10 marca dwaj śmiertelni wrogowie – Iran i Arabia Saudyjska – zdecydowali się pod egidą Chińskiej Republiki Ludowej odbudować relacje dyplomatyczne. W Pekinie obie strony umówiły się, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy nastąpi ponowne otwarcie ambasad i wznowienie relacji handlowych. Świat obiegły zdjęcia ściskających sobie dłonie szefa Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Iranu, Alego Szamchaniego, oraz ministra stanu i doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego Arabii Saudyjskiej, Musaada ibn Muhammada al-Ajbana. Rijad i Teheran zobowiązały się wzajemnie szanować suwerenność i integralność terytorialną oraz powstrzymywać się od ingerencji w wewnętrzne sprawy drugiej strony.

Władze irańskie i saudyjskie podziękowały przedstawicielom Chin. Słowa wdzięczności skierowano także do władz Omanu i Iraku, w których prowadzono negocjacje w latach 2021–2022. W najbliższym czasie spotkają się szefowie irańskiej i saudyjskiej dyplomacji, którzy ustalą warunki objęcia misji dyplomatycznych przez ambasadorów. Według serwisu Middle East Eye, powołującego się na irańskie źródła umowa, składa się z dwudziestu czterech punktów, a zaczęto ją przygotowywać, gdy prezydent Iranu Ebrahim Raisi udał się do Chin 13 lutego. Przekazał wówczas przesłanie najwyższego przywódcy o możliwym rozpoczęciu rozmów z Arabią Saudyjską, po czym rozmowy weszły w poważną fazę i możliwe stało się zaproszenie przedstawicieli Arabii Saudyjskiej.



Saudyjsko-irańskie odprężenie w stosunkach międzypaństwowych wywołało jednak więcej pytań, niż udzieliło odpowiedzi. Jak pamiętamy, stosunki dyplomatycznie zostały brutalnie zerwane w 2016 roku z powodu egzekucji w Arabii Saudyjskiej czterdziestu siedmiu szyitów, skazanych za przygotowanie i przeprowadzanie ataków terrorystycznych. Irańczycy odpowiedzieli protestami, podpalając saudyjską ambasadę w Teheranie.

W ramach solidarności z Rijadem na podobny krok zdecydowały się Bahrajn i Sudan, a Zjednoczone Emiraty Arabskie obniżyły rangę stosunków dyplomatycznych, odwołując ambasadora z Teheranu. Słowa ajatollaha Alego Chameneia, który powiedział, że wkrótce „ręce samego Boga uduszą saudyjskich przywódców”, miały wyznaczyć relacje na linii Teheran-Rijad na kolejne siedem lat. Inny duchowy lider Iranu, Mohammad Chatami, oświadczył, że za tę zbrodnię saudyjska rodzina królewska zostanie wymazana z kart historii.

Rozpoczęła się zimna wojna między dwoma bliskowschodnimi adwersarzami, znajdująca swoje ujście głównie w wojnie domowej w Jemenie, w której Saudowie wspierają stronę rządową, zaś Islamska Republika Iranu – wywrotowe ugrupowanie bojowników Ansar Allah. Czy przywrócenie stosunków dyplomatycznych oznacza, że walka o hegemonię w świecie muzułmańskim zakończyła się remisem? Czy obaj adwersarze dają sobie jedynie chwilę wytchnienia, mającą charakter taktyczny, pozwalającą na zebranie nowych sił i przystąpienie do konfrontacji ze zdwojoną siłą?



Nowo ogłoszone wznowienie stosunków dyplomatycznych między historycznymi rywalami może oznaczać większą stabilność regionalną, ale jest zbyt wcześnie, aby stwierdzić, co faktycznie się zmieni w relacjach dwustronnych. W krótkim okresie porozumienie może przyczynić się do złagodzenia niektórych długotrwałych napięć między Teheranem a Królestwem Arabii Saudyjskiej.

– Diabeł tkwi w szczegółach – powiedział Breaking Defense serwisowi Bilal Saab, dyrektor w Middle East Institute. — Istnieje zbyt wiele podziałów w regionie, problemy między Saudyjczykami a Irańczykami są zbyt głębokie, historyczne i złożone, aby mógł je rozwiązać jeden kraj, taki jak Chiny, który ma bardzo małe doświadczenie w regionie.

Niewiele wiadomo o szczegółach umowy, ale oprócz ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych po siedmioletniej przerwie zgodzono się przestrzegać umowy o współpracy w zakresie bezpieczeństwa. Rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby powiedział, że administracja Joego Bidena przyjmuje porozumienie z zadowoleniem, ale wyraża pewne podejrzenia co do jego trwałości.

Dla Kirby’ego – będącego głosem samego prezydenta Bidena – warunkiem sine qua non jest wygaszenie konfliktu w Jemenie oraz zaprzestanie ataków Hutich na terytorium Arabii Saudyjskiej i wspierania przez Iran szyickich milicji w Jemenie. Proste słowa, a jakże skomplikowane wykonanie. Innymi słowy: Teheran ma się wyzbyć części swoich starań o eksport „osiągnięć” islamskiej rewolucji na cały Bliski Wschód. Ostrożne podejście Amerykanina podzielił saudyjski analityk geopolityczny i prezesa Saudi Elite Group, Muhammad Al-Hamad.



– Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej i podporządkowane mu milicje są największym zagrożeniem dla regionu i nadal nimi będą, ponieważ nie sądzę, aby Pasdarani zgodzili się w kwestii saudyjskiego porozumienia z irańskimi urzędnikami do spraw polityki zagranicznej, więc pozostaniemy w stanie wysokiej gotowości – powiedział Al-Hamad.

Kristian Alexander, szef działu do spraw strategicznych w Trends Research & Advisory, think tanku z Abu Zabi, ma nieco odmienne zdanie. Według niego istnieje możliwość pewnej deeskalacji. Za szczególnie ważne uważa sprawy wywołujące największe kontrowersje, w tym broń nuklearną i wsparcie dla podmiotów niepaństwowych. W przypadku przezwyciężenia tych barier można oczekiwać stabilniejszego środowiska bezpieczeństwa w regionie.

Ebrahim Raisi.
(kremlin.ru)

Alexander jednak zauważa, że inne kraje regionu mogą nadal postrzegać Iran jako zagrożenie, a zmiana tego obrazu może zająć trochę czasu. A co jeśli jedna i druga strona – niczym Stalin i Hitler dający zielone światło podpisaniu traktatu Ribbentrop–Mołotow – dają sobie więcej czasu na ewentualne przegrupowanie?

Wyobraźmy sobie, że Siły Ghods rezygnują tu i teraz ze wspierania Hezbollahu w Libanie i Hutich w Jemenie, a tym samym z wywierania presji na dwóch największych wrogów na Bliskim Wschodzie (nie licząc Stanów Zjednoczonych). Aby zbudować środki zaufania, Iran prawdopodobnie musiałby zrezygnować z dostaw pocisków balistycznych i amunicji krążącej, które stanowią potencjalne asymetryczne zagrożenie dla żeglugi w Zatoce Perskiej i cieśninie Ormuz. Jak poinformował The Wall Street Journal, powołując się na amerykańskich i saudyjskich urzędników, Iran zgodził się wstrzymać tajne dostawy broni dla bojowników w Jemenie. Rzecznik irańskiej misji przy ONZ odmówił komentarza, gdy zapytano go, czy Teheran zawiesi dostawy broni. Oficjalnie Irańczycy nigdy się do nich nie przyznali.



Wszystkie oczy będą zwrócone głównie na Iran, który wydaje się najsłabszym punktem trwałego porozumienia. Jeśli jednak wywiąże się z umowy, być może uda się osiągnąć stabilizację w Jemenie (bo o pokój będzie niezwykle trudno) i uwolnić świat arabski od zagrożenia ze strony irańskich bojówek terrorystycznych. Wojna w Jemenie pochłonęła już 150 tysięcy ofiar i stanowi jeden z największych kryzysów humanitarnych współczesnego świata.

Nie szlachetna inicjatywa, ale wyrachowanie ekonomiczne

Niezwykle istotne jest też to, że w przełomie dyplomatycznym dużą rolę odegrała Chińska Republika Ludowa, nie zaś Stany Zjednoczone (mające niełatwe relacje międzynarodowe z obu państwami) czy państwa Unii Europejskiej. Podejście Białego Domu od czasów, gdy jego głównym lokatorem był Donald Trump, bezwzględnie wspierający Rijad, uległo znacznej ewolucji w stronę koncyliacyjnego stosunku do Iranu za prezydenta Bidena. Stany Zjednoczone pozostają jednak Wielkim Szatanem, któremu bardzo ciężko zaufać.

Ali Szamchani.
(Mohammad Ali Marizad, Tasnim News Agency)

Pekin zaś przystępował do rozmów jako polityczny broker bez wcześniejszych obciążeń politycznych i historycznych. Nie może dziwić, że we wspólnym oświadczeniu po osiągnięciu porozumienia Iran, Arabia Saudyjska i Chiny uznały „szlachetną inicjatywę” Xi Jinpinga w dopięciu umowy. Chiński przywódca odwiedził Arabię ​​​​Saudyjską w grudniu ubiegłego roku, a w lutym spotkał się w Chinach z prezydentem Raisim. Tak duże personalne zaangażowanie Xi oraz rozmach dyplomatyczny Państwa Środka wywołało spekulacje, że Pekin wypiera Stany Zjednoczone jako najważniejsze mocarstwo w regionie.



Niewątpliwie są to zdania przesadzone, gdyż wpływ Chin na Bliskim Wschodzie jest głównie ekonomiczny, podczas gdy wpływy Stanów Zjednoczonych bazują na aspektach militarnych i politycznych. Państwo Środka stało się głównym partnerem handlowym wielu krajów Bliskiego Wschodu, w tym Iranu i Arabii Saudyjskiej. Stany Zjednoczone skupiają się na zabezpieczeniu swoich strategicznych interesów w regionie poprzez interwencje wojskowe i budowane sojusze. Tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak samo Chiny nie zastąpią Stanów Zjednoczonych i nie staną się nowym regionalnym dostawcą bezpieczeństwa.

Mimo wszystko Pekinowi dość szybko udało się przekonać zwaśnione strony do osiągnięcia porozumienia. Niewątpliwie Chiny nie są miłosiernym samarytaninem ratującym dwóch śmiertelnych wrogów, ale mają wyraźny interes w poprawie więzi i stabilności w regionie, ponieważ Zatoka Perska jest istotnym źródłem energii dla Pekinu, który importuje surowce i z Iranu, i z Arabii Saudyjskiej.

Warto też zwrócić uwagę, że pierwsze bezpośrednie rozmowy między przedstawicielami obu państw prowadzono w latach 2021–2022. Rozpoczęły się w Bagdadzie, a ich pomysłodawcą być ówczesny premier Iraku Mustafa al-Kazimi. Nie przyniosły jednak realnego postępu, co sprawiło, że do gry włączył się Pekin i jak się okazało – był niezwykle skuteczny. Stoi to w opozycji do marnych wysiłków dyplomacji unijnej czy amerykańskiej w kwestii podpisania nowej umowy w sprawie programu nuklearnego.



– Arabia Saudyjska i Iran pozostaną wrogami na poziomie religijnym, ideologicznym i strategicznym, i wcale nie jest jasne, czy w ciągu dwóch miesięcy będą w stanie pokonać nienawiść i różnice narosłe między nimi – napisał w analizie dla izraelskiego serwisu informacyjnego Mako emerytowany generał dywizji Amos Jadlin, który kierował w przeszłości izraelskim wywiadem. – Na przykład wątpliwe jest, czy Iran będzie w stanie wywiązać się ze swojego zobowiązania i zmusić Hutich, którzy działają stosunkowo niezależnie, do całkowitego zaprzestania ataków na Arabię ​​Saudyjską z terytorium Jemenu.

Jerozolima z pewnością będzie dążyć do tego, aby rzucać Iranowi kłody pod nogi. Nie należy zapominać, że w ostatnim czasie Izrael i Arabia Saudyjska zacieśniły relacje, właśnie w obliczu agresywnych zamiarów Iranu w regionie. Oba państwa nawiązały bliższą współpracę wojskowo-wywiadowczą. Izrael ponadto zamierza podchodzić z najwyższą ostrożnością do jakiejkolwiek sprzedaży uzbrojenia do Arabii Saudyjskiej. W ocenie tamtejszego ministerstwa obrony istnieje duże ryzyko, że sprzęt mógłby trafić w ręce Pasdaranów, którzy chcieliby wymazania Izraela z mapy świata.

Przeczytaj też: Kwadratura koła po chińsku, czyli Putin po prośbie u Xi

Almigdad Mojalli / VOA, domena publiczna