Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej w oczach Polaków są potencjalnym najeźdźcą ze wschodu, wrogiem, z którym w złym scenariuszu będziemy musieli się mierzyć zbrojnie. W ciągu trzydziestu pięciu lat swojego istnienia przeszły one długą i wyboistą drogę, bardzo często naznaczoną krwią. O historii zbrojnego ramienia Kremla opowie nam prof. Mark Galeotti, wieloletni badacz Rosji, specjalista od przestępczości międzynarodowej i bezpieczeństwa Europy Wschodniej, autor książki Wojny Putina.
Zaczął Pan zajmować się sprawami rosyjskimi jeszcze przed upadkiem Związku Radzieckiego. Co Pana skłoniło, by poświęcić swoją karierę akurat temu obszarowi?
Nie ma na to jednej dobrej odpowiedzi. Nie mam rosyjskiego pochodzenia ani rodzinnych tradycji w tym obszarze, chociaż mój dziadek służył w brytyjskim korpusie ekspedycyjnym na Kaukazie w trakcie rosyjskiej wojny domowej. Przypuszczam, że to dlatego, że jestem historykiem starej daty, zainteresowanym opowieściami przeszłości. A Rosja ma według mnie najciekawsze, chociaż nie zawsze najszczęśliwsze historie. Od upadku ZSRR, przez kryminalny chaos lat 90., po rodzący się autorytaryzm Putina – Rosja nadal mnie intryguje. Nie zmienił tego nawet zakaz wjazdu na teren państwa, za moje rzekomo „rusofobiczne” poglądy.
Wbrew tytułowi Pana książka opowiada przede wszystkim o ministrach obrony Federacji Rosyjskiej. Jak duża jest ich swoboda w zarządzaniu siłami zbrojnymi?
To bardzo słuszna uwaga. Skupiam się na kolejnych ministrach obrony po części dlatego, że po prostu zapewniają użyteczne ramy do przedstawienia różnych etapów ewolucji rosyjskich sił zbrojnych. W praktyce oczekuje się od nich, że będą po prostu wykonywać polecenia Putina – różnica między nimi często wynika z potrzeb i możliwości chwili. Ich prawdziwa władza polega na „sprzedawaniu” pomysłów szefowi. Putin nie ma znaczącego doświadczenia wojskowego, przez co często jest zależny od tego, co ministrowie i generałowie przedstawią mu jako najlepszą drogę do realizacji jego celów.
REKLAMA
↓ KUP PONIŻEJ ↓
Z jednej strony ministrowie mają autokratycznego prezydenta, z drugiej kapryśną generalicję. Czy w SZ FR niechęć do zmian jest większa w porównaniu do innych armii świata?
Wątpię – raczej działają w ramach systemu politycznego, który zniechęca do inicjatywy i zachęca do konformizmu. Jeśli przyjrzeć się, jak rosyjskie siły zbrojne reagują na realia obecnej wojny, na przykład na powszechne użycie dronów, nie są tak pomysłowi ani szybcy w zmianach jak Ukraińcy, ale dostosowują się na swój własny sposób. Nie jestem w pełni przekonany, że większość zachodnich sił zbrojnych mogłaby poradzić sobie lepiej w tym zakresie.
Z wieloma żołnierzami, rosyjskimi i zachodnimi, rozmawiał Pan osobiście. Czy można zauważyć różnice w mentalności między tymi grupami?
Tak, ale szczerze mówiąc – nie tak bardzo, jak można by sądzić. Oczywiście pochodzą z różnych kultur i mają różne doświadczenia, ale żołnierze są żołnierzami i często mogą znaleźć ze sobą więcej wspólnego, niż można się spodziewać. To powiedziawszy, trzeba zaznaczyć, że ta straszna wojna zmieniła rosyjskie wojsko, zdegenerowała je i zbrutalizowała. Uczyniła z niej coś, co jeden komunistyczny parlamentarzysta nazwał „armią bandytów”. To, czy teraz zachodni żołnierz mógłby poczuć jakieś braterstwo z Rosjaninem, który walczył w Ukrainie, to zupełnie inna sprawa.
Jednym z najważniejszych momentów w historii SZ FR były reformy ministra Anatolija Sierdiukowa. Po ich przeprowadzeniu nastąpiły wydarzenia na Krymie i w Syrii, gdzie Rosjanie poradzili sobie całkiem dobrze. Jaki były mocne, a jakie słabe strony tych zmian?
W wielu aspektach te reformy w rzeczywistości pochodziły od szefa sztabu generalnego Nikołaja Makarowa. Sierdiukow po prostu sprzedał je Putinowi. Zbliżyły one rosyjskie siły zbrojne do zachodniego modelu. Z masowej armii budowanej do wielkoskalowej wojny skierowano się ku mniejszej, lepiej przygotowanej do zagranicznych interwencji. Wydawało się to wówczas sensowne i rzeczywiście pomogło zapewnić sukces na Krymie i, do pewnego stopnia, w Syrii. Ale ironią jest to, że w rzeczywistości pozostawiło to Rosjan mniej przygotowanych do „wielkiej wojny” w Ukrainie.

Sierdiukow, „ostatni sołdat w Afganistanie” Boris Gromow i ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew.
(kremlin.ru)
Czy Sierdiukowa można nazwać najlepszym ministrem obrony Federacji Rosyjskiej? A jeśli nie, kogo uważa Pan za najlepszego?
Sierdukow poprowadził SZ FR w kierunku, który wydawał się właściwy, chociaż zrobił to kosztem głębokich podziałów w dowództwie. Szojgu za to oswoił generałów z reformami. Gdyby nie doszło do inwazji w 2022 roku, lub Putin działał wedle przyjętej doktryny, Szojgu prawdopodobnie zostałby okrzyknięty najskuteczniejszym ministrem obrony Federacji Rosyjskiej. Teraz jednak zawsze będzie kojarzony z tą wojną, chociaż to decyzje Putina sprawiły, że stała się ona takim bałaganem. Z tego powodu, pomimo wielu braków, Sierdiukow jest prawdopodobnie najlepszy z tej grupy.
WDW, Specnaz, GU, piechota morska, wojska strategiczne, brygady do działań w górach czy w Arktyce… SZ FR to wielki system. Kto w tym układzie cieszy się największym prestiżem? Kogo uznałby Pan za najbardziej kompetentnego? Kto jest za to najniżej w tej hierarchii?
Przed 2022 rokiem Specnaz był najbardziej prestiżowy i kompetentny. Poniósł jednak katastrofalne straty w pierwszych tygodniach inwazji, rzucany do walki niezgodnie ze swoim przeznaczeniem. To ironia sił specjalnych: poszczególni żołnierze mogą być wysoko wykwalifikowani, sprawni i zatwardzeni w boju, ale jeśli znajdą się w ogniu krzyżowym wojsk zmechanizowanych lub wpadną pod ostrzał artyleryjski, giną jak wszyscy inni żołnierze.
Obecnie WDW i piechota morska są stosunkowo kompetentne, ale prawdziwym wskaźnikiem jest to, ile doświadczenia bojowego zdobyła dana jednostka. Na froncie w Donbasie są jednostki piechoty o niskim prestiżu, które prawdopodobnie są skuteczniejsze w walce niż jakikolwiek nowy batalion piechoty morskiej lub spadochroniarzy rzucony wprost na wojnę.
Akcja książki kończy się latem 2022 roku, już po kompromitacji Rosjan podczas pierwszych dni wojny. Trafnie przewidział Pan, że wojna w Ukrainie osiągnie pewien rodzaj impasu. Co po dwóch latach dodałby Pan do swojej książki?
Wrażenie budzi adaptacja obu stron do nowych realiów walki. Najbardziej szokujące jest jednak, jak toporną siłą stało się rosyjskie wojsko. Zamiast spodziewanych dynamicznych manewrów sił połączonych mamy do czynienia z małymi bandami spieszonych żołnierzy, zajmujących teren zagajnik po zagajniku, budynek po budynku, łupiąc i mordując, co znajdą po drodze. Powoli odnoszą oni zwycięstwa, ale za katastrofalną cenę i przekraczając liczne granice. Nie takiej wojny spodziewali się rosyjscy generałowie.
Strike on Russian servicemen with thermal coat which is supposed to make them less visible to drones with thermal cameras. https://t.co/FEcZbxMQzI pic.twitter.com/TLEeYkds6F
— Special Kherson Cat (@bayraktar_1love) February 20, 2025
Jak widzi Pan przyszłość SZ FR po zakończeniu lub zamrożeniu wojny na Ukrainie? Konflikt tej skali zawsze jest impulsem do reform. Jaką przyszłość widzi Pan dla rosyjskiej armii i przemysłu zbrojeniowego?
Będzie to zależało od decyzji Kremla. Czy władze spróbują wrócić do stanu sprzed wojny uwzględniając doświadczenia z frontu, czy może zdecydują się na bardziej radykalne reformy. Podejrzewam, że wrodzony konserwatyzm Putina, generalicji i przemysłu obronnego skłoni je ku temu pierwszemu. Wzbudzi to frustrację wielu młodszych oficerów i żołnierzy, którzy poczują, że całe ich ciężko zdobyte doświadczenie zostało zignorowane.
Kto jest adresatem książki „Wojny Putina”?
Każdy, kto interesuje się tym, dlaczego Putin tak łatwo i często idzie na wojnę, i jak udało mu się zbudować naprawdę potężną machinę wojenną, by potem niemal ją zniszczyć z powodu własnej pychy i ignorancji.