Pierwsza połowa XX wieku była świadkiem dramatycznych wydarzeń, które przyczyniły się do zmiany politycznej i etnicznej mapy Europy. II wojna światowa, pod którą fundamenty położyła rywalizacja o wpływy i terytoria miedzy mocarstwami, przyniosła zakrojone na masową skalę przymusowe przemieszczenia ludności. Sami Polacy doświadczyli tego na własnej skórze, stając się ofiarami choćby krwawych czystek etnicznych na wschodzie. I choć mówią głośno o krzywdzie, jaka była wtedy ich udziałem, i żądają rozrachunku za tamte wydarzenia, to zapominają (bądź nie wiedzą?), że sami byli autorami dramatu i gehenny tysięcy osób. Zapisując się na trwałe na kartach tej haniebnej części historii, z roli ofiary przeszli do roli kata.

„Zdechnij niemiecka świnio!”

Aż do lata 1944 roku prowincje niemieckie leżące na wschód od Nysy i Odry były enklawą spokoju. Ludność Pomorza, Dolnego Śląska czy Prus Wschodnich, nieświadoma powagi sytuacji, znała wojnę jedynie z „drugiej ręki”. Co prawda coraz liczniejsze nekrologi nie pozwalały zapomnieć o ciągle trwających działaniach wojennych, jednak w świadomości ówczesnych ludzi toczyły się one „g d z i e ś”, pozostając poza zasięgiem1. Swoje „trzy grosze” w kreowaniu owej sytuacji dorzuciła propaganda hitlerowska. Z dużą skrupulatnością dbała bowiem, aby nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że wojna się kończy, a III Rzesza zajmie miejsce wśród przegranych. Wciąż wierzono w ostateczne zwycięstwo, dlatego do ostatniej chwili odwlekano ewakuację ludności cywilnej z terenów bezpośrednio zagrożonych przez zbliżający się front.

A ten nadszedł wraz z rozpoczęciem decydującej ofensywy zimowej2. W ciągu niespełna dwóch i pół miesiąca Armia Czerwona zdołała opanować prawie cały obszar na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Dało to początek największej tragedii niemieckiej ludności cywilnej, która w popłochu musiała uciekać przed nadciągającym wrogiem. Siłą sprawczą, która zmusiła matki z niemowlętami, starców, inwalidów i chorych do porzucenia swego dobytku i rozpoczęcia panicznej wędrówki w 30-stopniowym mrozie, było widmo Nemmersdorfu. Ta niewielka wioska, która jako pierwsza dostała się w ręce Rosjan, stała się sceną dla bezwzględności, wręcz „zezwierzęcenia” czerwonoarmistów3. Szybkość radzieckiej ofensywy i siła uderzenia uniemożliwiły ewakuację z obszarów przyfrontowych. Dodatkowo sama NSDAP odwlekała ją do ostatniej chwili. W momencie jej rozpoczęcia, było już więc zdecydowanie za późno. Masy niemieckich uciekinierów dostawały się w kleszcze walczących oddziałów, spychane były z szosy przez czołgi, ostrzeliwane przez samoloty.

Około pięciu milionów Niemców przeżyło zajęcie wschodnich terenów Rzeszy przez armię radziecką. Niemniej jednak, wkrótce i oni zmuszeni zostali do opuszczenia ojcowizny. Wiązało się to bezpośrednio z wypracowaną przez PPR koncepcją państwa: Polska miała stać się jednolitym narodowo państwem, nie „podkopywanym” aspiracjami mniejszości narodowych4. Sam Władysław Gomułka już w 1945 roku ostro podnosił, że należy na granicy postawić straż i Niemców wyrzucać (…) Zasada, którą powinniśmy się kierować, to oczyszczenie terenów od Niemców, budowa państwa narodowego5 Takie stanowisko KC PPR spowodowało, że usunięcie Niemów uznano za konieczność.

Akcję wysiedlania zapoczątkował rozkaz Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego nr 0236 z dnia 10 czerwca 1945 roku. Nakazywał podjęcie działań mających na celu uniemożliwienie powrotu ludności niemieckiej za Odrę i Nysę Łużycką oraz przystąpienie do ich bezwzględnego usuwania. Co więcej, żołnierzy zobowiązano do działania w sposób tak twardy i zdecydowany, żeby germańskie plugastwo nie chowało się po domach, a uciekało od nas samo, a znalazłszy się na swojej ziemi, dziękowało Bogu za szczęśliwe wyniesienie głów. (…). Wykonując swoje zadanie nie prosić a rozkazywać6. Przeprowadzenie akcji wysiedlenia spoczęło na brakach 2. Armii Wojska Polskiego (5., 7., 8., 10., 11., 12., i 13. Dywizja Piechoty). Co prawda, cząstkowe wsparcie uzyskała od oddziałów MO, UB, KBW i administracji cywilnej, jednak na wielu terenach brakowało jakiejkolwiek koordynacji działań pomiędzy wojskiem a tą ostatnią.

Akcja miała rozciągnąć się na ostatnią dekadę czerwca. Na pierwszy ogień poszły przygraniczne powiaty województwa szczecińskiego, wrocławskiego, poznańskiego i olsztyńskiego. W kolejnej fazie zakres wysiedleń wojskowych na Pomorzu Zachodnim i Dolnym Śląsku poszerzono o część powiatów zlokalizowanych dalej, aniżeli wyznaczony pas nadgraniczny. Ostatecznie, usuwano ludność niemiecką z terenów znajdujących się 150–200 km od granicy.

Pierwsze wysiedlenia przebiegały w niezwykle brutalny sposób, w atmosferze powszechnego strachu, terroru i ogólnego chaosu. Właśnie tu należy szukać genezy nazewnictwa wysiedleń wojskowych z 1945 roku – zwykło się je nazywać „dzikimi wypędzeniami”. Przez cały okres ich trwania nie zatroszczono się o materialne skutki wygnania ludzi (pozostawienie ich dobytku na żer szabrowników) czy choćby odpowiednie przygotowanie transportu. Metody stosowane przez wojsko dalekie były od humanitarnego traktowania usuwanych Niemców.

Niemcy atakują Polskę: dziesięcioletnia Kazimiera Mika nad zwłokami siostry, zabitej przy ul. Ostroroga w Warszawie podczas niemieckiego nalotu. 13 września 1939. Julien Bryan

Niemcy atakują Polskę: dziesięcioletnia Kazimiera Mika nad zwłokami siostry, zabitej przy ul. Ostroroga w Warszawie podczas niemieckiego nalotu. 13 września 1939.
Julien Bryan

Ponieważ w głównej mierze wysiedlano kobiety, dzieci i osoby starsze, stawali się oni łatwą, bo całkowicie bezbronną ofiarą. Na codzienność owych dni składały się rabunki, gwałty, udręka podróży czy głód. Wojenna demoralizacja, poczucie bezkarności i wzbierającej przez lata wojny nienawiści do Niemców tworzyły wyjątkowo żyzną glebę dla przemocy i brutalności osób uczestniczących w wysiedleniach. Przykładem mogą być np. wspomnienia jednej z sióstr Christiana von Krockowa: (…) Pada strzał, bardzo głośny i bardzo bliski. Wrzask, wyłamywane drzwi, okrzyki strachu, światło latarek; szturmuje horda obrzydliwych postaci (…) nie tylko mężczyźni, ale kobiety rozszalałe baby, może najgorsze ze wszystkich, z wrzaskiem, piana na ustach biją kogo popadnie. Znów strzały pistolety przystawiane do głów (…) znikają nasze kufry, skrzynie (…)7. Wysiedlana ludność zaskakiwana była przez żołnierzy, otaczających daną miejscowość. W bardzo krótkim czasie musieli spakować najpotrzebniejsze rzeczy i przygotować się do dalszej, pieszej wędrówki w kierunku granicy. Otto Baumer z Gworowa w powiecie zgorzelskim tak opisuje traumatyczny chwile rozstania z ojcowizną: wcześnie o godz. 7.00, przyszli polscy żołnierze i chcieli wygnać ludność (…) Polacy rozeszli się do poszczególnych zagród i wypędzili mieszkańców pod strzałami i uderzeniami bicza z mieszkań. Na spakowanie się pozostawiono 5 minut i pozwolono zabrać tylko to, co każdy mógł unieść. Polacy zabrali co chcieli8.

W zaistniałych warunkach, dobytek wysiedlanej ludności kusił niezwykłą łatwością zdobycia. Polscy żołnierze nagminnie dopuszczali się więc rabunków. Źródłem szybkiego wzbogacenia się były jednak nie tylko majątki pozostawiane przez Niemców, lecz również „konfiskata” tych nielicznych rzeczy, które pierwotnie pozwalano im zabrać9. Wielokrotnie „w pakiecie” dochodziły także pobicia, gwałty, a nawet morderstwa. Przemęczona ludność, bez odpowiedniego zaopatrzenia w wodę i żywność, często umierała po drodze, przygnieciona trudem wędrówki. Po przekroczeniu granicy pozostawiano ich własnemu losowi. Ponieważ cała akcja nie została wcześniej uzgodniona z Rosjanami, szybko zaczęli oni utrudniać wysiedleńcom przechodzenie do własnej strefy okupacyjnej. W konsekwencji tysiące ludzi koczowało przy granicy, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wikariusz Generalny Wrocławia w piśmie do biskupa Stanisława Adamskiego tak oceniał ówczesną sytuację Niemców: nędza wysiedlonych jest nie do opisania. Nie widzą oni celu przed sobą. Dochodzą do Nysy Łużyckiej, gdzie wszystko się tłoczy gdzie nie ma żywności ani schronienia. Szerzy się epidemia samobójstw (…) Metody stosowane podczas wysiedleń kompromitują Polskę na arenie międzynarodowej10.

W połowie lipca 1945 roku, po głośnych protestach radzieckich i ostrej krytyce ze strony polskiej administracji11, dowództwo wojska wstrzymało akcję. W opinii licznych przedstawicieli administracji terenowej decyzję o wysiedleniu ludności niemieckiej już w 1945 roku podjęto zbyt pochopnie. W konsekwencji, patrząc z perspektywy zaledwie dwóch miesięcy, niekorzystnie odbiła się na (i tak już wyjątkowo trudnej) sytuacji gospodarczej. Wobec deficytu polskich osadników, ludność niemiecka była niezbędna do prac polowych, takich jak zbiór ziemniaków czy zboża. Wyludnienie stwarzało także szerokie pole „popisu” dla szabrowników. W tym czasie ani administracja cywilna, ani wojsko nie dysponowały dostatecznymi siłami, by zapobiec grabieży i dewastacji majątku pozostawionego przez Niemców.

U podstaw tzw. „dzikich wypędzeń” legła chęć jak najszybszego usunięcia ludności niemieckiej z terenów byłych wschodnich prowincji III Rzeszy. Pamiętajmy, że wówczas rozpoczynała się już konferencja w Poczdamie, gdzie miały ważyć się losy przyszłych granic Polski. Wysiedlenia wojskowe za główny cel miały więc postawienie obradujących aliantów wobec „faktów dokonanych”. Ówczesna propaganda niezwykle głośno podnosiła, iż dzięki akcji wysiedleń przygotowywano miejsce dla osadników wojskowych. To właśnie oni mieli stać się pierwszą podporą stworzonego nad Odrą i Nysą Łużycką „bastionu polskości”.

„Wybaczamy i prosimy o wybaczenie” (?)

Polskie spojrzenie na tamte wydarzenia pozostaje w znacznej rozbieżności z punktem widzenia strony niemieckiej. Nie chodzi tu wyłącznie o stosowanie odmiennego nazewnictwa12. Polscy osadnicy, którzy w 1945 roku przybyli na dawne tereny niemieckie, nie mieli poczucia wyrządzonego zła. Przejęcie tych ziem powszechnie traktowano jako naturalną rekompensatę za utracony wschód; wysiedlenie zamieszkałych tam Niemców było równoznaczne z „robieniem miejsca” dla uciekinierów zza Buga.

Jednak czy w polskiej mentalności istnieje w ogóle świadomość dopuszczenia się nadużyć związanych z wysiedleniami Niemców? I czy umiemy (powinniśmy?) wziąć za nie odpowiedzialność?

Sowieci atakują Niemcy. Zabici mieszkańcy Nemmersdorfu, 20 października 1944. Deutsches Bundesarchiv (German Federal Archive), Bild 101I-464-0383I-26

Sowieci atakują Niemcy. Zabici mieszkańcy Nemmersdorfu, 20 października 1944.
Deutsches Bundesarchiv (German Federal Archive), Bild 101I-464-0383I-26

Wyjątkowo brutalny i bezwzględny przebieg wysiedleń ludności niemieckiej legł u podstaw przekonania, że zemsta i odwet na „barbarzyńskim najeźdźcy” jest prawem naturalnym za jego ludobójstwo i terror. Polacy dawali w ten sposób upust olbrzymim pokładom frustracji i cierpienia, które kumulowały się przez pięć lat okupacji. Pragnęli tylko „sprawiedliwości dziejowej”, nawet gdyby miała być okupiona krwią i cierpieniem cywilnej ludności niemieckiej. Takie stanowisko bezpośrednio wiązało się także z wypaczonym obrazem odpowiedzialności za wojnę w ogóle, sprowadzając ją do tak zwanej winy kolektywnej. W ogólnym mniemaniu wszyscy Niemcy obciążeni byli odpowiedzialnością za zbrodnie hitleryzmu, zarówno w tym sensie, że naród ten zrodził i doprowadził do potęgi Hitlera, jak też dlatego, iż zbrodnie popełniano w jego imieniu i niejako jego rękami13. Nawet jeszcze w 1946 roku stosowanie odpowiedzialności indywidualnej nie było możliwe wobec podnoszonych ciągle głosów sprzeciwu. W szczególności dla wielu publicystów PSL oczywistym było, że sprawcą niesłychanego cierpienia ludzkości nie jest specjalnie sam tylko hitleryzm, lecz cały naród niemiecki. Hitler był tylko najpełniejszym wyrazicielem i wykonawcą zbrodniczych i barbarzyńskich popędów14.

Musimy jednak pamiętać, że wysiedlenia (tak ludności polskiej, jak i niemieckiej) były wynikiem nowego podziału Europy po II wojnie światowej. O losach milionów decydowały jednostki. To one współtworzyły bieg historii. Rola ludności cywilnej sprowadzała się do bycia niewiele znaczącym ogniwem machiny wojennej. Nie mając wpływu na przebieg wydarzeń, zmuszona była przyjąć narzucaną odgórnie gehennę, śmierć, nowe ojczyzny, których fundamentem był ogrom męki, upokorzenia i dramat milionów osób, zmuszonych porzucić swoje ojcowizny.

Wspólnego mianownika dla wysiedleń polskiej i niemieckiej ludności możemy doszukiwać się więc w jej bezsilności i cierpieniu. Czy ból niemieckiej rodziny porzucającej dobytek życia, jest inny niż polskiej? Krzywda zawsze pozostanie krzywdą, niezależnie od tego, kto, komu i w jakich warunkach ją wyrządził. Dlatego powinniśmy spojrzeć sprawiedliwie na minioną przeszłość. Na winy cudze i swoje.

Przypisy

1. Nad tereny te podczas trwania wojny np. nigdy nie zapuszczały się dywany nalotowe.

2. Ruszyła 12 stycznia 1945 roku.

3. Jeden z niemieckich żołnierzy odbijających Nemmersdorf tak relacjonował to, co zobaczył po wkroczeniu do wioski: (…) przy pierwszej zagrodzie na lewo od drogi stał drabiniasty wóz. Do niego przybite za ręce w pozycji ukrzyżowanej były cztery nagie kobiety. Za placem jest jeszcze jedna duża gospoda (…) Przy niej równolegle do drogi stoi stodoła. Na jej drzwiach przybito dwie nagie kobiety w pozycji ukrzyżowanej. W mieszkaniu znaleźliśmy w sumie siedemdziesiąt dwie kobiety i dzieci (…) wszyscy byli martwi (…) Wśród zabitych były też niemowlęta, którym roztrzaskano czaszki twardym przedmiotem. W jednym z mieszkań znaleźliśmy siedzącą na kanapie starą, całkowicie ślepą, 84-letnią kobietę (..) Miała przepołowioną głowę, rozpłataną – prawdopodobnie toporem lub łopatą – od ciemienia aż po szyję. (szerzej w: M. Podlasek, „W skórze Niemca. Ten kraj już nie był ich ojczyzną”, [w:] Przeprosić za wypędzenie? O wysiedleniu Niemców po II wojnie światowej, red. K. Bachmann, Kraków 1997, s. 78).

4. Koncepcja ta znalazła wyraz w uchwale KC PPR z dnia 26 maja 1945 roku. Podkreślała ona konieczność usunięcia w ciągu roku ludności niemieckiej z terenów tzw. Ziem Odzyskanych i osiedlenia na ich miejsce 2,5 mln Polaków.

5. K. Werner, Obecność masowych przesiedleń Niemców w polskiej sferze publicznej lat 1945- 1965, [w:] Wypędzenia i co dalej? Materiały z seminarium polsko- niemieckiego dla studentów, red. A. Pappai, Warszawa 2006, s.73.

6. Wysiedlenia, wypędzenia, ucieczki 1939- 1959. Atlas ziem Polski, Warszawa 2008, s. 182.

7. W. Pięciak, „Kolejność według Klausa”, [w:] Przeprosić za wypędzenie? O wysiedleniu Niemców po II wojnie światowej, red. K. Bachmann, Kraków 1997, s. 114.

8. B. Nitschke, Wysiedlenie czy wypędzenie? Ludność niemiecka w Polsce w latach 1945–1949, Warszawa 2000, s. 137.

9. Zdesperowani Niemcy, aby nie dopuścić do grabieży ich mienia przez Polaków, wielokrotnie podpalali swoje domy, gospodarstwa, a nawet lasy.

10. B. Nitschke, Wysiedlenie ludności niemieckiej z Polski w latach 1945–1949, Zielona Góra 1999, s. 140.

11. W większości opracowań przyjmuje się, że powodem takiego stanowiska polskiej administracji były zbliżające się żniwa i odczuwalny spardek liczby rąk do pracy. W konsekwencji, doprowadziło to do unieruchomienia wielu fabryk, a nawet kopalń.

12. Niemcy używają negatywnego terminu Vetreibung (wypędzenie), podczas gdy w Polsce stosuje się termin „wysiedlenie” w stosunku do ludności niemieckiej zamieszkałej na obszarze przejętym przez Polskę.

13. E. Dmitrów, Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków, Warszawa 1987, s. 293

14. W. Borodziej, Od Poczdamu do Szklarskiej Poręby- Polska w stosunkach międzynarodowych 1945-1947, Londyn 1990, s. 261

Bibliografia:

Bachmann K, Przeprosić za wypędzenia? O wysiedleniu Niemców po II wojnie światowej, Kraków 1997
Borodziej W, Kompleks wypędzenia, Kraków 1998
Borodziej W, Od Poczdamu do Szklarskiej Poręby- Polska w stosunkach międzynarodowych 1945-
1947, Londyn 1990
Dmitrów E, Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków, Warszawa 1987
Dominiczak H, Z dziejów politycznych Polski 1944- 1984, Warszawa 1984
Materski W, Teheran- Jałta- San Francisco- Poczdam, Warszawa 1987
Nitschke B, Wysiedlenia ludności niemieckiej z Polski w latach 1945- 1949, Zielona Góra 1999
Nitschke B, Wysiedlenie czy wypędzenie? Ludność niemiecka w Polsce w latach 1945- 1949, Warszawa 2000
Urban T, Utracone ojczyzny: wypędzenia Niemców i Polaków w XX w, Warszawa 2007
Pappai A. S, Wypędzenia i co dalej? Materiały z seminarium polsko- niemieckiego dla studentów, Warszaw 2006