Jest 2 września 1940 r. Niemieccy piloci walczą przeciwko lotnictwu brytyjskiemu. W Gravesend, położonym przy ujściu Tamizy, znajduje się baza 501 dywizjonu myśliwskiego hrabstwa Gloucester. Dywizjon ten po ciężkich bojach stoczonych w trakcie kampanii we Francji musi teraz bronić nieba nad swoją ojczyzną przed niemiecką hołotą.
W skład tej jednostki wchodzi trzech Polaków: porucznik Witorzeńc, sierżant Głowacki i pułkownik Stanisław Skalski. Właśnie zostali przeniesieni na lotnisko nad kanałem Howkings, gdzie czekają na nieprzyjaciela. Mijają godziny, a Szwabów nie widać. Piloci czują się trochę znużeni. Nagle koło namiotu dowództwa zapanowuje ożywienie. Skalski już wie, że zaraz wystartują.
Zielona rakieta, znak do startu. Wszyscy dzielni piloci wskakują do maszyn. Już po chwili jednostka w zwartym szyku znajduje się w przestworzach.
– Hallo, dowódca „Pająków”, kurs dwieście siedemdziesiąt stopni, nabrać gwałtownie wysokości.
Za chwilę znowu
– Hallo, dowódca „Pająków” – nieprzyjaciel przed wami w ilości 150 bombowców z eskortą myśliwską, odległość – 10 km Szyk z lekka zakołysał się. Przecież jest ich tylko 12!!! Nie widać jeszcze innych angielskich samolotów. Idą na pierwszy ogień. Muszą szybko zaatakować i zmiękczyć przeciwnika. Później może do walki włączą się inne dywizjony. Za chwilę rozpocznie się bitwa.
– O, już lecą!!! Lecą zwartą masą! – wykrzyczał jeden z pilotów lecących w pierwszej trójce. Ponad niemieckimi bombowcami srebrzą się myśliwce. Jest ich mnóstwo. Zdają się przysłaniać całe niebo. Dowódca zmienia kurs, chcąc zdobyć pozycję taktyczną, wykorzystując słońce. Kontroler z Sali operacyjnej umilkł. Wie, że są już w styczności z nieprzyjacielem. Nie przeszkadza. Słychać tylko głos dowódcy i ostrzeżenia pilotów.
– Uwaga, samoloty „Pająk”, rozluźnić szyki, przygotować się do ataku. – brzmi w słuchawce spokojny i zdecydowany głos dowódcy. Już są na prostej. Przed nimi czarna, zwarta kolumna „He-111”.
Kilka „Messerschmittów” oderwało się od grupy, aby nie dopuścić RAF-u do ataku. Słońce okazało się łaskawe. Interwencja „Messerschmittów” była bezskuteczna. Dywizjon spłynął na ogony bombowców. Kilka „He-111” zostało trafionych. Skalski leciał ostatni. Już miał naciskać spust, gdy zauważył , że ma na ogonie „Me-109”. Podciągnął „Hurricana”, aby nie dostać. Poczuł mdłości. Nie miał możliwości ucieczki. Pozostała mu już tylko walka do końca. Jedyną jego przewagą była szybkość i zwrotność brytyjskich maszyn. Gwałtownie zaczął obniżać lot. Wymykał się Niemcowi. Jednak jego przeciwnik walczył do końca. Nie przestraszył się. Tuż nad ziemią „Hurrican” zaczął się podnosić. Leciał prosto na Niemca. Kilka krótkich serii, lecz nie celnych. Niemiec, mimo trudnej sytuacji, nie katapultował się. Roztrzaskał się o ziemię. Skalskimu na chwilę zrobiło się żal rywala. „Dlaczego się nie katapultował?” – pomyślał. Jednak już po chwili musiał się zająć kolejną walką. Jakiś „Me-109” atakował angielskiego pilota. Polak wystrzelił w jego kierunku dwie serie. Błysk i maszyna runęła na ziemię. Okazało się że pilot uratował swojego kolegę, sierżanta Adamsa. Kilka godzin później Adams zginął w walce powietrznej.
W trakcie „Bitwy o Anglię” bardzo wiele było przejawów bohaterstwa. Dużą odwagą wykazali się piloci polscy. Wielu z nich zginęło. Jednak już zawszę o takich ludziach będą głosić legendy. Bohaterzy ludzkości…