda tylko, że do minimum została ograniczona taktyka. W XVIII wieku odpowiedni szyk był gwarantem zwycięstwa i chyba o tym autorzy gry zapomnieli. Owszem, jednostki ustawiają się automatycznie w formacje, ale w czasie walki cały szyk diabli biorą. Podczas bitew rażą w oczy kule armatnie, które zamiast rozwalać w pył piechotę wroga, strącają pojedynczych wojaków, niczym kręgle.
No to chyba wpadliśmy w kanał…
Przyznam, że CD Projekt odwalił kawał dobrej roboty, bo tak pięknie wydanej gry nie widziałem już dawno. Wszystko wygląda rewelacyjnie, począwszy od ślicznego opakowania, profesjonalnej lokalizacji, aż po dodatki, takie jak płyta z muzyką i poradnik wydany na papierze kredowym. Jeśli szukacie dla bliskiej osoby prezentu pod choinkę i wiecie, że ma to właśnie być gra, wybierzcie AoE III. Pudełko wystarczy opleść czerwoną wstążeczką i będzie się atrakcyjnie prezentować pod zielonym krzaczyskiem.
Najnowsza odsłona Age of Empires to gra dobra, miejscami nawet bardzo dobra. Ładna grafika, spora grywalność i efektowne potyczki z udziałem kilkuset żołnierzy – to wszystko musi się podobać fanom klasycznych RTS-ów. Ci z Was, którzy oczekiwali po AoE III rewolucji, powiewu nowości – zawiodą się. Produkt Ensamble Studios to nic innego jak druga część AoE z ładniejszą grafiką, z systemem Havok i kilkoma innymi zmianami. Z drugiej jednak strony, osoby szukającego dobrej strategii w stylu Kozaków na pewno się nie zawiodą. Dla nich końcowa nota będzie o punkt wyższa. Mimo wszystko, w Age of Empires 3 warto zagrać.
[ocena]7[/ocena]