Kurz, zniszczenia, być może swąd jeszcze niedawno leżących na polach całej Europy ciał, należących do ludzi, którzy zginęli za cele, wartości; tylko – właśnie – za jakie wartości, przypominały jeszcze późną jesienią 1918 roku już po 11 listopada, o tamtych czasach upadku moralnego człowieka na tak wielką skalę. Słodko pobrzmiewające słowa z rozpoczęcia (18.01.1919) oraz zakończenia konferencji (28.06.1919), które wraz z Ligą Narodów przyniosły tak wielkie nadzieję na spokój i demokracje w państwach nowej Europy, okazały być się kolejna farsą, jedną z tych tanich bajeczek wmawianych sobie na siłę przez niewiadomo kogo i właśnie po niewiadomo co. Kompletnie zniszczona i zdruzgotana wojną Europa potrzebowała bardziej konkretnych kroków gospodarczo-ekonomicznych niż politycznych przemian ustrojowych, niepopartych głębokimi, mądrymi reformami, dającymi przeciętnym obywatelom możliwość normalnej egzystencji. Powstanie nowych państw, z terenów wielkich przegranych, jak i ogólne dążenia i tendencje materialistyczne wyczerpanych, choć zwycięskich, państw Ententy (głównie Francji i w mniejszym stopniu Anglii) pogłębiły kryzys powstałego co dopiero ładu, który miał być przecież ostatecznym lekiem na przyszłość.
Zmuszone do kapitulacji Niemcy, na które, zresztą słusznie, nałożono dość wysokie reparacje (ok. 132 mld. marek w złocie), pozbawione 1/8 swojego terytorium, w tym obszarów o dużym znaczeniu gospodarczym, na których znajdowało się ¾ złóż rudy żelaza, ¾ złóż cynku, ½ złóż węgla, zamieszkiwanych przez 1/10 ludności państwa, pogrążyły się na długo w wszechobecnym chaosie. Niemcy, dążące do jak największej rewizji traktatu wersalskiego, całkowicie zdruzgotane tym, co ich spotkało, pozbawione zagłębia Saary na 15 lat, z już i tak mocno nadszarpniętym skarbcem (zapłacenia do maja 1921 roku 20 mld marek w złocie) stały się terenem walk politycznych skrajnie radykalnych ideologii, niosących nadzieję jak i samo wytłumaczenie złego stanu bytu. Wprawdzie 3 listopada 1918 roku w Kiloni, w osiem dni przed ostateczna kapitulacją, Niemcy stawały się republiką, co niosło ogromne nadzieję, a nowo wybranym prezydentem został Friedrich Ebert, to jednak już wtedy pojawiały się pierwsze próby zakłócenia sytemu demokratycznego, jakże jeszcze nad wyraz dziewiczego. Przełom 1918/1919 to walka z Związkiem Spartakusa Roży Luksemburskiej i Karla Liebknechta, którzy jednak swe komunistyczne plany musieli porzucić na stryczku. Wybory ze stycznia 1919 roku wygrała zaś SPD oraz chadeckie centrum, obrady jednak odbyły się nie w pogrążonym w zamieszkach Berlinie, lecz w samym Weimarze, stąd Niemcy w latach 1918 – 1933 nazywamy 21 Republiką Weimarską. Państwo, które zgodnie z przyjęta konstytucją stało się republiką parlamentarną, zmuszone było do ratyfikacji postanowień wersalskich, co zaś przysporzyło władzy wielu wrogów. Kolejne próby przejęcia władzy 8 przez komunistów, czy nawet prawicowców (Wolfgang Kapp), jeszcze bardziej podsyciły nieciekawą atmosferę. Mnożenie się innych ugrupowań o radykalnych poglądach, mających oddziaływać na zmęczone już nad wyraz umysły rozgoryczonego ludu, także pogłębiało kryzys.
To właśnie w 1919 roku powstaje kolejna, można by pomyśleć, nic nieznacząca partia, która jednak okaże się być siłą, prowadzącą Niemcy do odnowienia swej potęgi. Ugrupowaniem tym była Niemiecka Partia Robotnicza (DAP), która, zresztą pod wpływem nowego, ale jakże charyzmatycznego członka, Adolfa Hitlera (wstąpił do niej w 1920 roku), zmienia swą nazwę na Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza (NSDAP). W roku 1921 Hitler, dzięki swemu geniuszowi, przejął władzę w partii i stworzył odziały tzw. „brunatnych koszul” (Odziały Szturmowe SA). Sama ideologia partii była połączeniem teorii nacjonalistycznych i socjalistycznych. Rok 1923 przyniósł NSDAP możliwość przejęcia władzy (co spowodowane było wybuchem hiperinflacji i ogólnym rozkładem gospodarczym). Dochodzi wtedy do pierwszej próby przejęcia władzy przez członków NSDAP, byłych zresztą wojskowych, którzy nie widzieli innego sensu życia niż wojna, a całą zaś nieudaną „maskaradę” nazwano Puczem Monachijskim. Hitler trafił do więzienia, a NSDAP zdelegalizowano.
W tym samym roku, jako ostania deska ratunku dla rozkładających się Niemiec, do władzy zwycięsko pomaszerował Gustav Stresemann, twórca i lider Niemieckiej Liberalnej Partii Ludowej. Premierem został w sierpniu, i od razu, przysłowiowo, zabrał się do ciężkiej pracy. Reforma walutowa, która szczęśliwie opanowała hiperinflację oraz wprowadzenie stanu wojennego w Niemczech, uspokajającego ogromnie napięta sytuacje, było niewątpliwym sukcesem tegoż polityka. Warto dodać także, iż wstrzymane wcześniej z powodu hiperinflacji spłaty reparacji zmusiły Belgię i Francję do wkroczenia do Nadrenii. Pracownicy zakładów przemysłowych tego landu ogłosili bunt przeciwko takiemu działaniu, jednak nowemu premierowi Niemiec udało się nakłonić własnych rodaków do przecierpienia okrutnych czasów i nie pogłębiania swym zachowaniem i tak złych już stosunków z innymi mocarstwami. Z niewiadomych jednak przyczyn Stresemann zrezygnował ze swej funkcji, pozostawiając sobie tylko tekę ministra spraw zagranicznych, co i tak nad wyraz pomogło Niemcom. Wynegocjował on miedzy innymi pożyczkę na rozbudowę niemieckiej gospodarki, co rzeczywiście umożliwiłoby dalsze spłacanie reparacji.
Zaakceptowany plan nazwano „planem Dawesa” i ogłoszono w 1924 roku na londyńskiej konferencji. Kredyt okazał się być zbawieniem dla gospodarki Niemiec, jak i samej sfery politycznej, która jakby chwilowo wystopowała.
Także podpisany traktat z Belgią i Francją o uznaniu granicy zachodniej przez Niemcy okazał się sukcesem Stresemanna, choć niewątpliwym gwoździem do trumny Polski, która takich gwarancji nie dostała, obarczoną zresztą wprowadzoną wtedy wojna celną. W 1926 roku zaś, dzięki ogromnemu sprytowi, Niemcy stały się członkiem Ligi Narodów, od razu zresztą awansując do elitarnej w tej organizacji Rady członków stałych. W 1929 roku zmarł Stresemann. Pozostawił jednak Niemcy w dość dobrej, a na pewno już nie tak złej kondycji. Rok ten to także plan Younga, który zmniejszył niemieckie reparacje, przedłużył czas spłaty do 1968 roku jak i obiecywał zniesienie kontroli nad niemieckimi finansami, zatwierdzonej podczas planu Dawesa. Zapewne Niemcy podnieśliby się z kryzysu bez żadnego szwanku i brnęli w dalsze reformy w duchu spokoju i dojrzewającej demokracji, gdyby nie słynny „czarny czwartek” – 27 listopada 1929 roku, który sparaliżował giełdę USA, głównego kredytodawcy i dobrodzieja Republiki Weimarskiej.
Wszystko zresztą rozegrało się w czasach prezydentury w USA Herberta Hoovera, zagorzałego kapitalisty. Z szybkością światła bankructwa amerykańskich firm przeniosły się i do Europy, a w tym do Niemiec, i spowodowały wybuch niezadowolenia, zamieszek i ponowne odrodzenie się radykalnych ugrupowań nacjonalistycznych oraz komunistycznych. Ogromnym poparciem zaczęła cieszyć się garstka komunistów skupionych w wielu stowarzyszeniach, zwłaszcza zaś w Komunistycznej Partii Niemiec (KPD). Wtedy to także dała przypomnieć o sobie wspomniana już NSDAP wraz z swym fanatycznym przywódcą, który, aresztowany po puczu monachijskim, spędził rok w więzieniu, gdzie napisał książkę „Mein Kampf”, zawierająca mieszankę teorii darwinizmu i eugeniki, nacjonalizmu. Hitler w tym czasie całkowicie zgorzkniał wobec demokracji i zaczął ją uważać za wroga nr 1.
Ogromny kryzys ekonomiczny stał się więc drogą nacjonalistów do władzy, którą to zresztą, nieszczęśliwie dla świata, zdobyli. Lipiec roku 1932 okazał się być zwycięski dla nazistów, którzy w wyborach do sejmu (Reichstag) uzyskali pozycję najmocniejszej partii, nie zdobywając jednak większości miejsc w izbie. Następowały kolejne spory, nie można było powołać stabilnego rządu, a manifestacje KPD pogłębiały tylko ogólny chaos. Także kolejne wybory nie przyniosły rozstrzygnięcia, i dopiero w grudniu 1932 roku kanclerzem został gen. Kurt von Schleiher, zagorzały obrońca demokracji. Działania jego (a zwłaszcza próby delegalizacji NSDAP czy KPD, w których, i słusznie, upatrywał się wrogów sytemu kapitalistyczno – demokratycznego) rodziły jednak strach. O Szeroki lobbing na prezydencie, byłym zresztą generale, Paulu von Hindenburgu (prezydent od 1925) doprowadził ostatecznie do dymisji premiera. Wtedy to, 30 stycznia 1933 roku, nowym premierem został Adolf Hitler. Widząc jednak, że nie ma sensu rządzić niestabilnym parlamentem Hitler poprosił prezydenta o rozpisanie nowych wyborów, które zaplanowano na marzec. Intencje Hitlera nie okazały się jednak aż tak czyste i przejrzyste, a co więcej – kryły się za nimi plany przejęcia całej władzy na pół legalnie.
Wygraną w marcowych wyborach przywódca NSDAP postanowił zapewnić sobie podpalając budynek Reichstagu w lutym tegoż roku. Umożliwiło mu zdobycie poparcia i wyeliminowanie komunistów. Oskarżeni o zdradę komuniści zostali aresztowani, prezydent pod wpływem demagogii Hitlera wprowadził ustawę o stanie wojennym, co otworzyło premierowi faktyczną drogę do całkowitej delegalizacji socjalistycznych wrogów, osadzonych zresztą już w obozie w Dachau. Wybory marcowe przyniosły oczekiwany skutek, a dodatkowe aresztowanie komunistów unieważniło oddane na nich głosy. Mając ogromną większość w sejmie faszyści poczęli czynić starania do całkowitej likwidacji demokracji. Wykorzystując zamieszanie wokół komunistów ogłosili, w formie ustawy, zawieszenie konstytucji i wydawanie dekretów z mocą ustawy, co faktycznie redukowało znaczenie parlamentu. Hitler zyskał więc władzę dyktatorską, którą już w lipcu tego samego roku wykorzystał do całkowitej delegalizacji wszystkich innych partii (oczywiście oprócz NSDAP). W listopadzie ogłoszono nowe wybory, w których, dzięki terrorowi i fałszerstwom, jednogłośnie wygrali naziści. Rok 1934 przyniósł jednak Hitlerowi problem – odziały SA.
Kapitaliści oraz ziemianie poczęli łączyć się pod wpływem terroru tych organizacji. Nawet sam Hitler czuł niesmak widząc dążenia jej członków do stworzenia z SA nowej armii niemieckiej czy słysząc oskarżenia o zdradę, spowodowaną brataniem się z kapitalistami. Przywódca postanowił wiec postawić na nową, świeżą organizację – SS (‘Schutzstaffel’, Sztafety Ochronne NSDAP, będące zresztą gwardią przyboczną Hitlera). Tak więc nocą 29 na 30 czerwca odziały SS przeprowadziły pogrom wśród członków SA, mordując wielu z pośród nich. Wydarzenie to nazwano „Nocą długich noży”.
2 sierpnia zmarł Hindenburg i umożliwiło Hitlerowi przejęcie całej władzy i ogłoszenie się Fuhrerem. Hitler był więc zarówno przywódcą NSDAP, premierem, prezydentem i głównodowodzącym, co jednoznacznie podkreślało jego dyktatorskie zamysły i plany na przyszłość. Wytępienie Żydów i inne sposoby dyskryminacji słabszych i chorych ludzi były celem faszystów, chcących stworzyć idealną aryjska rasę.
Od przełomu 1933/34 państwo niemieckie nazywało się już III Rzeszą. Z nazistów śmiano się, a gdy palili książki 10 maja 1933 roku, uznano ich za prymitywnych nieuków i wariatów. Nikt wtedy nie myślał, iż szyderczo sprawdzą się słowa, także „palonego”, Heinricha Manna – „Tam, gdzie książki palą, niebawem także ludzi palić będą”. Wszystko to zaś szło w parze ze słynnym „goebelsowym gadaniem”, które z szyderstwem na twarzy wołało „kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”. Świat czekało niewątpliwe widmo zagłady, nadciągające powoli, powolutku, skłaniające się ku słowom Józefa Stalina: „śmierć jednostki to tragedia, milionów statystyka”.