Jesteś niczym dzikie zwierzę. To są ostatnie miesiące twojego życia, nie zasługujesz, by oddychać powietrzem tej ziemi i oglądać światło Pana, znikniesz z tego świata i nigdy już się nie pojawisz. Ogarną cię mroki i będziesz miała czas, żeby rozważyć grzechy swego zwierzęcego żywota. Z mowy oskarżycielskiej
Świtało już, kiedy sześcioletnią Elżbietę obudziły przeraźliwe wrzaski. Nie wzbudziły w niej lęku, tylko ciekawość. Postanowiła wymknąć się ze swojej komnaty i sprawdzić skąd dochodzą owe odgłosy. Elżbieta wybiegła z zamku. Jej oczom ukazał się straszliwy widok leżącego na ziemi konia przytrzymywanego przez żołnierzy. Jeden z nich rozpłatał zwierzęciu brzuch. Miał zostać do niego włożony i zaszyty Cygan z wędrownej grupy, która zabawiała dwór na zamku. Owego nieszczęśnika oskarżono o sprzedaż swoich dzieci Turkom i skazano na taką właśnie śmierć…
Urodzona 7 sierpnia 1560 r. w Siedmiogrodzie Elżbieta Batory od losu dostała wiele. Jej ród należał do bardzo bogatych i potężnych. Jej krewni to bohaterowie wojenni, kardynał i przyszły król Polski – Stefan Batory. Jednak z drugiej strony małżeństwa zawierane były nawet między bliskimi krewnymi, czego przykładem był jej ojciec (pastor), który poślubił swoją kuzynkę, siostrę Stefana Batorego. To zaowocowało chorobami psychicznymi i epilepsją, na które cierpiało bardzo wielu członków rodziny. Elżbieta od najmłodszych lat miewała niekontrolowane napady gniewu.
Uchodziła ona za jedną z najpiękniejszych kobiet Europy tamtych czasów; miała długie czarne włosy, mleczną cerę, brązowe oczy. Była również inteligentna, płynnie mówiła po węgiersku, niemiecku i łacinie. Te umiejętności można zestawić z faktem, iż król Batory nigdy po polsku nie nauczył się mówić.
Dorastająca dziewczyna nie unikała rozrywek, na pewno nie była osobą skromną, cnotliwą, czy ostrożną. To poskutkowało ciążą, w którą zaszła z okolicznym chłopem. Dziecko urodziła, ale zostało ono natychmiast oddane ojcu, z zakazem wspominania, kto jest jego matką.
Doświadczona już seksualnie 15-letnia Elżbieta 8 maja 1575 r. wyszła za mąż za 21-letniego Ferenca Nadasady. Małżonek ponoć nie grzeszył intelektem, ale za to był bardzo dobrze zbudowany. Jego ulubionym zajęciem była walka i wojny, toteż w domu był tylko gościem. Powierzył zarządzanie zamkiem Sarvar (posiadłością jego rodziny) swojej żonie, która wtedy poczuła czym jest władza. Nie zgrywała również wiernej Penelopy, miała kochanków obu płci.
Między 1585 a 1598 r. urodziła czworo dzieci: Annę, Urszulę, Katarzynę i Pawła. Później zapadła na chorobę, którą teraz możemy rozpoznać jako migrenę. Napady bólu wzniecały w niej sadyzm. Ponoć również z tego powodu nie pozwoliła by dotykał ją jakikolwiek mężczyzna, stała się lesbijką. Wtedy też zaczęła odwiedzać swoją ciotką Karlę Batory, o podobnej orientacji seksualnej. Hrabina organizowała orgie i folgowała swoim sadystycznym skłonnościom. Elżbieta dzięki ciotce poznała czarownicę Dorotheę Szantes.
Elżbieta i jej mąż mieli wspólną rozrywkę – lubili torturować służących słuchając ich krzyków. Elżbieta zawsze patrzyła na wykrzywione z bólu twarze swoich ofiar. Do ulubionych technik Ferenca należało wysmarowywanie nagiej dziewczyny miodem i przywiązywanie jej do ula. Symulujący chorobę służący byli karani podpalaniem kawałków papieru zanurzonych w oliwie i włożonych między palce u stóp. W zimie nagie dziewczęta były na dziedzińcu polewane wodą i tak czekały na śmierć przez zamarznięcie pod oknem swojej pani. Stosowano również wbijanie igieł pod paznokcie za najdrobniejsze przewinienie, jak np. niewyprasowanie na czas sukni. A trzeba wiedzieć, że pani Batory przebierała się nawet kilkadziesiąt razy dziennie i wciąż liczyła swoje klejnoty. Każda próba ucieczki z upiornego zamku karana była natychmiastową śmiercią.
Ferenc zmarł niespodziewanie 4 stycznia 1604 r. Został otruty, przypisuje się to jego żonie, która dzięki temu miała już pełną autonomię we władaniu majątkiem i zaspokajaniu swoich zachcianek. Wtedy poznała też czarownicę Annę Darvulię, która nauczyła wdowę nowych technik tortur.
Elżbieta ku swej rozpaczy odkryła pierwsze oznaki swojego wieku, który stawał się coraz trudniejszy do ukrycia. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że się starzeje. Uważała, że odkryła sposób na zniknięcie zmarszczek, a stało się to pewnego poranka, gdy służąca czesząc jej włosy niefortunnie trochę za mocno za nie szarpnęła. Wtedy jej rozwścieczona pani odwróciła się i uderzyła ją tak mocno, że trysnęła jej z nosa krew, której krople znalazły się na twarzy Elżbiety. Po obejrzeniu w lustrze skóry pani Batory stwierdziła, że zmarszczka w tamtym miejscu zniknęła. A wiedźma, wykorzystując sytuację, wyjawiła pani „starożytną mądrość” mówiącą, że odbierając komuś krew przejmuje się jego fizyczne i duchowe cechy. Po tym odkryciu służąca została zabrana do sali tortur, gdzie wytoczono jej krew. Wiernymi służącymi pomagającymi w tych procederach byli: dawna opiekunka Elżbiety Ilona Joo, karzeł Ficzko, Darvula i Dorothea.
Odtąd krwawe rytuały stały się rutyną na zamku w Cachticach, gdzie Elżbieta głównie przebywała. Dziewczęta, które były podczas nich mordowane, były wybierane spośród wieśniaków i zatrudniane jako służące. Miały 12 – 18 lat i były dziewicami. By wytoczyć z nich krew Elżbieta używała {{żelaznej dziewicy}}: otwieranego manekina z mnóstwem kolców od wewnątrz, które wbijając się w ciało ofiary powodowały spływanie krwi do wanny, w której leżała sadystyczna i niezrównoważona psychicznie pani. W sali tortur była również klatka nabijana kolcami. W jej wnętrzu umieszczano czasem nawet kilka dziewczyn. Klatkę unoszono, a jeden ze służących straszył ofiary rozgrzanym pogrzebaczem. Naturalnym odruchem było cofnięcie się przed oparzeniem, ale wtedy w ciało wbijały się kolce, a krew spływała wprost na Elżbietę. Aż trudno uwierzyć, jak dantejskie sceny musiały rozgrywać się w owej komnacie, jak straszliwy ból i strach musiały trawić dziewczyny tuż przed śmiercią, która jest zupełnie niepojęta nie tylko dla człowieka współczesnego. Przecież Elżbieta urodziła się w epoce późnego renesansu, tymczasem jej chory, opętany umysł tkwił w zacofaniu i zabobonach. Trudno również zaakceptować wieloletnią bezkarność sprawczyni. W tamtych czasach urodzenie dawało jej władzę absolutną. Chłopi nie mieli nawet komu się poskarżyć.
Elżbieta była tak opętana wizją swojej starości, że nawet gdy była chora i nie mogła wstać z łóżka odgryzła przyprowadzonej służce policzek, ramię i piersi.
Piętrzących się na zamku trupów pozbywano się dzięki specjalnemu powozowi, z którego okien rozrzucano szczątki ofiar. Czasem chowano je wokół zamku wcześniej posypując wapnem by nikt ich nie rozpoznał.
Gdy zmarła Darvulia, Elżbieta jeszcze bardziej zaczęła bać się starości i czasu. Na jej dworze zagościła kolejna czarownica, Erzsi Majorowa, która uważała, że zabijane ofiary muszą być wysoko urodzone. Zdobycie dziewcząt z arystokratycznych domów nie było łatwe, gdyż zła fama zamku w Cachticach rozeszła się już po kraju. Hrabina Batory i na to znalazła sposób: nowo przyjęte wieśniaczki myła, dostojnie ubierała, uczyła dobrych manier, by potem dokonać tego samego, co spotkało ich poprzedniczki.
Najbardziej przewrotną stroną tej historii jest to, że Elżbieta była dobrą i czułą matka dla swoich dzieci, a także uważała się za pobożną osobę. Brała udział w kościelnych ceremoniach, sprowadzała studencki chór by śpiewał psalmy nad grobami „arystokratycznych” ofiar, których pogrzeby odprawiał pastor.
Pieniądze
Elżbieta prowadziła wystawny tryb życia, miała słabość do luksusu. Ferenc jeszcze za życia pożyczył królowi Maciejowi Korwinowi ogromną sumę pieniędzy i wdowa po nim miała nadzieję, że król nadal honoruje ów dług. Rodzina Elżbiety zdawała sobie sprawę, że plotki o ich krewnej są prawdziwe. Jeżeli kiedykolwiek stanęłaby przed sądem, który uznałby ją za winną, wówczas rodzina straciłaby prawo do dóbr Elżbiety, które przeszłyby w posiadanie króla Macieja. Rozpoczął się wyścig o majątek hrabiny. Jej kuzyn, hrabia Turzo, postanowił, że zostanie ona porwana do klasztoru, w którym spędzi resztę życia. Jednak okazało się, że złożona została już na nią formalna skarga do parlamentu, który zeznań przeciwko niej słuchał przez trzy dni. Zaznaczyć trzeba, że pani Batory jako szlachetnie urodzona nie mogła zostać aresztowana bez zgody parlamentu. W imieniu króla Macieja u hrabiego Turzo zjawił się emisariusz nakazujący mu zbadanie sprawy z zamku Cachtice.
Ostatnia ofiara hrabiny, Doricza, była bardzo silna. Wszystko przebiegało rutynowo: najpierw oskarżenie, w tym wypadku o kradzież gruszki, potem przymus stawienia się w sali tortur, gdzie Doricza musiała rozebrać się do naga. Potem związano jej ręce za plecami, a Elżbieta biła ją pałką. Silny organizm dziewczyny się nie poddawał. Po chwili odpoczynku nastąpiła kolejna porcja ciosów, które również nie przyniosły śmierci. Myślę, że Doricza już się wtedy o nią modliła. W końcu została zadźgana nożyczkami. Ofiara po tym wszystkim nie przypominała martwego człowieka, a kawał zakrwawionego mięsa.
Była noc 30 listopada 1610 r. Hrabia Turzo wtargnął do zamku niechlubnej kuzynki. Biegnąc przez dziedziniec nie patrzył pod nogi, przez co potknął się o coś leżącego na ziemi. Było to zmasakrowane ciało Doriczy. Przeraził go ten widok, ale postanowił biec dalej. Gdy dostał się do budynku zbiegł w dół po schodach, do piwnic, w których znajdowała się niesławna sala tortur. Otworzył ciężkie nabijane ćwiekami drzwi. Widok jaki ujrzał trudno opisać: wymyślne narzędzia tortur, strzępki ubrań, kałuże krwi, szczątki ciał… Pośród tego wszystkiego skulona na stołku pięćdziesięcioletnia kobieta rzucająca groźby w stronę przybysza. Turzo pojmał Elżbietę. Wewnątrz zamku znaleziono: w głównej sali ciało młodej kobiety bez kropli krwi, w innej komnacie misę pełną krwi, a w lochach dziewczęta poprzebijane ostrymi narzędziami znajdujące się w stanie agonalnym. Wokół zamku znaleziono 50 trupów.
2 stycznia 1611 r. był wielkim, publicznym wydarzeniem. Tego dnia rozpoczął się proces {{krwawej hrabiny}}. Jedyne, co udało się wywalczyć jej rodzinie to to, że była sądzona tylko za przestępstwa kryminalne. Jej pomocnikom postawiono zarzuty wampiryzmu, czarnoksięstwa i odprawiania pogańskich rytuałów. Zeznania świadków wskazywały na niewiarygodną liczbę ofiar: od 30 do 60, ale był jeszcze jeden świadek. Nosił imię „Zuzanna” i ujawnił dowód, jakim była lista ofiar. Znaleziono ją w komodzie hrabiny i według niej ofiar było 650! Lista była własnoręcznie spisana przez Elżbietę.
Erzsi Majorowa została skazana na śmierć, Iloona Joo i Dorothea Szentes na wyrwanie wszystkich palców u rąk, a następnie wrzucenie żywcem do ognia. Ficzko natomiast został ścięty, pozbawiony krwi i spalony.
Karą Elżbiety, która do końca wypierała się swojej winy, było dożywotnie więzienie w zamurowanej komnacie. Jedynie przez mały otwór podawano jej jedzenie.
Na miesiąc przed śmiercią hrabina podyktowała swój testament, w którym wszystko zostawiła swoim dzieciom. Zmarła 21 sierpnia 1614 r.
Opowieść o okrucieństwach, jakich dopuściła się Elżbieta Batory brzmią wręcz nieprawdopodobnie. Jak wiele była w stanie zrobić dla swojej urody! Ile istnień ludzkich pochłonęła jej próżność! Jednak bardziej przerażająca, moim zdaniem, była jej bezkarność, wieloletni proceder, któremu został położony kres jedynie przez argument finansowy. Bo gdyby nie długi czy strach o dobra, być może hrabina aż do śmierci łudziłaby się, że krew dziewic wybawi ją od starości…