Lato i jesień 1951 roku stanowiły dziwny okres wojny koreańskiej. Po powstrzymaniu wiosennej ofensywy chińskiej na froncie zapanował impas. Wykrwawione w niedawnych zmaganiach siły obu stron nie zasypiały jednak gruszek w popiele i szykowały się do kolejnych walk. Po stronie Organizacji Narodów Zjednoczonych szczególne zaniepokojenie budziły pociągi i konwoje ciężarówek wysyłane przez Chińczyków na front. Nie mogło być wątpliwości, że – pomimo trwających rozmów o zawieszeniu broni – wiozą broń i zaopatrzenie dla chińskich dywizji z myślą o kolejnej ofensywie.
Przerwanie tych dostaw mogło mieć kluczowe znaczenie dla jej powstrzymania czy wręcz uniemożliwienia. Rozpoczętej w sierpniu operacji mającej unieszkodliwić linie zaopatrzenia ustawicznymi nalotami prowadzonymi przez F-84 Thunderjety, B-29 Superfortressy i B-26 Invadery (których, notabene, nie należy mylić z Marauderami, również oznaczonymi B-26) nadano kryptonim „Strangle”. Jednym z lotników przydzielonych do jej realizacji był kapitan John Springer Walmsley junior, urodzony 7 stycznia 1920 roku w Baltimore, pilot 8. Eskadry Bombowej, który w chwili wybuchu wojny stacjonował w Japonii.
Początkowo operację „Strangle” prowadzono za dnia, ale w reakcji na ataki z powietrza komuniści ograniczyli ruch dzienne i zaczęli wysyłać możliwie najwięcej transportów nocą. Wymusiło to opracowanie nowej taktyki. Dużo ważniejszą rolę przydzielono pomalowanym na czarno Invaderom – wykorzystywanym już wcześniej do nocnych nalotów ciężkim, dwusilnikowym maszynom szturmowym, obsadzanym przez trzyosobową załogę, zabierającym do 2700 kilogramów bomb w komorze i na węzłach podskrzydłowych. Pewnej liczbie tych maszyn zamocowano na próbę reflektory o światłości 78 milionów kandeli, wykorzystywane w drugiej wojnie światowej do wypatrywania okrętów podwodnych ze sterowców. Było to rozpaczliwe posunięcie: drogi i tory kolejowe, po których odbywały się dostawy, biegły bowiem dolinami obstawionymi silną obroną przeciwlotniczą (od ciężkich karabinów maszynowych po działka kalibru 37 milimetrów), a reflektor był doskonałym punktem celowania dla nieprzyjacielskich artylerzystów. Walmsley zgłosił się na ochotnika do udziału w eksperymencie.
12 września 1951 roku Walmsley wykonał pierwszy nalot w myśl nowej taktyki. Okazał się udany – dzięki reflektorowi zdołał zrzucić bomby o wagomiarze 227 kilogramów wprost na kolumnę ciężarówek.
Dwie noce później celem ataku był pociąg opodal miasteczka Yangdŏk, około 100 kilometrów na wschód od Pjongjangu. Walmsley zdołał go spowolnić, uszkadzając lokomotywę, ale zabrakło mu amunicji, żeby go zatrzymać i zniszczyć, nadał więc przez radio wezwanie, żeby przybył mu na pomoc kolejny B-26. Wciąż krążył nad pociągiem i ani na chwilę nie wyłączył reflektora, żeby ułatwić innym bombowcom odnalezienie celu. Minęła jednak dłuższa chwila, zanim zgłosiła się maszyna należąca do 3. Skrzydła Bombowego.
Kiedy drugi Invader już się zbliżał, Walmsley skierował się na pociąg, żeby oświetlić reflektorem prawidłowy kierunek nalotu. W tym celu musiał zejść pomiędzy wzgórza obramowujące tor – wzgórza, na których roiło się od broni przeciwlotniczej. Walmsley wleciał wprost w ścianę ognia, nie wykonując najmniejszego choćby uniku. W ten sposób nie tylko ułatwił drugiej maszynie celowanie, ale także zwiększył jej szanse na przetrwanie, ściągając na siebie praktycznie cały ogień sił komunistycznych.
Nigdy już się nie dowiemy, jak wiele pocisków trafiło Invadera o znaku wywoławczym „Skillful 13”. Wiemy jednak, że zadały mu śmiertelny cios. Walmsley przeleciał jeszcze około trzech kilometrów na niezmiennej wysokości, aż w końcu samolot uderzył w zbocze i eksplodował. Wraz z pilotem zginęli nawigator/bombardier porucznik William D. Mulkins i fotograf kapitan Philip W. Browning; strzelec starszy sierżant George Moror mimo ciężkich ran przeżył i dostał się do niewoli, w której doczekał końca wojny. Ich poświęcenie nie poszło jednak na marne – pociąg został doszczętnie zniszczony.
Nie może być wątpliwości, że kapitan John Walmsley był świadom, iż prawdopodobnie nie odleci stamtąd żywy. Był doświadczonym pilotem, odbywał swój dwudziesty piąty lot bojowy. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, jak ważne jest powstrzymanie dostaw zaopatrzenia na front. Spodziewana wielka chińska ofensywa nigdy wprawdzie nie nastąpiła, ale przecież wtedy nikt jeszcze nie mógł tego wiedzieć.
Zobacz też: Niewidomy pilot. Cudowne lądowanie na Philippine Sea.
Walmsleya pośmiertnie doceniono za jego poświęcenie. Przyznano mu najwyższe odznaczenie istniejące w amerykańskich siłach zbrojnych: Medal Honoru. Jedynie czterech pilotów US Air Force dostąpiło tego zaszczytu za czyny dokonane podczas wojny koreańskiej – wszyscy pośmiertnie (pozostała trójka to George Andrew Davis junior, Louis J. Sebille i Charles J. Loring junior). Pozostali członkowie załogi Walmsleya otrzymali Zaszczytne Krzyże Lotnicze.
Już październiku 1951 roku amerykańskie wojska lotnicze zarzuciły eksperyment z wykorzystywaniem reflektorów w nocnych nalotach. Okazały się podatne na uszkodzenia, kiedy zaś działały, stanowiły – jak udowodnił to przypadek Walmsleya – wielkie zagrożenie nie tylko dla nieprzyjaciela na ziemi, ale i dla samolotu, na którym reflektor zamontowano.
Bibliografia
John L. Frisbee, Valor: Experiment at Yangdok, airforcemag.com, dostęp: 24 stycznia 2016.
Captain John S. Walmsley Jr., a26invader.com, dostęp: 23 stycznia 2016.
Capt. John S. Walmsley Jr., National Museum of the US Air Force, nationalmuseum.af.mil, dostęp: 23 stycznia 2016.
Na zdjęciu tytułowym: B-26 Invader 8. Eskadry Bombowej