Czasami przypadek sprawia, że poznajemy osoby, dzięki którym dane jest nam poznać prawdziwe oblicze Historii. W moim przypadku szczęściem w nieszczęściu było dzielić szpitalną sale z człowiekiem bogatym we wspomnienia, który postanowił podzielić się nimi ze mną. Przez siedem dni słuchałem historii życia tego prawie osiemdziesięcioletniego mężczyzny i za każdym razem dziwiłem się, że trafił do szpitala z powodu nagłej utraty pamięci. Chcąc zweryfikować jego opowieści po kilku dniach wracałem do historii opowiedzianych wcześniej i za każdym razem słyszałem to samo.
W 1939 roku rodzice podjeli decyzję o wysłaniu mnie do wujka do Francji. Cieżko nam było utrzymać w Polsce całą naszą liczną rodzinę. Do Francji dotarłem 31 sierpnia 1939 r. w ostatniej chwili przekraczając granicę z Niemcami. Na następny dzień wybuchła wojna. We Francji pracowałem razem z wujkiem chcąc zapomnieć o wydarzeniach jakie rozgrywały się w Polsce. Byłem jeszcze za młody aby podjąć walkę z okupantem, jednak już wówczas wiedziałem że nadejdzie taki moment, że będę bił się z Niemcami i wróce do mojego kraju. We Francji w momencie zajęcia jej przez Niemców udało mi się jako nastolatkowi dostać do dużego oddziału partyzanckiego liczącego ok. 7 tys. żołnierzy. Dostałem wówczas pierwszy raz broń i mogłem zacząć mścić się na Niemcach za tragedie jaką zgotowali moim rodakom. W oddziale powstańczym była nas zbieranina chyba z całego świata. Każdy chciał walczyć o wolność i każdy chciał wstąpić do oddziału. Obszarem naszego działania był teren w okolicach Alp. Niemcy bali się podejmować z nami otwartą walkę, jednak bardzo często dochodziło do mniejszych lub większych potyczek. Jednak z uwagi na wielkość naszego oddziału nie odczuwało się tych starć, a straty wśród żołnierzy były szybko uzupełniane przez nowych ochotników.
Każdy Polak znajdujący się we Francji chciał jednak walczyć o wyzwolenie swojej ojczyzny oraz o to aby znaleźć się w polskich jednostkach. Okazja taka nadarzyła się nam na początku 1944 roku, gdy dostaliśmy propozycję wyjazdu do Anglii. Wiedzieliśmy, że tam dostaniemy nową szansę, słyszeliśmy o Polakach walczących dla Anglików, o polskich dywizjonach.
Anglicy wywieźli nas, ok. 700 osób, na podwodnych okrętach (!!), odbierając z wybrzeża Francji.
[podpis] gen. Stanisław Maczek[/podpis]
W Anglii trafiłem do fabryki zajmującej się produkcją silników samolotowych, której właścicielem był angielski miliarder. Pracowałem w niej w duchu licząc, że w końcu dostanę się do Polskich oddziałów. Niebawem dostałem taką możliwość. Zostałem wraz z grupą przyjaciół ściągnięty z fabryki i zostaliśmy skierowani na przeszkolenie na sprzęcie amerykańskim. Nauczyliśmy się posługiwać dostarczonym sprzętem, a ja zostałem przydzielony jako strzelec wieżowy na Shermana. W ten sposób dostałem się pod dowództwo znakomitego człowieka jakim był Generał Maczek.
W ten sposób po kilku miesiącach ponownie znalazłem się na ziemi francuskiej, jednak tym razem jako żołnierz polski. Wydarzeniem, którego nigdy nie zapomnę była walka, podczas której straciłem aż siedem Shermanów (!!), nie odnosząc nawet jednego zadraśnięcia. Prawdę powiedziawszy jedyną osobą, która odniosła wówczas obrażenia była dziewczyna, która straciła w walce rękę. Wówczas załogę naszego czołgu stanowiły następujące osoby: Kobulus, Ziemiński, Dysarz Franek i Trzciński Kazik. Montgomery mówił o Polakach, że są najlepszymi strzelcami z jakimi miał okazję walczyć.
Bardzo źle wspominam możliwości dostarczonego nam sprzętu. Nasza brygada pancerna posiadała sprzęt gorszy niż Niemcy, jednak przewaga i determinacja nasza nie pozwoliły nam wycofać się.
Wraz z generałem Maczkiem przeszedłem cały szlak bojowy. Po wojnie trafiłem z powrotem do Anglii, gdzie pracował w fabryce jako kierowca. Tęskniłem do kraju, jak i pozostali Polacy znajdujący się w Anglii, jednak opowieści o nowych porządkach panujących w Polsce zniechęcały do powrotu. Wówczas zaplanowałem wyjazd do pracy do Afryki Południowej. Potrzebowano tam ludzi, a zwłaszcza doświadczonych kierowców. Kilka dni przed wyjazdem przyszedł do mnie pewien człowiek. Zaczął opowiadać o Polsce, zachęcać do powrotu, tłumaczyć że przekazywane informacje o kraju są nieprawdziwe, że każdy kto chce wrócić śmiało może przyjeżdżać, praca czeka, a opowieści o represjach są nieprawdziwe. I właśnie wtedy serce kazało wracać.
Powrót do kraju, po wielu latach rozłąki, był cieżkim przeżyciem. A stał się jeszcze gorszy gdy podszedł do mnie człowiek i powiedział – Nigdy nie przyznawaj się, że wróciłeś z zagranicy, nigdy nie mów nikomu że walczyłeś.
W Polsce powojennej nie spotkało mnie nic dobrego. Po powrocie nie mogąc się ujawnić wraz z przyjaciółmi postanowiliśmy pomagać rodakom, którzy chcieli wyjechać z kraju. Mieliśmy ciężarówkę oraz udało się załatwić niezbędne papiery, dzięki którym mogliśmy podróżować. Wywoziliśmy całe rodziny poza radziecką strefę, a z powrotem przywoziliśmy materiały opatrunkowe oraz lekarstwa do Polskich szpitali. W ten sposób zaopatrywaliśmy szpitale we Wrocławiu, Poznaniu oraz Bytomiu. Dzięki nam udało się wyemigrować kilku rodzinom.
Pewnego razu przyjechał do naszego lokalu z Radomia człowiek o nazwisku Rysiek Filip. Akurat wówczas zajmowaliśmy mieszkanie siostry naszego kolegi Zygmunta Majewskiego, który razem ze mną i innymi chłopakami zajmował się wywożeniem ludzi. Był to facet, któremu jakiś czas temu pomogliśmy wyjechać na zachód, jednak nie wiadomo po co wrócił do Polski, a teraz chciał razem z nami zajmować się przewożeniem. Nasz odpowiedź była negatywna. Wówczas człowiek ten ukazał swoje prawdziwe oblicze. Po kilku dniach do mieszkania Zygmunta zawitali funkcjonariusze bezpieki.
Zostaliśmy skazani jako andersowcy, zdrajcy, szpiedzy itp.
Do Rosji jechaliśmy bydlęcymi wagonami, pod naszymi nogami umierali nasi towarzysze podróży. Na miejscu zajmowaliśmy się karczowaniem lasu, przygotowując miejsce pod planowaną linie kolejową. Po sześciu latach udało mi się wyrwać z obozu i wrócić po tułaczce do kraju. Jednak moja radość z powrotu nie trwała długo. Ponownie to moich drzwi zastukała bezpieka. I tym razem nie wykazano się zbytnim pomysłem. Zostałem ponownie skazany jako andersowiec. Kolejne 6 lat spędziłem w wielu więzieniach w ówczesnej Polsce Ludowej. Widziałem jak wychodzili i już nie wracali młodzi ludzie, słyszałem jak przeprowadzano przesłuchania, słuchałem opowiadań ludzi, którzy wrócili od śledczego. W więzieniu w Rawiczu w trzy osobowej celi siedzieliśmy w 12 więźniów. Wśród nas znajdował się człowiek, który był mordercą. Zabijał kapusiów, sprzedawczyków, wszystkich tych dzięki którym tacy jak on znajdowali się w więzieniu. Człowiek ten potrafił na więziennym korytarzu udusić więźnia, o którym było wiadomo, że podczas przesłuchania wydał swoich towarzyszy. Pobyt w więzieniu i połączone z tym nieludzkie traktowanie więźniów odbił się również na nim. Siedząc w celi zaczął posądzać wszystkich, którzy opuścili ją nawet na minute, o zdrade, a co za tym idzie uważał że zasługują na śmierć.
Wolność przyszła nagle, tak nagle jak i więzienie. Z dnia na dzień okazało się, że nie jestem zdrajcą i mogę opuścić więzienne progi. Wróciłem na Śląsk, skąd rozpoczęła się moja wędrówka. Rozpocząłem prace w kopalni i starałem nie wracać wspomnieniami do tamtych lat. Jednak człowiek nie potrafi zapomnieć o tym, że lata więzienia przeżył tylko on, a jego dawni kompani, z którymi być może uratował nie jednego Polaka, nie doczekali wolności.
W przytoczonej opowieści pominąłem celowo fragmenty dotyczące nazwisk ludzi, którzy dopuścili się zdrady i byli według opowiadającego na usługach bezpieki. Podałem tylko nazwisko osoby, która przyczyniła się do poznania przez Pana S. bolesnej prawdy o Polsce Ludowej, Polsce o którą przecież walczyli Polacy na wszystkich frontach II Wojny Światowej.
Prawdziwym szczęściem jest to, że żyją wśród nas ludzie, którzy mogą dać prawdziwe świadectwo minionych lat. Nauka historii z kart podręczników nie jest tym samym co wysłuchanie osób biorących bezpośredni udział w opisywanych zdarzeniach. I należy przy tym pamiętać, że prawda historyczna jest dla każdego inaczej postrzegana. Wykorzystajmy zatem doświadczenia i przeżycia dziadków do poznania ich młodości, wyciągnijmy od nich wspomnienia z dawnych lat, a z pewnością pozwolą nam one spojrzeć inaczej na tamten okres.