Zaczął się szósty dzień czerwca 1944 roku. Wydaje się, że mamy zwykły poranek, nieróżniący się od wielu innych w historii ludzkości Ale dla tych, którzy znają jego tajemnice, to dzień pełen nadziei i niepewności. Jesteśmy ponad kanałem La Manche. Mgła, która jeszcze przed chwilą przykrywała jego wody, ustępuje powoli, odsłaniając widnokrąg. Sztorm, który wczoraj wstrząsnął okolicą, zniknął już bez śladu, pozo­sta­wia­jąc za sobą względny spokój i pozwalając historii wkroczyć w nowy rozdział.

Oddalają się białe klify Dover, jak wierzchołki olbrzymich gór lodowych. Od północnego zachodu zbliżamy się do wybrzeży Normandii. Poniżej rozciąga się widok jak z bajki – ogromna armada okrętów i statków sunie powoli przez wody kanału. Widać ruchy na pokładach. Ciężkie działa okrętowe kierują lufy w stronę brzegu, gotowe do otwarcia ognia. Na barkach desantowych piechurzy, prze­stra­szeni, może wręcz przerażeni, szykują się do przekroczenia granicy między pokładem a piaskiem plaży.

Zaczyna się. Błyski światła odbijające się od metalu, huk wystrzałów, jak ryk gigantycznych bestii budzących się do życia. Działa pancerników, krążow­ni­ków i niszczycieli rozpo­czy­nają ostrzał, przygotowując drogę dla tych, którzy stawią czoła wrogowi na lądzie. To początek. Ale każdy nowy początek niesie w sobie niepewność i ryzyko. Tak rozpoczyna się dzień, który zapisał się w kartach historii jako D-Day. Zapowiadając nadejście wielkiej zmiany, nadzieję na wyzwolenie i odrodzenie, otwiera się drugi front w Europie.

Nie, to właściwie nie był drugi front. Raczej szósty.

Skąd ta rozbieżność? Przecież ciągle mówi się o drugim froncie w Normandii. Pierwszym frontem był ten na wschodzie, a we Francji był drugi, ten, który zmusił Trzecią Rzeszę do walki właśnie na dwa fronty! Taka narracja przetrwała wraz z sowiecką propagandą do dziś i czas tę propagandę w końcu ukrócić.

D-Day. Ranni Amerykanie z 16. Pułku 1. Dywizji Piechoty po walkach na plaży „Omaha”.
(Department of the Army. Office of the Chief Signal Officer)

Zacznijmy od początku. Kiedy Wielka Brytania i Francja przystąpiły do obrony Polski, otworzyły się nowe teatry działań wojennych. 3 września 1939 roku rozpoczęły się dwie najdłuższe kampanie drugiej wojny światowej Tego dnia o 19.39 statek pasażerski SS Athenia został storpe­dowany przez niemiecki okręt pod­wodny U-30, co zainicjowało kam­pa­nię atlantycką, która trwała nie­przer­wa­nie, choć z różną inten­syw­nością, aż do maja 1945 roku. Tradycyjnie zwana jest „bitwą o Atlantyk”, co niestety radykalnie obniża jej rangę i ukrywa prawdziwą jej skalę.

Przede wszystkim w kampanię atlantycką zaangażowano w nią setki tysięcy ludzi oraz tysiące statków i okrętów po obu stronach. Trzecia Rzesza wystawiła 14 flotylli U-bootów, zwodowała 1153 jednostki różnych typów, w wyniku działań wojennych straciła sześć pancerników, siedem krążowników, 27 niszczycieli, 68 torpedowców, 701 okrętów podwod­nych i wiele mniejszych jednostek. Ale jednocześnie U-booty zatopiły 2840 statków i okrętów o łącznym tonażu 14 333 082 BRT. Szala zwycięstwa przechylała się ostatecznie na stronę aliantów od późnej wiosny 1943 roku. Wkrótce później Ubootwaffe została zepchnięta do defensywy, co skru­pu­lat­nie wykorzystali Alianci, prze­rzu­cając na Wyspy Brytyjskie setki tysięcy żołnierzy oraz nie­prze­brane ilości broni i sprzętu.

Ostatnie chwile U-848 (typu IXD) atakowanego przez amerykań­skie lotnictwo w listopadzie 1943 roku,
(US Navy)

Sami Niemcy, rozpoczynając wojnę podwodną, dokładnie monitorowali, co oznaczało zatopienie jednego frachtowca z zaopatrzeniem idą­cego do Wielkiej Brytanii:

Weźmy dla przykładu frach­to­wiec o pojemności 1000 BRT z ładunkiem pszenicy. Użyteczna przestrzeń ładunkowa wynosi około 60% pojemności reje­stro­wej statku. W przypadku naszego 1000-tonowca, jest to 1700 m3. Do tych 1700 m3 przestrzeni ładun­kowej można załadować 1165 ton pszenicy. Z 1165 ton pszenicy po zmieleniu można otrzymać 757 ton mąki pszennej 65‑pro­cen­towej (Brytyj­czycy ko­chają swój pszenny chleb). Aby przewieźć koleją taką ilość pszenicy, potrzebnych jest 78 wagonów o ładowności 15 ton, co daje dwa 39-wagonowe pociągi towarowe. Zmielmy naszą pszenicę tak, aby otrzymać mąkę 70‑pro­cen­tową. Otrzy­mamy wów­czas 815,5 ton mąki. Roczne zużycie mąki do wyrobu chleba wynosi 82 kg na głowę, co oznacza, że 815,5 tony mąki wystarczy, aby zapewnić roczne zaopa­trze­nie w chleb dla 10 000 osób. Wartość tej mąki (w detalu 0,5 kg chleba = 0,25 marek) wynosi 424 060 marek1.

Nie tylko jedzenie przewożono na Wyspę, ale także zaopatrzenie dla wojsk, uzbrojenie, smary, paliwa i samych żołnierzy, między innymi z USA i Kanady. Bez tego nie można było kontynuować wojny, a co dopiero mówić o potencjalnym desancie w Normandii.

U-3008 typu XXI.
(US Navy)

Szczególnie kosztowną porażką w kampanii atlantyckiej – choć nie na polu bitwy – okazały się prace nad nowym, rewolucyjnym typem okrętu podwodnego. Typ XXI miał być cudowną bronią, która zmieni bieg wojny. W rzeczywistości okazał się inwestycją pochłaniająca ogromną ilość energii państwa – materiałów wojennych oraz pracy ludzkiej, w tym pracy niewolniczej więźniów obozów koncentracyjnych – oraz uniemoż­li­wia­jąca produkcję innych, równie istotnych na froncie, typów broni. Kiedy w końcu Elektroboot, jak nazywano typ XXI, zmaterializował się w metalu i był gotowy do służby w liczbie większej niż pojedyncze okręty, wojna już się zakończyła, a jego przedstawiciele nie zdołali zatopić żadnego alianckiego statku ani okrętu.

Skoro o zasobach mowa – działania najmniejszej części sił zbrojnych Trzeciej Rzeszy, były ogromnie pali­wo­żerne. Szacuje się, że zużycie ropy przez Kriegsmarine stanowiło około 30% całkowitego zużycia paliw i smarów przez Niemcy w czasie całej wojny.

Wodowanie niepotrzebnego ol­brzy­ma – pancernika Tirpitz.
(Bundesarchiv, DVM 10 Bild-23-63-40 / CC-BY-SA 3.0)

Kolejnym frontem istniejącym od września 1939 roku, a pomijanym przez sowieckich i rosyjskich historyków, jest front lotniczy. Przed wybuchem wojny, pod koniec sierpnia 1939 roku, Trzecia Rzesza wystawiła cztery floty powietrzne, numerowane od I do IV. W czasie walk w Polsce Niemcy użyli tylko dwóch (I i IV). Pozostałe dwie czekały na zachodzie, gotowe przeciwdziałać ewentualnej reakcji lotnictwa Francji i Wielkiej Brytanii. Już w 48. minucie udziału Wielkiej Brytanii w wojnie – o godzinie 12.03 – samolot Blenheim Mk IV (N6215), pod dowództwem porucznika Andrew McPhersona ze 139. Eskadry, wzbił się w powietrze do lotu na rozpoznanie niemieckich baz Kriegsmarine. O 18.15 osiemnaście Hampdenów i dziewięć Wellingtonów poleciało zbombardować niemieckich okrętów. Początek wojny powietrznej nie był spektakularny, ale był to dopiero początek.

Bombowce Handley Page Hamp­den.
(CH 709 – Imperial War Museums)

Dopiero kampania francuska (maj–czerwiec 1940 roku) po raz pierwszy i jedyny umożliwiła Niemcom skon­cen­tro­wanie całej siły Luftwaffe na jednym kierunku działań wojennych. W momencie wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej samoloty Luft­waffe stacjonowały we Francji, w Norwegii, na Sycylii, w Afryce Pół­noc­nej czy na Krecie oraz oczy­wiś­cie w Rzeszy – przeznaczone do jej obrony. W każdym przypadku głównym przeciw­ni­kiem był RAF. W 1941 roku 3500 niemiec­kich samo­lotów zaatako­wało ZSRR, ale kolejne 1000 samolotów było rozmiesz­czo­nych od Norwegii przez Francję, Sycylię i Grecję aż po Afrykę.

W 1942 roku flot powietrznych było już sześć, a ich dyslokacja wyglądała następująco:

  • Luftflotte 1: rosyjski front północny;
  • Luftflotte 2: Afryka Północna, południowe Włochy i Grecja;
  • Luftflotte 3: Francja, Holandia i Belgia;
  • Luftflotte 4: wybrzeże Morza Czarnego, Ukraina, Kaukaz;
  • Luftflotte 5: Norwegia i Fin­landia;
  • Luftflotte 6: front środkoworosyjski, Białoruś.

Jak widać, teraz tylko połowa lotnictwa była zaangażowana na froncie wschodnim. Co oznacza, że to walki powietrzne z aliantami odciągały Luftwaffe od walk z Sowietami. Ale początek roku 1942 to apogeum niemieckich zwycięstw: pada Tobruk, Niemcy zbliżają się na 320 kilometrów do Kanału Sueskiego, prą na Kaukaz i pod Stalingrad. W 1942 roku proporcje rozmieszczenia sił Luftwaffe zmieniają się jeszcze bardziej na korzyść Sowietów. Rok wcześniej na każdy samolot niemiecki na zachodzie przypadało 3,5 samolotu na wschodzie. Teraz Niemcy mają na wschodzie 1,5 samolotu do 1 na zachodzie.

Sytuacja staje się coraz bardziej niekorzystna dla Niemiec na prze­ło­mie 1942 i 1943 roku. Niemiec­kie wojska zostają okrążone w Stalin­gradzie, a Amerykanie nacis­kają od strony Maroka i Algierii w kierunku Tunezji. Na domiar złego w czerwcu 1943 roku amerykańska 8. Armia Powietrzna rozpoczyna (choć na razie bez większych sukcesów) bombardowania Niemiec. To zmusza Luftwaffe do jeszcze większego wysiłku w zwalczaniu samolotów alianckich kosztem frontu wschod­niego. W połowie 1943 roku walczyło na wschodzie poniżej 50% niemiec­kiego lotnictwa.

To doskonale pokazuje wykaz Luftflotten w roku 1944:

  • Luftflotte 1: wybrzeża Bałtyku;
  • Luftflotte 2: północne Włochy;
  • Luftflotte 3: Francja, Belgia i Holandia;
  • Luftflotte 4: Węgry, Jugosławia, Bułgaria i Rumunia;
  • Luftflotte 5: Norwegia i Finlandia;
  • Luftflotte 6: rosyjski front centralny, Białoruś;
  • Luftflotte Reich Deutschland: Niemcy;
  • Luftflotte 10 (Ergänzungs- und Ausbildungseinheiten – jednostki zastępcze i szkoleniowe): Berlin.

Nie licząc jednostek szkolnych, Niemcy dysponowali siedmioma flo­tami powietrznymi, lecz tylko trzy były zaangażowane w walki z Sowietami. Najtrudniejsze jednak miało dopiero nadejść, gdyż walka z aliantami to nie tylko starcia alianckich wypraw bombowych z niemieckimi myśliwcami i artylerią przeciwlotniczą, lecz przede wszyst­kim syste­ma­tyczne nisz­cze­nie niemiec­kiej infra­struk­tury, miast i zakładów prze­mys­ło­wych. Ataki na niemiec­kie fabryki czołgów i dział pan­cer­nych, fabryki łożysk kulko­wych, rafi­nerie i fabryki paliw syn­te­tycz­nych znacząco osłabiały potencjał Wehr­machtu na froncie wschodnim, pomimo że alianci jeszcze nie wal­czyli w Normandii.

Amerykańska wyprawa bombowa nad Niemcami.
(USAAF)

Wraz z atakami alianckimi wzrastała również konieczność rozbudowy niemieckiej obrony powietrznej. Budowano gigantyczne schrony w Berlinie, Hamburgu czy Wiedniu o nazwie Flakturm (będące zarazem stanowiskami obrony przeciw­lot­ni­czej) i dodatkowo tysiące mniejszych schronów przeciw­lot­ni­czych. Produ­ko­wano ogromną liczbę pocisków i dział przeciw­lotni­czych, które rozvmiesz­czano dziesiątkami i setkami wokół kluczowych miast Rzeszy, ze względu na ich znaczenie dla produkcji wojennej. Angażowano też zasoby w rozwój i produkcję wyspe­cja­li­zo­wa­nych myśliwców noc­nych. To oznaczało, że walka z aliantami absorbowała potencjał Luftwaffe i samej Rzeszy. Dla niemieckich sił powietrznych w roku 1944 front wschodni był frontem drugorzędnym, a proporcje samo­lotów Luftwaffe wynosiły tylko 1 do 1,5 – 40% samo­lotów na wschodzie, a pozostałe 60% w obronie Rzeszy, Francji i Włoch. Winston Churchill powiedział, że „dzięki Armii Czer­wonej potwór hitlerowski wyzionął ducha”, ale to alianckie lotnictwo złamało mu kręgosłup.

Trzecim frontem walki aliantów z Niemcami był front śród­ziemno­morski, na którym walki trwały najpierw w Afryce Północnej (od lutego 1941 roku do maja 1943), następnie od lipca 1943 roku na Sycylii, a po dwóch miesiącach – w południowych Włoszech. Walki w Italii postępowały powoli. W górzystym terenie trudno było atakować. W obronę na terenie Włoch zaangażowane było około dziesięciu dywizji, które tym samym nie brały udziału w konflikcie na froncie wschodnim. Kolejne trzydzieści dywizji zabezpieczało pas od połud­niowej Francji po Bałkany i Grecję, a nawet wyspy Morza Egejskiego.

Nikt w Berlinie nie miał pewności, czy po lądowaniu aliantów na południu Włoch nie nastąpi równoległy desant na południu Francji, w Grecji, na Krecie lub w Albanii. Te czterdzieści dywizji Wehrmachtu, które we wrześniu 1943 roku zabezpieczały front śród­ziemno­morski, nie były zaangażowane w walkę z Sowietami. W tym samym czasie Wehrmacht dysponował taką samą liczbą żołnierzy pod bronią co Sowieci. Innymi słowy: upadek Włoch wymusił skierowanie sił nie na front wschodni, ale do zabezpieczenia nowych tere­nów, wcześniej obsadzanych przez Włochów. Niemcy sądzili, że dadzą radę, że kołdra nie jest za krótka, bo Sowieci wykrwawili się na łuku kurskim w lipcu–sierpniu 1943 roku. Srodze się pomylili.

Panzerkampfwagen V Panther opodal Florencji.
(Bundesarchiv, Bild 101I-478-2165-04A / Bayer / CC-BY-SA 3.0)

To właśnie dlatego Sowieci mogli odnieść zwycięstwo w bitwie o Dniepr we wrześniu 1943 roku – nie dlatego, że mieli lepszy plan taktyczny lub dokonali przełomu dzięki koncen­tra­cji sił w tym regionie, ale właśnie dlatego, że Niemcy sami się osłabili. W roku 1943 Niemcy mieli zbyt małe zasoby na lądzie i w powietrzu, aby zaspokoić wszystkie potrzeby, w związku z tym wyrównanie niedo­borów w jednym miejscu odbywało się kosztem innego.

Po froncie atlantyckim, froncie lotniczym i froncie śród­ziemno­morskim – czwartym frontem, który absorbował niemieckie siły, tym razem policyjne, była walka z party­zantką w Europie i zabez­pie­czanie terytoriów okupowanych przed zagrożeniami wewnętrznymi. Podczas gdy w okupo­wanej Danii obecność niemieckich sił okupacyjnych była minimalna (kilka tysięcy żołnierzy i urzędników Gestapo), Norwegia była najsilniej ufortyfikowanym krajem podczas wojny. Stacjonowało tam kilkaset tysięcy niemieckich żołnierzy, co przekładało się na jednego żołnierza niemieckiego na ośmiu Norwegów. Każdy Niemiec, który dostał przydział do Norwegii, uważał się za szczęściarza, szczególnie w porównaniu z kolegami, którzy służyli na brutalnym froncie wschodnim.

Należy również pamiętać o rosnącej aktywności partyzanckiej w okupo­wanej Serbii czy Grecji, zwłaszcza po 1942 roku. To również wymagało od Niemców wytężonej uwagi i prze­miesz­cze­nia sił porządkowych. Nawet w relatywnie spokojnym Protek­to­racie Czech i Moraw Niemcy musieli utrzymywać siły policyjne.

Niemieccy żołnierze w Atenach, maj 1941 roku.
(Bundesarchiv, Bild 101I-164-0357-29A / Rauch / CC-BY-SA 3.0)

Wszystko to oznaczało, że gdy 22 czerwca 1941 roku rozpoczęły się działania wojenne na wschodzie, Niemcy były uwikłane w działania wojenne na czterech frontach: atlan­tyckim, lotniczym, śród­ziemno­mor­skim i anty­party­zanckim. Choć liczba samych lotników, marynarzy, policjantów czy żołnierzy Wehr­machtu nie była ogromna w porównaniu z siłami zaanga­żo­wa­nymi na froncie wschodnim, siły te potrzebo­wały zaopatrze­nia, surow­ców, transportu oraz logistyki – elementów, których brakowało na wschodzie.

Rozpoczynając operację „Barbarossa”, Niemcy otworzyli piąty front, choć być może nie zdawali sobie w pełni sprawy z tego, że przecież są już uwikłani w wyniszczające cztery fronty. Lądowanie aliantów w Afryce Północnej 8 listopada 1942 roku uświadomiło Niemcom, że wojna jest już przegrana, a upadek jest tylko kwestią czasu. To nie były kalkulacje zwykłych żołnierzy, lecz naczelnego dowództwa. Taki stan rzeczy trwał do 6 czerwca, kiedy alianci otworzyli kolejny front: na plażach Normandii. Tym razem szósty i ostatni.

Niemieckie pododdziały pancerne brnące w śniegu, grudzień 1941 roku.
(Bundesarchiv, Bild 101I-215-0354-14 / Gebauer / CC-BY-SA 3.0)

Rodzi się pytanie: po co Sowieci (a obecnie Rosjanie) przestawiają się w roli jedynych zwycięzców drugiej wojny światowej w Europie?

Bezsprzecznie Sowieci odegrali ogromną rolę w pokonaniu hitle­row­skich Niemiec. Ich ofiary były ogromne, wśród zarówno żołnierzy, jak i cywilów (ponad 20 milionów istnień ludzkich, może nawet aż 27 milionów). Armia Czerwona odniosła wiele kluczowych zwycięstw, w tym pod Stalingradem i na łuku kurskim, a ostatecznie wraz z 1. Armią Wojska Polskiego zdobyła Berlin Po wojnie Związek Sowiecki miał również wpływ na kształtowanie nowego ładu w Europie Wschodniej poprzez zakładanie „demokracji ludowych” i tworzenie tak zwanego bloku wschodniego.

Trzeba też mieć na uwadze idiosyn­kra­tyczną narrację drugiej wojny światowej opracowaną w samym Związku Sowieckim. Kiedy Niemcy zaatakowali w czerwcu 1941 roku, stalinowska propaganda okrzyknęła ten konflikt Wielką Wojną Ojczyź­nianą. Sojusz z Hitlerem? Wsparcie go w napaści na Polskę? Najechanie i okupacja Estonii, Łotwy i Litwy? Wojna zimowa z Finlandią? Wszystko to zostało wyłączone poza nawias sowieckiego udziału w drugiej wojnie światowej, która stała się w ten sposób tożsama z Wielką Wojną Ojczyźnianą. Wszystko, co „przed”, wszystko, co nie miało bez­po­śred­niego przełożenia na walki na froncie wschodnim, automatycznie musiało stracić na znaczeniu.

Po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku i rozpadzie bloku wschod­niego Rosja próbowała spojrzeć na historię drugiej wojny światowej w sposób bardziej obiektywny. Otwierano archiwa, mówiło się o Lend-Lease, a nawet o zbrodni katyńskiej, i poświęcano więcej miejsca wkładowi aliantów zachodnich. Ale w ostatnich latach, zwłaszcza pod rządami Władimira Putina, Rosja podkreśla swoją rolę w zwycięstwie nad nazizmem jako element dziedzictwa narodowego i kulturowego. To podejście ma na celu umocnienie poczucia tożsamości narodowej i wzmocnienie legitymacji władzy w Rosji, zwłaszcza teraz, gdy trwa pełnoskalowa wojna w Ukrainie, a celem Rosjan jest jakoby „denazyfikacja” sąsiada.

Na koniec tej analizy frontów i rosyjskiej propagandy dodam jeszcze osobiste przemyślenie dotyczące walk w Normandii, które wynika z mojej dodatkowej pracy, traktowanej jako hobby. Od kilku lat pomagam w rozwijaniu modułu PAK do gry o drugiej wojnie światowej Panzer Corps. W zeszłym roku zostałem poproszony o stworzenie scenariusza dotyczącego D-Day. Podczas studio­wania obu stron konfliktu i nano­sze­nia na mapę poszczególnych dywizji, jednostek lotniczych czy okrętów, doznałem szoku, widząc, jak ogromne siły miały państwa alianckie 6 czerwca. Równolegle umieszczałem na mapie jednostki niemieckie, w tym dywizje pancerne, które stopniowo przybywały na front działań w Normandii.

Wiem, że „to tylko gra”, ale sposób, w jaki Niemcy przerzucali swoje dywizje pancerne, powodował, że te, które już walczyły z aliantami, były kolejno mielone, a te przybywające na ich miejsce traciły zdolność bojową nie tyle w walce w Normandii, ile w wyniku ataków lotnictwa alianckiego, panującego na niebie nad północno-zachodnią Francją. Taka taktyka powodowała ogromne straty, a lotnictwo aliantów nie tylko niszczyło sprzęt i siłę żywą, ale także, co bardzo istotne w tym przypadku, izolowało pole walki poprzez niszczenie infrastruktury i ciężarówek z zaopa­trze­niem. Nawet jeśli doświadczony gracz przedostanie się w okolice plaż swoimi czołgami, te zostaną zmiecione przez działa alianckich pancerników i krążow­ników. Jak w grze, tak i w życiu – nie było możliwości pokonania aliantów na plażach, można było jedynie odroczyć nieuniknione, czyli totalną klęskę Wehrmachtu.

Przypisy

1. Cyt. za: Wolfgang Frank, Konwój na bakburcie, Die Kriegsmarine, Deutsche Marine-Zeitung (1939), tłum. SnakeDoc, dostęp: 5.06.2024.

Army Signal Corps Collection / US National Archives