Porównanie planów i sił
W maju 1940 roku Wehrmacht był już gotowy do rozpoczęcia wielkiej ofensywy na Zachodzie. Zgodnie z błyskotliwym planem opracowanym przez generała Ericha von Mansteina Niemcy zamierzali najpierw w widowiskowy i hałaśliwy sposób zaatakować środkową Belgię i Holandię, aby przekonać Aliantów, że pozostali wierni staremu planowi Schlieffena. Zdanie wciągnięcia i związania w Belgii głównych sił aliantów dowództwo Wehrmachtu powierzyło Grupie Armii „B” dowodzonej przez generała pułkownika Fedora von Bocka.
Zasadniczą rolę w niemieckiej ofensywie miała jednak odegrać najsilniejsza Grupa Armii „A” generała pułkownika Gerda von Rundstedta. Jej zadaniem było przełamanie słabej francuskiej obrony w górzystych i zalesionych Ardenach, sforsowanie rzeki Mozy, a następnie przebicie się szybkim marszem do kanału La Manche. W ten sposób doborowe oddziały francuskie i brytyjskie walczące we Flandrii zostałyby okrążone i zniszczone. Grupie Armii „C” generała pułkownika Wilhelma von Leeba powierzono zadanie wiązania sił francuskich na Linii Maginota.
Zgodnie z przewidywaniami dowództwa Wehrmachtu aliancki plan obrony opierał się na założeniu, iż Niemcy będą się starali się skopiować plan Schlieffena z 1914 roku i obejść linię Maginota uderzeniem przez Belgię. Stąd nad granicą z tym państwem Sprzymierzeni skoncentrowali najsilniejszą ze swych formacji – 1. Grupę Armii generała Gastone’a Billotte’a, której najlepsze jednostki były przygotowane do szybkiego wejścia na terytorium Belgii. Natomiast słabo wyszkolone i wyposażone francuskie 2. Armia generała Huntzigera i 9. Armia generała Corapa miały bronić rejonu Ardenów od Namur po przedłużenie linii Maginota na południe od Sedanu. Aliancki plan w żadnym wypadku nie uwzględniał możliwości zmasowanego ataku przez Ardeny.
Wreszcie siły 2. Grupy Armii generała Prételata miały strzec granicy francusko-niemieckiej w oparciu o linię Maginota.
Gdyby dokonać porównania sił, kierując się jedynie kryterium liczebności żołnierzy i sprzętu, okazałoby się, iż w przededniu rozpoczęcia kampanii na zachodzie Europy siły przeciwników były raczej wyrównane. Przeciwko 136 niemieckim dywizjom, alianci mogli wystawić 148 własnych, a 3884 samolotom i około 3 tysiącom czołgów Hitlera mogli przeciwstawić podobną liczbę czołgów i 2372 samoloty. Z jakością sprzętu bywało różnie, ale nie da się ukryć, iż czołgi Char B1-bis i Somua S-35 czy myśliwce Bloch 152 i Dewoitine D.520 były groźnym przeciwnikiem dla niemieckich odpowiedników.
Obrońcom sprzyjały ponadto warunki terenowe (górzyste i zalesione Ardeny czy podmokłe obszary Belgii i Holandii), jak również silne umocnienia na granicy francusko-niemieckiej (linia Maginota) i w Belgii (linia Alberta). Zasadnicza różnica miedzy przeciwnikami tkwiła gdzie indziej.
Pod względem wyszkolenia, taktyki i morale wojsk Wehrmacht bił przeciwników na głowę. Również kadra dowódcza, opromieniona zwycięstwami w Polsce i Norwegii, górowała zdecydowanie nad oficerami francuskimi, których poglądy na sztukę wojny nie zmieniły się wiele od 1918 roku. Wojska francuskie, belgijskie i holenderskie składały się w znacznej mierze z rezerwistów – słabo wyszkolonych i nieprzygotowanych do okropieństw wojny. Wielu Francuzów nadal nie chciało „umierać za Gdańsk”, a spoistość armii belgijskiej osłabiały napięcia pomiędzy francuskojęzycznymi Walonami a proniemieckimi Flamandami. Teoretycznie najlepiej wyszkolony aliancki związek – Brytyjski Korpus Ekspedycyjny – składał się w równej mierze z doskonałych żołnierzy armii zawodowej, jak i słabo wyszkolonych członków Armii Terytorialnej.
Jeśli chodzi o taktykę i uzbrojenie, wojska alianckie były kompletnie nieprzygotowane na wojnę w stylu Blitzkriegu. Spodziewano się bowiem długotrwałych walk pozycyjnych, w których czołgi i samoloty nie odegrają poważniejszej roli. Nikt nie był przygotowany na zmasowane ataki pancerne, desanty spadochronowe na tyłach frontu, niszczące naloty bombowców nurkujących. Jak to ujął pewien francuski oficer, „my mieliśmy 3 tys. czołgów i Niemcy mieli 3 tys. czołgów, tylko że oni użyli je w trzech grupach po tysiąc czołgów, a my w tysiącu grup po trzy czołgi”. Jeżeli dodać jeszcze do tego fakt, iż dowództwo aliantów oczekiwało głównego niemieckiego uderzenia w Belgii w stylu starego planu Schlieffena, a obronę Ardenów powierzyło drugorzędnym dywizjom rezerwowym, to alianckie widoki na sukces przedstawiały się marnie.
Ordre de bataille
Siły niemieckie wyznaczone do ofensywy na Zachodzie podzielono w następujący sposób:
Grupa Armii „B” (generał pułkownik Fedor von Bock):
• 6. Armia (generał Walter von Reichenau) – siedemnaście dywizji piechoty, dwie dywizje pancerne (w ramach XVI korpusu pancernego generała Ericha Höpnera), dwie dywizje zmotoryzowane;
• 18. Armia (generał Georg von Küchler) – dziewięć dywizji piechoty, jedna dywizja pancerna, jedna dywizja kawalerii, pułk SS „Leibstandarte Adolf Hitler”.
Grupie Armii „B” podporządkowano dodatkowo oddziały 7. Dywizji Lotniczej i 22. Dywizji Powietrznodesantowej oraz II Flotę Powietrzną (generał Albert Kesselring), w której skład wchodziło 1877 samolotów.
Grupa Armii „A” (generał pułkownik Gerd von Rundstedt):
• 4. Armia (generał Günther von Kluge) – jedenaście dywizji piechoty oraz dwie dywizje pancerne (w ramach XV korpusu pancernego generała Hotha);
• 12. Armia (generał Wilhelm List) – dziesięć dywizji piechoty;
• 16. Armia (generał Ernst Busch) – trzynaście dywizji piechoty;
• Grupa Pancerna „Kleist” (generał E. von Kleist) – pięć dywizji pancernych, dwie dywizje zmotoryzowane, pułk piechoty zmotoryzowanej „Grossdeutschlad” (w ramach XLI korpusu pancernego generała Reinhardta, XIX korpusu zmotoryzowanego generała Guderiana i XIV korpusu zmotoryzowanego generała Wietersheima ).
Działania Grupy Armii „A” wspierać miała III Flota Powietrzna (generał Hugo Sperrle), w skład której wchodziło 1812 samolotów.
Grupa Armii „C” (generał pułkownik Wilhelm von Leeb) – łącznie osiemnaście dywizji piechoty:
• 1. Armia (generał Erwin von Witzleben);
• 7. Armia (generał Friedrich Dollmann).
Alianci wystawili przeciwko nim następujące siły:
1. Grupa Armii (generał Gastone Billotte):
• 7. Armia (generał Giraud) – cztery dywizje piechoty, dwie dywizje zmotoryzowane, jedna lekka dywizja zmechanizowana (tzw. DLM);
• 1. Armia (generał Blanchard) – pięć dywizji piechoty, dwie lekkie dywizje zmechanizowane (tzw. DLM).
• Brytyjski Korpus Ekspedycyjny (lord Gort) – dziewięć dywizji piechoty;
• 2. Armia (generał Huntziger) – pięć dywizji piechoty oraz dwie i pół dywizji kawalerii;
• 9. Armia (generał Corap) – pięć dywizji piechoty oraz dwie i pół dywizji kawalerii.
2. Grupa Armii (generał André-Gaston Prételat:
• 3. Armia (generał Condé) – cztery dywizje piechoty, dwie brygady kawalerii;
• 4. Armia (generał Requin) – kilka dywizji piechoty (w tym polska 1. Dywizja Grenadierów);
• 5. Armia (generał Bourret) – dziewięć dywizji piechoty;
• 8. Armia (generał Garchery) – siedem dywizji piechoty (w tym polska 2. Dywizja Strzelców Pieszych);
• Garnizon linii Maginota – trzynaście dywizji fortecznych.
W dodatku alianci mogli w razie niemieckiej inwazji liczyć na pomoc:
• Armii Belgijskiej (król Leopold III) – dwadzieścia dwie dywizje, łącznie 650 tysięcy żołnierzy;
• Armii Holenderskiej (generał Henri Winkelman) – cztery dywizje i cztery brygady piechoty, dywizja lekka, dywizja kombinowana. Łącznie 400 tysięcy żołnierzy.
Siły powietrzne aliantów liczyły 1604 samolotów francuskich (w tym 130 polskich), 456 samolotów brytyjskich, 180 samolotów belgijskich i 132 holenderskie.
Uderzenie z powietrza (10 maja 1940 roku)
9 maja o godzinie 22:00, sztaby niemieckich armii skoncentrowanych na zachodzie odebrały depeszę z hasłem „Danzig”. Operacja „Gelb” – niemiecka ofensywa na zachodzie – miała się rozpocząć następnego dnia.
Kampanię na zachodzie Europy zainicjowały zmasowane niemieckie naloty powietrzne – była to największa jak do tej pory operacja lotnicza w historii wojen. Samoloty z flot Sperrlego i Kesselringa dokonały 10 maja licznych ataków na alianckie lotniska, pozycje oddziałów, magazyny, węzły komunikacyjne. Ataki wymierzone przeciwko alianckiemu lotnictwu zakończyły się raczej umiarkowanym sukcesem. Jedynie nad niebem Belgii i Holandii Niemcy uzyskali pełne zaskoczenie, w wyniku czego zdziesiątkowali słabe siły powietrzne tych państw. Lotnictwo belgijskie i holenderskie utraciło pierwszego dnia wojny niemal 50 procent samolotów.
Był to jednak jedyny stuprocentowy sukces agresorów. Samoloty niemieckie zbombardowały bowiem 47 lotnisk w północnej Francji, jednakże tylko na kilku z nich zdołały zniszczyć większą ilość samolotów nieprzyjaciela. Francuska Armée de l’Air straciła na ziemi 35 maszyn, a RAF – zaledwie 5. Większe sukcesy odnieśli natomiast niemieccy piloci myśliwscy – Luftwaffe zgłosiła 10 maja zestrzelenie 64 alianckich maszyn. Niemcom nie udało się jednak wyeliminować alianckiego lotnictwa już pierwszego dnia wojny. Sami natomiast stracili 10 maja aż 308 samolotów (z czego jednak zaledwie 124 to maszyny stricte bojowe). Były to największe straty, jakie zdarzyło się w dotychczasowych działaniach ponieść lotnictwu bojowemu w ciągu jednego dnia.
Lepiej wyszły niemieckim bombowcom ataki na cele lądowe. Już pierwszego dnia wojny Luftwaffe wprowadziła chaos w szeregach przeciwnika i zadała mu spore straty. W rejonie Béthune zniszczono trzy miliony ton paliwa należącego do Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego. Zbombardowano również wiele innych składów zaopatrzenia i węzłów komunikacyjnych. Nie obyło się jednak bez tragicznych wypadków – z powodu mgły niemieckie bombowce zbombardowały omyłkowo niemieckie miasto Freiburg, zabijając około 50 osób. Goebbelsowska propaganda natychmiast oskarżyła o to aliantów.
Zmasowanym nalotom Niemców towarzyszyła trudna do zrozumienia inercja alianckich sił powietrznych. Dopiero o godzinie 11.00 alianccy piloci uzyskali zgodę na prowadzenie działań zaczepnych. Pierwszego dnia wojny Luftwaffe nie zdołała wyeliminować alianckiego lotnictwa, jednakże całkowicie przejęła inicjatywę w walce w powietrzu, a jej przewaga nad lotnictwem wroga zaczęła systematycznie rosnąć.
Atak przez środkową Belgię (10–25 maja 1940 roku)
Armia belgijska liczyła około 650 tysięcy żołnierzy, słabo jednak uzbrojonych i wyszkolonych. Długoletnia polityka neutralności sprawiła, że kraj ten nie był przygotowany na realia nowoczesnej wojny. Dowództwo belgijskie było na dodatek jeszcze bardziej konserwatywne niż Francuzi. Odzwierciedlał to belgijski plan obrony, przewidujący prowadzenie walk pozycyjnych w oparciu o linię rzeki Mozy i Kanału Alberta. Zwłaszcza nad tą drugą przeszkodą wodną, osłanianą przez potężną twierdzę Eben Emael, Belgowie mieli nadzieję powstrzymać Niemców do czasu nadejścia alianckiej odsieczy. Paradoksalnie jednak, mimo iż cała idea belgijskiej obrony opierała się na wytrwaniu do czasu nadejścia alianckiej pomocy, prowadzący politykę neutralności rząd nie dopuścił do nawiązania współpracy wojskowej z Francuzami i Anglikami.
Niemcy ze swej strony traktowali atak przez Belgię jako dywersję, mającą odwrócić uwagę aliantów od głównego uderzenia przez Ardeny.
Jednakże z oczywistych powodów nie mogli sobie pozwolić na utknięcie w Belgii. Przygotowali więc dla wrogów groźną niespodziankę.
Eben Emael i mosty na Kanale Alberta
Eben Emael – fort wybudowany we wnętrzu góry, położony w pobliżu połączenia Kanału Alberta z Mozą – był rdzeniem belgijskiej linii obrony. Uzbrojony w działa o zasięgu od 9 do 17 km, silnie umocniony, z liczącą blisko 800 żołnierzy załogą, trzymał w szachu cztery pobliskie mosty na Kanale Alberta i Mozie. Był prawdziwą podziemną fortecą, bronioną przez żelbetowe pancerze oraz 18 dział ciężkich i 60 dział przeciwpancernych. Bez zdobycia Eben Emael szybkie wtargnięcie w głąb Belgii było niemożliwe.
Hitler nie mógł sobie pozwolić na długotrwałe oblężenie fortu, dlatego w jego głowie wykluł się niezwykle oryginalny i ryzykowny pomysł – zajęcie fortu z powietrza. Zadanie uporania się z tą przeszkodą otrzymał elitarny batalion szturmowy „Koch” z 7. Dywizji Lotniczej. Jego czterystu spadochroniarzy otrzymało zadanie opanowania mostów w Veldwezelt (grupa „Stahl”), Vroenhoven (grupa „Beton”) i Canne (grupa „Eisen”). Specjalne zadanie przypadło natomiast grupie „Granit” dowodzonej przez porucznika Witziga. Za pomocą nowej, tajnej broni – ładunków kumulacyjnych – miała wyeliminować potężne działa Eben Emael. Oddział Witziga liczył zaledwie 86 komandosów.
Rankiem 10 maja, około godziny 5:00, komandosi grupy „Granit” wylądowali wewnątrz fortu Eben Emael. Dokonali tego za pomocą szybowców czego Belgowie nie spodziewali się nawet w najśmielszych snach. Nie obyło się jednak bez problemów – z jedenastu szybowców dwa (w tym ten z Witzigiem na pokładzie) musiały zawrócić do Niemiec z powodu problemów technicznych. Mimo to zredukowana grupa „Granit” (dowodzona teraz przez porucznika Delicę) osiągnęła spory sukces. Zdołała bowiem całkowicie zaskoczyć garnizon twierdzy, zlikwidować jej słabą obronę przeciwlotniczą i przystąpić do metodycznego niszczenia bunkrów i kopuł pancernych z działami dużego kalibru. Ku przerażeniu Belgów okazało się, iż niemieckie ładunki kumulacyjne są w stanie niszczyć ich, wydawać by się mogło bezpieczne, stanowiska. Rychło znaczna część ciężkich dział była wyeliminowana. Po pewnym czasie ataki komandosów zaczęły słabnąć, lecz wówczas nadleciały dwa spóźnione szybowce z porucznikiem Witzigiem i 30 żołnierzami na pokładzie. Kolejne bunkry zostały wyłączone z akcji.
Belgowie próbowali kontratakować – kilkudziesięcioosobowy oddział ze stacjonującej w pobliżu 7. Dywizji Piechoty próbował zniszczyć oddział „Granit”. Na pomoc komandosom przyszły jednak bombowce nurkujące Ju 87 Stuka z pułku StG 2. Ich bomby i karabiny maszynowe przydusiły Belgów do ziemi i uniemożliwiły jakąkolwiek kontrakcję. Natomiast do fortu przybyli wkrótce pierwsi żołnierze z niemieckiego 51. batalionu saperów – wyposażeni w miotacze ognia i kolejne ładunki kumulacyjne.
Tymczasem morale garnizonu spadło do zera – obrońcy fortecy byli dobrze przygotowani do obsługiwania dział i instalacji twierdzy, lecz zupełnie nieprzygotowani do walki pierś w pierś. Skuteczność niemieckich ładunków kumulacyjnych i przedarcie się nowych niemieckich jednostek w głąb twierdzy zupełnie odebrało Belgom wolę walki. Dowódca garnizonu – major Jottrand – widząc że jego żołnierze nie są w stanie kontynuować walki, zdecydował się na kapitulację. 11 maja, o godzinie 12:00, garnizon Eben Emael poddał się. Do niewoli poszło około 760 obrońców, natomiast 23 zginęło. Ten olbrzymi sukces kosztował Niemców zaledwie 18 zabitych (w tym 6 komandosów z oddziału „Granit”).
W czasie gdy oddział „Granit” zdobywał Eben Emael, żołnierze batalionu „Koch” zaatakowali obsadzone przez Belgów mosty na Kanale Alberta. I tu sukces był pełny – mosty w Veldwezelt i Vroenhoven zdobyto w nienaruszonym stanie. Belgowie zdołali co prawda wysadzić most w Canne, lecz po naprawie przez niemieckich saperów nadawał się do użytku. Najpoważniejsza przeszkoda na drodze niemieckiej ofensywy została usunięta.
Alianci wkraczają do Belgii
Zgodnie z tak zwanym planem „D” oddziały alianckiej 1. Grupy Armii miały w razie niemieckiego ataku na Belgię wkroczyć na obszar tego państwa. Alianckie plany nie były zbyt daleko idące – przewidywały utrzymanie około 1/3 terytorium Belgii w oparciu o rzekę Dyle, gdzie zgodnie z poufnym porozumieniem z rządem belgijskim miały się znajdować przygotowane dla nich linie obronne. Chociaż obronę Belgii powierzono najlepszym jednostkom 1. Grupy Armii (Brytyjski Korpus Ekspedycyjny, francuskie 1. i 7. Armia), plan był wybitnie defensywny.
10 maja 1940 roku dowodzący wojskami alianckimi generał Maurice Gamelin już o godzinie 1:00 wiedział, iż o świcie nastąpi niemieckie uderzenie. Nie wydał jednak rozkazu wkroczenia do Belgii, gdyż oczekiwał na oficjalną prośbę od rządu tego kraju. Jednakże nawet kiedy Niemcy przekroczyli już granicę Belgii i rozpoczęli naloty na jej terytorium, tamtejszy rząd ślamazarnie deliberował nad taką prośbą. Dopiero o godz. 6:25 francuskie dowództwo odebrało oficjalną prośbę Belgów o pomoc! Dwadzieścia minut później Gamelin wydał rozkaz przekroczenia granicy.
Wkrótce wyszły na jaw opłakane konsekwencje braku koordynacji działań pomiędzy belgijskim dowództwem a aliantami. Francuzi i Brytyjczycy mieli ogromne problemy z poruszaniem się po obcym kraju, marsz opóźniały kolumny uciekinierów i spanikowanych żołnierzy, a współpraca z belgijską armią praktycznie nie istniała. Belgowie, obawiając się nalotów na Brukselę, zakazali w dodatku aliantom przejazdu przez miasto, co zmusiło Brytyjski Korpus Ekspedycyjny do straty wielu godzin na czasochłonnych objazdach.
Jakby tego było mało, na niebie pojawiły się niemieckie bombowce które bezlitośnie bombardowały alianckie kolumny. W tych warunkach sprzymierzeni doszli do rzeki Dyle dopiero 12 maja. Tam, ku swemu zaskoczeniu i przerażeniu zarazem, zorientowali się, iż nie przygotowano dla nich żadnych pozycji obronnych, a sama rzeka jako przeszkoda terenowa przedstawia niewielką wartość.
W tym samym czasie francuska 7. Armia próbowała przyjść z pomocą Holendrom, lecz w rejonie Bredy jej czołówki zostały zatrzymane i zmuszone do odwrotu.
Główny cel Niemców został osiągnięty – gros alianckich sił wkroczył do Belgii, pozostawiając do obrony Ardenów słabe oddziały 2. i 9. Armii. Na wieść o tym Hitler wykrzyknął „To był kawał dobrej roboty, ten atak na Liége. Sprawiliśmy, że uwierzyli, iż pozostaniemy wierni staremu planowi Schlieffena!”
Bitwa Pancerna pod Gembloux
Zwycięstwo w Eben Emael okazało się mieć zasadnicze znaczenie dla dalszego rozwoju sytuacji w Belgii. Po nieuszkodzonych mostach w głąb kraju wlewały się kolumny niemieckiej 6. Armii. Wkrótce po sforsowaniu przez Wehrmacht Kanału Alberta wojska belgijskie musiały się wycofać na linię Antwerpia–Louvain. Nadzieje Aliantów, że zdołają pod osłoną Belgów utworzyć stabilną linię obrony, okazały się płonne.
Tymczasem w dniu 12 maja alianckie lotnictwo podjęło próbę zniszczenia zajętych przez Niemców mostów w rejonie Maastricht. Atak zakończył się jednak bolesną porażką, gdyż mosty osłaniane były przez liczne działa przeciwlotnicze i eskadry myśliwskie Luftwaffe. Tego dnia RAF utracił nad Maastricht około 30 samolotów, a Francuzi kilkanaście. Żaden most nie został uszkodzony.
Do pierwszego starcia pomiędzy Wehrmachtem, a Aliantami doszło w dniach 13 i 14 maja w pobliżu miasteczka Gembloux. Przybrało ono formę dwudniowej bitwy pancernej pomiędzy niemieckim XVI Korpusem Panernym a francuskimi dywizjami zmotoryzowanymi z 1. Armii.
Liczebnie i jakościowo Francuzi nie ustępowali Niemcom, a ich lekkie dywizje zmechanizowane (DLM) mogły teoretycznie, podjąć z nimi wyrównaną walkę. Okazało się jednak, że niemiecka taktyka i profesjonalizm nie mają sobie równych. Świetnie dowodzony przez generała Höpnera XVI Korpus Pancerny zdołał wymanewrować Francuzów i zadawszy im ciężkie straty, wyparł ich za Dyle. Mimo że francuskie czołgi były lepiej opancerzone, Niemcy stosując zasadę koncentracji, uzyskali przewagę i przebili się przez słabe punkty ugrupowania wroga. Niebagatelną rolę odegrało tu również silne wsparcie jakie otrzymał Höpner ze strony Stuk. W tych dniach francuskie DLM utraciły nie tylko wiele maszyn, lecz przede wszystkim ducha bojowego. Odtąd francuskie dywizje zmotoryzowane raczej unikały walki z niemieckimi czołgami.
Walki w Belgii
Armia belgijska ustępowała Wehrmachtowi pod każdym względem – wyszkolenia, morale, uzbrojenia. Nic więc dziwnego, że jej obrona rychło zaczęła się załamywać. Siłę belgijskiego oporu osłabiały w dodatku animozje narodowościowe – oddziały złożone z Flamandów poddawały się w całości lub walczyły z największą niechęcią. Gdzieniegdzie artyleria belgijska potrafiła na trochę osłabić impet niemieckiego natarcia, lecz jak zauważył brytyjski historyk, „Belgowie bronili się niekiedy dzielnie, lecz zawsze chaotycznie”.
Tymczasem tego samego dnia, gdy Höpner zwyciężył pad Gembloux, oddziały niemieckiej 4. Armii sforsowały Mozę w rejonie Namur. Nieco dalej na południe – pod Dinant – niemiecki XV Korpus Pancerny generała Hotha w trzydniowej bitwie rozgromił francuską 1. Dywizję Zmotoryzowaną (1 DCR), niszcząc 65 francuskich czołgów.
16 maja potężne niemieckie ataki wyparły wojska francuskiej 1. Armii z pozycji nad Dyle. Wojska alianckie rozpoczęły generalny odwrót na linię rzeki Skaldy. Ich wolę oporu zmniejszała świadomość, iż Niemcy dokonali przełamania pod Sedanem i grozi im odcięcie we Flandrii. W dodatku spory kompetencyjne i brak współdziałania pomiędzy dowódcami brytyjskimi, francuskimi i belgijskimi nie ułatwiały podjęcia skutecznych działań obronnych. Jakby tego było mało, Luftwaffe zdobyła nad belgijskim niebem zdecydowaną przewagę. Belgijskie lotnictwo przestało istnieć a ataki bombowców RAF-u na niemieckie kolumny przynosiły jedynie krwawe straty. Lotnictwo francuskie wyraźnie uchylało się od walki.
17 maja Niemcy zajęli niebronioną Brukselę (ogłoszoną miastem otwartym) i Mechelen. Następnego dnia Alianci cofnęli się na linię Skaldy, lecz do 20 maja Niemcy zepchnęli ich stamtąd dalej na zachód. Nie był to jednak koniec klęsk – wojska belgijskie, ponosząc ciężkie straty, zostały rychło zepchnięte za rzekę Lys, a Francuzi i BKE zostali wyparci poza belgijską granicę państwową. Zdziesiątkowani Belgowie bronili się teraz nad rzeką Lys, osłaniając Brugię i Ostendę – ostatnie większe miasta w Belgii nie zajęte jeszcze przez Niemców.
Wbrew legendzie Brytyjczycy z BKE do 21 maja nie brali większego udziału w walkach. Ich odwrót na zachód przebiegał natomiast pod znakiem systematycznej i masowej grabieży, której ofiarą padali belgijscy cywile. Główny ciężar walk ponosili w tych dniach Belgowie i Francuzi z 1. Armii. Pod gradem bomb Luftwaffe prowadzili zaciekłe walki obronne, osłaniając powolny odwrót BKE w stronę wybrzeża.
Upadek Holandii (10–15 maja 1940 roku)
Holendrzy doskonale zdawali sobie sprawę, że ich zaledwie czterystutysięczna armia nie będzie w stanie długo opierać się niemieckiemu atakowi. Dlatego ich plan obrony przewidywał oddanie najeźdźcom północnowschodniej części kraju i utworzenie w centrum państwa rejonu umocnionego, obejmującego Hagę, Amsterdam i Rotterdam.
W tej „Twierdzy Holandia” – opierając się o linie IJssel, Grebbe i Peel–Raam – Holendrzy mieli zamiar wytrwać do nadejścia francuskiej pomocy.
Niemcy rzecz jasna nie mieli zamiaru do tego dopuścić, jednakże atak frontalny, przez podmokłe holenderskie depresje poprzecinane licznymi rzekami i kanałami, niósł ze sobą ryzyko znacznych opóźnień. Dlatego generał von Bock zaproponował wykonanie zmasowanego desantu spadochronowego wewnątrz „Twierdzy Holandia”. Spadochroniarze z 7. Dywizji Lotniczej i 22. Dywizji Powietrznodesantowej mieli zająć najważniejsze mosty i lotniska w Holandii i utrzymać je do czasu nadejścia wojsk lądowych. Niemcy nie mieli dobrego mniemania o wartości bojowej holenderskiej armii i nie spodziewali się większego oporu.
Niemieckie desanty spadochronowe
Elitarna niemiecka 7. Dywizja Lotnicza (dowodzona przez „ojca” niemieckich wojsk spadochronowych – Kurta Studenta) otrzymała zadanie zdobycia mostów i lotnisk w rejonie Rotterdamu. Z zadania tego wywiązała się znakomicie choć napotkała silniejszy opór niż ktokolwiek przypuszczał.
Rankiem 10 maja, 2. batalion 1. pułku spadochronowego wylądował w pobliżu mostu w Moerdijku. Po krótkiej, lecz zażartej walce niemieccy spadochroniarze zdobyli most. W tym samym czasie, 1. batalion tego samego pułku zaatakował most w Dordrechcie i zdobył go, zanim Holendrzy zdołali go wysadzić. Sukces ten został jednak okupiony znacznymi stratami. 3. batalion 1. pułku zrzucono nad lotniskiem Waalhoven. Po krótkiej walce spadochroniarze zdobyli lotnisko, a następnie pobliski most nad Mozą.
Niemcy wprowadzili również do walki bardziej nietypowe formacje. W rejonie Gennep przebrani w holenderskie mundury żołnierze specjalnego oddziału Abwehry „Brandenburg” zaatakowali pobliski most Zaskoczeni obrońcy zostali wybici, a most wpadł w niemieckie ręce. Natomiast w rejonie miast Nijmegen i Roermond podobne akcje „Brandenburczyków” zakończyły się fiaskiem.
W tym samym czasie do brawurowej akcji doszło w Rotterdamie. Początkowo ważne punkty w mieście mieli opanować wysadzeni w pobliżu spadochroniarze. Ich atak utknął jednak, zatrzymany przez silną holenderską obronę. Wówczas okazało się jak duże znaczenie ma elastyczność niemieckiego dowództwa. Do Rotterdamu wysłano 12 wodnosamolotów He 59, które wysadziły 120 niemieckich żołnierzy. Holendrzy byli kompletnie zaskoczeni, a trzy strategicznie ważne mosty w Rotterdamie i pobliskie lotnisko wpadły w ręce Niemców.
Fiaskiem zakończyła się natomiast niemiecka akcja w rejonie Hagi. Lądujące tam oddziały 22. Dywizji Powietrznodesantowej i 2. pułku z 7. Dywizji Lotniczej napotkały na silny i dobrze zorganizowany opór. Ataki na lotniska w Valkenburgu, Ypenburgu, Ockenburgu i Katwijku zakończyły się niepowodzeniem. Do końca dnia blisko tysiąc Niemców dostało się do niewoli, a wielu innych zginęło. Dowódca 22. Dywizji – generał von Sponeck – został ciężko ranny. Porażki dopełniło zestrzelenie przez holenderskie myśliwce 37 niemieckich samolotów transportowych Ju 52 w ciągu zaledwie kilkunastu minut. W rezultacie Niemcom nie udało się schwytać ani holenderskiego rządu, ani rodziny królewskiej. 22. Dywizja zamiast defilować w Hadze, musiała teraz z trudem walczyć o przetrwanie.
Holenderskie kontrataki, odsiecz 18. Armii
12 maja z frontu nad rzeką Peel–Raam Holendrzy przerzucili pod Rotterdam jedną ze swych najbardziej elitarnych formacji – Dywizję Lekką. Jej kontrataki zaczęły poważnie zagrażać pozycjom 7. Dywizji Lotniczej, szczególnie zagrożony był most w Moerdijku. Elastyczne dowodzenie Studenta i wsparcie ze strony Luftwaffe pozwoliło jednak spadochroniarzom na odparcie ataku. Tymczasem niemiecka 18. Armia, która wedle planu miała błyskawicznie zluzować spadochroniarzy, napotkała silny opór Holendrów. Nie był jednak równy we wszystkich miejscach. Holenderskie II i IV Korpus zostały po pewnym czasie zepchnięte z linii Grebbe. Ten sam los spotkał III Korpus nad rzeką Peel.
Tymczasem oddziały francuskiej 7. Armii próbowały wesprzeć Holendrów. Zbyt szybki odwrót holenderskiego III Korpusu z linii Peel sprawił jednak, iż niemieckie czołówki zdołały przeciąć drogę francuskiej 1 DLM, zanim nawiązała kontakt z głównymi siłami holenderskiej armii. Francuska dywizja, mając odsłonięte flanki, wycofała się pospiesznie w kierunku Antwerpii. W tym samym czasie niemieckie lotnictwo zdobyło pełne panowanie w powietrzu nad Holandią. Lotnictwo tego państwa rychło przestało istnieć, a patrole myśliwskie wysłane przez brytyjski RAF zostały odparte z dużymi stratami dla Brytyjczyków.
13 maja czołówki 18. Armii nawiązały wreszcie kontakt z walczącymi w okrążeniu spadochroniarzami. Pułk SS „Leibstandarte Adolf Hitler” rozbił tego dnia holenderski 1. pułk huzarów, a 14 maja zluzował spadochroniarzy broniących mostu w Moerdijku. Równocześnie czołgi 9. Dywizji Pancernej pojawiły się pod Rotterdamem i zluzowały walczących ostatkiem sił spadochroniarzy. Dzięki zdobyciu mostów przez spadochroniarzy kolumny zmotoryzowane mogły wedrzeć się w głąb „Twierdzy Holandia”. W ten sposób holenderska obrona została rozerwana na dwie części, a nadzieje na stawianie długiego oporu stały się nierealne. Holenderska armia zaczęła się rozpadać.
13 maja królowa Wilhelmina i rząd opuścili kraj, udając się na emigrację do Wielkiej Brytanii. Brytyjskiemu wywiadowi udało się ewakuować wraz z nimi zapasy holenderskich diamentów przemysłowych.
Zniszczenie Rotterdamu, kapitulacja Holandii
W południe 13 maja Niemcy wezwali komendanta obrony Rotterdamu – pułkownika Scharroo – do natychmiastowego poddania miasta. Pułkownik odmówił zdecydowanie, a nawet zagroził zniszczeniem ogniem artylerii tych dzielnic miasta, które znajdowały się w rękach Niemców. Niemcy, aby złamać wolę walki Holendrów, zdecydowali się wówczas przeprowadzić terrorystyczny nalot na miasto. Atak miał się odbyć następnego dnia.
Podczas gdy sto bombowców He 111 z pułku bombowego KG 54 zmierzało w kierunku Rotterdamu, dowództwo obrony miasta zdecydowało się jednak podjąć negocjacje. Natychmiast wydano rozkaz wstrzymania nalotu, lecz dotarł on jedynie do części samolotów. W rezultacie 57 niemieckich samolotów zrzuciło na miasto 97 ton bomb. Zniszczono 25 tysięcy domów, wodociągi i fabrykę margaryny. Śmierć poniosło prawdopodobnie około 900 mieszkańców. Dwie godziny później garnizon Rotterdamu poddał się bezwarunkowo.
Nalot wywołał oburzenie światowej opinii publicznej, a jednocześnie falę przerażenia w Holandii. Obawiając się powtórzenia nalotów i zniszczenia kolejnych miast, dowódca armii holenderskiej – generał Winkelman – nakazał swym wojskom wstrzymanie oporu. 15 maja Holendrzy złożyli broń. Pięciodniowe walki kosztowały holenderską armię 2890 zabitych, 29 zaginionych i 6899 rannych. Na holenderską klęskę złożyły się niespodziewane i doskonale przeprowadzone desanty spadochronowe, niemiecka przewaga w sprzęcie (zwłaszcza w powietrzu) i słabe wyszkolenie holenderskiej armii.
Królowa Wilhelmina i rząd emigracyjny kontynuowali z Londynu walkę przeciwko Niemcom.