Nazwa „kwietna wojna” dla niewtajemniczonych może sugerować jakąś złagodzoną formę działań wojennych. W pewnym sensie jest to domysł słuszny, gdyż w trakcie samych działań wojennych faktycznie unikano zabijania przeciwników. Nie był to jednak przejaw humanitaryzmu, ale chłodnej kalkulacji: potrzebowano ogromnej ilości ofiar dla żądnych krwi azteckich bogów, a ofiarami tymi byli jeńcy wojenni. Bynajmniej jednak nie z wrogich państw. Zacznijmy jednak od początku.
W 1325 roku lud, który wywędrował dwa stulecia wcześniej z mitycznego Aztlan ujrzał znak od bogów, wskazujący im, gdzie ma się osiedlić. Lud ten nazwany został Aztekami od owej legendarnej siedziby, którą dawno temu opuścił. Teraz na bagnistej, otoczonej mokradłami wyspie na jeziorze Texcoco, założył nowe państwo-miasto, zwane Tenochtitlan – Mexico. Aztekowie sami siebie nazwali Mexica, czyli mieszkańcy Mexico, albo po prostu Meksykanie. Tenochtitlan – Mexico było miastem ogromnym. Podziw budziły umiejętności agrotechniczne Azteków, gospodarujących na jeziorze. Przerażenie – obrzędy religijne. Aztekowie wierzyli, iż są ludem wybranym boga wojny Huitzilopochtli. Już to wskazuje na kult, jakim otaczali wojnę. Ale aby wyjaśnić ich krwawe obrzędy, trzeba przynajmniej naszkicować ich wizję wszechświata. Aztekowie byli przekonani, że w dziejach owego wszechświata miały miejsce nieustanne cykle. Każdy cykl kończył się zagładą. Aztekowie święcie zatem wierzyli, iż także ich świat czeka zagłada. Można ją jednak było odwlec, składając krwawe ofiary z ludzi. Według mitów bowiem, w swoim czasie bogowie złożyli samych siebie w krwawej ofierze, co powstrzymało kataklizm. Trzeba było wobec tego jedynie kontynuować rozpoczęte przez bogów dzieło.
Nie rozumieli tego początkowo ich sąsiedzi. Jedno z pobliskich miast-państw zawarło sojusz z Aztekami. Po zwycięskiej wojnie jego król oddał władcy Azteków córkę za żonę. Aztekowie obiecali, że potraktują ją jak boginię. I potraktowali. Król, który chciał odwiedzić córkę w Tenochtitlan, ze zgrozą odkrył, że złożona ona została w ofierze, jej skórę nosi na sobie kapłan, a jednej z jej nóg używa się do mazania krwią ścian świątyni. Aztekowie naprawdę potraktowali ją jak boginię, aby powstrzymać kataklizm… Rok liturgiczny Azteków, to rejestr wyrafinowanych w swym okrucieństwie form zdawania śmierci. W pierwszym miesiącu roku wypadało święto boga rolników i deszczu Tlaloca. Aby wybłagać deszcz składano mu w ofierze małe dzieci, które topiono. Jednak aby ceremonia była dopełniona właściwie, dzieci musiały szlochać w momencie śmierci. Wyrywano im zatem paznokcie, aby tym sposobem wymusić łzy i dopiero potem, płaczące, topiono. Im bardziej szlochały, tym bardziej się radowano, gdyż zapowiadało to deszczowy rok. Z kolei z okazji święta Xipe Toteka, boga roślinności, który stał się patronem złotników, ofiary najpierw przeszywano strzałami, aby ich krew wolno spływała na ziemię i wsiąkała w nią niczym deszcz. Dopiero po tej torturze następowało obdzieranie ze skóry. Obdarte skóry zakładali na siebie kapłani, co symbolizować miało odnowę natury. Rytuały powyższe były jednymi z bardziej wyszukanych. Najczęściej ofiary po prostu kładziono na plecach na ołtarzu, rozcinano im klatki piersiowe i wyrywano serca. Najrzadszy rytuał polegał na ścinaniu głów. Stosowano go wyłącznie wobec kobiet, a symbolizować to miało ścinanie kukurydzy w czasie zbiorów. Każde święto, to nowe ofiary. W trakcie ceremonii składano niejednokrotnie tysiące ofiar.
Dopóki Aztekowie prowadzili podboje, dopóty źródłem ofiar byli jeńcy pochodzący z podbijanych ziem. Specyfiką działań wojennych była niechęć do zabicia wroga. Należało go unieszkodliwić, tak aby idący za wojownikami wyspecjalizowani łapacze mogli ich skrępować. Jednak po dokonaniu podboju Meksyku pojawił się problem: skąd brać nowe ofiary? I właśnie z owego zapotrzebowania zrodziły się około 1450 roku tzw. kwietne wojny. Zawarto porozumienie miedzy miastami wchodzącymi w skład imperium Azteków, że w określonych dniach roku będą organizowane bitwy. Wzięci w ich trakcie do niewoli składani byli w ofierze bogom. Instytucja kwietnych wojen się utrwaliła. Same bitwy nie były naturalnie krwawe – nie o to przecież chodziło. Jednak los wziętych w ich trakcie do niewoli był okrutny. Włączali się do działa powstrzymywania świata przed kataklizmem… Jak widać Aztekowie potrafili wykazać inwencję, byle tylko powstrzymać zagładę świata. Jednak zagłada ta nadeszła. Wieściły ją znaki na niebie i na ziemi. Przepowiadała religia. W 1519 roku na wybrzeżach Meksyku wylądował Hernan Cortez. Miał do dyspozycji zaledwie około tysiąca ludzi. A mimo to pokonał imperium. Aztekowie po prostu przewidzieli swój koniec i nadejście bogów. Mocno w to wierzyli. Aby ich przebłagać, wysłali im w darze ludzkie ciało. Ale bogowie nie docenili ofiary. Zapałali tylko wstrętem do Azteków. A gdy Aztekowie zorientowali się w pomyłce, było już za późno. Hiszpanie zatriumfowali.
(artykuł zaczerpnięty dzięki uprzejmości autora ze strony karol.ginter.webpark.pl)