Obrady Wielkiej Trójki na Krymie w lutym 1945 roku powszechnie uważa się za konferencję, na której mocarstwa sprzymierzone podjęły najważniejsze decyzje podczas drugiej wojny światowej. Decyzje jałtańskie miały istotny wpływ na powojenne dzieje Polski. Faktycznie były powtórzeniem i ostatecznym zatwierdzeniem wcześniejszych ustaleń Wielkiej Trójki z listopada 1943 roku podjętych w Teheranie. Prezydent Roosevelt planował kolejne spotkanie ze Stalinem i Churchillem już we wrześniu 1944 roku, wyłonił się bowiem cały szereg problemów, które chciał przedyskutować przed ostatecznym załamaniem się hitlerowskich Niemiec. W trakcie, gdy Roosevelt zastanawiał się nad miejscem obrad, otrzymał notę od Stalina z propozycją, aby konferencja odbyła się na Krymie.
Początkowo ani Roosevelt, ani Churchill nie wyrażali entuzjazmu co do proponowanego miejsca i dopiero oświadczenie Andrieja Gromyki, ambasadora w Waszyngtonie, przekazane podczas rozmowy z Harrym Hopkinsem, iż Stalin w związku z rozpoczętą wielką ofensywą wojsk radzieckich nie może opuścić ZSRR, sprawiło, że Roosevelt zaakceptował propozycję odbycia spotkania w Jałcie. Wkrótce potem zgodę wyraził również Churchill. Tak więc konferencja mogła się odbyć, zgodnie z propozycją Stalina, na Krymie, w byłej letniej rezydencji carskiej w pałacu Liwadii na brzegu Morza Czarnego, w pobliżu Jałty. Pierwsze formalne posiedzenie Wielkiej Trójki i ich doradców odbyło się 4 lutego. Już podczas tego spotkania poruszono sprawę Polski, lecz dalsza dyskusja o tym kłopotliwym problemie została ponownie podjęta dwa dni później przez prezydenta Stanów Zjednoczonych i trwała aż do końca konferencji. W toku dyskusji wyłoniły się znaczne rozbieżności w poglądach delegacji mocarstw zachodnich i Związku Radzieckiego.
Stalin był nieustępliwy w dwóch istotnych punktach: wschodniej granicy Polski i składu polskiego Rządu Tymczasowego. Utrzymywał, że granica Polski winna biec wzdłuż rzeki Bug, zgodnie z linią Curzona, z nieznacznymi odchyleniami w niektórych miejscach na korzyść Polski. Roosevelt i Churchill zasadniczo zgadzali się z tym poglądem, jak to zresztą wyrazili już w Teheranie, ale kwestionowali włączenie do Związku Radzieckiego okręgu lwowskiego. Churchill był za tym, aby cały okręg wraz z miastem Lwowem pozostał przy Polsce. Roosevelt zaś sugerował, aby Stalin zgodził się zostawić Polsce przynajmniej zagłębie naftowe tego rejonu bez Lwowa.
„Kto nakreślił linię Curzona?”, pytał Stalin. „Czy to był Rosjanin? Jeśli zgodzimy się na oddanie terenów poza tą linią, to nie mam po co z Mołotowem wracać do Moskwy, bo lud moskiewski zapyta: »Hej, Stalin i Mołotow! Czy wyście byli mniej Rosjanami niż był Curzon?«” Przy pomocy tak banalnych sformułowań Stalin, jak się wydaje, przekonał partnerów dyskusji, że ma rację. Oddanie wschodniej połowy Polski odbyło się bez większego sprzeciwu ze strony Roosevelta i Churchilla. Nie brano pod uwagę w ogóle faktu, że poza tą osławioną linią żyło około pięciu milionów Polaków, że stanowili w niektórych okręgach przygniatającą większość, jak choćby w okręgu Wilna i samego Lwowa, oraz że te dwa miasta były przez kilka wieków ogniskami kultury polskiej, ze słynnymi uniwersytetami Stefana Batorego w Wilnie i Jana Kazimierza we Lwowie. Co więcej, przywódcy mocarstw zachodnich zignorowali całkowicie w tej sprawie opinie rządu polskiego w Londynie, który w dalszym ciągu uznawali za legalny rząd Polski, jak również opinię ludności tego terytorium.
W toku dyskusji, Stalin, Roosevelt i Churchill zgodzili się na włączenie do Polski znacznej części Prus Wschodnich i obszaru byłego Wolnego Miasta Gdańska oraz przesunięcie zachodniej granicy Polski „aż po Odrę”. Jednak nie sprecyzowano dokładnie linii tej granicy, odkładając jej ustalenie do „przyszłej” konferencji pokojowej. Zarówno Churchill, jak Stalin wskazywali na możliwość wymiany ludności na tym terenie, czemu prezydent Roosevelt nie sprzeciwiał się. Oznaczało to zgodę na przesiedlenie polskiej ludności zza Bugu na tereny oddane Polsce i wysiedlenie niemieckiej ludności na zachód.
O wiele poważniejsza i trudniejsza dyskusja zogniskowała się wokół składu Tymczasowego Rządu Polskiego. Stalin domagał się, aby przyszły rząd Polski był rządem „przyjaznym” Związkowi Radzieckiemu i był formowany na bazie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, rezydującego tymczasowo w Lublinie. Został bowiem uznany już przez Stalina za prowizoryczny rząd polski, bez pytania o zgodę mocarstw zachodnich. Strona radziecka proponowała poszerzenie tego rządu przez udział w nim niektórych polskich działaczy politycznych zarówno z Londynu, jak i z kraju, ale było rzeczą jasną, że tylko takich, na których się zgadzała i tylko na te stanowiska, na które pozwalała. Spośród działaczy polskich z Londynu brany był pod uwagę przede wszystkim były premier Stanisław Mikołajczyk. Zarówno Roosevelt, jak Churchill zalecali go Stalinowi jako „człowieka uczciwego”. Spośród kandydatów z samej Polski wymieniano nazwiska byłego premiera Wincentego Witosa, arcybiskupa Sapiehy i profesora Kutrzeby. Zachodni przywódcy manewrowali podczas długich godzin dyskusji, aż wreszcie ustąpili w głównych punktach żądaniom Stalina. Dyskusję zakończono uznaniem wschodniej granicy Polski według koncepcji Stalina i zgodą na sformowanie Polskiego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej na zasadach przez niego zalecanych. Szczegóły dotyczące składu rządu miały być ustalone w najbliższym czasie, podczas konferencji delegatów trzech wielkich mocarstw z udziałem członków rządu lubelskiego oraz demokratycznych działaczy z Londynu i kraju.
Alianci zgodzili się na „wolne demokratyczne wybory w Polsce” możliwie najprędzej po zakończeniu działań wojennych. Nie określono jednak dokładnie, w jakim czasie po zakończeniu wojny winny się odbyć i w jakiej formie. Nie ustalono też międzynarodowego nadzoru nad ich przebiegiem. W niedzielny ranek 11 lutego odbyło się ostatnie posiedzenie Wielkiej Trójki, na którym zatwierdzono mętną deklarację w sprawie Polski, w której jak motto brzmiało oświadczenie: „Nowa sytuacja została stworzona w Polsce jako rezultat jej całkowitego oswobodzenia przez Armię Czerwoną…”. W tym momencie za milczącą zgodą sprzymierzeńców zapadła żelazna kurtyna, odcinając scenę polskiej tragedii. Została dokonana jałtańska transakcja, której zwycięzcą został Stalin, a największą cenę zapłaciła Polska.
W Jałcie Stalin bardzo zręcznie rozgrywał sprawy polskie. Oficjalnie deklarował, że Polska powinna być silna, niepodległa i suwerenna, z tym że jego definicje tych słów były odmienne od znaczenia, jakie przypisywali im Polacy. Jak doskonała była to gra, świadczy następujący epizod. Gdy Churchill podczas omawiania kwestii polskiego rządu oświadczył: „Przecież my tu możemy sami najlepiej stworzyć polski rząd”, Stalin natychmiast wystąpił jako gorący zwolennik i obrońca demokracji z ripostą: „Jak to, proszę pana, bez Polaków będziemy to robić?”. Harry Hopkins, który był z prezydentem Rooseveltem w Jałcie, po zakończeniu obrad powiedział: „Jesteśmy absolutnie pewni, że została wygrana pierwsza wielka bitwa o pokój”. Ale ten optymizm nie trwał długo. Już miesiąc później Averell Harriman, amerykański ambasador w Moskwie, donosił, iż władze radzieckie utrudniają w różny sposób przeorganizowanie warszawskiego komunistycznego rządu w demokratyczny Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. W międzyczasie NKWD aresztowało masowo tych ludzi uznanych za politycznych przeciwników.
Churchill zdawał sobie sprawę ze skutków postanowień w Jałcie i tylko oficjalnie markował zadowolenie z efektów porozumień. Po powrocie do Londynu, w tak zwanej debacie jałtańskiej, która miała miejsce w końcu lutego, twierdził wobec własnego parlamentu, że wierzy w radzieckie zapewnienia, co przyjęto w Izbie z prawdziwym sceptycyzmem. Natomiast gdy telefonował do Roosevelta powiedział:
„Polska utraciła swoje granice. Czy utraci teraz wolność? Jesteśmy wobec całkowitego fiaska i załamania się tego, co zostało postanowione w Jałcie”. Prezydent Stanów Zjednoczonych nie podzielał jednak tych obaw, replikując: „Ja mam przeczucie, że Stalin nie jest taki. Harry [Hopkins] mówi mi, że on taki nie jest, że oni niczego nie chcą tylko bezpieczeństwa swojego kraju. Myślę, że jeżeli dam mu wszystko, co tylko mogę, i nie będę prosił o nic w zamian za to, to on nie będzie próbował zaanektować czegokolwiek i będzie pracował ze mną dla światowego pokoju i demokracji”.
Mimo oczywistych faktów, które ukazywały prawdziwe radzieckie intencje, Roosevelt nie zmienił swoich ocen rozwoju sytuacji i opinii o „marszałku” Stalinie. Nic też dziwnego, że przy takiej postawie prezydenta Stanów Zjednoczonych Stalin osiągnął wszystko co chciał. Arthur Bliss Lane, ambasador amerykański w Warszawie, napisał: „Ugoda Jałtańska z dopustu prezydenta Roosevelta była kompromisem w stosunku do sprawy polskiej. By powiedzieć to otwarcie, była to kapitulacja ze strony Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii na rzecz poglądu sowieckiego tak co do granic Polski, jak co do składu Polskiego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej”.
Walka Polski o niepodległość i terytorialną integralność została przegrana głównie na skutek nielojalności zachodnich sprzymierzeńców. Wypadek bez precedensu w historii: najwierniejszego towarzysza boju „sojusznicy” wydali w ręce jego wroga. Polskę pozostawiono całkowicie na łaskę Stalina. Przez ugodę jałtańską dwie najwznioślejsze zasady międzynarodowej polityki, prawo samostanowienia o sobie narodów i Karta Atlantycka, jak również sojusznicze zobowiązania Anglii i Stanów Zjednoczonych w stosunku do Polski, zostały zdradzone i podeptane.
Jednemu z dyplomatów amerykańskich, który bawił z Rooseveltem w Teheranie i usiłował wpłynąć na prezydenta, aby nie ulegał tak łatwo Stalinowi w sprawie polskiej, Roosevelt odpowiedział: „Możliwe, że Pan wie dużo o międzynarodowych sprawach, ale polityki amerykańskiej Pan nie rozumie”. Rzeczywiście, trudno zrozumieć logikę polityczną prezydenta Stanów Zjednoczonych, który potencjalnemu wrogowi oddawał tak łatwo kontrolę nie tylko nad Polską, ale nad stu milionami ludzi środkowo-wschodniej Europy. Obietnica włączenia się Związku Radzieckiego do wojny z Japonią stała się jednym ze znanych powszechnie powodów przychylności prezydenta Stanów Zjednoczonych wobec Stalina. Zaufanie Roosevelta jest zdumiewające. Powstaje pytanie, na jakich motywach opierał to zaufanie do człowieka, który przez kolaborację z Hitlerem przyczynił się decydująco do wybuchu drugiej wojny światowej i który przez zaanektowanie połowy Polski, państw bałtyckich oraz części Rumunii i Finlandii zademonstrował jawnie, do czego zmierza. Roosevelt i jego sztab posiadali również informacje o tym, co wydarzyło się w katyńskim lesie, i znali prawdę o zachowaniu się wojsk radzieckich w czasie powstania warszawskiego.
Roosevelt nie był geniuszem politycznym, ale też nie był ignorantem w tych sprawach. Wiele motywów wskazuje, że w stosunku do Stalina bardziej udawał naiwnego niż był nim w rzeczywistości. Jakie więc mogły być motywy obłudnej gry Roosevelta w sprawie polskiej? Pominąwszy jego chorobliwą skłonność do kłamstwa, co amerykańscy autorzy nazywają delikatnie „ubogim stosunkiem do prawdy”, należy szukać innych istotnych czynników, które wpłynęły na postawę prezydenta. Gdy zwrócimy uwagę na skład politycznego sztabu Roosevelta i koła, z jakich wywodzili się ludzie z jego otoczenia, nasuwają się wówczas pewne wnioski. Były to te same koła, które przejawiały osobliwą predylekcję do przedstawiania Polski od jej odrodzenia w 1918 roku w ciemnych kolorach, jako kraju „zacofanego”, „katolickiego”, „nietolerancyjnego” i przede wszystkim „antysemickiego”. Dlatego też Roosevelt, który oficjalnie nazwał Polskę dla celów propagandowych „natchnieniem narodów”, po cichu w poufnych rozmowach z doradcami twierdził, że nie zamierza się targować w takiej sprawie jak Polska. Jest to zdanie prezydenta, które zamieszczono w wielu amerykańskich źródłach.
Był też inny motyw, który wpływał na postawę przywódców amerykańskich i angielskich w Jałcie odnośnie sprawy polskiej. Motyw ten dominował zwłaszcza w mentalności polityków angielskich, a który tak jasno wyraził Evan Durbin, sekretarz wicepremiera brytyjskiego Clementa Attlee’ego w rozmowie ze Zygmuntem Nagórskim: „Polska sprawa jest przegrana. Ameryka i Anglia nie zrobią nic w celu przeciwstawienia się żądaniom sowieckim. Linia konfliktu biegnie poprzez Niemcy. Wszystko co leży poza tą linią nie interesuje już dziś Anglii i Ameryki”.
Na tle takiej postawy „sprzymierzeńców” sprawa polska musiała być przegrana. Arthur Bliss Lane napisał, iż Jałta stanowiła dla Polski „śmiertelny cios”. Osobiście skłaniam się do oceny prezentowanej przez profesor Krystynę Kersten, iż widzieć należy Jałtę nie jako wyrok na Polskę, ale jako początek rozstajów dróg. Dla mocarstw zachodnich był to jednak nie tylko błąd polityczny o nieobliczalnych następstwach, ale przede wszystkim moralna kapitulacja.
Bibliografia:
A. Toczewski, Jałta – koniec nadziei. „Prawo i Życie” 1995 nr 5, s. 22–24.
K. Kersten, Jałta w polskiej perspektywie. Warszawa 1989.
J. Garliński, Polska w drugiej wojnie światowej. Londyn 1988.