Przy biografii wypadałoby zacząć od narodzin. Tak więc i zacznę: Frank urodził się w małej wsi na pograniczu Podola i Wołynia, Korolówce. Życie rozpoczął jako nikomu nieznany gołodupiec, a skończył jako obrzydliwie bogaty przywódca sekty religijnej. Całkiem niezły awans społeczny, od „pucybuta” do milionera na dwa wieki przed sformułowaniem american dream.

Ale póki co Frank jest biedny jak mysz kościelna. Dlatego najął się w wieku dwunastu lat jako pomocnik żydowskiego kupca. Odbył wiele podróży, m.in. do Bukaresztu, Stambułu i Salonik. Właśnie w Bukareszcie zestknął się z sektą kultywującą nauki Sabbataja Zwi – samozwańczego Mesjasza, którego działalność odcisnęła wyraźne piętno wśród Żydów europejskich i lewantyńskich. Mimo że okrzyknięto go bluźniercą i tego, że od jego śmierci minęło przeszło pół wieku, jego nauki cieszyły się ogromną popularnością. Miał on swoich wyznawców również na bliskim Frankowi Podolu. Dlatego też po śmierci dotychczasowego przywódcy sekty, Berechiasza Querido, Jakub Lejbowicz przeniósł centrum kultu na ziemie polskie. Agitacja zwolenników sprawiła, że – kiedy przybył w roku 1755 do Polski – został przyjęty z otwartymi ramionami.

Poglądy religijne Franka były całkowitą kopią poglądów tureckich interpretatorów Sabbataja. Zakładali oni istnienie trójcy bytów najwyższych, które zostały stworzone przez praprzyczynę sprawczą razem z „świętym królem”- Mesjaszem i jego żeńskim odpowiednikiem, którym była najwyższa Istota Żeńska. Księgą objawioną była Zohar – będąca do tej pory głównie przedmiotem studiów kabalistycznych. Z całą pewnością nie można jednak tym tłumaczyć popularności sekty. Jak magnes przyciągały do niej spotkania. Odbywały się one w nocy a towarzyszyły im tańce, śpiewy i orgie seksualne. Nie spotkało się to oczywiście z przychylnością rabinów, którzy sektę zaciekle zwalczali.

„Ale co dobre, szybko się kończy”, jak zwykły mawiać reklamy w telewizorze. Zaledwie rok po przybyciu do Polski aresztowano Franka wraz z grupą zwolenników w Lanckoronie. On, jako poddany turecki, szybko odzyskał wolność, jednak jego zwolennicy zostali zakuci w kajdani i oddani trybunałowi rabinicznemu. Ten ustalił że sekciarze sprofanowali szabat i znieważyli stare obyczaje. Ponadto winni są rozpusty i pogwałcenia więzów rodzinnych. 18 czerwca 1756 roku zebrany w Brodach Sejm Czterech Ziem wydał wyrok: frankiści zostali obłożeni klątwą, a każdemu pobożnemu Żydowi nakazono denuncjować ich i tępić.

Wieści o osobliwej, żydowskiej sekcie dotarły do biskupa kamienieckiego, Mikołaja Dembowskiego, którego życiową ideą było nawrócenie Żydów na chrześcijaństwo. Dodatkowo nienawidził Talmudu. Za co, Bóg jeden raczy wiedzieć, bo jego ekselencja nigdy rzeczonej księgi nie czytał. Ale nie lubił. Jakkolwiek, biskup stwierdził że sabbataistyczną trójcę można uznać za Trójcę Świętą. Dodatkowym plusem było to że sabbataiści odrzucali Talmud, którego – jak zaznaczyliśmy – Dembowski nie cierpiał. Frankiści oddali się więc pod biskupią – a właściwie arcybiskupią, bo dostojnik Kościoła został w międzyczasie nominatem lwowskim – opiekę i zwrócili się z prośbą o pomoc. Biskup zgodził się pomóc i zorganizował dysputę religijną między swoimi podopiecznymi a rabinami. Przedmiotem dyskusji miało być zagadnienie Trójcy Świętej i kwestie szkodliwości Talmudu. Wydawszy glejt, który zapewniał frankistom wolność od prześladowań wyznaczył termin spotkania na 20 czerwca 1757 roku.

To co zrobili frankiści, można nazwać za Markiem Urbańskim rodzajem „paktu z klerem katolickim”. Frankiści zyskali potężnego obrońcę swoich interesów i bytności w Rzeczpospolitej, a Kościół widział w nich znakomite narzędzie w dziele nawracania Żydów.

Debata trwała osiem dni. Talmudyści, jak łatwo się można domyślić, przegrali ją na całej linii. W październiku zapadł wyrok w wyniku którego: skazano ich na grzywny, dwóch poddano karze cielesnej i nakazano zniszczenie wszystkich egzemplarzy Talmudu w archidiecezji lwowskiej. Żydzi ogłosili że arcybiskup i wydana przez niego decyzja są karą za grzechy synów Izraela i uchwalili specjalne modły w intencji odwrócenia nieszczęścia. Bóg chyba wysłuchał ich modlitw bo niedługo potem Dembowski zmarł, prześladowania prawowiernych Żydów ustały a frankistów zaczęły się na nowo.

Frankiści doszli najwyraźniej do wniosku że modły mogą w ich wypadku nie poskutkować. Postanowili więc ratunku szukać w Profanum i zwrócili się o pomoc do ministra Bruhla i samego króla Augusta III. Monarcha zapewnił im nietykalność w zamian za wyrzeczenie się Talmudu i przyjęcie – z pewnymi warunkami, oczywiście – chrztu. Rad nierad, Frank zgodził się. O przyjęcie chrztu poprosił w 1759 roku do nowego arcybiskupa lwowskiego. Zwrócił się również z prośbą o zorganizowanie nowej dysputy religijnej, na której frankiście mieli ujawnić szokujące szczegóły żydowskich praktyk religijnych. Chodziło tu zwłaszcza o używanie chrześcijańskiej krwi do obrzędów (np. krwi niemowląt do wyrobu macy). W zamian prosił o pozwolenie na osiedlenie sie trzynastu tysięcy członków sekty w Busku i Glinianach. Arcybiskup przystał na wszystko, a dysputa trwała dwa miesiące. Mimo że w kwestii mordu rytualnego nie zapadł żaden wyrok, w całej archidiecezji zaczęły mnożyć się oskarżenia o tę zbrodnię.

Znaczna część zwolenników Franka zdecydowała się dokonać konwersji. Golili swoje brody, przyjmowali nowe, nieżydowskie imiona oraz brzmiące ze szlachecka nazwiska. W 1759 liczba konwertytów sięgnęła tysiąca, a ojcem chrzestnym przywódcy sekty został JKM August III. Ceremonia chrztu odbyła się w Warszawie, czemu towarzyszył kwiat polskiej arystokracji. Chrztu Frankowi udzielił biskup Załuski.

Dzięki osobliwej popularności większośc frankistów rychło doczekała się nobilitacji, dołączając do grona szlachty. Wywołało to później pewną psychozę „piątej kolumny”.

Ludzie wietrzyli spisek Żydów, którzy przyjęli polskie nazwiska i wiarę katolicką tylko pozornie, tak naprawdę pozostając przy dawnych praktykach, a swój stan wykorzystując do załatwiania żydowskich interesów. Do grona tej szlachty żydowskiego pochodzenia należał m.in. Mickiewicz.

Frank nie zamierzał jednak pozostać na łonie Kościoła katolickiego. Chrzest potraktował jedynie jako wybieg taktyczny, bo niedługo po otrzymaniu sakramentów zabrał się do reorganizacji sekty. Nie zadowalał się już pozycją przywódcy sekty, ogłosił się Mesjaszem, prorokiem i cudotwórcą. Imię Jezusa zastąpił własnym, a swoich dwunastu najbliższych przyjaciół mianował swoimi apostołami. Katolickie modlitewniki zastąpił Zoharem.

Kościelni hierarchowie zareagowali w kilka miesięcy później, gdy jego działania doszły do ich uszu. Został aresztowany pod zarzutem herezji, a po procesie inkwizycyjnym został osadzony w twierdzy częstochowskiej. Bezterminowo. Wyszedł jednak „już” po trzynastu latach, a w samym więzieniu miał co najmniej znośne warunki. Dość rzec że ciągle mógł prowadzić działalność. Jego „apostołowie” zyskiwali nowe rzesze zwolenników a pieniądze płynęły do Częstochowy nawet nie strugą, lecz prawdziwą rzeką.

Kiedy po trzynastu latach opuścił twierdzę, otoczony był przez liczne grono zwolenników. Odbył triumfalną podróż przez Polskę, Czechy i Morawy, garściami wydając pieniądze na cele reprezentacyjno-szpanerskie. Zrezygnował przy tym z formy ruchu jako organizacji religijnej i zaczął występować jako udzielny władca. Orszak proroka stał się książęcym dworem, miał nawet swoją gwardię przyboczną, umundurowaną w stylu „polsko-orientalnym”.

Frank osiadł na pewnien czas w Brnie, gdzie prowadził wystawne życie. Jednakże nie czuł się w arcykatolickim kraju Habsburgów zbyt pewnie. W 1788 księże heski zezwolił mu na osiedlenie się w Offenbach, oddając do dyspozycji tamtejszy pałac, a Frank otrzymał tytuł barona i pełnię praw senioralnych nad swą baronią. W ciągu czterech lat miała tam napłynąć zawrotna kwota w wysokości 800 tysięcy dukatów, pochodząca od zwolenników Franka. Zresztą, ostatnie lata życia spędzał głownie na zbieraniu gotowizny i ogłoszaniu różnych rewelacji (m.in. twierdził że matką jego córki, Ewy była Elżbieta Pawłowna, caryca Rosji).

Kres jego życiu przyniósł silny atak apopleksji. Tak umarł jeden z największych szarlatanów a sekta, pozabawiona charyzmatycznego przywódcy, nie przeszła próby czasu.