„Sam widziałem, kobiety w wioskach napastują, przechodniów odzierają, kościoły rabują! Cesarz idzie do Moskwy! daleka to droga, jeśli Cesarz Jegomość wybrał się bez Boga!” – komentował gorzko mickiewiczowski Maciek Rózeczka na kartach XII księgi „Pana Tadeusza”. Niestety, ta jedna wypowiedź lepiej oddaje realia wojny 1812 roku niż sielankowy entuzjazm bijący z pozostałych fragmentów słynnego eposu. Dla mieszkańców ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego napoleońska inwazja na Rosję okazała się bowiem prawdziwym kataklizmem.
Kolos na glinianych nogach
7 lipca 1807 roku cesarz Francuzów Napoleon i car Wszechrusi Aleksander podpisali w Tylży traktat pokojowy, który de facto zakończył wojnę Francji z IV koalicją antynapoleońską. Rosja była zmuszona uznać francuską dominację na kontynencie, co przypieczętował sojusz pomiędzy obu niegdysiejszymi wrogami, zawarty równocześnie z traktatem pokojowym. Car musiał się również zgodzić na przystąpienie Rosji do wymierzonej w Anglię blokady kontynentalnej. Już po kilku latach okazało się jednak, że sojusz, a nawet pokój pomiędzy Francją i Rosją będzie na dłuższą metę niemożliwy do utrzymania. Państwo carów nie mogło bowiem pogodzić się z francuską hegemonią w Europie – zwłaszcza z istnieniem Księstwa Warszawskiego, które mogłoby w przyszłości być zarzewiem odbudowy niepodległej Polski. Narzucona przez Francję blokada kontynentalna miała fatalne skutki dla rosyjskiej gospodarki. Wreszcie nie należy zapominać o czynniku ideologicznym. Dla reakcyjnych kręgów dworu petersburskiego nie do zniesienia była świadomość, iż karty w Europie rozdaje „uzurpator” Bonaparte. W rezultacie oba mocarstwa już od drugiej połowy 1810 roku intensywnie przygotowywały się do rozstrzygającego starcia.
„Nigdy nie dokonałem większych przygotowań wojennych” – pisał Napoleon w liście do marszałka Davouta1. Szykując Wielką Armię do rozprawy z rosyjskim kolosem, cesarz zgromadził pod francuskimi sztandarami aż 600 tysięcy żołnierzy, dysponujących 150 000 koni i 583 armatami2. Plany kampanii i zaplecze dla tych ogromnych mas wojska przygotowywano niezwykle starannie. Wbrew utrzymującej się niekiedy obiegowej opinii, Bonaparte doskonale zdawał sobie sprawę, że olbrzymia liczebność wojska i ubóstwo panujące na obszarach przyszłego teatru wojennego uniemożliwią Wielkiej Armii żywienie się kosztem podbijanego kraju. też jeszcze przed rozpoczęciem konfliktu zbrojnego włożył wiele wysiłku, w zgromadzenie odpowiednich ilości zaopatrzenia (głównie żywności i furażu) oraz zapewnienie im sprawnego transportu.
„Zdumiewające były środki, przedsięwzięte przez Napoleona celem zaopatrzenia w żywność oraz w amunicyę tych olbrzymich zastępów” – pisał znany polski historyk wojskowości Marian Kukiel3. Na drogach między Renem a Wisłą rozmieszczono liczne punkty etapowe, szpitale, domy rekonwalescentów, magazyny żywnościowe, a w niektórych miejscach również magazyny z oporządzeniem i rynsztunkiem. Za armią pędzono setki i tysiące wołów, wieziono nawet ręczne młyny i polowe piece do wypieku chleba. Ogromne ilości zaopatrzenia umieszczono w twierdzach, zwłaszcza w Gdańsku. Liczne bataliony transportowe dysponujące tysiącami wozów zaopatrzeniowych miały zapewnić nieprzerwane dostawy żywności, amunicji i furażu dla walczących oddziałów. Pewien cytowany przez Kukiela niemiecki historyk wyraził się wręcz, iż „nigdy jeszcze nie były lepiej zorganizowane dowozy, oddziały sanitarne, ogólne zaopatrzenie wojska na takie rozmiary i dla takich mas. Właśnie przez nieświadomych ganione przygotowania wojenne 1812 roku należą do cudów działalności Napoleona”4.
Tę wspaniałą machinę wojenną trapiły jednak poważne słabości. Jedną z nich był wielonarodowy charakter Grande Armée, którą zwano czasem „armią dwudziestu narodów”. Żołnierze francuscy stanowili zaledwie 35–40 procent stanu osobowego, podczas gdy na resztę składały się kontyngenty wystawione przez państwa sojusznicze lub obcojęzyczne prowincje wcielone w skład napoleońskiego imperium5. W korpusach Wielkiej Armii znalazły się w ten sposób setki tysięcy Niemców, Włochów, Polaków, Holendrów, Szwajcarów, Słowian Południowych (Chorwatów i Słoweńców), a nawet Hiszpanów i Portugalczyków. Większość spośród tych cudzoziemców stanowiła – wedle słów Kukiela – „materiał wojskowy trzeciorzędny”, a na wojnę szła (oprócz Polaków) niechętnie i pod przymusem6. Dość powiedzieć, że w inwazji na Rosję wzięły udział nawet posiłkowe korpusy austriacki i pruski, których rządy i społeczeństwa nienawidziły francuskich sojuszników bardziej niż rosyjskiego wroga. Zresztą nawet wielu francuskich żołnierzy z niechęcią myślało o zbliżającym się konflikcie na wschodzie Europy, gdyż „pierwsza wojna polska” z 1807 roku pozostawiła po sobie złe wspomnienia w armii i społeczeństwie. W zasadzie jedynie napoleońska Gwardia i oddziały polskie zachowały wysokie morale.
Kto wie, czy nie poważniejszym problemem była jednak słabość francuskiego systemu zaopatrzeniowego. Wprawdzie Napoleon dołożył wielu starań, aby zapewnić wojskom nieprzerwane dostawy żywności i zapasów, lecz efekty okazały się bardzo mizerne. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy przede wszystkim upatrywać w trudnościach komunikacyjnych, które przy ówczesnym stanie techniki (i nie tylko – o czym świadczy casus hitlerowskiego Wehrmachtu) okazały się przeszkodą nie do pokonania dla służb zaopatrzeniowych Grande Armée. Francuskie wozy zaopatrzeniowe były zbyt ciężkie i słabo radziły sobie na kiepskich środkowoeuropejskich drogach, przez co trzeba było zastępować je miejscowymi lekkimi wozami o mniejszej pojemności. Większość była zaprzężona w woły, przez co bataliony transportowe nie były w stanie nadążyć za armią szybko podążającą na wschód. Gdy dodać do tego jeszcze nadmierne rozciągnięcie szlaków komunikacyjnych oraz nieudolność i nieuczciwość francuskich intendentów, staje się jasne, iż francuski system zaopatrzeniowy musiał prędzej lub później doznać załamania. Pierwsze oznaki kryzysu pojawiły się zresztą już w momencie przemarszu głównych sił Wielkiej Armii nad granicę rosyjską. Bataliony transportowe nie nadążały z dostarczaniem żywności i furażu, przez co żołnierzom i koniom zaczął zagrażać głód. Racje żywnościowe zmniejszono wojsku jeszcze zanim Wielka Armia przekroczyła graniczny Niemen7. W maju 1812 roku poszczególne korpusy napoleońskiej armii zostały dotknięte przez epidemie dyzenterii (Włosi), tyfusu (Sasi) i szkorbutu (Polacy).
W tych warunkach słabe już na wstępie morale wojska zaczęło się szybko pogarszać, a wraz z nim w szeregach Wielkiej Armii pojawiła się skłonność do rabunku i dezercji. Księstwo Warszawskie i Prusy, które leżały na szlaku przemarszu zostały dosłownie spustoszone na skutek dokonywanych przez wojsko rabunków i „oficjalnych” rekwizycji. We wsiach i dworach żołnierze masowo zagarniali wszelką znalezioną żywność, furaż, bydło, konie i wozy. Rozbierano nawet chłopskie chaty by dać koniom strzechę do jedzenia8. Napoleońskie wojsko dokonywało przy tym szeregu złośliwych i nieuzasadnionych dewastacji.
Aleksander Fredro, podówczas 18-letni kapitan 5. pułku strzelców konnych, jeszcze na ziemiach polskich zanotował: „Francuzi więcej jeszcze niszczą niż biorą lub brać lubią. W domach tłuką co mogą. W stodołach ognie zakładają. Gdzie łan zboża, wjeżdżają w środek, więcej wytłuką niż spasą, niepamiętni, że może za parę godzin ich własne wojsko furażu tam szukać będzie”9. Jeszcze brutalniej wojsko napoleońskie zachowywało się w zamieszkiwanych przez wrogo nastawioną ludność Prusach, gdzie dochodziło wręcz do napadów na pojedynczych żołnierzy i drobne oddziałki. Ludności zamieszkującej szlak przemarszu Wielkiej Armii dali się szczególnie we znaki żołnierze sojuszniczych kontyngentów westfalskich i wirtemberskich. Henryk Brandt, żołnierz Legii Nadwiślańskiej, notował jednak gorzko: „wszyscy robią, co tylko chcą, biorą skąd się da […] Francuzi, Włosi, Wirtemberczycy, Badeńczycy, Bawarzy, nawet sami Polacy, idą z sobą o lepsze. Jeśli potrwa to jeszcze trochę, będziemy zjadać się wzajemnie, jak wygłodzone szczury. Cesarz chyba musi być ślepy, bo inaczej nie mógłby i nie chciał tego ścierpieć”10. Napoleon nie był chyba jednak tak ślepy jak podejrzewał legionista, gdyż już na terenie Księstwa Warszawskiego był zmuszony wydać specjalny rozkaz, w którym potępiał „terror i spustoszenie” (terreur et désolation) szerzone przez masy żołdactwa.
Reasumując, z końcem czerwca 1812 roku nad rosyjskimi granicami stanęła olbrzymia i dowodzona przez genialnego wodza armia, którą powoli zaczynały jednak rozkładać od środka demoralizacja i problemy zaopatrzeniowe. Znając te fakty, zobaczmy, jakie warunki panowały na ziemiach, które jako pierwsze miały przyjąć na siebie ciężar wojny.
Sytuacja ekonomiczna Litwy u progu wojny
Litwa11 roku pańskiego 1812 była krajem słabo zaludnionym i ubogim. Jej populacja liczyła – według obliczeń Dariusza Nawrota – od 2300 do 2400 tysięcy, spośród których blisko 90 procent zamieszkiwało tereny wiejskie12. Podstawą gospodarki było mało wydajne rolnictwo. U progu napoleońskiej inwazji sytuacja ekonomiczna kraju była fatalna. Podczas francusko-rosyjskiej wojny w latach 1805–1807 ziemie litewskie stanowiły bezpośrednie zaplecze dla carskiej armii, wobec czego tamtejsza gospodarka poważnie ucierpiała na skutek rekwizycji, przemarszów wojsk oraz poboru rekruta i wojennych podatków. Sytuację pogorszyło jeszcze przystąpienie Rosji do blokady kontynentalnej, które podcięło eksport litewskich towarów rolnych. Dotkliwy nieurodzaj, który utrzymywał się przez trzy lata, dopełnił dzieła. Na Litwę spadły klęski głodu i towarzyszące im epidemie chorób zakaźnych, które zmniejszyły populację kraju aż o 20 procent.
Jakby tego było mało, Litwę i jej mieszkańców bezlitośnie eksploatowała zachłanna i skorumpowana rosyjska biurokracja13. Władze rosyjskie przez długi czas egzekwowały podatki wyłącznie w rublu srebrnym, co skutecznie ogołociło kraj z pieniądza. Ponadto, car Aleksander I, przekonany o nieuchronnym wybuchu wojny z napoleońską Francją, rozmieścił na terenach Litwy dwie armie – Barclaya de Tolly’ego (kwatera w Wilnie) i Bagrationa (kwatera w Wołkowysku) – liczące blisko 160 tysięcy żołnierzy. Wojska te żyły na koszt kraju, i to podwójną miarą. Zasadniczo rzecz biorąc, powinny były bowiem być utrzymywane z pobieranych na Litwie podatków. Uzyskane w ten sposób fundusze okazały się jednak niewystarczające, gdyż większość pieniędzy przeznaczonych na wyżywienie wojska ginęła w kieszeniach skorumpowanych urzędników i oficerów. Ratując się przed głodem, wojsko rekwirowało więc żywność i furaż we wsiach i dworach14. Na potrzeby wojska rekwirowano także konie i wozy oraz brano włościan w rekruta lub do przymusowych prac przy budowie fortyfikacji. Rozbiory w ogóle pogłębiły zresztą wyzysk pańszczyźniany litewskiego i białoruskiego chłopa. Sygnał ku temu dał Płaton Zubow, faworyt Katarzyny Wielkiej, który na ziemiach litewskich nadanych mu przez carycę zwiększył obowiązek pańszczyźniany z dwóch dni do sześciu. Za jego przykładem szli nie tylko rosyjscy posiadacze, którym nadano dobra na świeżo przyłączonych ziemiach, lecz również miejscowa szlachta i magnateria.
Ostateczny cios zadały jednak litewskiej gospodarce działania podjęte przez władze rosyjskie na kilka miesięcy przed wybuchem wojny. W lutym 1812 roku władze rosyjskie zarządziły, aby mieszkańcy guberni grodzieńskiej, mińskiej i wileńskiej – jak również obywatele z obwodu białostockiego – zapłacili podatki z góry za cały nadchodzący rok. Kraj był już wówczas ogołocony zarówno z pieniądza kruszcowego, jak i papierowego, w związku z czym daninę egzekwowano zazwyczaj w zbożu. Wkrótce ogłoszono pobór kolejnego świadczenia, z przeznaczeniem „na opłatę długów państwa”. Podatkiem tym, którego wysokość wahała się między 1 a 10 procentami uzyskanego dochodu, obciążono wszystkich właścicieli majątków ziemskich i nieruchomości15. Wreszcie 25 maja wydano rozporządzenie, na mocy którego cała znaleziona na Litwie nadwyżka żywności i furażu miała przechodzić na własność państwa. Uzyskane w ten sposób zboże rozdysponowano pomiędzy poszczególne rosyjskie korpusy. Żywność i paszę gromadzono zresztą w magazynach do ostatnich godzin przed nadejściem Francuzów. Władze kontynuowały także rekwizycje podwód i bydła, jak również pobór rekruta. Wszystkie zarządzenia egzekwowano z wielką bezwzględnością, czemu sprzyjał fakt, iż od 28 kwietnia 1812 roku na Litwie obowiązywał w zasadzie stan wojenny. Uchylanie się od wskazanych wyżej świadczeń traktowano więc w myśl prawa wojennego jako sabotaż i karano zsyłką na Sybir, a nawet śmiercią. Rzecz jasna rosyjska biurokracja miała przy tym szerokie pole do rozmaitego rodzaju nadużyć i korupcji.
Efektem wszystkich wymienionych wyżej posunięć była dalsza pauperyzacja ludności Litwy, prowadząca gdzieniegdzie nawet do głodu. Współcześni byli zresztą przekonani, że na skutek polityki władz rosyjskich klęska głodu na przednówku byłaby nieunikniona – nawet gdyby jakimś cudem udało się uniknąć wojny. Należy przy tym podkreślić, że drakońskie zarządzenia carskich urzędników i generałów nie miały bynajmniej na celu zgromadzenia odpowiednich ilości zaopatrzenia dla stacjonujących na Litwie rosyjskich armii. Magazyny wojskowe zapełniono bowiem podczas rekwizycji w latach 1810–1811. Źródeł tej polityki należy szukać raczej w przyjętej przez rosyjskie dowództwo koncepcji wojny na wyczerpanie, która przewidywała wciągnięcie napoleońskiej armii w głąb ogołoconego z zapasów i wyniszczonego polityką „spalonej ziemi” rosyjskiego terytorium. Bezlitosna eksploatacja Litwy miała więc na celu ogołocenie kraju z wszelkich zasobów, które mogłyby wykorzystać wojska napoleońskie. Zmagazynowane zapasy w dużej mierze zniszczono wkrótce po rozpoczęciu francuskiej inwazji. Inna sprawa, że carskie władze generalnie postrzegały zachodnie gubernie jako „niepewne” i skłonne do buntu, przez co nie miały większych skrupułów, skazując ich mieszkańców na nędzę i głód.
Przemarsz Wielkiej Armii przez Litwę
22 czerwca 1812 roku Napoleon ogłosił początek „drugiej wojny polskiej”, a dwa dni później Wielka Armia przekroczyła graniczny Niemen. 28 czerwca kawaleria marszałka Murata zajęła niebronione Wilno, w którym trzy dni później powołano do życia Komisję Rządu Tymczasowego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Cesarz Francuzów gnał Wielką Armię do przodu, gdyż liczył, że zdoła zmusić Rosjan do przyjęcia walnej bitwy jeszcze na terenie Litwy i tym samym szybko rozstrzygnie losy wojny na swoją korzyść. Ci ostatni nie mieli jednak zamiaru ułatwiać mu zadania i umiejętnie wycofywali obie swe armie na wschód, konsekwentnie wciągając wojska napoleońskie w głąb bezkresnego rosyjskiego terytorium. Oddziały rosyjskie stosowały taktykę „spalonej ziemi”, niszcząc lub zabierając ze sobą zapasy żywności i furażu oraz inwentarz żywy16. Niszczono także archiwa i znaki drogowe, ewakuowano urzędy, internowano i wywożono w głąb Rosji obywateli cieszących się szacunkiem w społeczeństwie. Czyniono jednym słowem wszystko, aby wojskom napoleońskim uniemożliwić wykorzystanie zasobów kraju. Carski generał Gustav Armfelt wspominał, iż w miejscowościach, przez które przechodziły wycofujące się wojska rosyjskie, „nie pozostało nic prócz owadów i błota”. Przewidywał, że jeśli Rosja kiedykolwiek odzyska Litwę, to kraj ten przez 150 lat będzie przynosił mniejsze korzyści ekonomiczne niż bezludna Syberia17.
Tymczasem forsowne manewry z przełomu czerwca i lipca odbiły się na stanie Wielkiej Armii. Szwankujący od dłuższego czasu system zaopatrzeniowy padł niemal całkowicie, gdyż posuwające się kiepskimi drogami bataliony transportowe nie były w stanie nadążyć za maszerującymi na wschód korpusami. Żołnierze Grande Armée cierpieli głód, wyczerpywały ich również nieustanne przemarsze, surowe warunki bytowe i niesprzyjające warunki pogodowe (letnie upały przeplatane burzami i ulewnymi deszczami). Także konie, z powodu braku furażu karmione świeżą trawą, padały tysiącami, znacząc swymi ścierwami szlak przemarszu wojska. W szeregach Wielkiej Armii zaczęły szerzyć się choroby, a nawet plaga samobójstw. W tych warunkach nawet w oddziałach elitarnych zaczęła załamywać się dyscyplina, a pojawiła skłonność do maruderstwa i grabieży. Na oczach Napoleona już pierwszego dnia wojny żołnierze sławnej Gwardii Cesarskiej doszczętnie splądrowali Kowno, którego mieszkańcy „witający z uniesieniem 24 czerwca rano wojska napoleońskie, pod wieczór uciekali już z resztkami dobytku do lasów”18. W krótkim czasie masy wojska zamieniły Kowieńszczyznę w „niemieszkalną, bezludną pustynię”19. Maruderzy obrabowali nawet leżący pod miastem pałac Antoniego Prozora, który był przewidywany na lidera antyrosyjskiego powstania na Litwie. Również w zdobytym Wilnie – i to wbrew najsurowszym nakazom Napoleona – już pierwszej nocy żołnierze dopuścili się szeregu rabunków, grabiąc m.in. kościół na Antokolu. Wielka Armia stała się – wedle słów Kukiela – „chmurą szarańczy, pustoszącą i pożerającą wszystko”.
Dla miejscowej ludności nastały sądne dni. Niemal wszędzie, gdzie pojawiały się oddziały Wielkiej Armii, zdemoralizowani i wygłodzeni żołnierze rabowali wsie, dwory i miasteczka, „rekwirując” mieszkańcom wszelką żywność, furaż, wozy, konie i bydło. Nawet generałowie kradli goszczącym ich szlachcicom zastawę stołową. Całe wsie znikały z powierzchni ziemi przez lekkomyślne zaprószanie ognia, zdzieranie strzech na paszę dla koni lub rozbieranie budynków na opał. Ku oburzeniu pobożnej ludności rabowano i dewastowano katolickie kościoły i prawosławne cerkwie, niekiedy dopuszczając się przy tym antyreligijnych ekscesów20. Faber du Faur, szwajcarski artysta służący w korpusie wirtemberskim, wspominał: „jako jedyne ślady naszej krótkiej wizyty pozostawialiśmy za sobą puste chaty, ogołocone pola i przerzedzone lasy. Zbiory stratowane, prastare drzewa powalone, małe wioski, całe wsie drewnianych, strzechą krytych domków spustoszone, rozniesione i prawie zmiecione z powierzchni ziemi”21.
Podobne wrażenia były udziałem generała Romana Sołtyka22. Pamiętnikarz Franciszek Gajewski wspominał natomiast: „Miły Boże, jakże spustoszony był cały kraj! Można było sądzić, że powtarzało się grasowanie Szwedów. Wsie opuszczone, okna wszystkie wytłuczone, część chałup porozbieranych, wszystkie ogrodzenia popalone, wnętrzności i skóry była pozabijanego rozrzucone po polach, szarpane przez gromady psów i drapieżnych ptaków, cała droga oznaczona padłymi końmi, których ścierwa nieznośnym zaduchem przepełniały powietrze, rzadko gdzie mieszkaniec, ukrywający się spiesznie na widok munduru wojskowego. Po miastach ludność, do szczęta zniszczona […] Lud schorzały, noszący na twarzach piętno zobojętnienia całkowitego […] kościoły zrabowane, stojące otworem, a służące wiele razy jako stajnie – taki był obraz całego kraju, począwszy od Warszawy aż do Wilna”23.
W wojsku szerzyło się maruderstwo. Żołnierze z korpusu marszałka Davouta potrafili na przykład oderwać się od pułków na dziesiątki kilometrów, by rabować położone na uboczu dwory i wsie24, a nawet wyprzedzili maszerujące w kierunku Mińska straże przednie korpusu. Żołnierze Grande Armée nie ograniczali się zresztą wyłącznie do rabunków i dewastacji. Rozwścieczeni, iż w ubogim i ogołoconym przez Rosjan kraju nie sposób znaleźć żywności i furażu, wyładowywali gniew na miejscowej ludności, zwłaszcza gdy próbowała bronić dobytku. Sprzyjał temu fakt, iż mimo napomnień ze strony dowództwa, większość żołnierzy i niższych oficerów traktowała Litwę jako kraj nieprzyjacielski, który można eksploatować do woli25. Napoleońskie wojsko dopuściło się w efekcie szeregu aktów terroru, a nawet mordów. Podprefekt oszmiański donosił 18 lipca, iż „obłąkani żołnierze całą wściekłość swoich błędów na niewinne postanowili wywierać ofiary. Leje się krew obfita […] zabójstwa, liczne rany strzałowe, bagnetowe i od pałaszów, pożogi różnych domów, […] są to udziały tutejszego powiatu”26.
Największym postrachem ludności byli jednak dezerterzy, których liczbę w zależności od źródeł oceniano na 30–50 tysięcy. Zazwyczaj łączyli się w bandy, do których dołączali również zbuntowani chłopi i „ludzie luźni” – miejscowe męty pragnące skorzystać na szalejącej w kraju anarchii. Pamiętnikarz cytowany przez Kukiela wspominał: „wsie, miasteczka, cały nawet gościniec był nimi zasiany. Na ćwierć, nawet pół mili, nie widzieliśmy przed sobą nic oprócz podwód z bagażami, zaprzężonych w małe miejscowe koniki, na których maruderzy wlekli ze sobą zrabowane łupy, roztarasowywali się w najwygodniejszych miejscach i w kompletnych obozach spożytkowywali plony swojego niegodziwego łupiestwa”27. Owa „dezerterska międzynarodówka”, jak ją określał Dariusz Nawrot, szalała po całym kraju grabiąc, mordując i gwałcąc. Podperfekt trocki donosił, iż bandy „oderwańców”: „napadają dwory i wioski, rządców i włościan biją, wielu zabijają, wioski i dwory palą, narzędzia gospodarskie i sprzęty odbierają, zboża niszczą, przeszkadzają uprawie następnej roli, czynią wszystkie trakty niebezpiecznymi […] największą stają się przeszkodą sobie i całemu krajowi, zagrażają głodem i pochodzącymi stąd klęskami”28. Udająca się do Wilna deputacja Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego była po drodze kilkukrotnie napastowana przez bandy maruderów. Bandyci w swej zuchwałości posuwali się nawet tak daleko, że obrabowali sztafetę z pocztą cesarską i gubernatora Troków.
Największą grozę budziły jednak dokonywane przez dezerterów bestialskie mordy i gwałty. Młoda wilnianka Anna Potocka wspominała, iż „w okolicach miasta i w pobliskich wsiach dochodziło do niespotykanych ekscesów. Rabowano kościoły, znieważano święte kielichy, nie szanowano nawet cmentarzy i gwałcono kobiety”29. Inne świadectwo wspomina, iż dezerterzy „nie dosyć, że niszczyli majątki obywatelskie i dobytki włościan, ale wsie i dwory były teatrem ich ohydnej rozpusty, rozpasania najbezwstydniejszych chuci, przed opisem, których wzdryga się najśmielsze pióro”30. Szerokim echem odbiła się tragedia szlachcianki Jakubowskiej z powiatu trockiego, której dwójkę dzieci dezerterzy utopili w studni. Przerażona falą przemocy ludność masowo szukała schronienia w lasach.
Relacje i wspomnienia świadków tych wydarzeń wskazują zgodnie, iż Litwinom najbardziej dawali się we znaki żołnierze sojuszniczych kontyngentów niemieckich – bawarskiego, westfalskiego i wirtemberskiego. Demoralizacja była jednak powszechna. W korpusie marszałka Davouta w rozsypkę poszedł cały 33. pułk holenderski, którego żołnierze rozbiegli się rabować napotkane dwory i wsie. Marszałek Oudinot skarżył się na „najwstrętniejsze włóczęgostwo Portugalczyków”, podczas gdy marszałek Ney domagał się, by usunąć z jego korpusu pułki hamburski i iliryjski – najbardziej splamione grabieżą31. Rabunków i bezwzględnych rekwizycji dopuszczały się także posiłkowe korpusy pruski (Żmudź) i austriacki (Białostocczyzna, Polesie), a nawet – jak wskazano wyżej – elitarna gwardia cesarska. W zasadzie jedynie korpusy dowodzone przez księcia Poniatowskiego, Wicekróla Włoch Eugeniusza de Beauharnais i marszałka Macdonalda zachowywały się dość poprawnie, choć ratując się przed głodem, również one musiały dokonywać szeroko zakrojonych rekwizycji we wsiach i dworach. Henryk Brandt pisał z sarkazmem, że „przykład dawany przez armię francuską zaczynał oddziaływać i na naszych ludzi; więzy karności nie rozpadły się jeszcze, ale stały się, że tak powiem, elastyczne”32.
Napoleon i marszałkowie byli przerażeni skalą dezercji i maruderstwa, które rozkładały armię i zagrażały jej szlakom komunikacyjnym. Co gorsza, bestialstwa i rabunki maruderów pustoszyły kraj, którego zasoby chcieli wykorzystać, i nastawiały wrogo litewską ludność, którą chciano popchnąć do antyrosyjskiej akcji. Już 30 czerwca Napoleon był zmuszony wydać rozkaz, którym piętnował „zbrodnie popełnione na tyłach, hańbiące imię francuskie, narażające połączenia armii i udaremniające organizację zaopatrzenia”. Z kolei marszałek Davout rozkazem dziennym ogłosił żołnierzom swojego korpusu, iż „cesarz z bólem i oburzeniem widzi mnóstwo oderwańców grasujących po kraju”, upominając ich, że „armia wkracza na terytorium nieprzyjacielskie, lecz zamieszkałe przez ludzi, którzy oczekują nas jako oswobodzicieli; łupiestwo jest przestępstwem w każdym wypadku, ale w tej okoliczności jest zbrodnią”33.
Za rozkazami i napomnieniami poszły konkretne działania. 3 lipca utworzono w Wilnie komisję prewotalną z uprawnieniami sądu doraźnego, w skład której wszedł generał-przewodniczący i czterech oficerów mianowanych przez majora generalnego. Podobne komisje powstały w Białymstoku, Grodnie, Kownie i Mińsku. Utworzono trzy specjalne kolumny ruchome (colonnes mobiles) – każdą złożoną z trzydziestu francuskich żandarmów, trzydziestu dragonów gwardii, trzydziestu szwoleżerów gwardii i dziesięciu Litwinów znających teren. Kolumny, podzielone na dziesięcioosobowe oddziałki, przemierzały kraj, tropiąc dezerterów i maruderów. Schwytanych odstawiano przed komisje prewotalne, które sądziły ich w trybie doraźnym i w przypadku udowodnienia winy bezwzględnie wydawały wyroki śmierci. Egzekucje przeprowadzano publicznie, w ciągu 24 godzin od wydania wyroku. Przystąpiono również do organizowania litewskiej żandarmerii, a młodzież szlachecka spontanicznie tworzyła oddziały samoobrony zwalczające maruderów. Latem 1812 roku nie było więc praktycznie dnia, w którym nie dochodziło na Litwie do egzekucji rabusiów i gwałcicieli. Świadkowie wspominali, iż skazańcy zazwyczaj szli na śmierć obojętnie, „z niewiarygodną nonszalancją, nie wyjmując fajek z ust”34.
Efekty wszystkich tych działań okazały się jednak dość skromne. Szczupłe siły porządkowe nie były w stanie oczyścić kraju z band maruderów ani przywrócić dyscypliny w zdemoralizowanym wojsku. Zresztą im dalej od oczu cesarza, tym bardziej niżsi rangą oficerowie byli skłonni tolerować występki żołnierzy – po części z przekonania, iż Litwa jest krajem nieprzyjacielskim i podbitym, a po części ze względu na świadomość, że wobec załamania systemu zaopatrzeniowego żołnierze mogą uratować się przed głodem tylko uciekając się do rabunku. Nie wpływały na to upomnienia Napoleona, który stale podkreślał, że „trzeba oszczędzać mieszkańców, którzy są z nami”35, i wyrzucał swym generałom: „Panowie, mnie hańbicie, mnie gubicie!”36. Jedynie znany z surowości marszałek Davout zdołał za pomocą drakońskich represji (trzynastu kirasjerów przyłapanych w Mińsku na rabunku rozstrzelano na miejscu) przywrócić częściowo dyscyplinę w swym korpusie.
Jakby mało było nieszczęść, wkrótce po rozpoczęciu wojny szereg powiatów Litwy ogarnęły niepokoje społeczne. Chłopi, podnieceni plotkami o rychłym zniesieniu poddaństwa, ośmieleni szalejącą w kraju anarchią, masowo odmawiali odrabiania pańszczyzny, a nawet łączyli się w bandy, które grabiły i podpalały szlacheckie dwory, nierzadko mordując właścicieli. Do chłopskiej ruchawki przyłączała się gdzieniegdzie nawet uboga szlachta zagrodowa. Do wystąpień włościańskich dochodziło najczęściej w regionach szczególnie spustoszonych przemarszem Wielkiej Armii, a więc w powiatach trockim i oszmiańskim na Wileńszczyźnie oraz na ziemiach białoruskich wschodzących w skład guberni mińskiej i witebskiej. Już 6 lipca podperfekt wileński meldował z troską, iż „włościanie jedni z przestrachu kryją się po lasach, inni puszczają się na rabunek, inni, nie przewidując następstw, ani u siebie ani we dworach nie biorą się do robót”.
Podprefekt trocki raportował z kolei, iż: „chłopi rozhukani nie tylko przeciwko dworom bunt podnieśli, [lecz] ogromnej liczby padłych koni na gościńcach zabraniają zakopywać”37. W dobrach księcia Dominika Radziwiłła w Smolewiczach doszło do buntu, który stłumiono dopiero z pomocą wojsk francuskich. Szerokim echem odbiły się wydarzenia we wsi Trościanki. 8 lipca tamtejsi włościanie kierowani przez starca Pietruka Borysionka zamordowali właściciela ziemskiego Adama Hłaskę, który był znany z surowego, nierzadko nieludzkiego postępowania z chłopami. Wraz z dziedzicem zamordowano okrutnie jego jedenastoosobową rodzinę. Żonę Hłaski przywiązano do drzewa, a następnie – jak pisał pamiętnikarz – „chcąc zwiększyć jej męki, jej małe dziecko wziąwszy za nóżki tłukli o drzewo, iżby mózg wytryskując, skrapiał nieszczęśliwą matkę”38. Przerażeni wystąpieniami chłopskimi ziemianie uciekali do miast, błagając litewską Komisję Rządową o ratunek. Ta surowo nakazywała chłopstwu zachowanie spokoju i powrót do wykonywania obowiązków pańszczyźnianych, mgliście obiecując jednocześnie ulżenie doli chłopa. Nowopowstałe litewskie wojsko i żandarmeria wraz z Francuzami brutalnie tłumiły chłopskie bunty. Dziesięciu sprawców zbrodni w Trościankach sąd w Mińsku skazał na ścięcie, a pięciu innych na karę chłosty. Wyroki śmierci wykonano publicznie, a ciała czterech hersztów poćwiartowano i rozesłano na postrach po okolicznych wsiach.
W zależności od regionu ruch chłopski przybierał odmienny charakter. W zachodnich powiatach Litwy buntownicy często współdziałali z bandami dezerterów, wspólnie dokonując grabieży i mordów. Na ziemiach białoruskich ruch chłopski był natomiast wymierzony nie tylko przeciw szlachcie, lecz również przeciw francuskim najeźdźcom. Anonimowy świadek notował, iż „w Borysowskiem nie tylko chłopstwo, ale i drobna szlachta, nałapawszy kupami niemieckiej hołoty, mordują ich, palą zapartych w chlewy albo topią. Wielu z nich pod pozorem werbowania ochotników do wojska plądrują okoliczne dwory, dopuszczając się grabieży i gwałtów”39. W odpowiedzi na grabieże i zbrodnie dokonywane przez żołnierzy Wielkiej Armii na Białorusi zaczął się wręcz tworzyć ruch partyzancki, który w guberni witebskiej oraz na sąsiedniej Smoleńszczyźnie podsycały umiejętnie regularne oddziały rosyjskie generała Wintzingerode. Chłopi napadali na maruderów i mniejsze oddziały francuskie, a w Witebsku trzymali nieomal w oblężeniu dwunastotysięczny francuski garnizon, co zmusiło Napoleona do skierowania tam odsieczy w liczbie dziesięciu tysięcy żołnierzy.
W początkach sierpnia 1812 roku główna masa Wielkiej Armii opuściła tereny Litwy. Nie przyniosło to jednak poprawy sytuacji tamtejszej ludności. W kraju szalały bandy dezerterów i zbuntowanych chłopów, a mieszkańcy nadal padali ofiarą grabieży i gwałtów dokonywanych przez żołnierzy francuskich korpusów rezerwowych, które maszerowały przez Litwę w ślad za głównymi siłami napoleońskiej armii. Między innymi na przełomie lata i jesieni 1812 roku szeregu zniszczeń i rabunków dokonały na Litwie oddziały korpusu marszałka Victora, a nieco później – gwardia Króla Neapolu Joachima Murata. Ludność cierpiała także wskutek ogromnych rekwizycji, których francuskie służby tyłowe dokonywały celem zapełnienia magazynów Wielkiej Armii – nie bacząc przy tym, iż kraj jest już doszczętnie zrujnowany, a mieszkańcy cierpią głód. Urzędnicy francuscy na ogół cieszyli się zresztą na Litwie jak najgorszą opinią ze względu na arogancję, nieznajomość miejscowych stosunków i nieuczciwość. Wielu korzystało z okazji by bogacić się kosztem kraju, domagając się na przykład regularnych dostaw najkosztowniejszych win i likierów na swoje stoły. Gubernatorem Litwy Napoleon mianował holenderskiego generała, hrabiego Dirka van Hogendorpa, który z racji brutalności i arogancji stale wchodził w konflikty z litewskim rządem tymczasowym.
Rosyjski odwet
Mimo wszystko, na przełomie października i listopada sytuacja na Litwie wydawała się mniej więcej opanowana. Częściowo oczyszczono kraj z band dezerterów i poskromiono chłopskie bunty. W regionach niezniszczonych wojną zbiory okazały się całkiem obfite40. Koniec napoleońskich rządów na Litwie zbliżał się jednak milowymi krokami. W połowie października Cesarz Francuzów był zmuszony rozpocząć odwrót spod Moskwy, który w krótkim czasie przyniósł zupełny rozkład niegdyś niezwyciężonej Grande Armée. Dyscyplina rozprzęgła się całkowicie, a większa część armii zmieniła się w oszalały tłum maruderów, trawionych zimnem, głodem i chorobami. Ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego leżały na szlaku napoleońskiego odwrotu, więc tamtejsze miasta, wioski i dwory ponownie doznały najazdu mas zdemoralizowanego żołdactwa. Bandy gotowych na wszystko maruderów grabiły i gwałciły, napadając nawet na towarzyszy broni. Chłopstwo nie pozostawało im dłużne, mordując i grabiąc maruderów, a nawet dobijając żołnierzy, którym zbrakło sił, by kontynuować powrotny marsz na Zachód. 8 i 9 grudnia resztki Wielkiej Armii dotarły do Wilna. Nagły wyjazd Napoleona pozbawił wojsko jakichkolwiek resztek dyscypliny. Miasto zostało wówczas zrabowane przez wygłodniałych niedobitków, którzy w dodatku przywlekli epidemię tyfusu41.
W ślad za wycofującymi się resztkami Wielkiej Armii na tereny Litwy wkroczyły wojska rosyjskie. Carscy generałowie doskonale zdawali sobie sprawę, że większość litewskiego społeczeństwa była nastawiona antyrosyjsko, traktowali więc Litwę jak kraj nieprzyjacielski. We wsiach, miastach i dworach dokonywano bezwzględnych rekwizycji i grabieży, karząc śmiercią każde nieposłuszeństwo. Już pod koniec października, gdy na Litwę wkroczyła armia naddunajska admirała Cziczagowa, meldunki władz litewskich donosiły, iż „gdzie tylko stoi żołnierz z korpusu Tormasowa, ogałaca wszystkie osoby z majątku, a osoby zabiera do obozu”42. Rozmyślnie spustoszono zamek i dobra księcia Dominika Radziwiłła w Nieświeżu, dokonując szeregu rabunków i złośliwych dewastacji (straty w samym zamku wyceniono później na 10 milionów złotych polskich). Spalono zamek w Mirze. Zdobyte 10 grudnia Wilno wydano na pastwę kozaków, którzy wspólnie z plebsem wileńskim (głownie pochodzenia żydowskiego) zamordowali setki rannych i chorych żołnierzy francuskich, których nie zdołano na czas ewakuować43. Szeregu zbrodni Rosjanie dopuścili się również w zdobytym Wołkowysku (oddziały generała Sackena) i na Grodzieńszczyźnie, gdzie słynny rosyjski partyzant Dienis Dawydow z lubością prześladował ludność katolicką44.
Na „odzyskanych” ziemiach litewskich władze carskie rozpętały kampanię terroru, wymierzonego w osoby podejrzewane o współpracę z Francuzami i zainstalowanym przez nich tymczasowym rządem litewskim. Dokonano szeregu aresztowań i wywózek na Sybir oraz skonfiskowano lub wzięto w sekwestr olbrzymie dobra księcia Dominika Radziwiłła, Prozora, Giedroyciów, Sołtana, Chodkiewicza i wielu innych stronników Napoleona45. Szerzyły się donosicielstwo i szantaże. Co prawd, 24 grudnia 1812 roku (w dzień swych urodzin) car Aleksander I ogłosił na Litwie powszechną amnestię, jednak jego urzędnicy nie przejęli się tym zbytnio. „Cesarz Aleksander przebaczył Litwinom ale policmajster Hertel im nie przebaczył” pisał ironicznie Franciszek Gajewski46. Hertel – „bezduszny opętaniec bez pojęcia o uczuciu sprawiedliwości”47 – i znany z nienawiści do Polaków gubernator wileński Ławińskij kontynuowali represje aż do 30 listopada 1813 roku, kiedy to ostatecznie zniesiono na Litwie stan wojenny.
Bilans
Skutki wojny 1812 roku były straszliwe. Tuż po wycofaniu się Francuzów przerażony Tomasz Wawrzecki48 opisywał Litwę jako „prawdziwe pole śmierci i najstraszniejszej nędzy”49. Trupy ludzkie i zwierzęce usiały lasy i gościńce w takich ilościach, że do wiosny następnego roku trzeba je było palić na stosach. Zagładzie uległy dziesiątki dworów, wsi i miast, a w innych liczba ludności zmniejszyła się nawet dwu–trzykrotnie. W kompletnie ogołoconym z żywności kraju głód był tak dotkliwy, iż dochodziło do przypadków kanibalizmu, w tym nawet do wypadków zjadania dzieci przez własne matki50. Szalały epidemie chorób zakaźnych, w tym chorób wenerycznych przywleczonych przez żołnierzy-gwałcicieli. Nędza była powszechna i dotykała wszystkie warstwy społeczne. Symptomatyczna jest opowieść jeszcze z lata 1812 roku, kiedy to generał Eustachy Sanguszko „w Święcianach proszony o kawał chleba od szanowanego, a prawie nagiego starca” odkrył ze zgrozą, iż błaga go o pomoc „słuszny i dość majętny książę Puzyna”51.
W tym samym czasie Ziemianie z powiatu zawilejskiego pisali z kolei w skardze: „Przechody ciągle licznej armii pozbawiły nas wszystkiego, porujnowały nawet domy nasze, a tak zupełnie zniszczeni staliśmy się tułaczami szukającymi u sąsiadów wyżywienia. Pozabierano nam poddanych, konie, bydło i wszystkie żywioły, a tak nieorane grunta pozostają odłogiem i żyta zasiewać nie będziemy mogli. Teraźniejsza zaś krestencja, w części od zniszczenia pozostała, nie może być zebraną, gdyż poddani się zbuntowali i żadnej nie pełnią powinności, a nadto rozzuchwaleni czyhają na swych panów, nie mamy więc bezpieczeństwa od własnych poddanych, prócz rabujących Francuzów. Możesz być smutniejsza pozycja nad naszą, straciliśmy wszystko i zostawszy tułaczami, nie jesteśmy pewni życia”52. Rzecz jasna na skutek działań wojennych najwięcej ucierpieli jednak biedni chłopi, którzy nie byli niestety w stanie pisać tego typu kwiecistych skarg. Sokrat Janowicz, prozaik i eseista białoruski żyjący w Polsce, uznał wojnę roku 1812 za jedną z największych katastrof w dziejach narodu białoruskiego53.
Wedle obliczeń Dariusza Nawrota tylko w trzech departamentach Litwy (grodzieńskim, mińskim i wileńskim) ubyło na skutek wojny ponad 135 000 mieszkańców. Zachar Szybieka oceniał z kolei, że z rąk żołnierzy obu armii, głodu i chorób zginęło około miliona ludzi, choć liczba ta wydaje się przesadzona54. Jeśli chodzi o zniszczenia materialne, straty w ruchomościach i zwierzętach Nawrot oszacował dla całej Litwy na 40 milionów srebrnych rubli – czyli wartość dziesięciokrotnych dochodów podatkowych z ziem litewskich w okresie przedwojennym. Ponadto w samym tylko departamencie wileńskim zagładzie uległo 5000 domów. Podczas zbiorów 1813 roku rolnicy ledwie zdołali zebrać tyle ziarna, żeby obsiać połowę ziem uprawianych przed wojną. W efekcie głód długo jeszcze miał dotykać ziemie litewskie.
Bibliografia:
1. Robert Bielecki, Encyklopedia wojen napoleońskich, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2001.
2. Władysław Bortnowski, Partyzantka ludowa i „mała wojna” na obszarach Rosji podczas najazdu Napoleona w 1812 roku, Studia i Materiały do Historii Wojskowości T. XI cz. 2, Warszawa 1965.
3. Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, Monografie w zakresie dziejów nowożytnych t. IX (red. Szymon Askenazy), Kraków i Warszawa 1912.
4. Sokrat Janowicz, Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, Jednota – pismo religijno-społeczne, nr 5-6/2006.
5. Marian Kukiel, Wojna 1812 roku t. I, Wydawnictwo Kurpisz, Poznań 1999.
6. Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, Rzepecki i s-ka, Poznań 1912.
7. Marian Kukiel, Wojny Napoleońskie, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1927.
8. Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon w 1812 roku, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2008.
9. Zachar Szybieka, Historia Białorusi 1795–2000, Instytut Europy Środkowo-Wschodniej, Lublin 2001.
10. Adam Zamoyski, 1812. Wojna z Rosją, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007.
11. Mieczysław Żywczyński, Historia powszechna 1789–1870, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1996.
Przypisy
1. Marian Kukiel, Wojna 1812 roku t. I, Wydawnictwo Kurpisz, Poznań 1999, str. 218.
2. Robert Bielecki, Encyklopedia wojen napoleońskich, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2001, str. 267–268.
3. Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, Rzepecki i s-ka, Poznań 1912, str. 262.
4. Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, op.cit., str. 263.
5. Mieczysław Żywczyński, Historia powszechna 1789–1870, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1996, str. 173-174.
6. Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, op.cit., str. 263.
7. Marian Kukiel, Wojna 1812 roku…, op.cit., str. 241.
8. Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon w 1812 roku, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2008, str. 166.
9. Cyt. za: Adam Zamoyski, 1812. Wojna z Rosją, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007, str. 143.
10. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit. str. 167.
11. Na potrzeby niniejszego artykułu pojęciem „Litwa” będziemy określać przede wszystkim tę część zaboru rosyjskiego, gdzie w 1812 r. utworzono po wkroczeniu napoleońskiej Wielkiej Armii cztery departamenty (białostocki, grodzieński, miński i wileński), które po zwycięskim zakończeniu wojny planowano włączyć w skład odrodzonego Królestwa Polskiego. W skład owych departamentów weszły: Białostocczyzna, większa część terytorium dzisiejszej Litwy oraz ziemie białoruskie aż po Dźwinę i Dniepr.
12. Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 426.
13. Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, Monografie w zakresie dziejów nowożytnych tom IX (red. Szymon Askenazy), Kraków i Warszawa 1912, str. 8–9.
14. Zachar Szybieka, Historia Białorusi 1795–2000, Instytut Europy Środkowo-Wschodniej, Lublin 2001, str. 32.
15. Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 102–103.
16. Zachar Szybieka, Historia Białorusi…, op.cit., str. 32.
17. Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 81.
18. Cyt. za: Marian Kukiel, Wojna 1812 roku…, op.cit., str. 299.
19. Cyt. za: Marian Kukiel, Wojna 1812 roku…, op.cit., str. 300.
20. Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit. str. 370.
21. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit. str. 189.
22. Władysław Bortnowski, Partyzantka ludowa i „mała wojna” na obszarach Rosji podczas najazdu Napoleona…, Studia i Materiały do Historii Wojskowości t. XI cz. 2, Warszawa 1965, str. 239.
23. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit. str. 229.
24. Marian Kukiel, Wojna 1812 roku…, op.cit., str. 365.
25. Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 347.
26. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 151.
27. Cyt. za: Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, op.cit., str. 267.
28. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 151.
29. Cyt. za: Adam Zamoyski, 1812. Wojna z Rosją, op.cit., str. 166.
30. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 156.
31. Marian Kukiel, Wojna 1812 roku…, op.cit., str. 365.
32. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit. str. 187.
33. Cyt. za: Marian Kukiel, Wojna 1812 roku…, op.cit., str. 299–300.
34. Cyt. za; Adam Zamoyski, 1812. Wojna z Rosją, op.cit., str. 167.
35. Cyt. za: Marian Kukiel, Wojna 1812 roku…, op.cit., str. 365.
36. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 85.
37. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 151 i 154.
38. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 248.
39. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 247.
40. Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 272.
41. Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 665.
42. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 634–635.
43. Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 309.
44. Zachar Szybieka, Historia Białorusi…, op.cit., str. 36.
45. Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 319.
46. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 685-687.
47. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 318-319.
48. Ostatni naczelnik powstania 1794 roku. W 1812 r. jeden z liderów prorosyjskiego stronnictwa na Litwie.
49. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 689.
50. Sokrat Janowicz, Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, Jednota – pismo religijno-społeczne, nr 5–6/2006.
51. Cyt. za: Dariusz Nawrot, Litwa i Napoleon…, op.cit., str. 361.
52. Cyt. za: Janusz Iwaszkiewicz, Litwa w roku 1812, op.cit., str. 152.
53. Sokrat Janowicz, Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, Jednota – pismo religijno-społeczne, nr 5–6/2006.
54. Szybieka nie precyzował przy tym, do jakiego obszaru odnosiły się jego szacunki. Patrz: Zachar Szybieka, Historia Białorusi…, op.cit., str. 37.